Kyndy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stan ziom przepraszam, nie miałam złych intencji pisząc to ♡

________________

Westchnąłem pod nosem chowając twarz w dłoniach. Jestem okropny. Okropny, że takie świństwo potrafię wyrządzić najlepszemu przyjacielowi. Okropny, że trwa to od trzech miesięcy, a ja wciąż nie odważyłem się mu powiedzieć. Okropny, że w ogóle zacząłem się spotykać z jego byłą- Wendy. Kiedy zerwali kolejny raz potajemnie się ucieszyłem, bo trzymałem lekkie zauroczenie do czarnowłosej kilka tygodni przed ich rozejściem. Nie planowałem jednak nic z tym robić. Ani jej powiedzieć, ani nie wykonywać żadnych czynności, by ją zdobyć. Lecz z czasem wspólne spędzanie wolnych chwil razem z dziewczyną zrobiło swoje. A teraz? Trzy miesiące razem, a Stan nadal o niczym nie wie. Jestem okropny.

- Kyle, kiedyś trzeba będzie mu powiedzieć...- Wendy położyła dłoń na moim ramieniu.- Planowaliśmy to już.
- Wiem, przecież wiem...- westchnąłem nadal mając dłonie na twarzy.- Ale nie sądzę, by zareagował dobrze na tę wiadomość.
- Ja też Kyle, ja też...
Dziewczyna przytuliła mnie delikatnie głaszcząc po plecach.
- Nie lepiej się powstrzymać i nie wychylać?- zaryzykowałem ostrożnie.
Wendy odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy poważnym wzrokiem.
- I chcesz czekać, aż po dłuższym czasie sam to odkryje?- uniosła brew.- Nie chce wiedzieć jak bardzo będzie wtedy wściekły.
- Jasne, bo teraz jak mu powiemy to będzie pieprzoną oazą spokoju...
- Kyle.
- Dobrze, przepraszam, ale sama widzisz, że to nie jest takie łatwe jak omawialiśmy.
Wendy wstała z mojego łóżka i uklękła naprzeciwko mnie. Ujęła moja twarz w jej dłonie i uśmiechnęła się.
- Nieważne co powiedzą inni, nie zostawię cię...
Pocałowała mnie krótko w usta, a po chwili odsunęła się. Przybliżyła swoją twarz do mojej przez co przestrzeń między naszymi czołami zamknęła się dotykiem.
- Kyle, proszę cię...
Bałem się. Cholernie. Ale co ja więcej mogłem zrobić w tamtej chwili?
- No dobrze, powiemy mu...
- To właśnie chciałam usłyszeć.- zaśmiała się i wstała kierując się w stronę drzwi.
Podniosłem się z materaca idąc za dziewczyną. Kilka sekund i wyszliśmy z pokoju. Kolejnych kilka i schodziliśmy po schodach. Następnych kilka i już staliśmy pod drzwiami wyjściowymi. Co się wydarzy za kilka minut? Żadne z nas nie chciało nawet pomyśleć.

Wendy i ja szliśmy powolnym tempem w stronę domu Stan'a. Im bliżej byliśmy, tym bardziej zwalniałem krok, by jak najbardziej przedłużyć tę wędrówkę. Nie chciałem tam iść, to już wiadomo. Czy Wendy chciała? Być może... W końcu kiedyś musieliśmy się ujawnić.
Poczułem ciepło w dłoni, kiedy spojrzałem w dół prosto na rękę. Wendy delikatnie ją trzymała, prowadząc mnie z uśmiechem w ciszy nieco szybszym tempem niż zarzucanym przeze mnie kilka sekund temu. Za wszelką cenę chciałem w jakikolwiek sposób wychamować, przystanąć, zrobić cokolwiek, byśmy jednak zawrócili, lub dotarli dopiero późnym wieczorem. Jednak niestety Wendy nie ustępowała i dalej lekko ciągnąc mnie w stronę ciemnozielonego domu zmuszała mnie tym samym, bym dotrzymywał jej tempa.

W końcu znajomy ogródek. W końcu charakterystyczny kolor domu. Drzwi, których bałem się teraz najbardziej.
- No dalej Kyle...- powiedziała ciemnowłosa dziewczyna wskakując schodek po schodku z gracją.
Jeden, drugi, trzeci stopień i już byłem pod drzwiami. Uniosłem dłoń zaciskając ją w pięść. Wendy złapała mnie za rękę i pocałowała w policzek.
- To powinno dodać odwagi, tak?- zachichotała.
- Tak, masz rację.- wysiliłem się na uśmiech.
Zapukałem do drzwi dwa razy czekając na wyrok. Usłyszałem kłótnię z drugiej strony między Stan'em, a jego siostrą o to, kto powinien otworzyć. Koniec końców słychać było stłumiony głos chłopaka z domu, a po chwili również jego coraz głośniejsze kroki. Przełknąłem węzeł w gardle czekając na ruch otwieranej klamki.

________________

jeez, nigdy nie czytałam żadnego ff o tym shipie, więc nie wiem jak to tam działa z tą parą pffft

ej, to nie wyszło chyba tak źle jak się spodziewałam, że wyjdzie
chociaż o to trzeba się spytać tego, kto chciał i życzył sobie tego rozdziału
ziom, może być?

(624) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro