9. Santiago

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dla AniAni85

***Santiago

- Mam to, zadowolona?

Koperta z impetem uderza o szklaną powierzchnię stolika.

- Nie udawaj, że to było takie trudne - mówi kobieta wykrzywiając w kpiącym grymasie swoje pomalowane na czerwono usta. - Veronica z pewnością umiliła ci pobyt u niej.

- To nie twoja sprawa. - Warczę w odpowiedzi.

- Och Santiago, nie bądź taki drażliwy - podchodzi bliżej. Przesuwa paznokciami od mojej klatki piersiowej, przez bark, aż do pleców jednocześnie obchodząc mnie wokoło. Krąży niczym lwica osaczająca swoją ofiarę.

- Dobra w tym jest? - pyta, a jej oddech owiewa mój kark.

- Powiedziałem, to nie twoja sprawa - powtarzam. Jest środek nocy, a ona się bawi w dyskusję. Dłonie kobiety suną po moich plecach. Mimowolnie napinam mięśnie, gdy czuje jak jej paznokcie tworzą na mnie nieznane wzory.

- Wiesz, że potrafię być o wiele, wiele lepsza - szepcze przygrywając płatek mojego ucha. Z pleców sprawnie przenosi dłonie na moją klatkę piersiową. Czuję jak wtula się w moje plecy jednocześnie rozpinając guziki mojej koszuli. Jedną ręką sięga do mojego krocza, bezbłędnie znajdując pod materiałem spodni, mojego kutasa. Masuje go niemal czule. Chce powstrzymać jej dłonie, zamiast tego odwracam się wpijam w jej usta. Zaciskam dłonie na pośladkach i dociskamy jej ciało do swojego. Powoli ciągnę ją w stronę hotelowego łóżka. Nie powinienem. To złe, a jednocześnie tak dobre. Pamiętam jak kiedyś do siebie pasowaliśmy, dopóki nie pojawiła się Veronica. Wtedy wszystko się skończyło, aż do teraz. Nigdy żadnej z nich nie kochałem, nawet żony. To tylko chemia. Pożądanie w czystej formie. Uwielbiam seks. Zero uczuć, tylko spełnienie.
Rzucam jej ciało na łóżko i od razu nakrywamy je swoim. Moja wcześniej rozpięta koszula ładuje na podłodze, zaraz za nią sukienka kobiety, którą sama pomaga mi zdjąć. Jej chciwe palce rozpinają moje spodnie, by po chwili mogły opaść na podłogę wraz z bokserkami.

- Przygotowałaś się - stwierdzam, gdy widzę jak wyciąga spod poduszki małe foliowe opakowanie. Odpowiada mi zadziornym uśmiechem, po czym sprawnie i szybko nakłada prezerwatywę na mojego sztywnego fiuta.
Zsuwam z niej majtki przy okazji upewniając się, że jej cipka jest wystarczająco mokra. Jej soki otulają moje palce, gdy wsuwam je w jej szparkę.
Chwytam kutasa i nakierowuje na jej wejście po czym wbijam się w nią po samą nasadę. Jęczy długo i przeciągle, co jest jak muzyka dla moich uszu. Dobrze wiem, że lubi ostro. Nie zapomniałem.
Wchodzę w nią raz po raz, nieprzerwanie spoglądając w zamglone z pożądania oczy. Chyba od początku wiedziałem, że tak się to skończy. Jestem tylko mężczyzną, a ona wie jak mnie do siebie przekonać.
Jestem już blisko, pochylam się by wpić się w jej usta. Wykorzystuje okazję, by przewrócić mnie na bok. Przekłada przeze mnie nogę i sprawnie nabija się na mojego fiuta. Teraz to ona jest na górze, a ja jestem zbyt skołowany, żeby protestować.
Gdy zaczyna się poruszać, szybko wpadamy w wspólny rytm. Już nie przeszkadza mi, że mnie zdominowała. Podziwiam jak jej ciało wije się na mnie, a piersi rozkosznie bujają się z każdym jej ruchem.
Zastyga.

- Co jest? - pytam. Wygląda na zamyśloną. Jakby o czymś sobie przypomniała.
Przenosi na mnie wzrok i uśmiecha się zadziornie.

- Mam ochotę na zabawę - mówi pochylając się i całując moją szyję.

- Właśnie się bawimy - odpowiadam jej zaciskając palce na jej pośladkach, przy okazji nabijając mocniej na mojego fiuta.
Nie przerywając pieszczenia mojej szyi sięga za siebie by spleść nasze palce i ponownie się prostuje.

- Mam na myśli inną zabawę - błysk w jej oczach sprawia, że zaczyna mnie coraz bardziej intrygować.

- Jaką?

- Zobaczysz...

***Ronnie

Budzę się bardzo wcześnie, co wnioskuje po szarości wpadającej do mojej sypialni przez nie zasłonięte okno. Wciąż leżę na brzuchu, wtulając w poduszkę. Nie muszę się odwracać, bo wiem, że go tam nie ma. Zawsze wychodzi, gdy śpię. Uśmiecham się sama do siebie, a przez moje ciało przechodzi dreszcz. Wspomnienie ubiegłego wieczora rozgrzewa moje wnętrze, które nagle pobudzone zaczyna się rozgrzewać. Nic z tego. Na te chwilę muszą wystarczyć mi jedynie wspomnienia. Bardzo przydała mi się ta chwila zapomnienia. Chyba tego mi było trzeba po ostatnich dniach w pracy.
Wiem, że już nie zasnę, przez co zerkam na zegarek, by jakoś zaplanować te nadprogramowe godziny. Dochodzi szósta.
Szybki prysznic, by ostudzić moje pobudzone ciało. Kawa i mogę zasiąść do notatek na te jedną godzinkę.
Wchodzę do salonu. Wszystko jest dokładnie tak jak zostawiłam to poprzedniego wieczoru, gdy Santiago postanowił złożyć mi wizytę, która skończyła się w mojej sypialni.
Zbieram po kolei rozłożone karteczki i.. coś mi nie pasuje. Zapiski o danych ofiar, miejscach zatrudnienia, zamieszkania i tym podobne są. Nie ma natomiast miejsc znalezienia zwłok jednej z ofiar. Klękam przy kanapie. Zaglądam pod każdy mebel. Czyżby? Nie, to nie możliwe. Po co Santiago miałby zabierać ze sobą jedną z notatek. Wszystko i tak jest w dokumentach.
Postanawiam ten problem zostawić na później. Skupię się na reszcie, a miejsca znalezienia zwłok przestudiuje na komendzie. Pewnie nawet nie miałam tej notatki w tym bałaganie i tylko mi się wydawało, że tak jest.

*
Punkt ósma przekraczam próg komendy, w której panuje jakieś dziwne poruszenie.
Krzyki i zamieszanie skupione tuż przy drzwiach Santiago narastają z każdym moim krokiem w tamtym kierunku.

- Jak to nikt go nie widział?! - słyszę krzyki rozhisteryzowanej kobiety.
Przechodzę pomiędzy zebraną grupą gapiów. Co swoją drogą na komendzie nie powinno mieć miejsca, i dostrzegam Penny próbującą uspokoić Vivian, żonę komendanta. Przechodzi mnie dreszcz na jej widok. Wczorajszej nocy wiłam się pod jej mężem, pozwalając mu zawładnąć moim ciałem, nie pierwszy raz z resztą, a dziś na jej widok najchętniej zapadła bym się pod ziemię.
Rudowłosa wyszarpuje ramię z uścisku Penny i zaczyna rozglądać się po zebranych. Gdy jej wzrok pada na mnie, mam wrażenie, że przeszywa mnie na wskroś. Zupełnie jakby cała moja wina w tej chwili lśniła neonowym blaskiem na moim czole. Zaciskam pięść w obawie, że zacznę drżeć i staram się znieść to oceniające spojrzenie. Mało nie upuszczamy papierowego kubka z kawą, który dzierżę w dłoni.

- Chcecie mi powiedzieć, że kompletnie nikt nie widział mojego męża od przedwczoraj?!

Przedwczoraj? Zaskakują mnie jej słowa, ale jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście nie było go w pracy poprzedniego dnia. Z racji, że to komendant, nikt nie odważyłby się zwrócić mu uwagi w tej kwestii. Gdzie w takim razie był? Pomijając noc, do tego nie całą, gdzieś się musiał podziwiać.
Może nie tylko ja trzymałam dla niego ciepłą pościel, gdy tylko tego chciał?
Ukłucie żalu boleśnie ściska coś w moim wnętrzu. Nie powinno tak być. Nigdy nie miało mi zależeć.

- Pani Monnari, pan komendant na pewno wkrótce się odezwie - uspokaja ją Penny. Vivian jednak nie wydaje się być przekonana i tylko prychając niczym kotka opuszcza budynek. Wszyscy wracają do swoich zajęć, oczywiście w akompaniamencie szeptów o możliwość pobytu Santiago.
Udaje się wprost do swojego biurka, jednak drogę zachodzi mi Mercedes.

- Czego chcesz? - pytam ze znudzeniem. Biorę łyk kawy, o której zapomniałam przez to całe zamieszanie. Zimna.

- Może ty wiesz co dzieje się z  Monnarim? - pyta na pozór obojetnie.

- Skoro nawet jego żona tego nie wie, to skąd niby ja? - Odpowiadam pytaniem. Coś mi mówi, że ona wie za dużo o moich relacjach z komendantem, albo tylko się domyśla.

- Myślę, że ona wie znacznie mniej niż powinna - kpi.

- O co ci chodzi Honda? Nie mam całego dnia na pogaduszki z tobą - tym razem to ja sprawiam pozory opanowanej. W środku, aż gotuje się ze zdenerwowania.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz mówić na mnie Honda!? - chyba wyprowadzenie jej z równowagi to był dobry pomysł.

- Jeśli już skończyłyśmy te ploteczki - robię w powietrzu cudzysłów przy ostatnim słowie. - To pozwól, że wezmę się do pracy.

Bez jej odpowiedzi, zgrabnie ją omijam.

- A nawiasem mówiąc, to ty również powinnaś - rzucam przez plecy.

Sytuacja z Santiago jest dziwna. Wiem jednak, że jak wróci to będzie już definitywny koniec tego naszego romansu. Praca i kariera są dla mnie ważniejsze niż seks z nim, jaki cudowny by on nie był.

Siadam za biurkiem i wyjmuje telefon. Jakie by nie było moje postanowienie to i tak się martwię. Wybieram jego numer. W odpowiedzi słyszę jedynie nagranie z poczty głosowej. Gdzie jesteś Monnari?

*
- Ronnie! Szybko! - Alan opiera się roztrzęsiony o moje biurko. Takiej paniki jeszcze u niego nie widziałam.

- O co chodzi? - pytam zdezorientowana. Ledwo usiadłam do akt, a tu kolejne zamieszanie.

- Chodź nie ma czasu. - Ciągnie mnie za rękę, dając jedynie możliwość, by chwycić kurtkę i telefon.

Jedyne czego udaje mi się dowiedzieć to to, że znaleziono kolejna ofiarę. Miejska policja spekuluje, że to robota naszego psychola od serc. Niestety nie mogą sprawdzić, dopóki nie znajdziemy się na miejscu.

*
Zjawiamy się na miejscu. Podrzędny hotel w obskurnej dzielnicy. Bez gwiazdek, co ja mówię, bez parkingu. W jednym z pokoi, gdzie trwa teraz walne zgromadzenie gapiów, znajduje się nasz cel.
Niecodzienny widok
Nagi mężczyzna przypięty kajdankami do wezgłowia łóżka w pozycji półsiedzącej. Głowa zwisa nisko do klatki piersiowej. Każda z rąk osobno przypięta kajdankami. Obie już solidnie otarte z naskórka przez dziką szarpaninę, jaką zapewne przeszły, gdy tylko mężczyzna po przebudzeniu zorientował się w jakiej pozycji się znajduje, lub jakie grozi mu niebezpieczeństwo. Któryś z policjantów okrył ciało od szyi w dół. Zapewne, by nie robić sensacji i wyrazie ewentualnych fotografów amatorów nie dać im pożywki.

Podchodzę bliżej. Jest mnóstwo krwi. Zabójca miał sporo czasu na to co zrobił.

- Nikt nic nie słyszał. W sąsiednich pokojach nie było ludzi. - Jak spod ziemi za moimi plecami wyrasta Tina.
Odwracam się do niej.

- Monitoring? - pytam

Kiwa głową dając znać, że takich luksusów to tutaj nie ma. Wzdycham i ponownie zbliżam się do ofiary. Muszę sprawdzić dlaczego policja uznała, że powinniśmy się zająć ta sprawą.
Zsuwam ostrożnie prześcieradło. Pomyliłam się nie jest pół nagi a całkowicie. To ciało jest tak dziwnie..

- On jest nagi - piszczy za moimi plecami Tina. Karce ją wzrokiem i wracam do czynności.
Nachylam się nad wyraźnie naznaczoną szyciem klatką piersiową. Jest jak u ofiar naszego psychola. Ten sam szew, to samo cięcie. Brakuje tylko ubrania i upozowania ciała. Nakładam gumowa rękawiczkę i powoli unoszę głowę ofiary.

- Nie.. - cichy szept niedowierzania opuszcza moje usta. - Santiago

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro