Stenny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przekręciłem się na drugi bok zamykając mocno oczy ponownie. Cholerna bezsenność. Pół godziny, a ja nadal nie mogłem zasnąć. Pierwsze noce na wyjazdach szkolnych zazwyczaj są ciężkie, ale nie jestem dzieckiem i nie raz już przez to przechodziłem.
Otworzyłem powieki lekko  mierząc ciemny pokój wzrokiem.

Kenny na sąsiednim łóżku cały zakryty kocem najprawdopodobniej już dawno drzemał. Kyle i Cartman, no cóż... Ta dwójka została zmuszona, by spać razem na łóżku małżeńskim. Kiedy ja i Kenny szybko zaklepaliśmy swoje posłania, Kyle i Cartman ze złością musieli się nacieszyć wspólnym miejscem do spania. Typowy pokój na wyjazdach. Żadnym czwórek, same trójki.
Oni w sumie już i tak wyglądało jak stare małżeństwo. Te ich wieczne bezsensowne kłótnie i obelgi. Jedyne co ich teraz ograniczało to wielki mur ze wszystkich możliwych poduszek znalezionych w pokoju ułożony przez Cartman'a między nim, Kyle'm. Nie mam pojęcia jakim cudem on się jeszcze nie rozleciał.

Ponownie zamknąłem powieki i położyłem się na plecach dając ręce pod głowę. Śpij, śpij, śpij, śpij do cholery...!
Usłyszałem odgłos kroków i lekkie skrzypanie po podłodze. Kroki ustały zatrzymując się centralnie koło mojego łóżka.
- Hm?- otworzyłem jedno oko spoglądając w stronę postaci stojącej koło mnie.
- Hej Stan...- blondyn ziewnął zasłaniając usta dłonią.
Usiadł na podłodze opierając ręce i brodę na materacu.
- Też nie możesz spać, prawda?- zapytał.
- Po czym wnioskujesz?
- Cały czas się przewracasz i wiercisz na łóżku, stary, to przeszkadza w drzemce i mi.- zaśmiał się cicho.
- Wybacz Kenny... Jakoś tak nie mogę się zmusić do tego...- westchnąłem i obróciłem się na prawy bok w jego stronę.
Blond włosy były całe roztrzepane na wszystkie kąty, a niektóre pasma opadały spokojnie na czoło. Niebieskie oczy wpół przymknięte spoglądały na mnie cały czas sennym wzrokiem.
Spokojną ciszę przerwał nam grzmot dochodzący zza okien, a po dłuższej chwili także deszcz uderzający armią kropel w szyby. Kenny lekko drgnął na odgłosy burzy, przez co wyglądało to nawet słodko.
- Nie mów, że się boisz takiego deszczyku?- zachichotałem cicho pamiętając o śpiących kolegach na łóżku niedaleko.
- Nie boję się, tylko ten odgłos nastąpił tak znienacka i nie byłem na to przygotowany...- odpowiedział przeciągając się leniwie.
Wrócił on do swojej poprzedniej pozycji zamykając oczy i ponownie opierając ręce oraz głowę na materacu.
- Hej Kenny, tylko mi tu nie zasypiaj na podłodze. Jak jesteś zmęczony to idź do łóżka.- powiedziałem wracając do leżenia na plecach.

Poczułem, że McCormick powoli się podnosi, ale zamiast udać się do siebie położył kolano na moim łóżku naciskając na materac i podwinął koc.
- Ej, ale co ty robisz?- zapytałem zdziwiony, kiedy chłopak usiadł koło mnie, tym razem nie na zimnej podłodze.
- Jak to co, idę spać.- odpowiedział krótko pozwalając zarzucić na siebie koc jak pelerynę tym samym zostawiając mnie z niczym.
- Fajnie, że idziesz, ale o ile pamiętam to twoje łóżko jest tam...- wskazałem na nie palcem.
Nie uzyskałem odpowiedzi, tylko odgłos opadającego ciała koło mnie na poduszkę.
- Dobranoc Stan.- wyszeptał Kenny spokojnie.
- Nie zasnę dopóki mi nie oddasz połowy mojej własności.
- O co ci chodzi...?- spytał Kenny unosząc lekko głowę.
- O koc rzecz jasna...
Blondynowi kilkanaście sekund zajęło przetworzenie tego co to za przedmiot. Kiedy już poukładał swoje myśli do garści wzruszył tylko ramionami odrzucając wspomnianą wcześniej rzecz na podłogę.
- Obejdzie ci się bez niego.- wyszeptał zbliżając się do mnie powoli przez łóżko.

Położył on głowę na mojej szyi przyprawiając mnie o lekkie dreszcze, gdy czułem tam jego spokojny oddech. Ręce spoczęły na mojej koszulce w okolicy klatki piersiowej, od czasu do czasu czułem palce zataczające małe kółka na odsłoniętej skórze wokół obojczyku. Ledwo co mogłem oddychać w tamtej chwili. To było rzeczywiście lepsze od jakiegoś głupiego koca. Przyjemne ciepło biło od blond włosego chłopaka, kiedy tak spokojnie na mnie leżał...
- Stan, czy wszystko gra?- zagadnął mnie Kenny.- Jeśli wolisz, żebym wrócił do siebie to mogę wstać.
- Nie wstawaj, proszę...- ostatnie słowo wyszeptałem tak cicho, że ledwo co ja sam mogłem je usłyszeć.
- Wiem, że Kyle i Cartman śpią tuż obok, ale nie musisz mówić tak cicho, wiesz?- zaśmiał się pod nosem.- Chyba, że naprawdę chcesz, żebym jednak zapomniał o moim łóżku na dzisiejszą noc?
- Tak chyba będzie dobrze...
Przytuliłem go delikatnie oplatając dłonie wokół jego drobnego ciała. Jedną rękę jednak moment później powędrowałem do włosów chłopaka przeczesując blond loki między palcami uśmiechając się pod nosem czując ich miękkość.
- Hm, Kyle i Cartman się zdziwią, jak nas rano zobaczą, wiesz?
- Bardziej się wściekną kiedy zobaczą, że niepotrzebnie wciskaliśmy ich do tego dużego łóżka. Kyle spokojnie mógłby zastąpić twoje posłanie i nie musiałby spać z grubasem...
Kenny zaśmiał się pod nosem cicho po czym podniósł się przenosząc wzrok na moją twarz.
- To brzmi jak dobra propozycja.
- Nie zapędzaj się, my też się ledwo co tu mieścimy jak widzisz.- zauważyłem.
- Nie narzekam na to.- powiedział i pochylił się.
Małe usta musnęły mój policzek delikatnie, po czym ich właściciel wrócił do poprzedniej pozycji znowu wtulając się we mnie na spokojnie.
Zamknąłem oczy nadal przeczesując blond włosy chłopaka. Poczułem jak w końcu ogarnia mnie zasłużona i wyczekiwana już dawno senność.

Cartman i Kyle z rana musieli obudzić swoimi kłótniami również i mnie i Kenny'ego. O co spór? O wieżę z poduszek, która jakimś cudem się rozleciała w środku nocy nie dając tym samym ani jednemu ani drugiemu strefy komfortu podczas snu.

________________

oh bro that was...
i don't know, maybe good?

dobra, o północy napisane, dokończone o 7 rano chociaż lol, kogo to obchodzi, ważne, że Stenny jest no i gitara ♡

(894) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro