Kenny x Male Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kenny Pov.

- McCormick do mnie.- Garrison powiedział po dzwonku.
Akurat wtedy kiedy wychodziłem z sali musiał mnie zawołać? Nie mógł na lekcji, albo przed końcem lekcji?
- Czekajcie na mnie.- powiedziałem do chłopaków przepychając się spowrotem między uczniami do klasy.
- Podejdź tu na chwilę.- nauczyciel powiedział nie spuszczając wzroku z biurka.
Jak ten pies podszedłem spokojnie do biurka i usiadłem na krześle naprzeciwko.
- O co chodzi?- zapytałem.
- Wiesz, że twoje oceny nie są zadowalające?
Aha, czyli standard, tak? Dostanę ucznia, który mnie będzie pilnował jak dziecka, żebym wyszedł na prostą ze swoją średnią. Ile razy to widziałem w filmach, czy grach. Obym dostał przynajmniej dziewczynę do tej nauki.
- Zdaje sobie z tego sprawę...- odpowiedziałem ze stoickim spokojem.- I co Pan zamierza zrobić?
- Nic. Po prostu się przyłóż do nauki, bo jedynek z historii masz tyle ile jest kwiatków przed szkołą.
- Kret rozpieprzył cały grządek, wie Pan?
- Kenny, wyjdź.- Garrison westchnął i wskazał na drzwi.
Wkurzony wstałem z krzesła i rzucając szybkie 'do widzenia' przez zęby wyszedłem z klasy.
Zajebiście. Czyli żadnej dziewczyny do pomocy?
Garrison jak zawsze przesadzał. Moje oceny nie są bardzo złe, po prostu trochę się pogorszyły. Byle by zdać, a to raczej nie jest za trudne... Wkurzony na wszystko wokół mnie pomaszerowałem w stronę chłopaków, którzy stali pod szafkami.

•Time skip•

- Czyli, że co, dostajesz jakąś dziewczynę do przydziału do nauki, czy jak?
- Stan, śmieszny jesteś. On by mi nie dał żadnej dziewczyny do pomocy, co najwyżej sam bym musiał sobie jakąś znaleźć.- odpowiedziałem.
- To co, Wendy ci pewnie z chęcią pomoże.- zaczął Stan.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią.
- Ty tak na poważnie?
- Zapytam ją, co za problem.
- Nie miała przypadkiem się uczyć do jakiejś olimpiady?- wtrącił się Kyle w naszą dyskusje.
- A... No racja...- Stan nerwowo się zaśmiał.
- Żebyśmy lepiej znali twoją dziewczynę od ciebie...- przewrócił oczami Kyle.
- Nie znacie jej lepiej ode mnie, po prostu ten konkurs wyleciał mi z głowy...- tłumaczył się Stan.
- Dobra, obejdzie się bez Wendy...- westchnąłem.
- Zapytaj się kogoś innego.- powiedział Cartman.
- Tak jakbym chciał się uczyć z własnej woli. Zdam tą klasę i tyle mi wystarczy.
- Na samych dwójkach?- Kyle uniósł brwi.
- Na dwójkach i trzech trójkach. Nie zapominaj o WF'ie.- skarciłem go.
Rudzielec prychnął coś pod nosem i dotrzymał nam wreszcie tempa w chodzeniu. Szliśmy do domu Stan'a zrobić zawody w jednej grze na konsoli. Podczas sprzeczek Kyle'a i Cartman'a obrzucających się po drodze liśćmi z krzaków miałem czas, by przemyśleć, czy na serio kogoś nie poprosić o byle jaką pomoc. Chodźby nawet w głupim uczeniu się do sprawdzianu z chemii. Ta, może nawet z chemii wyciągnę 3 jak ktoś mi pomoże się przyłożyć i da porządnego kopa w dupę...
- Kto ostatni ten siedzi na Cartman'ie!- wypalił Stan i pobiegł szybko przed siebie.
Podążyłem za nim utrzymując drugie miejsce, a Kyle i Cartman byli tak zajęci sobą, że prawdopodobnie będą siedzieć na sobie na zmianę...

•Następny dzień•

Położyłem głowę na ławce i zamknąłem oczy. Cartman, który siedział blisko mnie nie zwracał na to większej uwagi, wiedział, że lubię przysypiać na lekcji. Założyłem kaptur na głowę i skuliłem się za uczniami, by nauczyciel nie zauważył mnie śpiącego. Co z tego, że była chemia, a sprawdzian za tydzień? Nie umiem i nie trzeba z tego robić większej afery. Chociaż może jednak nauczyciel by mi się przydał...
- Hej, Kenny.
Uniosłem głowę i spojrzałem w górę. (T.I) siedział przede mną gapiąc się na moją śpiącą osobę. Przetarłem oczy i uśmiechnąłem się lekko.
- O co chodzi?- wymamrotałem.
- Wszystko gra? Wyglądasz na naprawdę zmęczonego...
Fakt, wczoraj może trochę do późna czytałem Playboy'a, ale 3 w nocy to nie jest za późna godzina na dobrą lekturę.
- Nie wyspałem się i tyle. Nie martw się tak o mnie...- poklepałem go po głowie.
- Po prostu ostatnio coraz częściej śpisz na lekcjach przez co słabiej się uczysz. Potrzebujesz pomocy, albo czegoś takiego?
Wyprostowałem się na krześle i popatrzyłem w oczy (T.I). Bordowy odcień na jego twarzy powoli się pojawiał, a kąciki moich ust mimowolnie się podniosły.
- A co?- zapytałem w końcu po nieco dłuższej przerwie patrzenia się na niego.
- Nic, pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie jak trochę cię poduczę, czy coś... Nie umiesz nic na chemię, prawda?
- Prawda...- westchnałem.- Ale to nic i tak zdam.
- Jeden na dwa to dobra ocena?
- Tak.- przeciągnąłem się na krześle.- Wybłaga się nauczyciela o dwa, albo coś...
- Czyli, że nie potrzebna ci moją oferta?
- Ej, nie powiedziałem nie, wiesz?- położyłem mu rękę na ramieniu, żeby się nie obracał.- Mówię, tylko, że nie musisz tego robić na siłę.
(T.I) uciszył się, bo nauczyciel akurat wyczytał nasze nazwiska. Zapewne dlatego, że od kilku minut gadamy i tylko nas słychać w klasie. Zdjąłem rękę z ramienia (T.I), a ten się obrócił w stronę tablicy. Dziewczyny pokazywały sobie nawzajem jakieś rysunki i piszczały pod nosem cicho. Laski, jesteście pojebane...

•Po szkole•

Nie mogłem się umówić w piątek, albo czwartek? Nie, środa musi być, bo co innego?!
Spojrzałem na telefon i ponownie odczytałem wiadomość. Adres się zgadzał... Spojrzałem na cyfry koło dzwonka i na szybko obejrzałem się za siebie, by zobaczyć nazwę ulicy. Tak, stoję przed właściwym domem. Domem (T.I). Przycisnąłem delikatnie dzwonek, a zza zamkniętych drzwi dało się słyszeć jego stłumiony dźwięk. Nasłuchiwałem chwilę, czy ktoś nie schodzi, ale pustka. Obróciłem się myśląc, że pomyliłem adres, czy coś takiego, ale usłyszałem otwierane drzwi i poczułem parę rąk owijającą moją talię.
- Przyszedłeś tak?- usłyszałem głos (T.I) za mną.
Jedyne na co mnie było stać w tamtej chwili to ciche przytaknięcie i skinięcie głową. (T.I) szybko wziął ode mnie ręce i włożył je do kieszeni spodni.
- To co, idziemy?- zapytałem po chwili ciszy między naszą dwójką.
- Jasne, chodź.- odrzekł (T.I) i wszedł do środka.
Podążałem za nim po schodach, a po krótkiej chwili weszliśmy najpewniej do jego pokoju. Rzuciłem plecak byle gdzie i położyłem się na jego łóżku. Niższy chłopak usiadł koło mnie i dotknął palcem mojego policzka.
- To kiedy zaczynamy?
- Jak się wyśpię...- wymamrotałem pod nosem.
- Najlepiej zacząć od razu, wiesz?
- Co ja poradzę, że teraz mi się nie chce?
- To po co przyszedłeś w ogóle?- zaśmiał się (T.I) i podszedł do biurka.
Racja. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na niego. Westchnąłem cicho z lekkim uśmiechem.
- Dobra, daj ten podręcznik...

Nie sądziłem, że nauka wymaga tyle pracy i wysiłku z mojej strony. Fakt, coś tam podłapałem, a (T.I) to nie jest najgorszy nauczyciel na świecie, jednakże uczenie się w jeden wieczór za całe dwa tygodnie nauki w szkole to nie jest zbyt dobry i korzystny pomysł dla mnie. Szczególnie dla mnie.
Podążałem wzrokiem za słowami, które w coraz większych ilościach i szeregach zamieniają się w zdania dotyczących definicji reakcji chemicznych. W uszach odbijał mi się głos (T.I) co chwila pytającego się, czy przypadkiem czegoś nie rozumiem. Kiwnąłem głową na tak i przeciągnąłem się.
- Chcesz przerwy Kenny? Uczymy się już dwie godziny.
Aż tyle?
- Jak nie masz nic przeciwko...- odparłem zmęczony i położyłem się na plecach na jego łóżku.
Zamknąłem oczy i już miałem iść spać, póki nie poczułem czegoś na brzuchu. Oparłem się na łokciach, żeby zobaczyć dosyć słodki widok śpiącego (T.I) spoczywającego na mnie. Wtulał się w moją klatkę piersiową i objął mnie ramionami, jakby bał się, że wstanę i znowu się zacznę uczyć. Uśmiechnąłem się do siebie. Położyłem się spowrotem jedną ręką trzymając pod głową, a drugą delikatnie głaszcząc po plecach śpiącego (T.I). Może ta nauka wcale nie musi być taka zła...?

•Dwa tygodnie później•

- O tak! Udało się, tak!- wykrzyczałem szczęśliwy.
Nie sądziłem, że zakuwanie przed dwa tygodnie w ogóle w czymkolwiek pomoże, a jednak.
- Kenny, co się dzieje?- (T.I) podszedł do mnie widząc mój entuzjazm.
Bez wahania przytuliłem go mocno do siebie, podnosząc go przy tym. 15 cm wzrostu jednak robi małą różnice... Nadal się uśmiechałem szeroko, a do ucha wyszeptałem (T.I) powód mojego zadowolenia.
- Korepetycje się na coś przydały, wiesz?- powiedziałem cicho.
- No to miło mi to słyszeć.- zaśmiał się chłopak.
- Musicie się tak czulić na środku korytarza, co?
Słysząc głos Cartman'a puściłem niższego chłopaka i pozwoliłem mu zejść na podłogę.
- A co, przeszkadza ci to grubasie?
- Ta, to gejowskie.- odrzekł i otworzył swoją szafkę wkładając do niej książki.
Uniosłem brew poirytowany i objąłem ramieniem (T.I) przyciągając go do siebie. Wewnętrznie się cieszyłem, bo nie odepchnął mnie, ani nie odrzucił.
Cartman spojrzał na nas dziwnym wzrokiem i wymamrotał coś pod nosem odchodząc od naszej dwójki. Debil. Odprowadzałem go wzrokiem cały czas zapomnianając o tym, że nadal obejmuje (T.I).
- O, wybacz.- wziąłem spowrotem moją rękę i włożyłem ją jak gdyby nigdy nic do kieszeni.
- Nic się nie dzieje.- uśmiechnął się chłopak.- Tak w ogóle, to chcesz jeszcze dzisiaj do mnie wpaść...? Bez konieczności nauki, tak po prostu, ok?
- Pewnie.- poklepałem go po głowie z uśmiechem.
Słodki był kiedy składał mi tą ofertę, nie powiem.
- 'Kenny ty zboku.'- skarciłem się w myślach za złe skojarzenia, ale zrozumiałem, że tak, czy siak ich nie odpędze.

•Time skip•

Po graniu razem z (T.I) zorientowałem się, że za oknem zaczyna zachodzić powoli słońce. Leniwie wstając z łóżka tym samym dałem znać, że lepiej będzie, gdy będę się udawał do własnego domu. Ręką owinięta wokół mojego ramienia dała mi sygnał, bym zostaw jeszcze chwilę.
- Nie idź jeszcze.- zatrzymał mnie głos (T.I) po czym puścił moje ramię.
- Skończyły nam się pomysły na cokolwiek. Co proponujesz...?
- Nie możemy po prostu popatrzeć na zachodzące słońce? To nie jest taki zły pomysł... I widoki ładne.
Zgodziłem się, bo to nie jest żaden zły pomysł. (T.I) usiadł na parapecie, a ja oparłem się o niego wychylając lekko za okno. Rzeczywiście, ładny widok. Uśmiechnąłem się lekko do siebie samego pozwalając, by wiatr wiał w moje włosy tym samym słabo nimi uderzając o kawałki mojej twarzy.
- Hej Kenny, pokazać ci coś?
Obróciłem się w jego stronę i skinąłem głową na tak.
- Pewnie, a co to jest?
- Musisz zamknąć oczy, dobra?
- No dobra...
Zamknąłem więc je posłusznie czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Poczułem miękką parę ust na moich własnych, przez co bez myślenia otworzyłem oczy po chwili. Miałem nie podglądać, ale nie poradzę. Zaskoczył mnie skubany. Ale... Dobrze mu szło tak, czy siak. Podobało mi się, kurcze! Gdy poczułem, że (T.I) miał zamiar się odsunąć szybko zamknąłem oczy ponownie, by nie było, że oszukuje. Dopiero po kilkunastu sekundach chłopak odsunął się ode mnie.
- Podglądałeś.- uśmiechnął się.
- Nieprawda.- zacząłem, ale wiem, że na niego te kłamstwa najprawdopodobniej nie działają.
- Kłamca.- zaśmiał się i ujął moją twarz w jego dłonie ponownie.
Oplotłem go w pasie przyciągając bliżej siebie przez co nasze nosy się stykały.
- Było zwyczajnie poprosić, a nie udawać, że to coś tak super, że aż muszę zamknąć oczy.
- Pf, czepiasz się o szczegóły...- obrócił wzrok (T.I).
- Mogłeś powiedzieć, że to nagroda za postępy w nauce...
- A co, nie podoba ci się taka nagroda?
- Wiesz co... Nawet jak siedzisz na parapecie to i tak jesteś niższy.- zaśmiałem się.
Poczułem delikatne uderzenie w ramie.
- To nadal nie jest odpowiedź.- chłopak spróbował się wyrwać z mojego uścisku, ale poprzez przyciągnięcie go bliżej i zetknięcie naszych warg uniemożliwiłem mu to.
- Dla mnie świetnie...- odpowiedziałem mu między pocałunkami.- Ale nie lepiej jakby ta nagroda była nieco większa...?
- Czego ty jeszcze chcesz McCormick?- (T.I) zdjął ręce z mojej twarzy i przeniósł je na ramiona.
- Chce być twoim chłopakiem.- uśmiechnąłem się najładniej jak umiałem.
- Jak zdasz biologię.- zaśmiał się niższy chłopak i poklepał mnie po głowie.
- Wszystko jest możliwe...- wymamrotałem przytulając go.

________________

Czujcie się jak tam chcecie po tym shocie, ja tylko go zrealizowałam i nie wiem, czy mi w ogóle wyszło \(*-*)/
Ziomeczku, któremu miałam to napisać, błagam cię, powiedz, że tego nie spierdoliłam...
Słowa: (1905)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro