Butters × Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjrzałaś przez okno samochodu wzdychając cicho do siebie. South Park. Małe miasteczko położone gdzieś w górach w Kolorado. Totalna dziura. Nie wiedziałaś jaki był sens całego twojego wyjazdu do tego miejsca, zwłaszcza, że w swoim mieście nie nudziłabyś się zbytnio. Na pewno twoi znajomi wpadliby na pomysł jak ci umilić czas. A tu? Nie dość, że nikogo nie znałaś, przyjechałaś za karę za podobno 'złe stopnie' w szkole to na dodatek masz tu spędzić miesiąc. Miesiąc na totalnym zadupiu, z daleka od twojego miasta i przyjaciół. I to jeszcze we wakacje. Świetnie się zapowiadało.
Twoje myśli odciągnął trzask drzwi samochodu od strony kierowcy. Twój ojciec też nie był szczęśliwy zawożąc cię tutaj.
Wysiadłaś zdenerwowana równie mocno trzaskając drzwiami. Spojrzałaś na próg domu w którym będziesz teraz mieszkać miesiąc. Westchnęłaś zła i podeszłaś by zapukać. Krótka chwila i w progu stała już twoja ciocia wyraźnie lekko zdenerwowana tym, że jednak do niej przyjechałaś. Nie odzywając się słowem wparowałaś do środka. Skierowałaś się na górę do zapewne swojego pokoju i od razu upadłaś na łóżko. Krzyknęłaś w poduszkę poirytowana. Nie chciałaś tu być. To nie było sprawiedliwe. U siebie na pewno lepiej byś się bawiła niż tutaj.
- (T.I) wypakuj się i złaź na dół.- powiedziała twoja ciocia zza drzwi.
Mruknęłaś niesłyszalnie w poduszkę na której miałaś twarz. Wstałaś niechętnie i podeszłaś do swojej walizki, by rozpakować rzeczy.
- 'To tylko miesiąc, jakoś wytrzymam...'- powiedziałaś do siebie wkładając ubrania do szafki.

Koniec końców zeszłaś na dół, by usłyszeć od cioci i ojca słowa, byś wyszła na zewnątrz.
- Dlaczego mam wyjść akurat teraz? Może chce posiedzieć chwilę w samotności? Nie pomyślał nikt o tym?- zapytałaś zła.
- Nie będziesz siedzieć w domu sama, podczas, gdy ja gdzieś jadę. Skąd mam pewność, że nie rozniesiesz tego miejsca?- odpowiedziała ci ciocia.- Poza tym, zapoznasz się z kimś może.
- Ale ja nie chcę się z nikim tu zapoznawać, nie potrzebuje tego.- warknęłaś zła.
Tak, czy siak wyszłaś z domu, bo wiedziałaś, że dyskusja z ciotką mało ci da, a tylko pogorszy całą sytuację.
Rozejrzałaś się wokół siebie patrząc i mierząc wzrokiem wszystkie domy, sklepy i ewentualnych ludzi przechodzących niedaleko.

Nie rozumiałaś co w tym mieście było takiego nadzwyczajnego. Nic się nie działo, chociaż z wielu wiadomości i mediów widziałaś, że ludzie tutaj mieli poniekąd jakaś frajdę z tego, że miasto stoi w płomieniach, albo lokalna drużyna nastolatków przegrała mecz w baseball. Niech cokolwiek się tu zacznie dziać, to będziesz wdzięczna przynajmniej przez chwilę, że cię tu przysłano.
- Hej, nie widziałem cię tu wcześniej, jesteś tu nowa, prawda...?
Jeszcze tego ci brakowało. Małolat chce się zapoznać, tak?
Spojrzałaś przez ramię za siebie. Zmierzyłaś właściciela głosu sprzed chwili zimnym wzrokiem. Chłopak. Miał on krótkie, roztrzepane blond włosy, niebieską bluzę. Ładne szmaragdowe oczy. Poza tym drobne ciało i ładny uśmiech.
- Odpowiesz na pytanie?- zapytał ponownie.
Otrząsnęłaś się z myśli sprzed momentu.
- Nie jestem tu nowa, przyjechałam na kilka tygodni i tyle...- powiedziałaś.
Miałaś zamiar iść dalej, ale chłopak nie odpuszczał sobie składania zdań i kierowania ich do ciebie bezpośrednio.
- Jestem Butters, miło cię poznać.- uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
Spojrzałaś na dłoń oczekującą na twój ruch. Niechętnie wyciągnęłaś swoją z kieszeni kurtki i odwzajemniłaś gest.
- (T.I)...
- Ładne imię.- odpowiedział Butters nadal się uśmiechając.
Ile ten chłopak ma wzrostu? Był mniej więcej takiego samego co ty, możliwe, że nawet trochę niższy. Nadal się na niego patrzyłaś próbując zgadnąć ile różnicy w milimetrach was poróżnia.
- Mam coś na twarzy, że się tak patrzysz?- zapytał Butters i dotknął swojego policzka tym samym dając twojej ręce wolność.
Schowałaś ją szybko do kieszeni spowrotem.
- Nie masz nic, po prostu się zagapiłam...- obróciłaś wzrok trochę zdenerwowana.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, tak?
- Nie o to chodzi, po prostu, nie mam humoru od rana...
- Rozumiem...- Butters westchnął smutno.
Po chwili jednak rozpromienił się.
- Wiem jak ci poprawić humor!
- Słuchaj, na razie nie jestem głodna ani nic z tych rzeczy...- próbowałaś grzecznie odrzucić ofertę chłopaka, ale on zignorował to.
Złapał cię za nadgarstek i podbiegł z tobą w kierunku parku.

Mijaliście krzaki, drzewa, ławki, aż w końcu dotarliście nad staw. Całkiem... Ładny staw. Butters puścił twój nadgarstek i spojrzał na ciebie zadowolony.
- Podoba ci się?
Wpatrywałaś się w wodę. Można było w niej ujrzeć ładne odbicie nieba razem z chmurami, które kształtowały się w różne wzorki.
Nie byłaś wielką pasjonatką natury, ale mimo wszystko, to wyglądało dosyć ładnie.
- To jest... Nawet ładne...- przyznałaś chłopakowi nadal oglądając staw.
Kąciki twoich ust uniosły się ku górze lekko. Usiadłaś na trawie, Butters razem z tobą.
- Więc, czemu masz zły humor?- zapytał.
- Nie chce tu być, do bani takie wakacje.- odpowiedziałaś krótko.
- Ale, czy wakacje to nie jest czas na poznawanie nowych miejsc i osób? W takim razie, czemu tu jesteś skoro nie chciałaś jechać?
- Nie przyjechałam tu, bo chciałam, jestem tu za karę.
- Za karę?- chłopak jakby nie rozumiał co mówisz.
- Dokładnie. Moi rodzice stwierdzili, że zła średnia to powód na karę, a gdzieś mają to, że w moim mieście miałam plany na spotkania ze znajomymi. A teraz przez cały miesiąc muszę tu tkwić. Nie znam nikogo, nie wiem co robić, będę się tu nudzić.- rzuciłaś kamieniem do wody.
- Przecież masz już znajomego.
- Niby kogo?
- Mnie!- zaśmiał się Butters.
- To wręcz świetnie.- powiedziałaś z lekkim sarkazmem uśmiechając się do chłopaka.
- O, już widzę, że ci się humor poprawił.- odrzekł Butters nie wyczuwając sarkazmu z twojej strony.- Jeśli chciałabyś mógłbym cię zapoznać z moimi znajomymi, co ty na to?
- Nie polubią mnie na pewno. Macie swoje życie, nie dokładacie do niego mnie.- westchnęłaś.- Z resztą, ja tu tylko na miesiąc, po kilku dniach zapomnicie o mnie.
- Ja nie zapomnę.- powiedział chłopak.- Jutro możesz się ze mną spotkać?
Uniosłaś brew zdziwiona. Ten dzieciak znał cię pół godziny, a już chciał spędzić z tobą każdą chwilę tych wakacji. W końcu nie znasz go dokładnie, nie wiesz czego masz się po nim spodziewać. Może udawać miłego na początku, ale potem kto wie co zrobi z twoim związanym ciałem przewożąc cię przez granicę Rumunii razem ze swoimi ludźmi z mafii.
- Jeśli nie masz czasu, to można spróbować pojutrze.- twoje dziwne myśli przerwał Butters.
- Słuchaj, naprawdę nie wiem jak to delikatnie ująć, ale... Nie znam cię wystarczająco, by w pełni ci zaufać, nadążasz...?- powiedziałaś spokojnie.
- Po to chciałbym cię poznać bliżej, wydajesz się miłą osobą.
- Wydaje się miła?- spojrzałaś na niego.
- Dla mnie tak. Chce cię poznać, wiesz?- uśmiechnął się.
No dobra... Może i Butters'a poznałaś pół godziny temu, ale jednak coś w nim sprawiało, że chciałaś mu zaufać. Może to był uśmiech, może niewinny wygląd, a może po prostu najzwyklejsza słodycz bijąca od niego z daleka?
- No dobra i tak nie mam innych planów oprócz nudzenia się na łóżku...- westchnęłaś.
- Serio? No to super!- uśmiechnął się Butters.
Mimowolnie również na twojej twarzy zagościł uśmiech, chłopak najwidoczniej ma jakieś zdolności do sprawiania otoczenia szczęśliwszym i weselszym.

Woda w samym stawie zaczęła stawać się różowo-pomarańczowa zwiastując koniec dnia. Słońce leniwie zachodziło za górami, a latarnie na ulicach włączały się jedną za drugą.
- Ojeju, muszę iść do domu, inaczej rodzice się zdenerwują...- powiedział Butters i wstał z ziemi.
- Moja ciocia niespecjalnie się będzie niepokoić. Prawdopodobnie ucieszyłaby się, gdybym nie wróciła.- zaśmiałaś się cicho wstając i otrzepując uda z kępków trawy.
- Twoja ciocia nie chce cię w domu?
- Powiedzmy, że nie była zadowolona, kiedy mnie zobaczyła dzisiaj w progu swych drzwi. Myślała, że przyjazd do niej to tylko ostrzeżenie i mało prawdopodobne plany, ale jakże się zdziwiła. I biedna się musi ze mną teraz użerać przez miesiąc...
- Wyszło jej to na dobre.
- Na dobre, powiadasz?- uniosłaś brew.
- Tak. Inaczej bym cię nie poznał.- powiedział i udał się w kierunku wyjścia z parku.
Jednak chłopak miał trochę racji... Inaczej ty byś go nie poznała. Podążyłaś za nim szybkim krokiem po chwili razem z nim znajdując się już na ulicach miasteczka.
Butters jak się okazało mieszkał niedaleko ciebie i twojego tymczasowego domu.
- Więc... Jutro też się spotkamy, prawda?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Jeśli nie będę miała nic do roboty to raczej tak...- odpowiedziałaś.
- To o której?
- Ty proponujesz, wymyśl jakąś porę dnia.
- 10 odpowiada?
- Tak wcześnie?- uniosłaś brew i skierowałaś wzrok na chłopaka.
- No tak... To co, może być?- blondynowi najwidoczniej nie pasowała inna godzina.
- Eh... Może być.- mruknęłaś łapiąc za klamkę od drzwi.
Butters zadowolony uściskał cię na pożegnanie i poszedł szybkim krokiem kilka domów dalej, by zniknąć w wejściu jednego z nich.

Weszłaś do domu nie witając się z ciocią oglądającą telewizję. Najzwyczajniej w świecie skierowałaś się na górę do swojego pokoju. Jednak po chwili usłyszałaś pukanie.
- Ta?- zapytałaś szybko.
- Gdzie byłaś tyle czasu?- twoja krewna uchyliła lekko drzwi.
- Sama mówiłaś, żebym poszła się z kimś zapoznać, to poszłam.
- I zapoznałaś się mam rozumieć?
- Mhm...- mruknęłaś zła wyraźnie dając znać, że nie chcesz na razie widzieć już nikogo.
- Z kim?
- Z jakimś chłopcem w moim wieku... W ogóle to co cię to interesuje?- podniosłaś się na łokciach i spojrzałaś w stronę cioci.
- Nic, pytam się tylko.- odchrząknęła i wyszła zamykając ci drzwi.
Wróciłaś spowrotem do leżenia na łóżku patrząc w sufit pustym wzrokiem.
Butters wydawał się taki miły... Nie znasz go długo, a mimo to przyjęłaś jego ofertę, by się spotkać ponownie następnego dnia. Równie dobrze jego znajomi to może być jakiś lokalny gang, a ty będąc niechcący wplątana w ich gangsterskie zapędy pójdziesz siedzieć... Ale sądząc po wyglądzie chłopaka to Butters taki nie jest. Jak ktoś słodki może się zadawać z takimi ludźmi?
- O czym ja myślę w ogóle...?- zapytałaś samą siebie.
Nie umiejąc odpowiedzieć na to pytanie przekręciłaś się na bok i zamknęłaś oczy tym samym zasypiając...

•Następny dzień•

Spojrzałaś na zegarek stojący na szafce nocnej koło twojego łóżka. 9:30. Podniosłaś się na łokciach i spojrzałaś na okno. Żaluzje były jeszcze zasłonięte, ale małe promienie światła rzucały blask na twoją kołdrę. Wstałaś niechętnie przypominając sobie o obiecanym spotkaniu z Butters'em. Umyłaś się i ubrałaś w ulubione ciuchy nie strojąc się zbytnio. W końcu to tylko zwykłe spotkanie, nic nadzwyczajnego. Podłączyłaś telefon do ładowarki i zeszłaś na dół.
- Cześć młoda. Jak się spało?- zapytała cię ciocia.
- Dobry...- odpowiedziałaś omijając pytanie zadane chwilę wcześniej.
Podeszłaś do lodówki. Otworzyłaś ją i przeczesałaś dłonią włosy patrząc do wnętrza.
- Jest coś do jedzenia...?
- Zrób sobie coś, to nie jest hotel, że masz wszystko pod nos podstawione.
Fuknęłaś i trzasnęłaś drzwiami od lodówki.
- Zjem na mieście.- mówiąc to udałaś się szybkim krokiem na górę.
- A co niby zjesz? Dziewczyno, zrobienie sobie śniadania to nie jest koniec świata...
Nie zwracając uwagi na twoją krewną weszłaś do pokoju. Spojrzałaś na godzinę i telefon. Równo 10 rano. Chwyciłaś kilka drobnych, schowałaś telefon do kieszeni spodni i zeszłaś spowrotem na dół.

Wychodząc z domu usłyszałaś radosny głos chłopaka poznanego dzień wcześniej. Butters stał po drugiej stronie ulicy machając do ciebie przyjaźnie ręką. Odwzajemniłaś ten gest i rozglądając się na boki, minęłaś małą jezdnię i podeszłaś do niego.
- Jak samopoczucie?- zapytał kiedy tylko przekroczyłaś krawężnik.
- Ujdzie...
- Źle się spało?
- Nie, po prostu moja krewna działa mi na nerwy, nic takiego...- machnęłaś ręką przed swoją twarzą.- To gdzie planujesz ze mną iść i co zamierzasz ze mną robić, że tak wcześnie mnie wyciągnąłeś z łóżka we wakacje?
- Mówiłem, że chce cię zapoznać z moimi znajomymi.- uśmiechnął się.- Na co czekamy, chodźmy!
- Butters, nie lepiej zaczekać kilka tygodni, z resztą ja też cię ledwo co znam, więc bez sensu będzie jak teraz mnie zapoznasz z innymi w South Park'u...- wstrąciłaś się lekko.
- To co, nad staw?
- Ponownie?
- Dokładnie.- zauważył Butters nadal się uśmiechając.
- No to nad staw, skoro tak bardzo chcesz...- westchnęłaś i mimowolnie się uśmiechnęłaś.

- Cześć wam!- zawołał Butters.
Spojrzałaś w stronę do której chłopak z blond włosami się zwrócił. Czterej chłopców w twoim wieku siedziało na ławce naprzeciwko stawu. Jeden z nich spojrzał w waszym kierunku, a kiedy ujrzał Butters'a zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się złośliwie.
- Butters, nie wierzę, że odważyłeś się zaprosić jakąś dziwkę na randkę.- zaśmiał się chłopak.
Butters lekko się zaczerwienił na słowa, kiedy ten chłopiec nazwał cię wprost dziwką.
- Zamknij się gruby tyłku!- uderzył go w ramie chłopak z zieloną czapką.
- Ej! Nie przezywaj mnie ty pieprzony żydzie!- krzyknął tamten na niego.
- Oboje się zamknijcie...- wymamrotała osoba z czerwoną czapką i wstała z ławki.
Udała się w kierunku Butters'a i ciebie.
- Wybacz za Cartman'a, on tak zawsze ma.- powiedział.
- Nie... Wszystko okay...- odrzekłaś.
Butters przedstawił ci całą czwórkę jego przyjaciół: Kyle'a, Stan'a, Kenny'ego i Eric'a, ale wszyscy oprócz Butters'a z jakiegoś powodu mówili mu po nazwisku. Poczułaś się pewniej, że oprócz blondyna twojego wzrostu w tym mieście poznałaś jeszcze kilka innych osób w tak krótkim czasie. Okazało się, że cała piątka często pakowała się w różne kłopoty, a kiedy ci je opowiadali nie mogłaś nawet uwierzyć, że takie rzeczy miały miejsce w rzeczywistości.
- Naprawdę trafili ci w oko z szurikenu?- otworzyłaś szeroko oczy.
- Mhm, stąd mała blizna na lewej stronie.- Butters wskazał na wcześniej wspomnianą ranę.
- Nie zauważyłam jej wcześniej...- powiedziałaś przyglądając się.
- Aż tak bardzo jej nie widać, z resztą to było dawno...
- Ale i tak nieźle was poniosło, wiecie?
- Ej! Nie nas wszystkich, to Kenny trafił go w oko!- Cartman bronił się.
- Ale to ty chciałeś go zabić i zakopać w ogrodzie u Kyle'a, żeby nikt się nie dowiedział...- zauważył Stan.
Zaśmiałaś się razem z Kenny'm i Kyle'm słuchając kłócących się Stan'a i Eric'a.
Mimo źle zapowiadającego się tygodnia, to dzień minął mile razem z Butters'em i resztą jego znajomych. Nad stawem spędziłaś cały dzień, słuchając dziwnych rzeczy, których dopuściła się cała piątka. Szuriken wbity w oko to była najlżejsza rzecz o której ci powiedzieli...

•Trzy tygodnie później•

- Ha! I co? Wygrałam ponownie!- zaśmiałaś się widząc jak Cartman ze złością chce roztrzaskać kontroler o podłogę.
- Jak mówiłaś, że lubisz tą grę i jesteś w nią dobra, to twierdziłem, że jesteś na poziomie Kenny'ego.- powiedział Stan.
- Najwidoczniej mnie nie doceniłeś.- poklepałaś go po głowie śmiejąc się ponownie.- Ja nie jestem amatorką, która się rozbija na pierwszym zakręcie.
- Cicho bądź, przynajmniej się starałem.- fuknął Kenny.- A to, że Cartman mi dał zepsuty kontroler to nie moja wina, tylko jego.
- On nie jest zepsuty! Daj mi go, to udowodnię ci w trzeciej rundzie, że da się nim grać!- krzyknął Cartman i wziął go z rąk Kenny'ego.
Odpuszczając sobie kolejną dogrywkę patrzyłaś jak inni grają. Nie sądziłaś, że po trzech tygodniach tak mocno mogłabyś się z kimś zaprzyjaźnić. Butters z chęcią codziennie po ciebie przychodził, by na całe popołudnie znikać z tobą i resztą jego znajomych nad stawem, lub po prostu, by przechadzać się po mieście. Tak często spędzałaś z nimi czas, słuchając ich głupich historii, że miałaś wrażenie, że znałaś ich od małego. Chciałaś zostać z nimi dłużej niż tylko na jeden miesiąc. Wiedziałaś, że jeszcze kilka tygodni temu cała wściekła przyjechałaś do South Park'u, a teraz? Teraz nie miałaś zamiaru stąd wyjeżdżać. Tu się działo więcej niż u ciebie w mieście. Fakt, brakowało ci twoich znajomych, ale tak świetnie zapełniałaś wolny czas spędzając go z całą piątką, że zupełnie zapomniałaś o reszcie twoich kumpli w swoim mieście. Od rana do wieczora nie było cię w domu, a próg mieszkania ciotki przekraczałaś zadowolona o późnej, ale nie za późnej, porze.
Najbardziej z całej piątki polubiłaś rzecz jasna Butters'a. Gdyby nie on, to nie znałabyś Stan'a, Kyle'a, Eric'a i Kenny'ego. No i na bank, zanudziłabyś się w domu na śmierć. Ponadto był on najmilszy ze wszystkich, a słodki uśmiech i głos sprawiał, że mimowolnie twoje usta również formowały się w uśmiech.
- Hej (T.I), mogę z tobą porozmawiać na zewnątrz? Na chwilę tylko...- Butters postukał cię w ramię.
- Jasne.- uśmiechnęłaś się i wstałaś z kanapy.
- Butters, wiesz, że rozdziewiczenie odbywa się zazwyczaj na łóżku na górze na imprezie, gdzie dziewczyna jest upita do nieprzytomności?
- Zamknij się Kenny!- razem z resztą krzyknęłaś na blondyna śmiejącego się ze swojej ostatniej linii dialogowej.
Wyszłaś z Butters'em z domu Cartman'a przed drzwi. Usiedliście na schodach.
- Więc, za tydzień wyjeżdżasz, prawda...?- zapytał smutno chłopak.
- Niestety wyjeżdżam, wiesz? Ale mimo tego, będę dobrze wspominać czas spędzony tu w South Park'u...
- Szkoda, bo naprawdę fajnie jest mieć taką przyjaciółkę jak ty...- westchnął Butters i przyciągnął kolana do siebie oplatając je rękami.
- Na pocieszenie mogę dodać, że za tydzień i cztery dni wyjeżdżam, więc jeszcze trochę czasu mamy...- pogłaskałaś go po włosach delikatnie.
- Wolałbym, żebyś nie wyjeżdżała stąd w ogóle.
- A wiesz, że ja też?- zaśmiałaś się.- Nie sądziłam, że kara może być tak miła. Jeśli nadal się nie będę dobrze uczyć, to masz gwarancję, że będziesz mnie widział co lato.
- Serio?- rozpromienił się Butters.
- No... Ale niestety obiecałam, że za naukę się wezmę...- powiedziałaś i zerwałaś mały kwiatek z ziemi.
Obracałaś go w palcach zyskując na ręce wzrok Butters'a.
- Umiesz robić wianek z kwiatków?
- Nigdy nie próbowałam szczerze mówiąc.- nadal obracałaś roślinę w dłoni.
- Zrobię ci jeden, może się nauczysz.- powiedział Butters i poszedł z uśmiechem po więcej kwiatów jako materiału.
Blondyn nucąc pod nosem splatał dla ciebie wianuszek, podczas, gdy ty starałaś się nadążać za jego śladami i próbowałaś upleść własny. Po zaledwie kilku minutach zadowolony chłopak założył ci swoje dzieło na głowę. Ty nadal nie uplotłaś własnego.
- Gotowe.- uśmiechnął się.
- Śliczny, wiesz?- zachichotałaś.
- Ładniej jednak wygląda na tobie. O wiele ładniej, na tobie.- Butters siedział nadal koło ciebie z uśmieszkiem na ustach.
Lekki czerwień zalał twoje policzki.
- Pomożesz mi z moim...?- wymamrotałaś niezręcznie.- Chyba nie nadążałam za twoimi ruchami i nie udał mi się. Wyszedł okropnie...
- Nieprawda, trzeba go trochę tylko pozmieniać.- mówiąc to wziął z twoich rąk wianek i zgodnie z postanowieniem ulepszył go nieco dodając kilka kwiatów.
Patrzyłaś na powstające kolejne dzieło z dłoni Butters'a. Kiedy chłopak plótł kolejny, nucił pod nosem piosenkę cały czas.
- Wracacie, czy rzeczywiście się ruchacie?- Cartman uchylił drzwi i spojrzał na waszą dwójkę.
- My się nie-
- Tłumacz to sobie jak chcesz (T.I), ale ja dobrze wiem co tu się odwalało przed chwilą.
- A-Ale do niczego nie doszło...
Butters również zaczął was bronić i uniósł dłonie w proteście.
- Ej, dlaczego masz kwiatki we włosach? Kwiatki sprzed mojego domu...?- powiedział Eric i spojrzał na marne resztki pozostawione koło ścieżki.
- Pletliśmy wianki, może dlatego...?- odrzekłaś i wstałaś z ziemi.
- Ale czemu do cholery z mojego trawnika?!- krzyknął zły Eric.
Butters zaczął tłumaczyć, że zupełnie zapomniał o tym, iż kwiatki może i pochodzą z trawnika Cartman'a.
- Dwie minuty i widzę was w domu, a z tobą domagam się rewanżu w grze.- syknął brunet i zatrzasnął wam drzwi przed twarzą.
Butters wyraźnie nieco speszony wcześniejszymi zarzutami stał koło ciebie w ciszy.
- Butters, nie powinniśmy już wejść może...?- zapytałaś cicho.
- Tak, pewnie tak.- przytaknął.
- Hej, wiesz co?
- O co chodzi?
Bez słowa wzięłaś ostrożnie wianek z jego dłoni i założyłaś mu na głowę.
- Też ci w tym ładnie.- uśmiechnęłaś się do chłopaka.
Butters odwzajemnił gest przytulając się do ciebie.
- Dziękuję...

•Tydzień później•

Tak bardzo liczyłaś na to, że któryś z twoich rodziców zadzwoni, by powiedzieć, że jednak zostaniesz w South Park'u na kolejny miesiąc. Myliłaś się bardzo, bo planowany od dawna wyjazd nadszedł zdecydowanie za szybko. Przynajmniej wyjeżdżałaś późnym popołudniem, przez co mogłaś jeszcze się zobaczyć z piątką nowych znajomych i pożegnać się.
Ten czas niestety też szybko zleciał. Gorzej z tym, że Butters nie był obecny przez cały dzień. Stan powiedział, że pojechał na większość dnia gdzieś z rodzicami, a wróci prawdopodobnie wieczorem.
- Czyli, że nie zobaczę go już dzisiaj...?- zapytałaś się smutno patrząc na Stan'a.
- Nie powiedziałem tego, po prostu... Szanse są marne.
Kyle trącił go ramieniem ze złą miną, na co drugi syknął z bólu.
- Słuchaj (T.I), możliwe, że się jeszcze zobaczycie.- pocieszył cię rudzielec.
- Nie możesz zostać jeszcze kilka tygodni? Nie było tutaj chyba aż tak źle, prawda?- zaczął Kenny.
- Nie było, ale dosyć długo tu już tkwię, z resztą moja ciotka ledwo co zniosła ze mną miesiąc, nie sądzę, by wytrzymała kolejny.- odrzekłaś opierając łokcie na kolanach.
- Nie ma tego złego, przynajmniej dobrze się tu bawiłaś.- odpowiedział Stan tuląc cię.
- Tak, było super, a szkoda by było to kończyć...
- Hej, przecież zawsze zostają wakacje za rok, ewentualnie jakieś święta i tym podobne rzeczy...- zauważył Kyle.- Kto powiedział, że żegnamy się na zawsze?
Zaśmiałaś się na jego słowa. Fakt, nie żegnajcie się przecież na zawsze.
Sięgnęłaś po komórkę do kieszeni spodni słysząc dzwonek połączenia. Spojrzałaś na ekran smutna.
- No... Chyba czas na mnie.- westchnęłaś wstając z ławki.- Ciotka się dobija, zapewne już mój ojciec przyjechał...
- Idziemy z tobą, nie możesz sama przebyć tak długiej trasy z parku do domu.- zaśmiał się Kenny i podszedł do ciebie obejmując cię ramieniem.
- Wiesz, że to zaledwie sześć minut drogi?- zauważyłaś.
- Kto wie, czy się nie zgubisz jak wtedy kiedy uciekaliśmy przed Craig'iem i jego ekipą...
- Kenny, zauważ, że pomyliłam wtedy prawą stronę z lewą i skręciłam nie tam, gdzie miałam skręcić...

Pakowałaś ostatnie walizki do bagażnika samochodu, podczas, gdy twój ojciec rozmawiał jeszcze z ciotką. Westchnęłaś cicho do siebie domykając szczelnie bagażnik. Obróciłaś się do czterech chłopaków i uśmiechnęłaś.
- To co... Trzeba by się pożegnać, tak?- zaśmiałaś się smutno rozkładając lekko ręce na boki.
Jak na zawołanie Kenny pierwszy do ciebie podbiegł przytulając mocno, za nim Kyle, Stan, a nawet Cartman. Staliście tak dłuższą chwilę. Żadne z was nie chciało puścić pierwsze.
- (T.I) wsiadaj, zaraz jedziemy...- powiedział spokojnie twój ojciec wracając po chwili do rozmowy z ciotką.
Pokiwałaś głową lekko i wyszłaś powoli z objęć każdego z chłopców.
- Trzymajcie się. Będzie mi was brakować...- uśmiechnęłaś się smutno.
- I nam ciebie też.- powiedział Kyle klepiąc cię po głowie.
- To ja już... Pójdę...- powiedziałaś powoli odchodząc od kolegów i kierując się w stronę samochodu stojącego na podjeździe.
Złapałaś za klamkę od drzwi, kiedy zdezorientował cię krzyk znajomego głosu.
- (T.I), czekaj!
- Butters...?- obróciłaś się na dźwięk jego niewinnego głosu.
Chłopak biegł najszybciej jak tylko mógł w twoją stronę, krzycząc, żebyś nie odjeżdżała jeszcze. Zamknęłaś drzwi samochodu i patrzyłaś na zbliżającą się sylwetkę blondyna. Po chwili będąc w niemałym odstępie rzucił ci się na szyję prawie was obu przewracając na ziemię. Podtrzymałaś go obejmując lekko jego drobne ciało. Oplotłaś go w talii, podczas, gdy on nadal tulił się, cały czas mając ręce za twoją szyją.
- Butters co ty-
- Nie jedź jeszcze, proszę...- wyszeptał do twojego ucha.- Zostań tu ze mną... Jeszcze tyle miłych chwil przed nami, nie zostawiaj mnie tu, proszę...
Poczułaś jak pęka ci serce. Głos Butters'a, kiedyś wesoły i niewinny, tak teraz drżał od zbliżającego się płaczu. Na twoim ramieniu uformowała się mała mokra plamka od łez na policzkach blondyna.
- Hej, nie płacz, jeszcze się spotkamy, zobaczysz.- pocieszyłaś go nadal tuląc i głaszcząc po włosach.- Przyjadę w następnym roku.
- To za długo, za długo, za długo...!- krzyknął Butters chowając twarz w twoim ramieniu.- Za długo...
- Głowa do góry.- zaśmiałaś się i ujęłaś jego twarz w dłonie.- Obiecuję, że nie zapomnę o tobie.
- Obiecujesz?
- Tak jest.
Przytuliłaś go ponownie delikatnie. Widziałaś jak z drugiego końca podwórka Kenny pokazuje z rąk uformowane i słynne 'paluszek i kółeczko', Kyle pocieszał smutnego Stan'a, a Cartman... Cartman zasłonił twarz rękawem i obrócił się plecami do waszej dwójki, kiedy tylko na niego spojrzałaś.
- (T.I) zbieraj się już, wracamy...- powiedział twój ojciec otwierając drzwi od strony kierowcy wsiadając po chwili do auta.
Przestałaś niechętnie tulić Butters'a. Było ci tak wygodnie w jego objęciach, a kiedy go puściłaś poczułaś taką pustkę wokół siebie...
- To cześć...- wyszeptałaś do chłopaka.
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że do zobaczenia.- uśmiechnął się blondyn i pocałował twój policzek na szybko.
Odsunął się trochę w stronę reszty chłopaków machając ci kiedy wsiadłaś do samochodu.
Kilka sekund i usłyszałaś odpalający silnik. Kolejne kilka sekund i poczułaś jak wyjeżdżasz z podjazdu. Otarłaś małą łzę na policzku uważając na miejsce gdzie Butters dał ci całus przed minutą. Jakby to miejsce było tak cenne, że nie chciałaś go dotykać...
Oparłaś się o siedzenie zamykając oczy, jednak nie na długo.
- (T.I), (T.I)!
Odpięłaś pas i uchyliłaś szybę do samego końca. Wyjrzałaś przez nią. Za twoim samochodem jadącym spokojnie biegł Butters, jakby zapomniał się pożegnać.
- Butters, o co chodzi?- krzyknęłaś do niego.
- O nic! Po prostu mam nadzieję, że spotkamy się ponownie!
Usłyszałaś jak się śmieje, przez co zareagowałaś tak samo.
- Tak ja też!
- I wiesz co?
- Co?
- Kocham cię (T.I)!- krzyknął chłopak najgłośniej jak potrafił.
Nie zdążyłaś odpowiedzieć, bo Butters zaczął zapętlać to zdanie tak długo i głośno jak tylko mogłaś usłyszeć.
- Naprawdę cię kocham (T.I)!- krzyknął machając ci ze szczerym uśmiechem z daleka.- Naprawdę!
- Ja ciebie też!- całą swoją energię w płucach włożyłaś, by wykrzyczeć te trzy słowa zanim samochód, którym jechałaś zniknął za zakrętem oddalając się od małego górskiego miasteczka.

Bonus

Szukałaś wzrokiem Butters'a po całym parku. Chłopak umówił się z tobą nad stawem, czekałaś kilka minut, jednak chłopak najwidoczniej się lubił spóźniać.
- Długo czekasz, co (T.I)?
Usłyszałaś znajomy śmiech zza siebie. Obróciłaś się natychmiast wstając z ławki gwałtownie.
- Butters...
Podbiegłaś do chłopaka od razu się przytulając. Nie mogłaś uwierzyć, że ponownie go zobaczyłaś. Po całym roku rozłąki wreszcie mogłaś się do niego tulić, wreszcie mogłaś z nim porozmawiać, wreszcie mogłaś go pocałować i powiedzieć jak bardzo czekałaś na tę chwilę.
- Cieszę się, że dotrzymałaś obietnicy...- wyszeptał Butters gładząc cię po włosach delikatnie.
- A ja się cieszę, że o mnie nie zapomniałeś...
- Jak mógłbym zapomnieć?- zaśmiał się.- (T.I) czekałem na ciebie całe dnie, przez cały rok!
- Niesamowite, że tyle wytrzymałeś, wiesz?- odsunęłaś się i spojrzałaś mu w oczy.
- Niesamowite, że znowu chciałaś odwiedzić South Park...
- Nie przyjechałam tu, by oglądać górskie widoki, przyjechałam spędzić kolejne wakacje z moim chłopakiem...
Butters przysunął cię do niego tym samym dając styczność waszym wargą tworząc najlepszy początek twoich drugich wakacji w South Park'u...

________________

1) (ノಠ益ಠ)ノ zauważyłam, że bardzo lubię niszczyć charaktery postaci. Clyde, Butters, kto następny? Craig, Kyle, Cartman?
2) dobra, to ma kuźwa chyba więcej słów od Craig'a, więc już wiadomo czemu zajęło mi to dwa tygodnie na napisanie.
3) eh no co ja mam więcej napisać... stać mnie na więcej moim zdaniem, ale źle też nie wyszło... Cieszcie się tym! :D
Słowa: (4267)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro