list, który nigdy nie został wysłany

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chojnice, 5 kwietnia 2021

Moja ukochana Marchewko!
Piszę, ponieważ nie potrafię dłużej milczeć. Wiem, że nie mogę odesłać Ci tego listu, bo zagroziłaś, że jeśli to zrobię, przestaniesz do mnie pisać, a chcę, żebyś pisała. Chcę poznać naszą historię z Twojej perspektywy. Chcę Cię wysłuchać do końca. Czekam na prawdę od Ciebie i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

Na początku byłam załamana Twoim odejściem. Nadal nie wiem, dlaczego postanowiłaś odejść, ale chyba się domyślam. Poczekam jednak na Twój ostatni list. Liczę, że wprost napiszesz mi, że jest on ostatni, chociaż pewnie będę mogła sama to wydedukować.

Twoje odejście było nagłe i niespodziewane. Obudziłam się tamtego dnia z nadzieją. Naprawdę liczyłam na Twój uśmiech albo na wspólne śniadanie, które składałoby się zapewne z jajecznicy i czarnej kawy. Jednak obok mnie było pusto. Nie było Cię również w naszym domu, tym bardziej w ogrodzie. Zniknęłaś. Tak po prostu. Kiedy ochłąnełam, zauważyłam, że nie wzięłaś ze sobą niczego oprócz portfela i kilku ubrań. Wiedziałam, że nie masz za wiele pieniędzy. Wyliczyłam, że straczyłoby Ci ledwie na kilka tygodni. Może trzy. Zmartwiłam się. Bałam się o Ciebie. Naprawdę. I może jeszcze nie do końca wierzyłam, że tak po prostu odeszłaś. Potem dostałam list i moja ostatnia nadzieja zgasła. Bo widzisz... Chciałam Cię znaleźć i wyjaśnić wszystko w cztery oczy. Wierzyłam, że jeszcze wszystko da się naprawić. Wierzyłam, że możemy to przegadać i wrócić do siebie. Czekałabym na Ciebie z otwartymi ramionami i sercem. Uczucie, które do Ciebie czułam wciąż kazało mi na Ciebie czekać. Kazało mi Cię odszukać i pocałować najlepiej, jakbym potrafiła. Jednak wraz z upływem czasu ten pomysł wydał mi się strasznie głupi i zbyt szalony. Zamknęłam się w sobie. Zamknęłam się na takie szalone pomysły.

Wraz ze swoim odejściem odebrałaś mi moją energię. Nie jestem pewna czy wciąż zasługuję na miano Promyczka. Chyba jesteś tego świadoma, o czym świadczą listy. Zaczynasz je od słów „najdroższa”. Nigdy nie piszesz „Promyczku”. Jedynym słowem, jakim jestem teraz w stanie to skomentować jest: interesujące...

Pozwól, że zadam Ci te wszystkie pytania, które pojawiły się wraz z Twoim odejściem. Pozwól, że wybrzmią w tym liście, choć sama nie wiem, czy w ogóle go odczytasz, czy odważę się Ci go wysłać (mam pewnien plan). Muszę je zadać. Nadal szukam na nie odpowiedzi.

Zdawałaś sobie sprawę, że będę cierpieć, dlaczego więc postanowiłaś odejść? Sama przecież zapewniałaś, że nie chcesz mnie nigdy skrzywdzić... Chyba teraz już wiem, dlaczego zawsze miałaś wtedy w oczach łzy.
Czy zrobiłam coś nie tak? Nie wiem... Może za dużo powiedziałam?
Czy przerosła Cię sytuacja z żoną brata, a może przerosła Cię moja rodzinna sytuacja? Czy raczej chodzi o Romana?
Wiesz, że nie jestem w stanie spalić tych listów (chociaż mam na to ochotę), mimo tego, że zawsze cierpię, kiedy je czytam?
Czy jestem zbyt wielkim ciężarem?
Czy wiesz, że nie będę potrafiła o Tobie zapomnieć?
Czy wiesz, że moje serce nadal należy do Ciebie?
Dlaczego nie chcesz do mnie wrócić?
Dlaczego nie chcesz pozwolić sobie na moją miłość?
Dlaczego nie chcesz pozwolić mi Cię kochać?
Dlaczego?

Płaczę, nie mogąc zapomnieć. Płaczę, nie mogąc przestać Cię kochać. Cierpię, bo Ty również wciąż mnie kochasz, ale mnie odtrącasz. Nie dostrzegasz mnie już. Nie chcesz mnie widzieć. Nie chcesz mnie kochać. Nie pragniesz mnie już i to właśnie sprawia, że mam ochotę krzyczeć. Że mam ochotę umrzeć...

Miałaś rację. Nasza relacja była zbyt głęboka. Rozwijała się zbyt intensywnie i zostawiła za sobą zdecydowanie zbyt wiele blizn. Nie jestem pewna, czy potrafię się podnieść. Nie jestem pewna czy chcę ją kończyć. Nie chcę. Pragnę Cię, ale nie dałaś mi wyboru. Muszę zapomnieć. Muszę spróbować żyć na nowo pełnią życia, lecz bez mojej Marchewki. Bez Ciebie. Nie wiem, czy dam radę.

Zobaczymy.

Naprawdę żałuję, że nie możesz przeczytać tego listu. Brak adresu nadawczego skutecznie uniemożliwia mi jego wysłanie. Wciąż nie wiem, gdzie się zatrzymałaś. Wiem, że jesteś gdzieś w Szczecinie... Uznałaś, że tyle mi wystarczy, co?

A może boisz się, że nakłonię Cię do zostania? Obawiasz się, że zmuszę Cię do życia?

Otóż nie. Żyj, jak chcesz, gdzie chcesz. Umieraj nawet, kiedy masz na to ochotę, ale wiedz, że ja zawsze będę na Ciebie czekać. Niezależnie od tego, co postanowisz. Niezależnie od tego, gdzie jesteś i czy żyjesz. Moje uczucie do Ciebie nie pozwala mi inaczej.

Wciąż Cię kocham, choć udaję, że nie. Tak samo jak Ty.

To w naszej historii jest wręcz tragiczne, ale naprawdę nie wiem, jak zamienić ten nasz tragizm w nasze „i żyli długo, i szczęśliwie”.

Kocham Cię,
Promyczek

P.S. Potrzebuję nowej ksywki. Chyba teraz zarażam wszystkich pesymizmem i depresją. Ups. Co powiesz na Smutasa? Albo Kapitana Deprechę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro