I just want to make things good

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z dnia, na dzień Tony pojmował co raz więcej z dziedziny czarów. Pod pilnym okiem Stephena zaczął tworzyć zmyślne tarcze, walczył z pomocą magii, czytał o magii, myślał o magii i po prostu uczył się co raz więcej. Jednak jego dusza mechanika postanowiła wykonać też przełomową maszynę, która łączy nowo poznaną dziedzinę i technikę. Strange najpierw był przeciwny temu pomysłowi, ale po ujrzeniu iskierek szczęścia w oczach Starka, nie mógł mu odmówić.

Projekt powstał z dnia, na dzień. Nagłe olśnienie, które mogło być strzałem w dziesiątkę. Niby był to kolejny model zbroi, lecz ten znacznie różnił się od swoich poprzedników. Po pierwsze sam metal był unikatowy - do stopu tytanu i złota, Anthony wykorzystał jeszcze vibranium, którym ostatnio podzielił się z nim król Wakandy. Po stworzeniu szkieletu zbroi, wraz ze Strangem zaczęli te trudniejszą część. Kiedy to mag sprawnie wtaczał w zbroję co raz to bardziej skomplikowane runy, filantrop przy użyciu spawarki łączył sigile z metalem i kostiumem, który otrzymał wcześniej. Gdy nie tworzył zbroi, czytał lub spierał się ze Stephenem. Po upływie paru tygodni spawania magii, dzielenia pierwiastków i poznawania się przyjaciół, prace nad zbroją były prawie zakończone. Jedyną rzeczą jaką trzeba zdobyć był reaktor. Tony musiał wybrać się do cywilizacji. Do Pepper. Do odpowiedzialności. Nie chciał tego. Obawiał się reakcji wszystkich. Najchętniej, to nie ruszałby się z pokoju numer osiemnaście, siedziałby przed książkami i kradł Strange'owi herbatę (tak szczerze to nienawidził tego trunku - wolał silniejsze i bardziej procentowe - ale uwielbiał oglądać zdenerwowanie na twarzy kompana).

-- A ty co taki zamyślony? -- głos Stephena oprzytomniał jego myśli. Spojrzał na maga i się uśmiechnął.

-- Zastanawiałem się czy projekt zadziała. -- odpowiedział w zamian. -- Czemu patrzysz na mnie jak na idiotę?

-- Bo ci nie wierzę, Stark.

-- Oho, poszło po nazwisku. Zaczynam się obawiać.

-- Powinieneś. Wyjaśnisz mi o co chodzi, czy mam użyć jakiś drastycznych środków? -- Tak na prawdę, to mag nie miał żadnego asa w zanadrzu, ale udawanie też jest dobrym sposobem. Bynajmniej zadziałał na Tony'ego, ponieważ po chwili, z wielkim ociąganiem, podał prawdziwy powód.

-- Muszę jechać do Avengers Tower po reaktor.

Stephen spojrzał na niego zdziwiony.

-- Tylko tyle?

-- Co, "tylko tyle"? -- zdziwił się Anthony.

-- Spodziewałem się po tobie większych zmartwień. Już zacząłem myśleć, że obawiasz się pewnego faktu - moja broda jest lepsza. -- powiedział, puszczając oczko niższemu. Miodowooki jedynie prychnął nawet nie siląc się na odpowiedź.

Gdyby tylko Steph wiedział, co to dla Starka znaczy. To było niczym nadepnięcie na minę. Przecież nie po to opuszczał Tower aby znowu tam wracać. Poza tym Tony zawsze miał nietuzinkowe problemy.

-- Jeżeli tak bardzo chcesz... -- zaczął po chwili jednak czarodziej -- mogę wybrać się tam z tobą.

Filantrop zdziwił się na tę propozycję. Raczej nie oczekiwał od arcymaga takich gestów. Już prędzej uwierzyłby w to, że Śmierć jada pizzę, niż w sentymentalność Stephena. Zapewne mag naśmiewałby się z tego, że Stark boi się Pepper Potts. Odkąd zerwała zaręczyny ("Tony, wiesz to dobrze. Od zawsze cię kocham, ale widzę, że nasz związek jest dla ciebie jak klatka..." mówiła ściągając pierścionek z palca "Wybacz. Z nami koniec") Iron Man starał się nie utrzymywać z nią kontaktu. Przekazywali sobie informacje przez Friday. Obydwoje wiedzieli, że to dziecinne zachowanie, ale milioner nie mógł patrzeć na Virginię bez pewnego bólu w sercu.

-- Wiesz? Raczej podziękuję. -- odpowiedział. Nie miał zamiaru jeszcze bardziej obciążać doktora swoimi problemami.

-- Jak wolisz, Stark.

Według woli Iron Mana - Strange nie poszedł z nim. Przed wyjściem mag zaproponował mu podróż portalem lecz Anthony ponownie odmówił. Musiał się przejść. Musiał przewietrzyć się i pomyśleć na trzeźwo o własnym bycie. Poza tym wciąż - mimo ciężkiej pracy - ciężko było mu przyzwyczaić się do używania magii. Na swoją obronę mógł powiedzieć, że był przygotowany na wszystko - na sobie nosił kostium-prototyp, który powinien go wesprzeć nawet bez reaktoru (jedynie co by działało to bariera elektromagnetyczna wspomagana czarami niebieskookiego).

Zanim Strange zaczął mieć kompletnie gdzieś co teraz robi Stark, ten drugi uśmiechnął się w czuły sposób. Spojrzał na miejsce, gdzie aktualnie lewitował Stephen i powiedział coś, co ciężko było mu wpierw wykrztusić lecz potem poszło gładko z wypowiedzeniem tych trzech sylab.

-- Dziękuję.

Tak. Jedno słowo, a warte było z milion. Po wypowiedzeniu go, Tony jedynie odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł nie patrząc za siebie. Pozostał mu teraz długi spacer do Avengers Tower (aktualnie budynek służył Tony'emu jako awaryjne labolatorium, więc nie musiał lecieć na drugi koniec Nowego Jorku żeby zdobyć reaktor łukowy).

Po wyjściu brązowookiego, Stephen wciąż patrzył na miejsce, w którym tamten stał. Zachowanie Starka było co najmniej kuriozalne. Chociaż z drugiej strony kto by nie miał unikatowych zachowań w takim abstrakcyjnym miejscu?

Przewrócił oczami - własne myśli chciały zrobić z niego wariata. Jedyne co mu zostało to pójście do Wonga i sprawdzenie czy wszystko jest w porządku.

To, że sam był istnym chaosem emocji, nie miało znaczenia.

No bo kto byłby na tyle dziwny żeby czuć jekieś dziwne poczucie lekkości przy kimś, kto obraża cie niemal co dzień (nie żeby ta odoba nie dostawała tym samym, Stephen potrafi się odegrać)? Chyba tylko Strange.

//A.N. Wkradł nam się wątek Pepperony, który wykorzystam do bonusowego rozdziału. Będzie zawierał on spoilery do IW dlatego nie robiłam z tego jednego rozdziału. Jeżeli ktoś nie obejrzał jeszcze tego filmu- to ma spokojnie czas. Tak z innej beczki... Jak rozdział? Kojarzy ktoś zbroję?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro