Rozdział.24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Dni mijały a ja nie byłam ani trochę bliżej pomysłu jak zabić osobę, która jest strzeżona na każdym kroku. Edmund ma swoich strażników wszędzie i każdy jest gotów się poświęcić aby go ochronić. Lecz wystarczy abym wyspowiadała jednego z nich. Wtedy krąg się rozerwie i droga do ścięcia głowy Edmundowi będzie prosta. Dasz rade Clair. Dasz radę. Jesteś silną wilczycą Alfa, w twoich żyłach płynie czysta krew wilkokrwistych.

~ Debilko przestań się zamartwiać, wszystko będzie dobrze.- warknęła na mnie moja wilczyca

~ A przepowiednia tamtej kobiety.- zaprotestowałam szybko

~ To tylko stara flądra.- odpowiedziała zirytowana

- Clair.- z zamyślenia wyrwał mnie głos Nicolasa.

- Tak?

- Nad czym tak myślisz?- spytał całując mnie w skroni

- Nad wszystkim i nad niczym.- odpowiedziałam wymijająco

- Clair nie zadręczaj się tym.- szepnął i poderwał mnie do góry

- Co ty robisz?- krzyknęłam roześmiana

- Niosę moją księżniczkę do naszej komnaty w zamku.- śmiałam się jak opętana

Kiedy przekroczyliśmy próg naszego pokoju, do naszych uszy dotarł wybuch i przeraźliwy wrzask.

- Co się dzieje?- powiedzieliśmy równocześnie

- Zaczęło się.- nagle koło nas pojawił się jeden ze strażników

- Muszę iść.- chciałam zejść z ramion Nico ale on wniósł mnie do pokoju i postawił koło łóżka- Co ty robisz?- pytam zaskoczona

- Musisz być bezpieczna.- pocałował mnie w czoło

- Muszę zabić Edmunda.- zaprotestowałam szybko

- Nie ty musisz być bezpieczna, ja się tym zajmę.- zamknął szybko drzwi, słyszałam tylko szczęk zamka

- Nico!- krzyknęłam waląc w drzwi- Nicolas otwórz te cholerne drzwi!

- Kocham cię maleńka.- usłyszałam jego cudowny głos- To dla twojego dobra.

Głos oddalających kroków akompaniował moim krzykom. Nie poddam się tak łatwo. Podbiegłam do okna i otworzyłam je. Wyskoczyłam z dużej wysokość uderzając boleśnie ręką o pobliski kamień. Kurwa boli. Nie zwracając uwagę na ból zaczęłam biec w stronę walczących wilków. To była rzeź. W oddali dostrzegłam Edmunda. Jego wojska zostały odepchnięte.

- Jeszcze się spotkamy spowiedniczko. To dopiero początek.- krzyknął i zniknął w zaroślach

Woku było pełno martwych ciał. Lecz jedno sprawiło, że moje serce stanęło aby po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro