List #5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczecin, 21 kwietnia 2021

Najdroższa!
Kiedy rano się obudziłam, od razu przypomniałam sobie, co się wcześniej wydarzyło. Zamiast oglądania filmów badałyśmy swoje ciała, szeptałyśmy obietnice wzajemnej miłości i zasnęłyśmy wtulone w siebie. Nasza relacja pogłębiła się w zastraszająco szybkim tempie, ale coś Ci zdradzę – to właśnie mi się podobało. Wprawdzie przerażało mnie, że byłam w stanie tak szybko się od Ciebie uzależnić, ale potrafiłam zignorować ten fakt. Nie chciałam zwolnić, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że to wszystko nie może się dobrze skończyć. Powinnyśmy były przystopować, odpocząć od siebie i dać sobie więcej czasu. Z drugiej jednak strony nie potrafiłam tego zrobić.

Obudziłam się naga w Twoim łóżku z szerokim uśmiechem na twarzy. Ty jeszcze spałaś, leżąc na mojej klatce piersiowej, dlatego nie ruszyłam się z miejsca. Chociaż dokładnie już nie pamiętam. Mogłaś leżeć obok mnie, ale trzymajmy się pierwszej wersji. Jest ciekawsza. Wracając, musiało być Ci niewygodnie, ale chciałam zatrzymać tę chwilę na dłużej. Czułam na sobie Twój oddech, ale to mi nie przeszkadzało. Nie wstydziłam się swojej nagości. Byłam z nią obeznana. Jednak po raz pierwszy od dawna poczułam wątpliwości. Zastanawiałam się, jak Ty się z tym wszystkim czujesz, co o mnie myślisz i czy podoba Ci się moje ciało. Przypomniałam sobie o paru rozstępach, które pojawiły się u mnie, gdy nieco przybrałam na wadze. Przestraszyłam się, że gdy je dostrzeżesz, zakończysz naszą znajomość. Mój strach jednak szybko zniknął, gdy odtworzyłam w pamięci minioną noc. Uśmiech sam wypłynął mi na usta.

Wtedy poczułam, że się obudziłaś. Wróciłaś na swoją połowę łóżka i spojrzałaś na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Zabrałaś z sobą pierzynę, ale nie zwróciłam na to większej uwagi, choć powiało chłodem. Wciąż się uśmiechałam. Tym razem uśmiech był skierowany do Ciebie. Odwróciłam się na lewy bok, żeby lepiej Cię widzieć.

– Dzień dobry, jak się spało? – spytałam.

– Dobry. Dobrze – odpowiedziałaś, tłumiąc nieco ziewnięcie.

Chyba dopiero wtedy zdałaś sobie sprawę z tego, że obie leżymy w Twoim łóżku wciąż nagie po spędzonej wspólnie nocy. Na Twojej twarzy zakwitło przerażenie i zaskoczenie, ale nie wstałaś gwałtownie, jak się spodziewałam. Zamiast tego przekręciłaś się i spojrzałaś w sufit, głośno przy tym wzdychając.

– To co się wczoraj wydarzyło, było naprawdę, co nie?

– Tak – zaczęłam bawić się Twoimi długimi blond włosami, ponieważ nie mogłam się powstrzymać.

– Będę z tobą szczera. Nie jestem pewna, jak zinterpretować wczorajszą noc. Nie wiem, jak nazwać to, co między nami jest. Nie zrozum mnie źle, działasz na mnie. Pragnę cię, ale nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.

Twój wzrok wciąż był skierowany w sufit, a ja wciąż bawiłam się Twoimi włosami.

– Czy to ważne?

– Tak. Potrzebuję określenia naszej relacji. Mam mętlik w głowie – usłyszałam Twoje zagubienie.

Zbliżyłam się do Ciebie, co było zaskakująco łatwe.

– Spójrz na mnie – spełniłaś moją prośbę bez wahania, umożliwiając mi tym samym dotracie do Twoich ust.

Pocałowałam Cię, chcąc Ci pokazać, że to, co między nami było, było naprawdę. Odwzajemniłaś mój gest, co sprawiło, że po moim ciele przeszło miłe ciepło. Brakowało mi tego uczucia, już sama nie wiem od jak dawna. Gdy sobie uświadomiłam, czego do tej pory mi brakowało, wzruszyłam się, bo odnalazłam osobę, która potrafiła zapełnić ten mój brak. Przy której nie bałam się nazywać swoich uczuć ani ich okazywać. Odnalazłam Ciebie.

– A więc pójdę zrobić śniadanie, kochanie – uśmiechnęłaś się, kiedy się od siebie odsunęłyśmy.

– Dobrze, Promyczku – odwzajemniłam Twój uśmiech.

– Promyczku? Podoba mi się.

Wstałaś nieco jeszcze leniwie, zostawiając mi pierzynę. Zaczęłaś szukać po szafach jakiegoś stroju, a ja doceniłam swoją wczorajszą przebiegłość i wyjęłam ze swojej sportowej torby komplet do ubrania. Ubrałam się szybciej od Ciebie w moje ulubione, tylko trochę, sprane dresy. Sama nie wiedziałam, dlaczego akurat je spakowałam, ale byłam sobie wdzięczna. Nie miałam ochoty jakoś się specjalnie stroić. Poza tym nie było takiej potrzeby. Przekonałam się, że i tak zawsze będę dla Ciebie piękna. To słowo najczęściej przewijało się, podczas naszego pierwszego razu. Pamiętasz?

Gdy już byłam ubrana, Ty dopiero znalazłaś jakąś białą bluzkę, aczkolwiek muszę przyznać, że kiedy nie patrzyłam, zdążyłaś ubrać bieliznę oraz różowe skarpetki. Odwróciłaś się do mnie i spytałaś, co sądzę o tej bluzce. Westchnęłam.

– W cokolwiek się dzisiaj ubierzesz i tak będziesz ślicznie wyglądać. Poza tym nawet jeśli ubrałabyś się w worek kartofli, i tak bym tu z tobą została. Kocham cię, a nie to jak wyglądasz, choć muszę przyznać, że jesteś piękna.

Sprawiłam, że na Twoją twarz wtargnęły rumieńce. Wstałam z łóżka i podeszłam do Ciebie. Wzięłam do rąk bluzkę i przyjrzałam jej się. Miała nadrukowaną podobiznę Joanny D'arc. Zwróciłam Ci ją.

– Ubierz ją. Zaraz znajdę ci jakieś spodnie. Może te, które miałaś wczoraj, co? Zapewne gdzieś tu leżą. Poza tym na pewno nie są jeszcze, aż tak brudne i możesz je założyć – rozejrzałam się po pokoju. – O, tam są.

Chwyciłam je i rzuciłam w Twoją stronę. Spojrzałaś na mnie spod łba, ale nic nie powiedziałaś. Przystałaś na moje propozycje, dzięki czemu w miarę szybko udało nam się znaleźć w Twojej kuchni. Chciałam Ci pomóc.

– Możesz zrobić kawę, Marchewko. Wiesz jak się korzysta z ekspresu? – zerknęłaś na mnie.

– Jasne, że wiem. Poza tym serio? Marchewka? Mogłaś się pokusić na coś bardziej oryginalnego – zaśmiałaś się i wzruszyłaś ramionami, a ja rozejrzałam się po kuchni. – Chwila... Gdzie ten ekspres?

– Ano tak. Zapomniałam, że pożyczyłam go siostrze. W takim razie puszki z kawą stoją w szafce nad tobą po lewej stronie. Ja poproszę czarną – rzuciłaś jak gdyby nigdy nic, wyjmując z lodówki jajka. – Masz ochotę na omlet czy jajecznicę?

– Jajecznicę. Ostatnio wyśmienicie ci wyszła – wyjęłam szklanki, puszkę z kawą i łyżeczki.

– Dziękuję. A jeśli chodzi o Marchewkę, racja. Nie jest to nic oryginalnego, ale podoba mi się. Wystarczyło spojrzeć na twoje włosy, które także bardzo mi się podobają. Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego w zły sposób. Ja jestem twoim Promyczkiem, tak? – skinęłam głową. – To czemu ty nie możesz być moją Marchewką?

– W sumie... Nie masz wrażenia, że to wszystko dzieje się za szybko? – spytałam, nalewając wodę do czajnika elektrycznego.

– Cały czas. To trochę chore, ale chyba jestem gotowa się temu poddać. Temu całemu uczuciu. Bo widzisz... Też cię kocham. I nawet nie wiem, jak to się stało, więc nie wnikajmy – przerwałaś na moment i spojrzałaś na mnie. – Jesteś gotowa na związek czy raczej nie? Wiesz... Dopiero co rozwiodłaś się z mężem. Wolę zapytać.

– Tylko jeśli ty też jesteś gotowa – odwzajemniłam Twoje spojrzenie.

Uśmiechnęłaś się.

– Bardziej gotowa nie będę, chociaż jeszcze mam wątpliwości, ale myślę, że szybko się rozwieją.

Lubiłaś prawdę. Nie cierpiałaś owijania w bawełnę. Zawsze potrafiłaś nazwać swoje uczucia. Mówienie o nich przychodziło Ci z łatwością. Nie szukałaś dróg na skróty, po prostu mówiłaś, co leżało Ci na sercu. Bywały takie momenty, gdy zamykałaś usta i milczałaś. Zastanawiałam się wtedy, co poszło nie tak. Gdy się zamykałaś, nie potrafiłam do Ciebie dotrzeć, ale nauczyłam się czekać na to, aż będziesz gotowa się otworzyć. Nauczyłaś mnie cierpliwości. Przyznam, że nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć. Mówiłaś wprost, czasami wybierając milczenie. Można powiedzieć, że i tę cechę w Tobie podziwiałam.

Twoja odpowiedź sprawiła, że po raz pierwszy od dawna poczułam się szczerze szczęśliwa.

– Nie zgadniesz, co kupiłam. Miałyśmy zjeść je wczoraj, podczas oglądania filmów, ale myślę, że nic się nie stanie, jeśli zjemy je po śniadaniu.

Zgrabnie przerzuciłaś smażoną jajecznicę na drugą stronę, podczas gdy ja nasypałam po dwie łyżeczki kawy do szklanek z narysowanymi uroczymi kotami.

– Co takiego? – spytałam zaciekawiona.

– Sorbety cytrynowe dla nas.

W tym momencie zagotowała się woda, więc zalałam nasze kawy. Ty podzieliłaś jajecznicę na pół i już chwilę później obie siedziałyśmy przy kuchennej wyspie, jedząc śniadanie na talerzykach z motywem kwiatowym.

– Cieszę się, że pamiętasz o naszym symbolu spotkań.

– Wstydem byłoby zapomnieć.

Zjadłyśmy w przyjemnej ciszy pogrążone we własnych rozmyślaniach. Naprawdę cieszyłam się, że jesteśmy razem. Połączyło nas głębokie uczucie i żadna z nas nie chciała mu się sprzeciwiać. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że później obie będziemy cierpieć z powodu mojego odejścia. To jednak nie ma znaczenia. Jedząc z Tobą śniadanie, byłam pełna nadziei. Miałam wrażenie, że nasza miłość przezwycięży wszystko i przetrwa bardzo długo. Myśląc o naszej wspólnej przyszłości, byłam nastawiona na nią pozytywnie. Bo co mogło pójść nie tak? Nic. A jednak wszystko się posypało.

– Naprawdę chcesz ze mną zamieszkać? – spytałaś mnie po zaniesieniu talerzy do zlewu. Kawę trzeba było jeszcze dopić, ale zaproponowałaś wyjęcie sorbetów, więc na to był jeszcze czas.

– Tak, chcę. Mam parę oszczędności. Co ty na to, by kupić dom z ogrodem? Nie musi być wielki. Pamiętam, że nie znosisz pustki – zaproponowałam, gdy otworzyłaś zamrażarkę. Chwilę później lody już znajdowały się w miseczkach przed nami.

– Myślę, że to dobry pomysł. Masz już jakiś na oku? – wbiłaś łyżkę w sorbet.

– Tak, ale jeszcze mnie na niego nie stać – posmutniałam, zaczynając jeść i zadrżałam – Zimne.

– Jasne, że zimne. Były w zamrażarce, głuptasku. Nie musisz się tym martwić. Też mam parę oszczędności. Kupimy go razem i zapełnimy gromadką kotów. Chyba że masz alergię, co? – rozmarzyłaś się. – Mmm... To najlepsze sorbety na świecie – dodałaś po chwili.

– Nie no, co ty. Zawsze marzyłam o gromadce kotów. Do tego jacuzzi w wannie, ale myślę, że najpierw muszę znaleźć jakąś lepszą pracę. Nie napisałam niczego od półtora roku.

– Spokojnie. Mamy czas. Cholibka, serio szybko nam to wszystko przychodzi. Jeszcze tydzień temu doskwierał mi brak kogoś przy boku, a teraz planujemy wspólne kupno domu. Myślę, że należy trochę zwolnić, bo w takim tempie za tydzień będziemy już po ślubie, a za miesiąc już po pierwszym rozwodzie. Niczego nie sugeruję jakby co.

– Racja. Mamy czas.

Zajęłyśmy się jedzeniem sorbetów, a ja rozmyślałam nad Twoimi słowami. Było w nich coś takiego, co napawało mnie nadzieją na szczęśliwą przyszłość. Sprawiłaś nimi, że moje wątpliwości, które czasami uwalniały się z mojej głowy, odeszły w chwilowe zapomnienie. Fakt, że stałyśmy się sobie bliższe, sprawił mi radość. Przy Tobie mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa i nie skłamać. Kochałam to.

Nie zawsze jednak było między nami tak radośnie, jak wtedy. Nasz związek nie był idealny. Posiadał wady, jak każdy inny, ale będzie o nich więcej w następnych listach.

Mam nadzieję, że zastosowałaś się do mojej rady z poprzedniego listu i poszłaś się zabawić. Dzisiaj również radzę Ci się rozerwać. Zatańcz z kimś. Spraw, by pustka po mnie zniknęła. Wypełnij ją kimś innym. Proszę. Uwolnij się od mojego wspomnienia.

Powiedz mi jeszcze... Pokochałyśmy siebie tak łatwo, tak szybko, dlaczego więc tak trudno jest nam zapomnieć? Dlaczego trwa to tak długo?

Wiem, że obie musimy zapomnieć. Zacząć od nowa. Uwolnić się od siebie, ale ja nigdy o Tobie nie zapomnę. Nie potrafię. Zawsze będę chciała Cię kochać. Moje serce nie słucha rozumu. Nie wie, dlaczego nie możemy być razem, ale i jemu wkrótce to udowodnię. Myślę, że obie przeczuwałyśmy, jak to się skończy... Wiem, że domyślasz się, o co chodzi, ale ja i tak będę dalej pisać. Mam wrażenie, że wpadam ze skrajności w skrajność. Każę Ci zapomnieć, a jednocześnie nie pozwalam poprzez wspomnienia zapisane na kartkach. Cóż. Zdarza się. Wybacz mi.

Twoja
Marchewka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro