=Wypad na łyżwy (gość specjalny)=

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez obecne czasy ludzie musieli zmienić tryb życia. Zero spotkań ze znajomymi, zero imprez, zero kontaktu z przyjaciółmi. Cóż Introwertycy nie mają na co narzekać, ale Ekstrawertycy już tak. Nasza kochana i wspaniała paczka bohaterów była po części tym drugim typem. Jednak tego dnia miało coś odmienić ich życie. Miał to być wypad na łyżwy nad staw. Każdy się cieszył, ale też mieli jedno pytanie. Kto zorganizował ten wypad? Czemu prawie pod wieczór? Nie byli to oni tylko ich tajemniczy znajomy, z którym mieli się spotkać przed sklepem spożywczym.

Świeży śnieg kruszył się pod butami Stana. Czarnowłosy ubrany w to co zwykle szedł przed siebie. Dłonie miał schowane w kieszeniach, a przez ramię były przerzucone łyżwy. Jego usta zakryte były pod czarną maseczką. Założoną w taki sposób aby nos też zakrywała. Po kilku krokach ujrzał znajome mu twarze. Byli to jego przyjaciele. Jednak najbardziej się cieszył z widoku swojej dziewczyny. Jego spokojny chód zmienił się w bieg, a usta same krzyczały imię dziewczyny. Ta się odwróciła w jego kierunku i nie minęło kilka sekund, a została przytulona przez chłopaka. Nie widzieli się na żywo od początku kwarantanny. Jednak można było dostrzec różnicę. Otóż włosy Stana zwiększyły swoją gęstość.

Chłopak nadal tuląc się do dziewczyny spojrzał na znajomych. Każdy z nich miał maseczki na twarzy oraz machali ręką i witali się. Potem skierował wzrok na tajemniczego przyjaciela. Był to chłopak ubrany w szarą uszankę, grubą kurtkę, dżinsy z zasuwanymi kieszonkami i duże zimowe buty. Na nosie miał okulary, które ciągle mu parowały przez maseczkę, która miała motywy morro. Okularnik ciągle do kogoś pisał. Na plecach miał plecach, do którego boku były przywiązane łyżwy. Co ciekawsze na szyi wisiała lornetka. Stan zaczął się zastanawiać po co mu lornetka. Przecież ptaki odleciały na zimę.

-Marcin. Na kogo do cholery czekamy?- spytał Cartman, a potem wszyscy zaczęli dopytywać

Okularnik spojrzał na nich. Nie musiał odpowiadać, bo wyręczył go wybuch w powietrzu. Wszyscy spojrzeli w kierunku wybuchu. Byli w szoku. Marcin delikatnie zsunął okulary z nosa i spojrzał na wybuch przez lornetkę. Nie było tego widać, ale pod maseczką się uśmiechnął.

-Co to było?- spytał zszokowany Kyle

-Nasz gość specjalny.- powiedział cicho Marcin opuszczając lornetkę z wzroku i zakładając okulary

Wybuchy stawały się coraz głośniejsze, a kłęby dymy coraz szybciej się zbliżały. Po chwili ekipa ogarnęła, że wybuchy były skierowane w stronę Marcina. Szybko się od niego odsunęli na odległość prawie pięciu metrów. Szatyn dalej patrzył na wybuchy z uśmiechem. Po kilku sekundach poczuł gorące powietrze na twarzy i w tym momencie odskoczył. Nastąpił wybuch w miejscu, w którym stał. Dym ciągle się unosił, a śnieg w promieniu niecałego metra się roztopił. Ekipa patrzyła z przerażeniem na to wszystko. Jako pierwszy przemówił Marcin.

-Dawno się nie widzieliśmy. Prawda Bakuś?

-Nie nazywaj mnie kurwa "Bakuś" ty pierdolony wiejski przybłędo!- wykrzyknęła postać wychodząc z dymu

Był to blondyn o czerwonych oczach. Ubrany w wysokie buty, luźne spodnie, ciemno-zieloną, rozpiętą kurtkę, której kaptur miał puch, a pod kurtką miał czerwoną bluzkę. Jego twarz była skrywa za czarną maseczką, która miała na sobie symbol czerwono-żółtego wybuchu. Przez ramię miał przerzucone łyżwy. Podszedł do Marcina z wściekłym wyrazem twarzy.

-Humorek nie dopisuje, Bakuś?- spytał z uśmiechem Marcin

-Nie wyskakuj mi tu z Bakusiem! Nagle dzwonisz do mnie abym wpadał do Stanów na łyżwy. Musiałem przekonać moją starą aby mnie puściła! Nawet kurwa mi nie kupiłeś biletu i sam musiałem o własnych siłach tu przylecieć! Wiesz ile mnie to kosztowało?- mówiąc to podchodził coraz bliżej do okularnika

-Na pewno mniej niż gdybym kupił ci bilet.

Wybuchowy blondyn spojrzał po wystraszonych uczniach, a potem po okolicy. Skierował swój wzrok na organizatora spotkania.

-To miejsce ssie.

-Wiem, ale hej spójrz na pozytywy! Nie będziesz musiał użerać się z swoimi kolegami z klasy!- rzekł wesoło Marcin

Blondyn się chwile zastanowił, znowu spojrzał po okolicy i skierował wzrok na uczniów. Prychnął z niewielkim uśmiechem.

-Dobra. Prowadź wiejski przybłędo.

-Okej, ale najpierw trzeba cię przedstawić innym. Drodzy towarzysze! To jest Katsuki Bakugo.- powiedział podchodząc do przyjaciół

Wszyscy spojrzeli na Blondyna. Po kilku chwilach dziewczyny postanowiły się przywitać z gościem. Potem dołączyli chłopacy. Bakugo też się witał, ale tylko przez moment, bo ktoś postanowił tą chwilę zniszczyć.

-He he Kat suki. -powiedział Cartman cicho się śmiejąc

-Co powiedziałeś zasrańcu!?- krzyknął gniewnie Blondyn i wyszedł z grupy uczniów

Zanim Cartman zdążył odpowiedzieć jego czarnoskóra dziewczyna uderzyła go dłonią w kark przez co stracił przytomność. Złapała go za kołnierz kurtki i trzymała.

-Koniec pierdolenia! Na łyżwy!- wykrzyczała unosząc pięść w kierunku niebu

Po chwili uczniowie do niej dołączyli. Wszyscy krzyczeli hasło "Na łyżwy" idąc w kierunku stawu. Można było poczuć tą jedność klasową. Można było na chwilę zapomnieć o obecnej sytuacji na świecie. Można było poczuć pozytywną energię wypływającą z każdego. Podczas podróży dziewczyny pytały Bakugo o różne rzeczy, przez co ich chłopacy stawali się zazdrośni. Jednak po mimo tego czuli się szczęśliwi.

Gdy dotarli nad staw padło pierwsze pytanie.

-Czy ktoś nie chce jeździć na łyżwach?- spytał się Marcin odwracając do swoich towarzyszy

Każdy pomyślał, że to głupie pytanie, bo przecież wybrali się na łyżwy. Jednak znalazło się kila osób. Osoby te podniosły dłonie. Był to Butters, Tweek, dziewczyny blondynów oraz chłopak Bebe. Reszta spojrzała na nich. Co oni będą robić podczas gdy reszta będzie jeździć na łyżwach?

-Okej.- powiedział Marcin zdejmując i grzebiąc w plecaku.- Mam coś co powinno sprawić, że nie będziecie się nudzić.

Po tych słowach wyjął dwa duże koce oraz radio. Chłopak rozłożył koce na śniegu oraz położył na nich radio i swój plecak. Odpiął od plecaka łyżwy i zaczął je zakładać. Pozostali też zaczęli zakładać łyżwy. Po kilku minutach łyżwiarze byli gotowi, a ci co nie jeździli siedzieli na kocach.

-W plecaku macie termosy z kawą oraz herbatą. Są też przekąski w razie czego.- mówiąc to Marcin rzucił kamieniem w lód na jeziorze, aby sprawdzić czy jest dość gruby

Był prawie gruby jak Cartman. Wszyscy postawili stopy na lodzie i zaczęli jeździć. Stan z swoją dziewczyną się ścigał. Wendy i jej chłopak jechali równo koło siebie. Kyle i jego dziewczyna też się ścigali. Kenny jeździł z rękami za sobą, a jego dziewczyna kucała za nim i trzymała się jego rąk, co wyglądało komicznie. Bebe razem z Craigiem i jego dziewczyną starali się jeździć jak zawodowi łyżwiarze, co też wyglądało śmiesznie zważając na fakt, że obie dziewczyny robiły śmieszne pozy, a w tle stał Craig tak po prostu. Zboczona blondynka i jej chłopak jeździli tańcząc w rytm muzyki z radia. Czarnowłosa dziewczyna i jej gitarzysta jeździli równym tempem oraz wymieniali się znajomymi im gestami. Cartman za każdym razem starał się podciąć swoją dziewczynę, ale kończyło się na tym, że to ona go podcinała.

-Kurwa! To gówno jest ciężkie! - warknął Bakugo gdy jego nogi się trzęsły

-Co jest? Nasz Kat Suki nie umie jeździć na łyżwach? Jesteś jak te konające, bezsilne psy. - skomentował Cartman z śmiechem i odjechał

-To ty będziesz tym psem, dupku!- wrzasnął blondyn prawie się wywalając

Do blondyna podjechał Marcin. Zatrzymał się i spojrzał na niego.

-Pomóc Bakuś?

-Spieprzaj dziadu! Dam sobie radę!- mówić to prawie się wywalił

-Mam ci jakąś nauczycielkę sprowadzić czy co?

-Nie.

-Okej, zróbmy tak. Nauczę cię jeździć na łyżwach tylko po to abyś skopał dupę Cartmanowi. Może być?

Bakugo na chwilę się zamyślił.

-To ten spasiony?- spytał

-Tak.

-Ucz mnie byle szybko!

Po tych słowach Marcin złapał chłopaka za nadgarstki i zaczął go uczyć jazdy. Oczywiście nie odbyło się bez przezwisk w kierunku organizatora spotkania.

-Nagrywasz?- spytała dziewczyna Buttersa

-Yep.- rzekł Butters nagrywając całą naukę jazdy na telefon

Nie minęło kilka minut, a nikomu się to nie znudziło.

-Ha i co teraz murzynko?- krzyknął Cartman znowu ją wyprzedzając

Jednak zanim ta odpowiedziała, krzyknął ktoś inny.

-Z drogi śledzie, bo Marcin jedzie!- krzyknął organizator spotkania wyprzedzając Cartmana

Po chwili ktoś też wyprzedził grubasa. Był to Bakugo, który go przy okazji przewalił. Blondyn zatrzymał się przed nim i zrobił swój typowy uśmiech.

-Zdychaj konający kundlu!- po tych słowach ruszył w pogoni za Marcinem

Jeździli tak 30 minut, godzinę, dwie godziny? Nie miało to dla nich różnicy. Po prostu fajnie się bawili. Usiedli dopiero gdy byli całkowicie zmęczeni. Siedzieli na kocu zajadając się i patrząc w niebo. Widok piękny, gwiazdy wyszły oraz niebo wydawało się o dziwo bardziej kolorowe. Nikt nie narzekał nawet Bakugo. Była to odmiana od ich nowych żyć, które powstały przez pandemię. W końcu mogli zaszaleć.


Nikt się nie spodziewał Kachana! Dlatego możecie traktować to jako special. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro