List#17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elbląg, 30 października 2021

Najdroższa!
Nawet nie wiesz, jak bardzo nadal Cię kocham. Ile z moich myśli jeszcze dotyczy Ciebie. Wciąż za dużo. Ale już zdecydowanie mniej niż na początku naszej rozłąki. Zdaje sobie sprawę z tego, że masz podobnie. Naprawdę trudno o mnie zapomnieć. Jestem tego świadoma. Ale gwarantuję Ci, że wraz z ostatnim listem nasze cierpienie wreszcie się skończy.

Dzisiaj przywołam dość smutne wydarzenie, dlatego jeśli chcesz, możesz przygotować sobie jakiś trunek. Na pewno będzie Ci lepiej przez to przejść. Ja sama też musiałam się wspomóc alkoholem. Nadal żyję tym, co się stało, chociaż już trochę od tego minęło (do poprawy). Tamtego dnia zraniłaś mnie, a ja zraniłam Ciebie, więc w zasadzie jesteśmy kwita. Nie musisz się obwiniać.

Stało się to w rocznicę pogrzebu Twojego brata. Jagoda chciała, żebym poznała jej nową dziewczynę. Zaprosiła nas obie na kawę i ciasto do kawiarnii. Tamtego dnia źle się czułaś, więc zostałaś w domu. Nie chciałam zostawiać Cię samej. Martwiłam się o Ciebie. Wiedziałam, jaki jest dzień i zdawałam sobie sprawę, że będziesz mnie potrzebowała. Jednocześnie bardzo chciałam pójść z Jagodą. Trochę ją zaniedbałam. W dodatku potrzebowałam od Ciebie nieco odpocząć, a w rocznicę samobójstwa Juliana trzymałaś się bardzo dobrze. Te wszystkie czynniki sprawiły, że udało Ci się mnie przekonać, żebym wyszła z Jagodą i jej dziewczyną. Bałam się, że popełniam błąd, ale postanowiłam Ci zaufać. Ufałam, że mimo wszystko nie zrobisz niczego głupiego. Zawiodłaś mnie.

Na kawie było przyjemnie. Karolina okazała się być dobrą rozmówczynią oraz bardzo miłą osobą. Nie byłam zaskoczona tym, że Jagoda ją pokochała. Sama też ją polubiłam. Szkoda, że jej nie poznałaś. Jestem pewna, że udałoby się Wam dogadać. W dodatku byłoby lepiej, gdybyś ze mną wtedy poszła. Tamto wydarzenie nie miałoby miejsca.

Wróciłam do domu na pieszo, chcąc zaliczyć już mój codzienny relaksujący spacer, który pozwalał mi oczyścić umysł. Spotkanie z dziewczynami naładowało mnie pozytywną energią. Byłam radosna i pełna życia. A nawet miałam ochotę zabrać Cię na randkę. Kiedy weszłam już do salonu, uśmiech zniknął mi z twarzy i przekonałam się, że ze wspólnego wyjścia trzeba zrezygnować. Stan w jakim Cię zastałam, sprawił, że prawie zeszłam na zawał. Na stole leżały resztki białego proszku, a Ty siedziałaś na sofie w samej bieliźnie, trzymając w rękach kuchenny nóż. Płakałaś. Zauważyłam na Twoich rękach świeże cięcia. Na szczęście żadne z nich nie było na tyle poważne, żeby zabierać Cię do szpitala. Weszłam w odpowiednim momencie. Jeszcze nie wpadłaś na to, żeby podciąć sobie żyły. Dostrzegłam szansę, żeby Cię uratować.

– Promyczku, słyszysz mnie? Jeśli tak, spójrz na mnie i odłóż nóż, dobrze?

Stanęłam naprzeciw Ciebie. Na początku się przestraszyłaś. Nie byłam pewna, czy mnie posłuchasz, ale w końcu na mnie spojrzałaś i odłożyłaś nóż na stolik kawowy.

– Co się stało, kochanie? Czy ty ćpałaś?

– Nie widziałam innego sposobu. Nie chciałam dłużej tego wszystkiego czuć – wyrzuciłaś z siebie i spuściłaś wzrok.

– Obiecałaś mi, że nie będziesz więcej ćpać! Oszukałaś mnie. Jak mam ci po czymś takim jeszcze ufać? – wybuchnęłam.

Nie odpowiedziałaś mi. Uparczywie wpatrywałaś się w podłogę wystraszona moim podniesionym głosem. Westchnęłam, postanawiając nieco złagodnieć. Chyba mi się nie udało.

– Czy ty w ogóle pomyślałaś o konsekwencjach? O czym myślałaś, zanim ci przeszkodziłam? Chciałaś się zabić jak Julian czy co?

– Nie wiem...

– Jak to nie wiesz?!

– Nie wiem, okej? Po prostu tego nie wiem. Wydawało mi się, że narkotyki to dobre rozwiązanie, a później pojawiła się myśl, żeby spróbować się pociąć. Wiem, że innym to pomaga. Chciałam się przekonać czy mi też pomoże.

– W czym miało ci to niby pomóc, co?

Przez chwilę nie potrafiłaś mi odpowiedzieć, bo się rozpłakałaś. Nie wiedziałam, co zrobić. Miałam ochotę Cię przytulić, ale czułam się zraniona, więc tylko stałam i czekałam, aż mi odpowiesz. W dodatku musiałam opanować swoją złość na Ciebie. Długo nie potrafiłaś się uspokoić, więc w końcu podeszłam do Ciebie ostrożnie. Zignorowałam na chwilę swoje uczucia i mocno Cię przytuliłam.

– To za dużo, Marchewko. Za dużo myśli, których nie potrafię kontrolować. Mam wrażenie, że mnie już nie ma. Że pozostała we mnie tylko pustka po bracie i jakaś wielka rozpacz, której nie da się opisać słowami. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić – wyszeptałaś, łkając.

Zaczęłam głaskać Cię po plecach, mając nadzieję, że ten gest pozwoli Ci się uspokoić. Sama już byłam na tyle spokojna, żeby móc powiedzieć Ci kilka dobrych słów. Mój głos brzmiał teraz bardzo cicho. Nie chciałam Cię powtórnie wystraszyć.

– Jesteś moim Promyczkiem. Jest w tobie siła, żeby pokonać te myśli i jestem pewna, że kiedy w końcu to zrobisz, okaże się, że poradziłaś sobie z tym sama.

– Boję się.

– Spokojnie, kochanie. Nie jestem w stanie ci pomóc, ale mogę polecić ci dobrego psychologa. Jestem pewna, że on pomoże ci lepiej niż ja. Poza tym wierzę, że dasz radę przez to przejść.

Pozwoliłam, żeby moje ostatnie słowa zawisły w powietrzu. Twój płacz zmienił się w ciche pochlipywanie, więc odsunęłam się od Ciebie i poszłam schować nóż. Trochę bałam się na chwilę spuścić Cię z oka, ale postanowiłam zaryzykować. Chciałam Ci pokazać, że mimo tego co się stało, jeszcze trochę Ci ufam.

W kuchni głęboko westchnęłam. Sytuacja z Tobą sprawiła, że cała moja radość uleciała, a na jej miejsce wrócił smutek. W przeciwieństwie do Ciebie nauczyłam się go kontrolować, choć nie do końca. Potrafiłam nad nim panować na tyle,  na ile mi to wystarczało. Postanowiłam chwilę zostać w kuchni, bo nie miałam ochoty do Ciebie wracać. Bałam się. Chcąc się czymś zająć, zaparzyłam nam melisę. Czułam, że była potrzebna.

Wróciłam do Ciebie z dwoma kubkami parującej herbaty. Przygotowana na to, żeby pomóc Ci przetrwać noc. Kiedy mnie nie było, schowałaś się pod kocem i walczyłaś z łzami, co słyszałam z kuchni, przez co miałam lekkie wyrzuty sumienia za zostawienie Cię na chwilę samą, ale dobrze zrobiłam. Gdybym wróciła wcześniej, na pewno powiedziałabym więcej przykrych słów. A tak byłam w stanie się powstrzymać. Usiadłam obok Ciebie i pozwoliłam Ci się do mnie przytulić. Trzęsłaś się z zimna, więc okryłam Cię szczelniej kocem. Głaskałam Cię w ciszy. Nietknięte herbaty zdążyły wystygnąć, ale trwałam przy Tobie, dopóki nie zasnęłaś. Nie ruszyłam się z miejsca ani nie potrafiłam pójść spać. Bałam się, że jeśli jakkolwiek się ruszę, to Cię zbudzę i wszystko zacznie się od początku. Kiedy spałaś, byłaś spokojna, a ja słysząc Twój oddech, czułam ulgę. Całą noc rozmyślałam nad tą sytuacją i nad tym, jak ona wpłynie na nasz związek. Byłam pewna, że zawiodłaś moje zaufanie i po raz pierwszy pomyślałam o zerwaniu z Tobą. Mimo to wciąż jeszcze nie wyobrażałam sobie życia bez Ciebie. Uzależniłaś mnie od siebie. Nie potrafiłam Cię tak po prostu zostawić. W dodatku gdybym zniknęła wtedy, miałabym wyrzuty sumienia. Nie poukładałaś sobie w głowie śmierci Juliana. Nie mogłam dołożyć do tego swojego odejścia, bo bym Cię zniszczyła. Musiałam to wszystko przemyśleć. Tej nocy myślałam dość sporo o tym, co zrobiłaś. Myślę, że Cię rozumiałam, ale jednego nie jestem w stanie pojąć do dzisiaj, dlaczego chciałaś się zabić w bieliźnie?

Myśl o opuszczeniu Ciebie, która się wtedy we mnie pojawiła na początku mnie przeraziła, ale rozważałam ją od tamtego wieczoru coraz częściej. Czułam się trochę niesprawiedliwie w stosunku do Ciebie, bo Ty myślałaś, że wszystko między nami jest dobrze i starałam się, żebyś tak myślała. Jednak w głębi duszy byłam przekonana, że muszę Cię zostawić. Miałam przez to wyrzuty sumienia, bo Ty zawsze byłaś ze mną, kiedy miałam jakieś drobne ataki w nocy. Chciałaś się dowiedzieć, co wtedy czuję. Chciałaś wiedzieć, jak mi pomóc. To ja się przed Tobą zamknęłam. Zawsze zmieniałam temat, ilekroć o nie pytałaś. Tym razem to Ty potrzebowałaś mojej pomocy, żeby sobie poradzić ze swoimi. Szukałaś we mnie wsparcia. A ja rozważałam ucieczkę od Ciebie. Czuję wstyd, pisząc te słowa. Proszę, wybacz mi.

Lepiej już skończę, żeby nie napisać za dużo. To jeszcze nie koniec wspomnień. Jeszcze musisz trochę wytrzymać, ale jesteśmy już blisko. Trzymaj się.

Twoja
Marchewka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro