List #12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wejherowo, 18 lipca 2021

Najdroższa!
Czy wiedziałaś, że w Chinach przytulanie drzew jest zakazane? Albo że w Singapurze żucie gumy jest zabronione? Albo że ostatnimi słowami Vincenta van Gogha były: „Smutek będzie trwał wiecznie"? Ja też o tym nie wiedziałam, ale dzisiaj spotkałam człowieka lubiącego zasypywać innych ciekawostkami. Ma na imię Igor. Jest zabawny. Ma śnieżnobiały uśmiech i piękne błękitne oczy, a jego brązowe, przystrzyżone na jeża włosy dobrze się tarmosi. Spotkałam go, gdy próbowałam o Tobie zapomnieć. Okazało się, że on szuka tego samego - zapomnienia. Pewnie domyślasz się, jak to się skończyło. Przytaczam Ci tę sytuację, dlatego, żeby uświadomić Ci, że to już jest faktycznie koniec. Obie jesteśmy wolne. Mamy prawo spędzać noce, z kim chcemy, ale przez moje listy trudno w to uwierzyć. One dają jeszcze nadzieję. Może to był zły pomysł? To ich pisanie. Jednak nie potrafię przestać. Chcę zostawić Ci w nich odpowiedź na pytanie, dlaczego. To nie jest łatwe. To skomplikowane. Dlatego rozumiem, jeśli ich nie czytasz. Łatwiej byłoby ich nie czytać. Szybciej byś o mnie zapomniała, ale chyba chcę być jeszcze trochę pamiętana. Nie chcę zniknąć, ot tak, zostawiając Cię ze złamanym sercem. Mam do powiedzenia jeszcze trochę. Musisz wytrzymać, ale żebyś nie wpadła w jakiś obłęd, idź do klubu. Poznaj kogoś. Oddaj mu siebie, a o mnie pamiętaj tylko podczas czytania tych listów. To nie jest prośba. To bardziej rozkaz. Wciąż się o Ciebie martwię, ale nie jestem w stanie tego przerwać... Wybacz, że nie daję o sobie zapomnieć.

Tydzień po przegranej rozprawie sądowej nadal byłam w kiepskiej formie, ale już nie tak, jak na początku. Przestałam się dołować jej wynikiem i go ostatecznie zaakceptowałam. Udało mi się nawet umówić z Romanem dni, które miałam spędzać z córką. Nie mogłam narzekać. Było ich naprawdę dużo, z czego byłam bardzo zadowolona. Dogadaliśmy się, czego się nie spodziewałam. Zdążyłam zapomnieć już, jakim wyrozumiałym człowiekiem był i nadal jest Roman, co było głównym powodem mojego zdziwienia. Nie chciał utrudniać córce kontaktu z matką, ale musiałam przysiąc, że moja orientacja seksualna nie wpłynie negatywnie na małą. Mogłam na to przystać. Wiedziałam, że Roman boi się tego, czego nie potrafi zrozumieć, więc nie gniewałam się na niego długo. Zranił mnie niektórymi słowami, ale nie zachowałam urazy. Odpuściłam mu. Najważniejsze było, że się dogadaliśmy i że mogłam spędzać niektóre dni z córką.

Któregoś dnia, nie pamiętam już którego, wróciłaś z pracy z osobliwą prośbą. Poprosiłaś mnie, żebym poszła z Tobą na spotkanie z Twoją wieloletnią przyjaciółką i jej mężem. Mówiłaś, że wrócili dopiero z podróży po świecie i obiecałaś im mnie z nimi zapoznać. Zgodziłam się ze względu na fakt, że nigdy nie potrafiłam Ci odmawiać. Poza tym byłam ciekawa. Chciałam poznać osobę, z którą siedziałaś w jednej ławce. Z którą wspólnie dorastałaś.

Od samego rana byłaś bardzo spięta. Bałaś się, że Franciszka będzie miała coś przeciwko naszemu związkowi, a bardzo liczyłaś się z jej zdaniem. Próbowałam Cię uspokoić, ale nie miałam pojęcia, na ile się mi to udało. To była jedna z tych sytuacji, w których nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. W przeciwieństwie do Ciebie byłam spokojna. Nie bałam się spotkania z Twoją przyjaciółką, czego nie mogłaś zrozumieć. Kiedy usiadłaś, żeby zjeść ze mną śniadanie, podzieliłaś się ze mną swoimi obawami.

- Jak to jest, że ja się bardziej martwię tym spotkaniem niż ty, co Marchewko? - spytałaś po wyrzuceniu z siebie swoich niepokoi, których nie pamiętam dokładnie.

- Ja po prostu wiem, że wszystko się uda, Promyczku. Mówiłaś, że Franciszka jest bardzo otwartą młodą kobietą, więc nie ma się czego bać.

- Ale może się przyczepić, że jesteś ode mnie starsza o siedem lat.

- Nie przesadzaj. Siedem lat to jeszcze nie tak dużo.

Wtedy posłałaś mi spojrzenie, które rzucałaś zawsze, gdy się ze mną nie zgadzałaś.

- Siedem lat to kupa czasu - stwierdziłaś. - Podczas gdy ty już chodziłaś po świecie, ja dopiero byłam w planach.

- Ten czas teraz nie ma znaczenia. Myślę, że Franciszka nawet tego nie zauważy.

- Ty poczekaj, aż będę chciała przedstawić cię rodzicom. Może wtedy będziesz bardziej spięta ode mnie.

Zaskoczyłaś mnie, aż się zakrztusiłam kawą, którą wtedy piłam. Perspektywa poznania Twoich rodziców, o których rzadko mówiłaś wydała mi się bardzo stresująca. Przestraszyłam się.

- Myślisz, że twoi rodzice chcieliby mnie poznać?

- Pewnie. Czemu nie?

- To nie jest sprawiedliwe. Ty wiesz wszystko o moim życiu, bo ci powiedziałam, a ja nie wiem nawet, czy twoi rodzice nadal żyją. Przypuszczam, że tak, bo poruszyłaś teraz ten temat, ale do tej pory nie miałam o tym pojęcia.

Uśmiechnęłaś się lekko.

- A co chciałabyś wiedzieć o moim życiu, co?

- Chciałabym wiedzieć wszystko to, co powinnam i jeszcze trochę więcej - oznajmiłam, odwzajemniając Twój uśmiech.

- Powiem ci, ale może w jakimś bardziej odpowiednim momencie. Teraz niech wystarczy ci wiedza, że moi rodzice żyją i mają się dobrze w swoim małym domu gdzieś na obrzeżach miasta. Są bardzo otwartymi ludźmi. Wiedzą, że wolę być z kobietą. Zaakceptowali mnie. Bardzo mnie wspierali w kupnie tego mieszkanka oraz w całym moim życiu. Nie mówiłam ci o nich, bo bałam się, że to zabrzmi głupio. Twój ojciec odrzucił cię, kiedy się dowiedział o twojej orientacji. Mój namówił mnie, żebym nie bała się mówić, kim jestem. Pomagał mi, kiedy mi dokuczali. Ocierał łzy, gdy pierwsza dziewczyna okazała się nie odwzajemniać moich uczuć.

- Rozumiem. Chętnie ich poznam - odparłam zgodnie z prawdą.

- Cudownie. Bo oboje też chcą cię poznać, ale jeszcze nie było dobrego momentu, żeby ci o tym powiedzieć. Co powiesz na to, żebyśmy pojechali do nich na kolację po obiedzie z Franciszką i Edmundem?

- Tak szybko?

- A czemu nie? Załatwmy to, dopóki się nie rozmyśliłaś. - Obdarzyłaś mnie promiennym uśmiechem.

Przestałam być pewna co do tego pomysłu. Mój zapał nieco ostygł, ale zgodziłam się. Zapowiadał się ciężki dzień, więc od razu po śniadaniu poszłam wybrać odpowiedni komplet ubrań na oba spotkania. Wybór padł na eleganckie czarne spodnie, których nazwy nigdy nie pamiętam i błękitną koszulę z naszywką róży przy małej kieszeni po lewej stronie. Gdyby nie fakt, że luty był bardzo mroźny, wybrałabym jakąś ze swoich sukienek. Przestałam być spokojna. Zaczęłam się denerwować, więc zanim się ubrałam, wyszłam na balkon zapalić papierosa. Nie miałam pojęcia, gdzie zniknęłaś, ale chyba wyszłaś na zakupy, żeby uzupełnić lodówkę. Już od jakiegoś czasu nie bałam się palić przy Tobie. Akceptowałaś mój nałóg pod warunkiem, że paliłam na zewnątrz.

Sama nie wiedziałam, kiedy ten czas tak szybko zleciał, ale niedługo po śniadaniu byłyśmy już w restauracji, do której zaprosiła nas Twoja przyjaciółka, która okazała się być w siódmym miesiącu ciąży. Ty oczywiście o tym wiedziałaś i zapomniałaś mnie uprzedzić, więc tylko ja byłam zaskoczona. Franciszka wyszła za mąż bardzo szybko, od razu po zakończeniu nauki w Technikum, mając dziewiętnaście lat. Jej mąż był o rok starszy od niej. Zaraz po ślubie państwo młodzi pożegnali się z wszystkimi i wyruszyli na miesiąc miodowy. Byli parą już od początku szkoły średniej i od tamtego czasu odkładali pieniądze na ten wyjazd. Podróże aż tak im się spodobały, że kiedy Edmund dostał dość duży spadek po dziadku, postanowili kontynuować zwiedzanie świata. Wrócili do rodzinnego domu po niemal trzech latach, ponieważ spodziewali się dziecka. Oboje byli bardzo religijni i zżyci ze sobą. Zdziwiło mnie, że mimo wiary są w stanie nas zaakceptować.

- Bardzo się cieszę, mogąc cię wreszcie zobaczyć i poznać. Gaja dużo o tobie pisała, a kiedy akurat nie pisała, to mówiła - zaśmiała się Franciszka.

Oboje byli opaleni, co było skutkiem spędzenia ich ostatniego miesiąca podróży w Rzymie. W trakcie rozmowy wyjaśnili, że w Rzymie spędzili kiedyś piękny miesiąc miodowy, więc postanowili i tam zakończyć na jakiś czas swoje wyjazdy.

- Ja też się cieszę.

Pozwól, że nie poświęcę temu spotkaniu tak wiele miejsca, bo czeka mnie jeszcze opis naszej wizyty u Twoich rodziców. Ona jest dla mnie ważniejsza, chociaż miło było spotkać się z Twoją przyjaciółką i jej mężem. Rozmowy z nimi były przyjemne. Tyczyły się głównie wokół historii z ich podróży, choć na początku opowiedzieli mi co nieco o sobie, w zamian oczekując tego samego ode mnie. Chcieli wiedzieć, jak się poznałyśmy i czy planujemy może wyjechać do jakiegoś kraju, w którym to możliwe, żeby wziąć ślub. Odpowiedziałam, że jeszcze nie, ale może kiedyś, puszczając do Ciebie oko. Dowiedziałam się wtedy (bo Ty o tym już wiedziałaś), że spodziewali się synka, któremu chcieli nadać imię Józef. Tak też zrobili, kiedy przyszedł na świat. Po jakimś czasie spotkaliśmy się z nimi ponownie po narodzinach ich dziecka. To było chyba na początku maja. Przyszli wtedy do Ciebie. Franciszka opowiadała Ci wtedy o swoich planach, a Edmund chwalił się, że udało mu się znaleźć pracę w rodzinnym mieście. Wszystko wskazywało na to, że chcą poczekać z podróżami, dopóki ich dzieci (następne było w planach) nie będą na tyle dorosłe, żeby jechać z nimi.

Wracając, po wyjściu z restauracji i po pożegnaniu się, pojechałyśmy do naszego mieszkania, ponieważ chciałaś się przebrać. Moim zdaniem, mogłaś zostać w spranych jeansach oraz swojej koszulce z Joanną D'arc, ale spełniłam Twoją prośbę. Ja wolałam poczekać w samochodzie. Co prawda miałyśmy jeszcze dwie godziny do umówionego spotkania, ale Ty wolałaś przyjechać szybciej. Chciałaś pokazać mi swój stary pokój, w którym mieszkałaś jeszcze dwa lata temu, co było miłe z Twojej strony. Kiedy wyszłaś, zauważyłam, dzięki rozpiętej kurtce, że przebrałaś tylko koszulkę na musztardową z nadrukiem rudego kota. Zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałam, że masz taką koszulkę w swojej szafie. W ręku natomiast trzymałaś bukiet czerwonych róż.

- Kupiłam kwiaty. Może chciałabyś je dać moim rodzicom? Oni na pewno bardzo to docenią - powiedziałaś, zapinając pasy.

- Jasne, aż wstyd mi, że sama o tym nie pomyślałam.

- Oj tam. Nie ma problemu. Będę ci mówiła, jak jechać.

Kierując się Twoimi wskazówkami dotarłyśmy na podjazd przed domem Twoich rodziców. O ile dobrze pamiętam, był otoczony różnymi drzewkami i krzewami, a prowadziła do niego ścieżka usypana z małych kamyczków oraz kamienne schody z drewnianymi balustradami, które pasowały do drewnianego płotu. Jego kolor mnie zaskoczył, ponieważ po raz pierwszy na oczy zobaczyłam fioletowy budynek. Wzięłam od Ciebie bukiet, a Ty pobiegłaś i otworzyłaś mi furtkę.

- Zapraszam panią - uśmiechnęłaś się. - Wiosną wygląda tu lepiej, piękniej, bo mama kocha ogród i sprawia, że dom wygląda jakby tonął w kwiatach. Kiedyś ci pokażę.

- Wierzę. Musi być wtedy bajecznie.

- Jest.

Po pokonaniu drogi do drzwi uświadomiłam sobie, że za chwilę ich zobaczę. Byłam podekscytowana, ale także zestresowana. W końcu zrozumiałam, dlaczego stresowałaś się naszą różnicą wieku. Ciebie za to nerwy opuściły. Musiałaś już wiedzieć, jak zareagują Twoi rodzice, co tłumaczyło fakt z jakim spokojem do tego podeszłaś.

Nie zadzwoniłaś dzwonkiem, od razu weszłaś do środka. Rzuciłaś w przestrzeń swoje przywitanie i zdjęłaś adidasy, zostawiając je w przedpokoju. Mi poleciłaś to samo. Później poszłam za Tobą do salonu, gdzie siedział Twój ojciec i oglądał telewizję. Twoja matka zaś stała już przed nami, żeby nas uściskać. Wręczyłam jej bukiet, z czego bardzo się ucieszyła. Od razu poszła po wazon. Zauważyłam, że jesteś kopią swojej mamy. Nie potrafiłam powiedzieć, co masz po ojcu, ale zaraz potem to wychwyciłam. Mieliście bardzo podobny śmiech. Starałam się zapamiętać każdy szczegół wnętrza, bo chciałam poznać przestrzeń, w której dorastałaś. Nie wiem, czy mi się to udało. Chyba nie. Ale zapamiętałam, że na wszystkich parapetach stały chyba z trzy różne rodzaje kwiatów, a w salonie było ich dwa razy więcej. Stały też na podłodze. Po przywitaniu się usiadłyśmy obok Twojego ojca. Rozmawiałaś z nim o różnych rzeczach, a w tle leciały wiadomości. Wyłapałam, że wasza rozmowa toczyła się wokół pracy i Twojego rodzeństwa. Dowiedziałam się, że Twoja siostra zerwała kontakty ze swoim bratem, a z Tobą rzadziej rozmawia. Twój ojciec tylko westchnął, a zaraz potem zmienił temat, zauważając, że się wam przysłuchuję.

- Daniela, tak? Moja żona uważa, że to piękne imię.

- Dziękuję.

- Jako przykładny ojciec muszę cię zapytać, czy chciałabyś obejrzeć fotografie z dzieciństwa, naszej kochanej i wstydliwej córeczki - posłał mi swój szeroki uśmiech.

- Tato... - rzuciłaś ostrzegawczo, ale on tylko wzruszył ramionami.

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł. - Również się uśmiechnęłam.

- Basiu, przynieś, proszę, ten album, w którym są zdjęcia, naszej myszki - zwrócił się do żony, która właśnie weszła z wazonem czerwonych róż, który postawiła na stole.

- Z wielką rozkoszą.

- Mamo... Mogłam się domyślić, że mi tego nie darujecie.

- Oj, kochanie. Nie ma się czego wstydzić. Wszyscy kiedyś byliśmy małymi, rozkosznymi bąblami. Każdy w naszej rodzinie doświadczył takiego zawstydzenia, nie będziesz wyjątkiem, a ja miałem najbardziej wstydliwe zdjęcia z was wszystkich. Poza tym do kolacji jest jeszcze trochę czasu. To idealna okazja.

- Czy chodzi ci o te zdjęcie, na którym biegasz z gołą pupą po domu? - spytała jego żona, kładąc nam na stół album zatytułowany „Myszka Gaja".

- Tak i o te, na którym siedzę na kolanach Mikołaja z płaczem w przebraniu elfa. A nie, to był szczurek Julek.

- Tak. To był nasz syn - zaśmiała się.

- No to oglądamy.

- Jestem temu przeciwna, ale nie wiem, jak was powstrzymać.

- Jako ciekawostkę powiem wam, że zdjęcia zrobione podczas kąpieli to u nas tradycja. Ja takie miałem, Twoja mama i rodzeństwo także. Michał już oglądał te z myszką Natalką. Bardzo mu się podobały.

Udało mi się zrozumieć, że Julian to Twój brat, a Natalia to Twoja siostra, zaś Michał jest jej mężem albo chłopakiem. Byłam dumna, że tyle informacji udało mi się przyswoić.

Przysunęłam się bliżej zdjęć i zaczęliśmy je oglądać. Od czasu do czasu rzucałam Ci ukradkowe spojrzenia, żeby zobaczyć, jak się masz. Oblewałaś się rumieńcem, kiedy zauważyłaś mój wzrok i posyłałaś mi nieśmiały uśmiech. Później poszłaś pomóc swojej mamie przy nakładaniu kolacji na stół. Z uprzejmości zaoferowałam także moją pomoc, ale stwierdziła, że muszę dokończyć oglądać Twoje zdjęcia. Przystałam na to. Byłaś bardzo słodkim dzieckiem. Najbardziej rozbawiło mnie zdjęcie, na którym byłaś przebrana za kota. Pamiętam też dobrze te z kąpieli i z Twoich ósmych urodzin, kiedy siedziałaś naburmuszona. Twój tata wyjaśnił mi, że nie chciałaś zdmuchnąć świeczek, bo tort był truskawkowy, a nie czekoladowy. To był powód, żebyś zaczęła mówić wszystkim, że uciekasz z domu. Nikt nie wziął tego na poważnie, więc wyszłaś z domu, trzaskając drzwiami i przesiedziałaś kilka godzin przed domem, odmawiając wejścia do niego. Wróciłaś na noc, bo byłaś zmęczona. Bawiłam się świetnie, słuchając opowiadań z Twojego dzieciństwa i oglądając album.

- Ach, wspomnienia. Cudowne, prawda?

- Świetne. Ten album to prawdziwy skarb.

Kiedy skończyliśmy, weszłaś do salonu i z przesadną wyniosłą miną zaprosiłaś nas na kolację. Twój tata najpierw wyłączył telewizor, a później schował album do jednej z szuflad. Razem udaliśmy się do jadalni. Zajęłam miejsce obok Ciebie, a Twoi rodzice usiedli naprzeciw nas.

- Smacznego.

Nie jestem pewna już, kto to powiedział, ale to chyba byłam ja.

Rozmowy przy stole zaczęły się, kiedy Twój tata zjadł pierwszą kanapkę. Pytał nas trochę o nasz związek. Potem zwrócił się do mnie. Chciał wiedzieć, czy planuję napisać jeszcze jakąś powieść, bo poprzednia mu się podobała. Mile mnie zaskoczył. Udało mi się złapać wspólny język z Twoimi rodzicami, co mnie bardzo usatysfakcjonowało. Pod koniec dostaliśmy zaproszenie na następną wspólną kolację. Po pożegnaniu się z nimi wróciłyśmy do mieszkania.

- Dziękuję, że mnie tam zabrałaś - rzuciłam po zaparkowaniu samochodu.

- Dziękuję, że nie uciekłaś po obejrzeniu moich zdjęć.

Obie się zaśmiałyśmy.

Nie chcę psuć tego radosnego zakończenia, więc pozwól, że nie będę tego robić. Zniszczyłam nadzieję na mój powrót już na początku listu, więc nie ma sensu tego powtarzać. Chcę Ci tylko życzyć dzisiaj spokojnej nocy. Nie mam pojęcia, kiedy to czytasz, ale u mnie dochodzi dwudziesta trzecia, więc bez zbędnego przedłużania: dobrej nocy.

Twoja
Marchewka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro