Rozdział XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeciągnęłam się leniwie, leżąc rozwalona w pościeli. Przez półprzymknięte powieki do moich oczu docierał delikatny blask świec. Zapach cynamonu i gorącej czekolady owiał mnie, gdy otuliły mnie ciepłe ramiona. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, muskając moje plecy. Uśmiechnęłam się i powoli przewróciłam na bok. Spod wysokiego czoła poprzecinanego ciemnymi kosmykami włosów, wpatrywały się we mnie ciemnoniebieskie, roześmiane oczy. Moje serce przyspieszyło, gdy Orifiel wyciągnął dłoń w moją stronę i pogładził mnie delikatnie po policzku, a wcześniejsza nuta została zastąpiona zapachem morza i lasu. Jego usta wylądowały na moich w leniwym pocałunku. Gdy odsunął się nieco ode mnie, westchnęłam cicho. Anioł pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

- Śpij. Musisz nabrać sił.

*

Obudziłam się dysząc. Najwyraźniej nawet nie mogłam odespać stresu. Kiedy anioły nie błąkały się po moich myślach w dzień, moje lęki docierały do mnie w nocy. Miałam kaca moralnego. Totalnie. Czemu ten błazen śnił mi się po nocach? Jeszcze tego brakowało. Zastanawiałam się, czy to wpływ wracających powoli do mnie wspomnień i przeklinałam w duchu to, jak wymęczający musi być ten proces. 

Moja pościel pachniała czymś dziwnym. Ciężkim. Chciało mi się od tego dalej spać, ale nie miałam zamiaru znowu zasypiać. Zbyt się bałam tego, co zobaczę wtedy pod powiekami. Mimo wszystko nie wstawałam z łóżka, póki nie dałam rady sobie wmówić, że ten sen to manifestacja moich najgorszych lęków. Przecież nic nie czułam do Orifiela. Jasne, był ciasteczkiem, ale to tyle. Jego wpływ na mnie był widoczny tylko kiedy był obok mnie. Ot tak fizyczna atrakcyjność zmieszana z Anielskim Ogniem. 

Nie zapominałam jednak o jego drugiej stronie. Był też apodyktyczny, próbował mną manipulować, a nawet naginać moją wole wpływem. Kiedy wreszcie przetłumaczyłam sobie, że jestem niewinna, że to był tylko sen, powoli wywlekłam się z łóżka i przeciągnęłam. Wszystko mnie bolało, dosłownie wszystko i czułam się chora. 

Mozolnym krokiem podeszłam do lustra, mierząc się wzrokiem. Czułam się, jakbym patrzyła na nieznajomą. Niby nie zmieniło się nic ważnego w tym jak wyglądałam. Przecież moje włosy dalej były bardzo jasne, a oczy niebieskie. Gdy skupiłam się na zmianach, zauważyłam tylko to, że cienie, które malowały się ostatnimi czasy pod oczami, nie były tak wyraźne jak tydzień wcześniej. Mimo tego nie umiałam rozpoznać siebie. Wiedziałam, że to nie mój wygląd się zmienił - to ja. Trudno było pogodzić moje nowe życie z ziejącymi dziurami w pamięci i coraz większą ilością pytań, formujących się w mojej głowie. To wszystko mieszało w moim umyśle, napawając mnie lękiem. 

Odetchnęłam głęboko jeszcze raz, wiążąc włosy w ciasny koński ogon, starając się skupić bardziej na obmyślaniu jakiegoś konkretnego planu działania, zamiast na użalaniu się nad sobą. Byłam umówiona z Hexą popołudniu w galerii i musiałam się mentalnie przygotować na namawianie jej do wizyty w imprezowni, w której pracuje Jake. I to w halloween. To nie mogło być łatwe. Ona dalej była wpieniona po tym, jak Jake ją wystawił w praktycznie ostatnim momencie i wątpiłam, aby chciała spędzać swój ulubiony dzień w roku obok niego.

Tak więc, spędziłam pierwszą część dnia, będąc kłębkiem nerwów. Krążyłam po domu niespokojnie, raz po raz napotykając się na mojego kota. Kiedy światło słoneczne przybierało na sile i wybiła jedenasta, zdałam sobie sprawę, że nie dam rady usiedzieć w miejscu. Musiałam wyciszyć myśli, które huczały niemiłosiernie w mojej głowie, przekrzykując jedna drugą. Potrzebowałam ruchu. Ubrałam jasne dresy, które leżały na dnie mojej szafy, starając się zmotywować do ruchu. Mój tata zawsze mówił, że bieganie oczyszcza głowę, a ja desperacko potrzebowałam posprzątać swój umysł. 

Już stojąc w progu domu, zaczęłam wątpić w słuszność tej metody. Po przebiegnięciu paru przecznic, kiedy do bólu niewytrenowanych mięśni dołączyła kolka, doszłam do wniosku, że "oczyszczenie głowy" może być tak na prawdę skutkiem doświadczenia bliskiego śmierci. Zatrzymałam się przed skrajem lasu i zgięłam się w pół, opierając dłonie o uda. Całe płuca mnie paliły, jakbym nawdychała się wybielacza. Łakomie łapałam powietrze, czując, jak wypala mi oskrzela do tego stopnia, że aż mnie zemdliło. 

"Muszę popracować nad kondycją" - odnotowałam w myślach, zdając sobie sprawę, że gdyby gonił mnie demon, nie miałabym najmniejszych szans. 

Moje serce stopniowo się uspokajało, dalej stałam pochylona, czekając aż będę na powrót gotowa do biegu. I może właśnie dlatego wyłapałam moment, w którym śpiew ptaków ucichł, a do moich uszu dotarł inny dźwięk – o wiele bardziej melodyjny i kuszący. Początkowo był na tyle cichy, że zastanawiałam się, czy nie istniał tylko w mojej głowie. Melodia grana na pianinie zdawała się pozostawać niezauważona przez przechodniów, którzy mijali pobliskie drzewa, pogrążeni w rozmowach. Stopniowo muzyka stawała się głośniejsza, a ja obserwowałam otoczenie, zastanawiając się, jakim cudem inni nie zaciekawili się nią tak samo jak ja. Wyprostowałam się wołana przez melodię i chwiejnie zrobiłam parę kroków przed siebie, kierując za urzekającym dźwiękiem. Wiedziona instynktem stanęłam na skraju lasu i przymknęłam oczy. Ten dźwięk przeszywał mnie na wskroś. Chyba nigdy nie słyszałam niczego piękniejszego. Przestałam słyszeć cokolwiek poza muzyką. Nawet nie wiem, kiedy ruszyłam znów przed siebie, ale gdy stawiłam kolejny krok do przodu, mój umysł jak błyskawica przeszył obraz dziwacznego nieznajomego w rękawiczkach. Ta milisekunda instynktu samozachowawczego, albo może po prostu szczęścia, pozwoliła mi na odzyskanie kontroli i trzeźwego myślenia.

"To ta sama melodia co ostatnio. Czy to ten dziwak próbuje mnie do siebie zwabić?" - zapytałam samą siebie, znając prawdopodobną odpowiedź. Nie miałam zamiaru weryfikować jej prawdziwości w praktyce. Wzięłam głębszy oddech i cofnęłam się o krok, zastanawiając się jakim cholernym cudem prawie się na to nabrałam. Czy dziwak posługiwał się muzyką w taki sposób, w jak anioły i demony używały wpływu? Uczucie różniło się od tego, które owładnęło mną, gdy Orifiel próbował na mnie wpłynąć, ale było w podobny sposób obezwładniające. Nie pozwoliłam sobie na dalsze przemyślenia. Krok za krokiem cofałam się od linii drzew, nie zwracając uwagi na to, jak dziwnie muszę wyglądać dla przechodniów nieświadomych zagrożenia, czającego się w głębi lasu. Po chwili zaczęłam biec ile sił w nogach w kierunku domu, jednak muzyka jeszcze długi czas goniła za mną, tak jakby grała w mojej głowie.


*

- A co tak nagle sprawiło, że stałaś się fanką imprez? – Hexa uniosła ostro zakończoną brew i uśmiechnęła się półgębkiem. Spotkałam się z nią, gdy tylko dałam radę wziąć prysznic i otrząsnąć się z szoku po sytuacji w parku. Czułam, jak się czerwienie.

- To nie tak jak myślisz - wydukałam, domyślając się, co sugeruje. Ten uśmiech mówił jedno: chodziło o chłopaka. Hexa myślała, że moja decyzja miała związek z Samem.

- Ehe. - Sugestywny uśmiech jakim mnie obdarzyła, dobitnie wytłumaczył mi, że miałam rację co do tego, o co mnie podejrzewała.

- Nie idę tam ze względu na Sama – syknęłam defensywnie, po czym zastanowiłam się, czy to nie jest po części kłamstwo. Naprawdę chciałam go zobaczyć, chociaż nie to było głównym celem wieczoru. Westchnęłam zrezygnowana i oparłam się o blat stołu. Przed Hexą leżało na wpół skończone dyniowe latte zalane toną polewy. Przyjaciółka zamieszała napój, w milczeniu obserwując mnie. Po chwili zrozumiałam, że czeka na pełniejsze wyjaśnienie.

- Orifiel chce żebym tam poszła – wyjaśniłam krótko, nie bardzo wiedząc, jak przekazać jej resztę informacji. Ona w odpowiedzi otworzyła oczy szerzej, patrząc na mnie, jakbym właśnie powiedziała jej, że jestem kosmitką. 

- Czekaj, nie rozumiem, zabujany aniołek próbuje wypchnąć cię w ręce drugiego zakochanego, znienawidzonego przez siebie aniołka? Co mnie ominęło? – Przeniosła swoją uwagę z napoju całkowicie na mnie. Zaśmiałam się nerwowo, starając się zabić rodzący się we mnie stres w zarodku i nachyliłam się bliżej niej.

- Po pierwsze, Orifiel nie jest we mnie zabujany. Jestem prawie w stu procentach pewna, że próbuje mnie po prostu omotać wokół palca. Według niego mam iść na przeszpiegi – powiedziałam, obniżając ton. Po ostatniej przygodzie w centrum handlowym miałam paranoję. Nie wiedziałam, kiedy jakiś znajomy Sama jest w pobliżu. Ile bym dała za jakąś mistyczną błyskotkę rodem z seriali, która dałaby mi znać o obecności demona. Albo anioła. Boże. Rozglądałam się na boki, modląc, abym nie dostrzegła nieopodal ani jednej pary oczu o podejrzanym, metalicznym pobłysku.

- Masz szpiegować Sama? – zapytała cicho z niedowierzaniem.

- Nie do końca. Wiemy, że Sam nie robi nic złego. Ale nie mamy pewności co do "jego ludzi". - Palcami wygestykulowałam apostrofy, wymawiając ostatnie dwa słowa. - Orifiel uważa, że używają wpływu na śmiertelnikach. – Hexa wydawała się zamyślona. Po chwili skupiła swój wzrok znowu na mnie.

- W sumie... Może mieć rację. Cholera wie, co tam się dzieje - przyznała cicho. Wyglądała na zmęczoną i aż ściskało mi się serce. Czułam się źle z tym, że ją w to wszystko wciągam i mimo tego, jak wiele wsparcia mi dawała, czasem miałam ochotę cofnąć czas i nigdy nie mówić jej prawdy o sobie i aniołach. To nie było fer, ukradłam jej normalność. Nie wiem, czy Hexa wyczuła mój nastrój, czy po prostu była lepsza w odpieraniu negatywnych emocji niż ja, ale po krótkiej chwili zmęczenie zniknęło z jej twarzy i zamieniło się w typowy dla niej tajemniczy uśmiech. 

- W takim razie zaimprezujemy – powiedziała lekko, jak gdyby to było nic. Miałam ochotę ją uściskać, ale musiałam się upewnić, że wie, w co się pakuje. 

- Słuchaj, jesteś pewna, że chcesz brać w tym udział? Zrozumiem, jeśli nie. Wiem, że to dużo i mogę pójść tam sama, a Samowi sprzedać wymówkę o tym, jak dalej jesteś okrutnie zła na Jake'a - powiedziałam łagodnie. Dziewczyna wywróciła ciemnymi oczyma i westchnęła.

- Nie będę kłamać. Sytuacja jest do dupy do kwadratu, albo nawet do sześcianu, ale nie zostawię cię z tym samej. Nie czuję się z tym okej, nie podoba mi się to, że facet, w którym się zakochałam okazał się demonem, tak samo jak to, że nie raczył mnie o tym poinformować, ale nie jestem tak szajską przyjaciółką, żeby puścić cię tam całkowicie samą - odparła zabójczo poważnym tonem. Przełknęłam gulę emocji, która formowała się w moim gardle. Jej słowa wzruszyły mnie tak bardzo, że moje oczy zapiekły. 

- Dziękuje. - Mój głos załamał się nawet przy tym pojedynczym słowie. Nie potrafiłam wyrazić tego, jak dużo znaczyło dla mnie to, co robiła. Dziewczyna mocno złapała moje ramie, nachylając się ponad małym, okrągłym stolikiem. 

- Nie dziękuj. Jesteś moją przyjaciółką, na dobre, na złe, na zawsze. - Opuściłam wzrok na stół, zastanawiając się, jakim cudem zasłużyłam na tak cudowną przyjaciółkę. Hexa nie pozwoliła mi jednak na tonięcie w myślach. Odchrząknęła, zwracając na siebie moją uwagę. Uśmiechała się kocio, ale nawet jej łobuzerska mina nie przygotowała mnie na to, co wyszło zaraz po tym z jej ust.

- Nie bądź taka wdzięczna. Z tego co mi wiadomo, albo pokażesz się, ŁOWCO, w demonicznej imprezowni w stroju Aniołka, albo musisz znaleźć nowy kostium, a po ostatnich wyprzedażach będziesz mieć najprawdopodobniej do wyboru Franksenstaina i Hulka. – Moje policzki momentalnie zapłonęły żywym ogniem, gdy doszło do mnie, że ma rację. Byłam w kropce. Odruchowo uderzyłam ją w ramię, nie szczędząc siły.

- Ałaa! – Jej okrzyk brzmiał realnie, a ja wywróciłam oczami

- Symulantka – zażartowałam, ale wcześniejsze napięcie nie zniknęło. Hexa miała racje. Byłam udupiona, ale nie tylko ze względów, o których myślała. W tym stroju na pewno będę się wyróżniać, a lepiej by było, gdybym była całkowicie incognito, patrząc na cel tej imprezy. Dodałam do listy do zrobienia w głowie próbę znalezienia nowego przebrania, chociaż wiedziałam, że to będzie graniczyć z cudem i odsunęłam ten temat od siebie, zanim stres mnie pochłonął.

- Masz zamiar pogadać z Jake'iem? – Zmieniłam temat. Zastanawiałam się, czy dziewczyna ma zamiar wyjaśnić sytuację z demonem. Miałam dużą nadzieje, że nie, Jake wydawał mi się podejrzany od samego początku. Hexa w odpowiedzi uśmiechnęła się leniwie, podpierając policzek na dłoni w rozmarzonym geście.

- Jeżeli zasłuży... – stwierdziła prosto i upiła powoli łyk kawy.

- Czy on już wie..? 

- Że wiem, że jest dosłownie piekielnie gorący? Nie. Niech się domyśli – podsumowała i wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, jak możesz podchodzić do tego tak lajtowo – przyznałam. Hexa wydawała się niewzruszona, ale czułam, że to tylko fasada.

- Zawsze wiedziałam, że jest coś więcej. – Coś w jej słowach sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy gdyby role się odwróciły, to byłabym tak samo dobrą przyjaciółką jak ona. Wiedziałam, że Hexa była specyficzna, ale nawet ona nie mogła podejść do tego całkowicie bezproblemowo, to nie trzymało się kupy.

- Dobra Pani jasnowidzko, ale poważnie, dajesz sobie radę? - Tym razem nie pozwoliłam się jej wywinąć. Hexa spuściła wzrok zanim się odezwała.

- Nie jest idealnie i różowo. Chłopak, w którym się zakochałam jest kłamcą i demonem i dowiedziałam się tego od ciebie. Nie mam pojęcia, co mam o tym myśleć i co mam z tym zrobić. Nie wiem, czy powinnam z nim zerwać, czy pogadać. Mam mętlik w głowie. Wiem, że się martwisz, ale serio nie chcę o tym gadać. Potrzebuje czasu, żeby ustalić jakiś plan  - powiedziała powoli i spokojnie. To jak dojrzale to zabrzmiało, zmroziło mnie. Miałam ochotę spytać o więcej, ale wyraz jej twarzy dobitnie mówił mi, że uważa temat za skończony. Taka właśnie była Hexa, wspierała innych, ale nie potrafiła pozwolić na to, aby ktoś oddał przysługę. Nie lubiła dzielić się emocjami i miałam ochotę ją za to zamordować, ale z doświadczenia wiedziałam, że muszę poczekać, aż sama zechcę o tym porozmawiać. Westchnęłam mentalnie, zanim odnalazłam w sobie równie dojrzałą odpowiedź.

- Okej. Ale jestem tu dla ciebie, nie zapominaj o tym - przypomniałam jej. Dziewczyna skinęła głową.

- To... Chcesz mi powiedzieć czemu jesteś taka martwa? - zapytała niespodziewanie. Speszyłam się, nie byłam świadoma, że to aż tak widoczne. Jej dłonie były skrzyżowane pod brodą, kiedy wpatrywała się we mnie tymi oczami, które umiały wykryć najmniejsze kłamstwo.

- Nie mogę spać. Wydaje mi się, że wracają mi wspomnienia.

- I ty gadasz o jakieś głupiej imprezie! - Praktycznie pisnęła z wyrzutem. Wiedziałam, że miała racje, ale chciałam najpierw załatwić to, co najważniejsze. - Jakie wspomnienia? - dopytała. 

- No więc... Śni mi się Orifiel. - Jedna z jej brwi poszybowała w górę, wraz z kącikiem ust. 

- Rose... - zaczęła sugestywnym tonem, ale przerwałam jej.

- Nie! Nie w taki sposób. W sensie. Cholera - zaklęłam pod nosem, a ona się roześmiała. Jeszcze chwilę burzyłam się na jej nieobliczalne zachowanie, zanim zaczęłam mówić dalej.

- Śniło mi się, jak spotykałam się z nim, jeszcze przed wypadkiem. Hexa, on był całkiem inny. -Rozejrzałam się wokół, upewniając się ponownie, że nikt w kawiarni nie wygląda podejrzanie demoniczne/anielsko i zniżyłam głos. 

- To jest pokręcone. On zachowywał się tak, jak byś sobie wyobrażała, że anioł by się zachowywał. A ja... - Skrzywiłam się na wspomnienie uczucia wstydu. Uczucie ożyło we mnie, gdy próbowałam się przemóc, aby powiedzieć przyjaciółce prawdę.

- Hej. Nie będę cię oceniać. - Patrzyła mi prosto w oczy i czekała cierpliwie. Jej delikatny uśmiech był pokrzepiający. 

- Spotkałam go prosto po zerwaniu z Benjim... Jeszcze zanim spotkałam Sama. I spodobał mi się. Bardzo. - Słowa ledwie przeszły mi przez gardło. Hexa milczała, czekając, aż będę mówić dalej, więc wzięłam głębszy wdech i kontynuowałam:

- Gdy on próbował bardzo spokojnie wprowadzić mnie w to wszystko, ja się w nim zadurzyłam. I on doskonale o tym wiedział i na początku wyglądało na to, że był skonsternowany. Ale potem... Kiedy byłam najbardziej zagubiona, pokazał mi najpiękniejsze miejsce, jakie istnieje - mówiłam ostrożnie, zważając na to, że nie wiem ile mogę jej powiedzieć o Niebie, bez narażania jej na niebezpieczeństwo ze strony aniołów. - Wydaje mi się, że wtedy coś się zmieniło. 

- Co się wtedy stało? - Ciągnęła mnie za język, ale wiedziałam, że nie chce być wredna. Po jej spojrzeniu widziałam, że hardo analizuje wszystko, co mówię. Chciała pomóc. 

- Zbliżył się do mnie. Fizycznie. - W dalszej kolejności wprowadziłam ją w szczegóły naszego wspólnego oglądania aniołów, starając się nie pisnąć nic o oglądaniu aniołów. Kiedy skończyłam, zapadła między nami chwila ciszy, podczas której widziałam, że moja przyjaciółka intensywnie myśli. 

- Czyli... Zakochaliście się w sobie? - zapytała ostrożnie. 

- Nie wiem. Wiem, że ja zakochałam się w nim. Nie wiem, czy on mną po prostu nie manipulował. 

- Jednego jestem pewna Rose. Facet, który stał wtedy z tobą i wspierał cię, zachowywał się całkowicie inaczej od tego roszczeniowego faceta teraz. A tylko jedna rzecz prowadzi do takiej zmiany. Złamane serce. - Jej słowa uderzyły mnie. Jak zwykle kiedy chodziło o problemy sercowe, potrafiła przemyśleć wszystko na chłodno i wyciągnąć z całej sytuacji logikę. Obraz, który malowała przed moimi oczami, nie podobał mi się, nie byłam w stanie skonfrontować się z faktem, że Orifiel może coś do mnie czuć. To było zbyt skomplikowane. 

- Dodatkowo wygląda na to, że Sam wpuszczał cię w maliny i ukrywał to, kim jest przez dłuższy czas, a Orifiel cię uświadomił - kontynuowała powoli, czekając aż zrozumiem, a ja poczułam zimny dreszcz spływający po moich plecach, kiedy kropki w mojej głowie zaczęły się łączyć ze sobą. Bo w takim razie to oznaczało, że Sam rozpoczął naszą znajomość od kłamstwa, a Orifiel był tym szczerym, a ja najprawdopodobniej pomyliłam się w osądzie. To przyprawiało mnie o mdłości. 

- Pamiętasz coś więcej? - zapytała, dalej się we mnie wpatrując, kiedy walczyłam ze wszystkimi kłębiącymi się we mnie emocjami.

- Nie - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- W takim razie musimy poczekać. Musisz dowiedzieć się, co dokładnie stało się przed twoim wypadkiem. 


*

Kiedy położyłam się wieczorem do łóżka, czułam się wypompowana. Ten dzień, jak każdy z ostatnich dni przyprawił mi o wiele za dużo wrażeń. Zastanawiałam się nad muzyką, którą słyszałam przy lesie. Czy kapelusznik faktycznie próbował złapać mnie w pułapkę, czy to tylko mój zestresowany umysł płatał mi figle? Miałam nadzieje, że jednak nie, bo moja pula wrogów niebezpiecznie rosła, a nie czułam się wystarczająco "uzbrojona". Do jasnej anielki. Rozmasowałam skronie, starając się rozluźnić przed snem, gdy mój telefon rozbrzmiał. Sam dzwonił już trzeci raz. Wahając się, podniosłam urządzenie i odebrałam.

- Halo?

- Już myślałem, że nie żyjesz, albo utopiłaś telefon w wannie. – Jego melodyjny głos brzmiał tak, jakby był tuż obok. Zaśmiałam się.

- Blisko, jestem tak śpiąca, że prawie nie żyje – przyznałam. Normalnie jego głos, nawet przez telefon, momentalnie koił moje nerwy. Jednak dzisiaj dalej nie umiałam odeprzeć od siebie myśli o tym, że chłopak mnie okłamywał. Usłyszałam, jak mruknął cicho.

- To znaczy, że nie dasz się wyciągnąć na wieczorny spacer? – Moje serce mimo wszystko zatrzepotało w odpowiedzi na jego słowa. Chłopak naprawdę się starał, aby nasza relacja wyglądała tak, jak powinna. Tak jak między ludźmi.

- Nie dam rady. – Moje mięśnie były jak z plasteliny i wiedziałam, że potrzebuje snu. Ostatnio jechałam na prawie rozładowanej baterii i musiałam to wreszcie odespać. Poza tym nie wiedziałam, czy jestem w stanie ukryć przed nim to, co wiem, a nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację. Chciałam najpierw poznać wszystkie fakty.

- Szkoda. Ustaliłyście już coś na temat imprezy w Halloween? – Sam zwinnie zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna.

- Tak. Hexa zgadza się na imprezę. Ale nie odpowiadam za szkody, które wyrządzi – zażartowałam i usłyszałam, jak Sam śmieje się po drugiej stronie słuchawki.

- Myślę, że poradzę sobie z jedną Hexą. – Brzmiał na pewnego.

- Nie znasz jeszcze tak dobrze Hexy – przyznałam.

Nasza rozmowa ciągnęła się na tyle długo, że zasnęłam w makijażu, trzymając telefon przy uchu. 


***


Kolejny sen nadszedł niespodziewanie, wyrywając mnie z błogiej ciemności i spokoju. 

Gdy otworzyłam oczy, rozejrzałam się dookoła. Czułam piasek pod palcami, jednak byłam otoczona przez drzewa iglaste. Zapach morza i piasek mówiły mi, że jestem niedaleko plaży. Nigdzie nie widziałam Orifiela. Zaczęłam iść w stronę szumu fal, chcąc wydostać się spomiędzy drzew. Podczas drogi rozglądałam się dookoła, chłonąc szczegóły scenerii. Igły na drzewach były cudownie zielone, nasycenie kolorów wokół karmiło moje zmysły. Pogodnie niebieskie niebo nie miało na sobie śladu chmur. Wydawało się tak nienaturalnie odległe, że kręciło mi się w głowie, gdy patrzyłam w górę. Pod stopami przy każdym kroku chrzęściły mi igły, jednak żadna nie kłuła nagich stóp. Wiedziona instynktem, dotknęłam jednego z pni opuszkami palców, a jego szorstkość tylko dodała całej sytuacji dziwnego, nie pasującego do tego świata realizmu. 

Kiedy wreszcie wyłoniłam się spomiędzy ostatnich drzew, ujrzałam plażę i słońce odblaskujące od spienionej falami jasnoniebieskiej wody. Poczułam, jak promienie słońca delikatnie muskają moją skórę i przymknęłam oczy, rozkoszując się tym przez krótki moment. Ciepło rozchodziło się po mojej twarzy, klatce piersiowej i ramionach, powoli wędrując głębiej, tak jakby ogrzewało mnie od środka i chociaż to było rozkoszne, wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na to, aby przeciągać ten moment. Zmusiłam się do otworzenia oczu i ruszyłam na poszukiwania Orifiela. 

Po ostatnim spotkaniu z Samem już nie miałam wątpliwości. Wiedziałam, że anioł jest prawdziwy. Musiałam z nim porozmawiać i to szybko, moje urodziny zbliżały się wielkimi krokami, a razem z nimi moja śmierć i dziwne przeznaczenie, którego nie potrafiłam zrozumieć. Serce dudniło mi mocno w piersi, wypierając spokój, który wywołało ciepło słońca chwilę wcześniej, kiedy stawiałam krok za krokiem, przedzierając się przez ciepły piasek. Znalazłam Orifiela prawie przy samym brzegu morza, gdzie stał i wpatrywał się w odległe fale.

- Miałeś rację - powiedziałam zwięźle, z niechęcią. Te słowa nie chciały przejść przez moje gardło. Chłopak powoli odwrócił wzrok od fal i spojrzał na mnie swoimi ciemnobłękitnymi oczami. Okalały je czarne, gęste rzęsty, których nie powinien dostać od matki natury żaden mężczyzna, to było po prostu nie fair.

- Zdradził ci swoje imię - stwierdził spokojnie, patrząc mi w oczy. Pokiwałam twierdząco głową. Anioł westchnął i objął mnie ramieniem, przyciskając delikatnie do swojego torsu w czułym geście.

- Przykro mi - powiedział. Zadarłam głowę do góry, chcąc ocenić po jego wyrazie twarzy, czy mówi to szczerze i znowu napotkałam jego wzrok. Moja ciekawość wygrała, gdy spytałam:

- Dlaczego? Przecież nie chciałeś żebym z nim rozmawiała. Wszystko idzie zgodnie z twoim planem. Nie będziesz musiał "interweniować". - Słowa opuszczały moje usta niekontrolowanie, a dusza szlochała. Znałam Sama krótko, ale wystarczająco blisko, aby mi na nim zależało. Jego odpychające zachowanie tego ranka, po tym jak blisko do siebie go dopuściłam, rozdzierało mi serce. Dodatkowa wiedza o tym, kim tak naprawdę chłopak jest, wcale mi w tym momencie nie pomagała. Anioł patrzył na mnie i przez chwile wydawało mi się, że widzę w jego oczach współczucie.

- Nie powinnaś z nim przebywać. Jest groźny. Ale jest mi przykro, bo cierpisz - wyjaśnił i przycisnął mnie mocniej do siebie. Poddałam się i objęłam go w pasie, wtulając się w ciepłą, twardą klatkę piersiową, chcąc na chwile poczuć się lepiej. Delikatne ciepło stopniowo ogarniało moje ciało, a moje skołatane myśli zaczęły zwalniać. Odetchnęłam z ulgą w reakcji na te doznania.

- To jakaś anielska sztuczka? - zapytałam cicho. Moje mięśnie rozluźniały się, tak samo jak umysł. Orifiel zaśmiał się w moje włosy.

- Tak, mam nadzieje, że się nie gniewasz. Nie cierpię patrzeć, jak tak ubolewasz - odpowiedział niewinnym tonem. Zastanowiłam się. To co robił było subtelne. Nie zmieniał tego, co myślę, w co wierze, sprawiał tylko, że wszystko stawało się bardziej znośne. Czy to było złe? 

"Nie" - pomyślałam w końcu, odpowiadając na jego wątpliwości i pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Wtuliłam się mocniej w niego, mówiąc sobie, że mogę mieć ten jeden porządny uścisk bez poczucia winy. Staliśmy tak dłuższą chwilę, po czym oderwałam się od anioła. Spojrzał na mnie w wyczekiwaniu.

"Skoro to wszystko dzieje się naprawdę, to musimy porozmawiać" - pomyślałam, wiedząc że słyszy. Anioł przekrzywił delikatnie głowę, usłyszałam jego głos w swoich myślach.

"Co chcesz wiedzieć?" - pytanie zarezonowało w moim wnętrzu, w odpowiedzi na jego moc zawahałam się. 

"Nie bój się, nie okłamie cię, niezależnie od tego, jak nieprzyjemna byłaby prawda"- obiecał. Po chwili zebrałam w sobie odwagę, aby zadać pytania, które mnie nurtowały:

"Co się stanie kiedy umrę? Kim właściwie są zrodzeni z ognia? Jaki jest w tym cel?"

Orifiel westchnął i wypuścił mnie powoli ze swoich ramion. Usiadł zwinnie na piasku, klepiąc miejsce obok siebie dłonią. Czując, że może być to jedna z tych trudnych rozmów, usiadłam obok niego. Tym razem odezwał się na głos.

- Zrodzeni z ognia to ludzie, których dusza jest podzielona na dwie części - zaczął, patrząc badawczo na moją twarz. Kiedy nie odezwałam się ani słowem, kontynuował:

- Pierwsza z tych części to ta, którą znasz. Po prostu ty. Jest "aktywna" od urodzenia. Druga to część, która miała styczność z niebiańskim ogniem krótko po stworzeniu.

- Czyli przypaliłeś pół mojej duszy i przez to jestem teraz tutaj? - zapytałam skołowana, pragnąc całkowicie zrozumieć sytuacje. Anioł wywrócił oczami. Ten niecodzienny widok sprawił, że zachciało mi się śmiać.

- Nie Rose. Nie kontrolujemy niebiańskiego ognia. Ani ja, ani inne anioły. Prawda jest taka, że nie wiemy, czemu tak się dzieje. Jednak niektóre dusze, opuszczając kolebkę dusz zostają "zaatakowane" przez niebiański ogień - mówił powoli i wyraźnie. Starałam się zrozumieć jak najwięcej.

- Kolebka dusz? Jak to zaatakowane? - Im więcej mi mówił, tym więcej pytań rodziło się w mojej głowie.

- Kolebka dusz to miejsce, w którym tworzone są dusze. Kiedy dusza jest kompletna, zostaje wypuszczona z kolebki, aby mogła zakotwiczyć się w ciele. Niebiański ogień strzeże wrót do Kolebki przed istotami, które mogłyby chcieć skrzywdzić dusze. Kiedy ktoś o nieczystych intencjach zjawia się u jej bram, Niebiański Ogień go pochłania i unicestwia. - Streścił Orifiel. Patrzyłam na jego usta, nie mogąc znieść ciężaru jego spojrzenia w tym momencie. 

- Jakim cudem moja dusza przetrwała? Czemu tylko połowa duszy miała styczność z tym ogniem?

- Kiedy dusza zostanie dotknięta przez ogień, jej część pozostaje w uśpieniu, naprawiając szkody, scalając się w pewien sposób z ogniem. Właśnie ta część zostanie przebudzona, gdy umrzesz w swoje osiemnaste urodziny. - Jego głos był zbyt spokojny zważając na fakt, że znowu opowiadał mi o tym, że za parę dni umrę. Czułam strach, ogarniający moje trzewia, gdy Orifiel położył swoją dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się delikatnie. Natychmiastowo poczułam ciepło, rozchodzące się od jego dłoni do wszystkich okolic mojego ciała.

- Dziękuje - westchnęłam, skupiając się. Miałam więcej pytań. - Co się stanie, kiedy umrę? - Starałam skupić się na jego cieple, zamiast na chłodnym cieniu śmierci, który mnie prześladował.

- Wtedy rozpoczniemy trening - powiedział zagadkowo. Gdy chciałam zadać następne pytanie, przysunął się bliżej mnie, tak, że czułam jego oddech na swoim policzku. Moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu, gdy jego tęczówki wpatrywały się w moje.

- Nie mogę powiedzieć ci więcej teraz. Ale mogę obiecać, że zadbam o ciebie. Nie pozwolę, aby stało się cokolwiek złego. Zbyt wiele dla mnie znaczysz - powiedział cicho, zbyt blisko moich ust. Moje serce zatrzepotało, przyspieszając rytm w reakcji na jego ostatnie słowa. Bo on też znaczył dla mnie więcej, niż chciałam przyznać. Poczucie winy pociągnęło moje serce w dół, gdy pomyślałam, jak podobnie do Sama zachował się anioł. I jak bardzo podobne emocje żywiłam do obu. Odsunęłam się delikatnie, a jego oczy wydawały się ciemnieć. Łatwo było mi zapomnieć, że był aniołem, a nie po prostu przystojnym mężczyzną. Uspokoiłam motyle panoszące się po moich trzewiach, biorąc głębszy wdech. Po chwili jego oczy wróciły do swojego wyjściowego koloru gdy Anioł odparł:

- Nie jestem Samaelem. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Gdy anioł wypowiedział swoją "obietnicę", poczułam, jakby świat wokół nas zadrżał. Spojrzałam na niego zaniepokojona.

- Aniele, coś jest nie tak - powiedziałam, czując rosnący niepokój, gdy świat coraz mocniej drżał. Jego twarz rozmazywała się przed moimi oczami, jednak zauważyłam, jak pojawia się na niej cień uśmiechu.

- Nie bój się. Po prostu się budzisz.

- Nie! Potrzebuje cię! - Żal rozrywał moją klatkę piersiową. Nie chciałam odchodzić od Mojego Anioła. Przywarłam do niego mocniej, z całej siły próbując zostać.

- Zawsze przy tobie jestem. - Ostatnie słowa słyszałam jak przez taflę wody.

*

Obudziłam się z poczuciem żalu w sercu, które towarzyszyło mi już dłuższy czas. Tym razem je rozumiałam. 

Mój Anioł.

Orifiel był przy mnie jeszcze przed tym wszystkim, mimo tego, że tego nie pamiętałam. I starał się jak mógł, aby pozwolić mi przejść przez to ze spokojem. I to ja pierwsza zaczęłam coś do niego czuć. To ja pierwsza myślałam o nim w ten sposób. To on był zdezorientowany, kiedy usłyszał, jak o nim myślę. Wcisnęłam twarz w poduszkę, żeby zdusić krzyk, gdy poczułam, jak moje serce rwie w dwa odmienne kierunki. Bo to tłumaczyło tak wiele. Wszystko co czułam, nawet wtedy, gdy nie pamiętałam nic. To jak bardzo chciałam mu wybaczyć, mimo tego, jak dużo między nami zepsuł.

Kochałam ich obu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro