List #6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczecin, 30 kwietnia 2021

Najdroższa!
Wypiłam trochę. Nie jestem pewna, czy powinnam pisać ten list pod wpływem alkoholu, ale czuję potrzebę pisania. Chciałabym przelać mój dzisiejszy smutek, moją niepewność tutaj w tym liście, przypominając nam o naszej pierwszej kłótni.

Widzisz, nie czuję się dzisiaj najlepiej. Nie jest ze mną dobrze, a to, co chcę dzisiaj napisać będzie trudne, dlatego musiałam wspomóc się alkoholem. Mam nadzieję, że rozumiesz. Jeśli nie... Cóż. Nie mój problem. Już nie.

Pierwsze dwa tygodnie naszego związku były pełne szczęścia i beztroski. Wprowadziłam się do Twojego małego mieszkania w bloku pełna nadziei, a Ty przyjęłaś mnie z otwartymi ramionami. Nie wzięłam ze sobą wielu rzeczy z domu brata, co  przyśpieszyło cały proces. Tym razem pożegnałam się z Damianem i wyjaśniłam mu, że się przeprowadzam. Poczekałam na dogodny moment, czyli gdy Haliny nie było w pobliżu. Miałam wrażenie, że Damian odetchnął z ulgą. Ewidentnie był zadowolony, że mnie nie będzie. Dotknęło mnie to, ale u Ciebie szybko o tym zdarzeniu zapomniałam. Potrafiłaś zarażać mnie swoją energią i sprawiać, że złe rzeczy nie wydawały się, aż takie złe, za co byłam Ci wdzięczna.

Powoli zastanwiałyśmy się nad kupnem większego domu. Jednorodzinnego. Chciałam mieć ogród, a Ty większą domową biblioteczkę. Obie miałybyśmy plusy.

Mieszkanie u Ciebie napełniało mnie energią i sprawiało, że wreszcie czułam się dobrze. Odnalazłam dom i Ty byłaś jego częścią, co bardzo mi się podobało.

Wygląda na to, że dzisiaj moje myśli będą urywane. Krótkie. Może tak będzie lepiej. Wspomnienie, które chcę przywołać jest smutne. Sprawia mi przykrość, więc i Tobie radzę sięgnąć po alkohol przy dalszym czytaniu.

W którymś dniu mieszkania u Ciebie nudziłam się, czekając aż wrócisz z pracy. Postanowiłam po raz pierwszy zrobić dla nas obiad. W tym celu udałam się do kuchni i zaczęłam szukać po szafkach. Sprawiłaś, że czułam się, jak u siebie w domu, więc byłam pewna, że mogę zrobić nam obiad, wykorzystując Twoje zapasy. Zdecydowałam się na zwykły makaron z sosem serowym, bo to najłatwiej mi było przygotować i byłam pewna, że nie zepsuję tego dania. Kiedy wyjęłam makaron z szafy, moim oczom ukazał się jakiś pojemnik. Wyjęłam go z czystej ciekawości i otworzyłam. To, co tam zobaczyłam, zdziwiło mnie. Moim oczom ukazały się torebki z białym proszkiem w środku. Narkotyki. Od razu wiedziałam, co to było, bo kiedyś Jagodzie zdarzyło się skądś je zdobyć. Sądziła, że to pomoże mi stanąć na nogi. Nie pomogło. Zniszczyło mnie bardziej, ale miałam w sobie dość siły, by się nie uzależnić. Zabroniłam jej je kupować. Pilnowałam jej, żeby się nie uzależniła. Wiedziałam, jak narkotyki potrafią zmienić człowieka. Tak jak zmieniły mojego przyjaciela z dawnych lat. One go zniszczyły.

Nie miałam pojęcia, co mam myśleć o tym znalezisku. Szybko schowałam je tam, gdzie było. Odstawiłam nawet makaron na to samo miejsce. Odechciało mi się zrobić nam obiad. Nie miałam Ci za złe, że nie powiedziałaś mi o tych narkotykach. To był początek związku. Miałaś prawo zachować swoje tajemnice, ale przestraszyłam się. Ta tajemnica była za ciężka do uniesienia. Gdybym wiedziała, że możesz być uzależniona, mój zapał do poznania Ciebie by osłabł. Skończyłoby się tylko na zauroczeniu. Chyba. Potrzebowałam poukładać w głowie to, co przypadkiem odkryłam. Poszłam na spacer, zamykając wcześniej mieszkanie na klucz. Od momentu mojego wygadania się Tobie z całego mojego życia, czekałam aż Ty będziesz gotowa, by się przede mną otworzyć. Czasami rzucałaś ogólnikami, a czasami potrafiłaś się rozgadać o bardzo nieistotnych rzeczach, ale lubiłam, jak mówiłaś. O narkotykach jednak nie wspomniałaś ani razu. Nie byłaś gotowa aż tak wpuścić mnie do swojego świata. Jeszcze nie byłaś gotowa mi zaufać, mimo że pozwoliłaś mi u siebie zamieszkać.

Dobra. Wciąż potrafię się rozpisywać.

Po wróceniu z bardzo długiego spaceru zastałam Cię rozmawiającą z kimś przez telefon. Byłam jednak zbyt zmęczona moimi myślami, domysłami oraz pomysłami, jak by tu rozpocząć rozmowę o narkotykach, by cokolwiek zrozumieć. Kiedy mnie zauważyłaś, bez wahania rozłączyłaś się i posłałaś mi swój uśmiech.

– Twój obiad jest w lodówce. Możesz sobie odgrzać, Marchewko.

Wymruczałam słowo „dzięki” i zniknęłam w kuchni. Chyba wyczułaś, że coś ze mną było nie tak, bo pojawiłaś się chwilę później, gdy odgrzewałam resztki zupy pomidorowej, które mi zostawiłaś.  Obserwowałaś mnie, a ja nie miałam żadnego planu, jak rozpocząć rozmowę o moim wcześniejszym znalezisku, dlatego milczałam.

– Jak ci minął dzień, kochanie? – spytałam, by zapełnić czymś niezręczną ciszę, która się pojawiła.

– Dobrze. Maureen mnie odwiedziła w pracy, by skonsultować ze mną pomysł na dodanie do naszej oferty nowego wypieku. Chciała poznać moją opinię, zanim uda się do szefa. A jak tobie minął dzień? Udało ci się coś napisać?

– Nie mam pomysłów. Niczego nowego nie napiszę. Nie ma, co się łudzić. Moje wszystkie pomysły wyczerpały się, podczas pisania pierwszej książki. Chociaż nie... Mam pewien pomysł. Czy książka o dwóch kochankach, w której jeden z nich ukrywa swoje uzależnienie, ku przerażeniu drugiego, będzie dobrym pomysłem? Jak myślisz?

Wyłączyłam gaz i spojrzałam w Twoją stronę, chcąc zobaczyć jakiś cień zrozumienia. Miałaś zrozumieć aluzję, ale nawet jeśli ją zrozumiałaś, nie dałaś tego po sobie poznać.

– Sądzę, że to świetny pomysł. Możesz spróbować. A nuż się uda.

Westchnęłam. Nie zrozumiałaś. Poczułam się taka jakaś przybita. Wyjęłam miskę i nalałam sobie resztki zupy, po czym bez słowa poszłam usiąść przy kuchennej wyspie. Zaczęłam jeść, ale chyba nie udało mi się zamaskować mojego rozczarowania. Mogłaś wyczuć, że coś mnie gnębi. Postanowiłaś jednak obserwować mnie w ciszy. Chyba próbowałaś rozgryźć mój nastrój.

– Coś się stało? Jesteś dziś jakaś dziwna. Cenię sobie prawdę, więc proszę powiedz, o co chodzi – usiadłaś obok mnie, gdy kończyłam jeść.

I sama nie wiem, ale coś we mnie pękło. Zostawiłam zupę i spojrzałam na Ciebie wzrokiem pełnym niezrozumienia.

– Cenisz prawdę, tak? To dlaczego na początku nie wspomniałaś niczego o narkotykach, co? To zbyt wstydliwy sekret? Nie sądzisz, że powinnam wiedzieć, jeśli masz jakieś uzależnienie? – naskoczyłam na Ciebie.

Twój wyraz twarzy się zmienił. Najpierw byłaś zaskoczona, ale potem Twój wzrok stracił wyraz. Uśmiech zszedł. Spuściłaś głowę, ale zaraz ją podniosłaś i odparłaś mój atak słowami, które pamiętam do dzisiaj.

– Grzebałaś w moich rzeczach? Myślałam, że umiesz uszanować prywatność. Wiem, że sama zaproponowałam wspólne mieszkanie, ale może na to było za wcześnie? Udawadniasz, że to nie był dobry pomysł.

– Chciałam zrobić obiad. Długo nie musiałam grzebać, żeby je znaleźć. W sensie narkotyki. Nawet nie postarałaś się, żeby je schować.

Sama nie wiedziałam czemu, ale te słowa wytrąciły Cię z równowagi. Przymknęłaś oczy i wysyczałaś słowa, które wciąż bolą za każdym razem, jak je wspominam.

– Wiesz co? Lepiej będzie, jeśli mnie teraz zostawisz. To wszystko zaszło za daleko. Teraz to widzę. Nie powinnam była ci ulegać. Wyjdź. Po prostu wyjdź.

Chciałam coś dodać. Coś powiedzieć, ale Twoje słowa za bardzo mnie zabolały. Odebrało mi mowę. Wstałam bez słowa. Bez słowa skierowałam się do wyjścia. Nawet nie myślałam o swoich rzeczach, które u Ciebie zostawiam. Po prostu wyszłam zgodnie z poleceniem. Nie czułam się dobrze. Nagle z całą siłą uderzyły we mnie moje czarne zazwyczaj uśpione myśli. Miałam w kieszeni jakieś pieniądze. Poszłam do baru. Nie wiedziałam, gdzie indziej miałam się podziać. W jednej chwili straciłam całą swoją nadzieję. Straciłam Ciebie. I nie potrafiłam sobie z tym poradzić.

Po upiciu się nie wróciłam do Twojego mieszkania. I tak nie byłabym tam mile widziana. Poszłam do Jagody, by wypłakać się w jej ramię. Nigdy dotąd nie byłam aż tak emocjonalna w związku, ale nie potrafiłam powstrzymać łez. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Twoje słowa wciąż wybrzmiewały w moich uszach i nic nie zwiastowało dobrego zakończenia.

Tamtego wieczoru zasnęłam w ramionach Jagody. Sama nie wiem, jak mi się udało zasnąć. Nie pamiętam z tamtej nocy niczego, ale jestem pewna, że obie tylko spałyśmy w swoich ramionach...

W chwilach takich jak ta, gdy czuję się okropnie, na nowo przeżywam tamten dzień. Moje serce ściska tak głęboka rozpacz, że aż muszę się napić i wypłakać.

Pierwszą wadą naszego związku był Twój dystans do mnie, który raz był, a raz go nie było. Nie ufałaś mi na tyle, by się podzielić ze mną swoją prawdą. Jednak zaprosiłaś mnie do mieszkania. Zraniłaś mnie słowami, które ciągle nawiedzają mnie w koszmarach, ale częściej potrafiłaś sprawić, że moje koszmary znikały. Tak. Nasz związek oparty był na skrajnościach, co również uważam za wadę, ale może jest w tym jakiś sens. Jakaś nauka. Nie wiem. Trudno zebrać mi myśli przez wypity wcześniej alkohol.

Nie jestem pewna jak zakończyć ten list. Na czym poprzestać... Ale żebyś nie zrozumiała mnie źle – nie chcę wzbudzić w Tobie wyrzutów sumienia. Chcę Ci tylko udowodnić, że tak naprawdę nigdy mnie nie potrzebowałaś. Chcę pokazać Ci, dlaczego nie możemy być razem. Dlaczego muszę Cię zostawić. Do tego cały czas powoli zmierzam. Do tego zmierzają te listy.

Twoja
Smutna Marchewka

W mediach przepiękny fanart Smutnej Marchewki od Anonim6315 dziękuję ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro