List #2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczecin, 21 lutego 2021

Najdroższa!
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Ból rozstania zapewne jeszcze wybrzmiewa w Twoim sercu, ale nie jest tak wielki jak na początku. Masz prawo być na mnie zła. Masz prawo nie czytać tych listów. Masz prawo o mnie zapomnieć. Wiem doskonale, że nie powinnam była Cię opuszczać. Nie powinnam również pisać do Ciebie tych listów, ale tęsknię za Tobą. Wiem, że to niedorzeczne, ale nie potrafię poradzić sobie z rozstaniem, chociaż to ja odeszłam. Wybacz mi, że cierpisz teraz przeze mnie. Racz mi wybaczyć, że przypominam o sobie w tych listach, ale moje serce nadal należy do Ciebie. Nie słucha rozumu. Pragnie wydobyć na światło dzienne raz jeszcze naszą historię i, o zgrozo, nadal Cię pragnie. Musisz wiedzieć, że ja także cierpię. Nie sądziłam, że tak dobitnie odczuję swoje odejście, a jednak. Sama dobrze wiesz, dlaczego nie powinnyśmy być razem. Na pewno domyślasz się, jaki miałam powód, ale jeśli nie, pozwól, że zdradzę go ostatecznie dopiero przy końcu. Muszę jeszcze co nieco powspominać, by zamknąć nasz rozdział. Ty pewnie też.

Zapewne po pierwszym liście zrozumiałaś, że nie trzymam się reguł pisania listów. To nieważne. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, bo w końcu złamię je wszystkie, jeśli jakieś istnieją. Nigdy nie byłam dobra z polskiego, o czym zdążyłaś się przekonać. Wiesz, o który moment mi chodzi? Nawet jeśli nie, to nie ma znaczenia. I tak chciałam dzisiaj pisać o czymś innym.

Po naszym pierwszym spotkaniu nie mogłam się doczekać, aż zadzwonisz. Myśl o tym, że będę mogła raz jeszcze Cię zobaczyć, sprawiała, że się ekscytowałam. Wyczekiwałam Twojego telefonu pełna napięcia i nadziei, ale mijały dni, a Ty milczałaś. Kazałaś mi czekać cały tydzień. Nie ukrywam, niecierpliwiłam się. Chciałam nawet kilkakrotnie złożyć Tobie wizytę w tamtym osiedlowym sklepie, ale w momencie przekraczania progu mojego domu, zmieniałam zdanie. Ja już zrobiłam swój ruch. Był czas na Twój, więc czekałam. Nie będę ukrywać faktów, byłam na Ciebie zła. Sprawiałaś, że działo się ze mną coś, czego nie rozumiałam. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Nie miałam pojęcia, jak to wyjaśnić i wolałam nad tym nie myśleć. Próbowałam o Tobie zapomnieć, ale mi nie wychodziło, przez co całe dnie chodziłam zagniewana. Mój mąż wydzwaniał do mnie i chciał się dogadać w sprawie rozwodu, a ja odreagowałam na nim całą moją złość, której Ty byłaś prawowitą adresatką. Nie zasłużył sobie na taką żonę. Był zdecydowanie zbyt spokojny, zbyt wyrozumiały, zbyt naiwny. Przez pierwsze dni próbował naprawić naszą relację. Wierzył, że może mieć mnie i moją miłość. Gdy zrozumiał, że się mylił, próbował sprawić, żebyśmy się dogadali bez sądu. Nie było takiej opcji. Nie chciałam pozwolić mu zagarnąć opieki nad moją córką.

Wybacz, że poruszam tutaj tę historię, ale nie chcę jej pomijać. Nie będę już zatajać prawdy. Tego zawsze chciałaś, racja? Chciałaś, bym mówiła prawdę. Teraz mogę Ci ją dać. Wyjaśnić wszystko i odejść, jak powinnam była zrobić. Nie mówię Ci tego osobiście z kilku powodów. Jednym z nich jest fakt, że zawsze byłam tchórzem. Zgrywałam twardzielkę, ale Ty przecież o tym wiesz. To w tym tchórzu się zakochałaś. To Ty odkryłaś mnie i nie wzgardziłaś, ale pokochałaś. Nadal nie potrafię w to uwierzyć, mimo Twoich ciągłych zapewnień. Mimo tego czasu, który spędziłyśmy razem. Drugim powodem jest fakt, że zdecydowanie łatwiej mi pisać niż mówić. O tym także wiesz. W zasadzie co tu dużo pisać? Znasz mnie lepiej niż moja rodzina.

Ostateczną prawdę jednak zachowam na później. Pozwól, że dam Ci ostatnią zagadkę do rozwiązania. Ostatnią tajemnicę dotyczącą mnie. Być może prawda będzie przewijać się przez te listy. Pewnie prawie ją zdradzę, bo gdy piszę, moje słowa leją się potokami. Jednak postaram się zachować jak największy stopień tajemniczości, by w ostateczności... W ostatnim liście napisać wprost o co mi chodzi. Nie miej mi tego za złe. Poza tym wiem, że lubisz tajemnicze dziewczyny. W końcu takiej oddałaś swoje serce. Kurde. Pewnie będę wiele razy jeszcze Cię za to przepraszać, ale wybacz mi. Moje odejście naprawdę było kierowane dobrymi intencjami, choć w trudno w to wierzyć.

Dobra. Rozpisałam się bardziej, niż zamierzałam i pozwoliłam spłynąć kilkunastu łzom, ale nie będę już przedłużać.

Kiedy po tygodniu zadzwoniłaś, straciłam już nadzieję. Nie patrzyłam kto dzwoni. Myślałam, że to kolejny telefon od męża. W pierwszym odruchu od razu chciałam się rozłączyć, ale odebrałam. Wciąż byłam wściekła. W tym dniu nikt nie dawał mi spokoju, a Ty milczałaś, więc postanowiłam się wyładować.

– Mówiłam ci, żebyś przestał do mnie dzwonić ty...

– Przepraszam, chyba pomyliłam numery – przerwałaś mi, zanim zaczęły sypać się przekleństwa.

Gdy usłyszałam Twój głos, od razu złagodniałam. Poczułam zażenowanie. Nakrzyczałam na nieznajomą, którą chciałam poznać. Wpadka.

– Miałam zamiar zadzwonić do tej pani sprzed tygodnia. Jeśli gdzieś tam jest, proszę ją zawołać – dodałaś ze śmiechem, zanim zdążyłam Ci odpowiedzieć.

– Tak to ja. Przepraszam najmocniej. Myślałam, że to mój były mąż. Ostatnio wydzwania do mnie bez przerwy. Nie może pogodzić się z rozwodem.

– Och, rozumiem. Może zadzwonić później? Wybrałam zły dzień?

– Nie, wszystko jest w porządku. Chętnie się z panią spotkam.

– Świetnie! Cieszę się. Jeśli to nie problem, odebrałaby mnie pani za godzinkę spod sklepu, w którym pracuję? Potem pojechałybyśmy do jakiejś kawiarni albo coś takiego.

– Jasne. Nie ma problemu.

– W takim razie do zobaczenia... A i jeszcze jedna sprawa, proszę mówić do mnie Gaja. Tak mam na imię.

– Ładne imię. Ja jestem Daniela. Do zobaczenia.

Po rozłączeniu się sprawdziłam godzinę na zegarku. Ustawiłam sobie przypomnienie w telefonie i popędziłam się wyszykować, choć była już trzynasta, ja nadal siedziałam w piżamie. Nie miałam ochoty się przebierać. Kilka wcześniejszych kłótni z moją najlepszą przyjaciółką i moim mężem, a także z bratem doprowadziły mnie do zniechęcenia, ale Ty sprawiłaś, że pobiegłam do pokoju wybrać moje najlepsze ubrania, których nie miałam za wiele. Prawie wszystkie były pobrudzone lub podarte, co było spowodowane moją pracą na gospodarstwie brata. Sama już dokładnie nie wiem jak, ale udało mi się wyszykować i przyjechać na czas. Wciąż było ciepło, choć zaczynała się powoli jesień. Postanowiłam ubrać bluzkę z małym dekoltem i kwiatową spódniczkę, żebyś przypadkiem nie pomyślała, że jestem już Twoja. W pierwszym odruchu chciałam ubrać moją pomarańczową sukienkę, ale stwierdziłam, że zachowam ją na lepszą okazję. Narzuciłam jeszcze granatową damską marynarkę, wybrałam buty na obcasie i wyszłam z domu bez słowa, po drodze prawie zabijając się zabawkami porzuconymi przez dzieci Damiana. Pamiętasz? Mieszkałam u niego na początku naszej znajomości, ale tę historię zachowam na nieco później. Pozwolę jej wybrzmieć w następnym liście.

Wracając, jechałam do Ciebie podekscytowana. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak się czuję i dlaczego tak bardzo zależało mi, by zrobić na Tobie dobre wrażenie. Nie czułam tego od bardzo dawna. Wtedy jeszcze ignorowałam przeczucie, że zaczynam się w Tobie zakochiwać. Niepojęte dla mnie było zakochać się w osobie, którą ledwo co poznałam. Powtórzę raz jeszcze, że nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, dlatego uparcie ignorowałam moje odczucia. Nie chciałam im się poddać. Nie wiedziałam czy one będą dla mnie dobre. Mimo faktu, że nie bardzo wiedziałam, co się ze mną działo, chciałam Cię poznać. Chciałam wpuścić Cię do mojego świata i zagarnąć na trochę.

Czekałaś na mnie już przed sklepem. Gdy mnie zobaczyłaś, dostrzegłam w Twoich oczach radość, ale zauważyłam, że byłaś zmęczona. Odpowiedziałam Ci uśmiechem. Zdziwiło mnie, że miałaś na sobie dresowe czarne spodnie, tego samego koloru adidasy i poplamioną żółtą bluzkę, którą starałaś się zakryć czarną bluzą z plakietką z Twoim imieniem. Zapięłaś ją od razu, gdy mnie zobaczyłaś, ale zdążyłam zobaczyć tę plamę.

– Ciężki dzień w pracy, co? – zagadnęłam.

– Tak. Wybacz. Miałam pomóc nowej dziewczynie ogarnąć, co i jak na zapleczu, ale okazało się, że Ula myła wcześniej podłogi i ciasto wylądowało nie tam, gdzie trzeba. Oczywiście wolałabym, by wylądowało w moich ustach, ale cóż. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzało, że jestem brudna.

– Spokojnie. Ty jeszcze nie widziałaś mnie po pracy na gospodarstwie. Dziewczyno, ty nie wiesz, jak wygląda brudna osoba.

– Masz gospodarstwo? To rzadkość w tych czasach – stwierdziłaś, wkładając klucz do plecaka, który potem zarzuciłaś sobie na plecy.

– Nie ja, mój brat. Mieszkam u niego na jakiś czas.

– Super. Mam drobną prośbę. Czy mogłybyśmy skoczyć na chwilę do mnie? Wiem, że to bardzo ryzykowne, zważywszy na fakt, że nie do końca się znamy, ale chyba nie jesteś groźna.

– Nie ma problemu.

Nie weszłam za Tobą do Twojego mieszkania w bloku, bo chciałam na spokojnie przeanalizować, co czułam w tamtym momencie. Chyba byłam szczęśliwa, zaintrygowana oraz zakłopotana. Więcej tutaj nie wspomnę, bo chyba bym się powtórzyła, a ileż razy można się powtarzać, racja?

Pozwól, że zakończę dzisiejszy list w tym miejscu, choć być może niepotrzebnie tak przedłużam i powinnam od razu wyjawić Ci powody, dla których nie możemy być razem. Nieważne. Prawda nie jest łatwa do przełknięcia, więc będę Ci ją dawkować, byś przypadkiem się nią nie zadławiła. Krzycz, bądź na mnie wściekła, a nawet spal te listy, ale nie odbieraj mi tej szansy, by ostatni raz się Tobą zaopiekować. By ostatni raz ochronić Cię przed prawdą. Ochrona przed nią polega na dawkowaniu jej, jak zdążyłaś już zauważyć. Proszę Cię więc, byś nie próbowała szukać jej gdzie indziej. Tylko prawda ode mnie będzie w stanie Cię zadowolić i nie zranić tak mocno. Obie o tym wiemy.

Twoja
Marchewka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro