XXXI. Uskok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pierwszy raz od dawna posłuchałam rady Hexy. W ten sposób skończyłam, ślęcząc przed lustrem pół godziny. Próbowałam pociągnąć przez powieki symetryczne, cieniowane kreski i miałam ochotę spalić ten głupi pędzelek do cieni za to, jak bardzo nie współpracował. Chociaż może bardziej powinnam była się denerwować na trzęsące się uparcie dłonie. Stres pożerał mnie od środka.

Pojechałyśmy do De-Town samochodem taty.

– Muszę wreszcie zrobić prawo jazdy – mruknęłam, kiedy Hexa mocowała się z manualną skrzynią biegów na podjeździe. We własnym samochodzie miała automatyczną i całkiem ciekawie obserwowało się jej zmagania.

– Po co? Masz skrzydła – skontrowała mnie i uniosła jedną brew. Dalej była skupiona na drodze, dzięki czemu nie zobaczyła grymasu, który wykrzywił mi twarz.

Jasne, miałam skrzydła, ale fajnie by było dojeżdżać do szkoły i kiedyś pracy samochodem jak zwyczajna osoba. Miałam wrażenie, że na niewiele przydadzą mi się skrzydła w normalnym świecie.

– A co, jeśli wolę jeździć autem? – zapytałam cicho. Przyjaciółka mimowolnie spojrzała na mnie na moment i uśmiechnęła się ciepło, szybko jednak skoncentrowała się ponownie na jezdni.

– Wiem, że chcesz trzymać się normalności, ale Rose, nic w twoim życiu nie będzie już normalne, dobrze o tym wiesz – odparła powoli. Zacisnęłam usta. Miałam żałosną ochotę się z nią wykłócać, ale prawda była taka, że miała racje. Żadna kłótnia nie wywalczyłaby mi na powrót poprzedniego życia, ale wcześniej nie dopuszczałam do siebie takich przemyśleń. – Wiesz już, co powiesz Orifielowi? – zapytała znienacka.

Zamarłam. Niby w mojej głowie krążyło milion zarzutów wobec anioła, jednak nie zastanawiałam się, w jaki sposób poprowadzę tę trudną rozmowę.

– Nie wiem – przyznałam.

– Pewnie nie chcesz mojej rady, ale i tak ją dostaniesz – zaczęła. Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. – Pamiętaj, żeby trzymać się faktów. Nie daj się wciągnąć w żadne emocjonalne gierki, faceci są w tym mistrzami. Najpierw rozbudzą w tobie mocne emocje, a potem użyją ich jako argumentu.

Mimowolnie przemyślałam jej słowa. Rada wydawała się logiczna, ale...

– On taki nie jest – szepnęłam. Jasne, to, co powiedziała, sprawdziłoby się w wypadku Benjiego, ale Orifiel nigdy podczas kłótni nie próbował odwracać kota ogonem. Tak, był zdystansowany i nie chciał się dzielić swoimi przemyśleniami i emocjami, ale daleko było mu do manipulowania mną.

– Na potrzeby tej rozmowy załóż, że jest. Z tego co wiem, a coś czuję, że wiem niewiele, nawarzył sobie piwa, więc może próbować różnych sztuczek, żeby się z tego wykaraskać.

– Nie znasz go – upierałam się.

– Jesteś pewna, że ty go znasz? – skontrowała mnie chłodno.

Zacisnęłam pięści, ale nie odezwałam się. Dała mi do myślenia. Jej słowa wzbudziły we mnie tylko więcej wątpliwości.

Kiedy wysiadłyśmy z samochodu, nawet na nią nie czekałam. Myśli przelatywały przez głowę chaotycznie, kiedy pokonywałam główną salę, następnie schody. Przede mną wyrosły drzwi i znajoma już wycieraczka, która przywoływała na twarz maniakalny uśmiech. Zaczęłam głośno pukać w drzwi Sama. Otworzyły się po paru sekundach. Sam spojrzał na mnie zagadkowo i uniósł jedną brew. Brązowe włosy były rozczochrane, jakby niedawno się obudził, co boleśnie skojarzyło mi się ze snem. Poczułam, jak czerwień wychodzi na policzki, ale zagryzłam zęby i wzięłam głębszy wdech, chroniąc swój umysł przed wścibskim aniołem.

Nie musiał wiedzieć. Jeśli kiedykolwiek by się dowiedział, pochłonęłoby mnie piekło.

– Dzień dobry – mruknął, kiedy cisza się przeciągała. – Potrzebujesz czegoś? – Jego głos był delikatnie ochrypły, a spojrzenie zielonych tęczówek zdawało się przebijać mnie na wskroś.

– Chcę porozmawiać z Orifielem – powiedziałam twardo i zrobiłam krok do przodu.

Omal nie uderzyłam w nagą klatkę piersiową mężczyzny. Nie ustąpił mi, dalej zagradzał wejście własnym ciałem. Miał na sobie jedynie szare dresy.

Przełknęłam gulę w gardle i odepchnęłam głupie skojarzenia.

„To był tylko sen, uspokój się" – powtarzałam w myślach.

– Nie zabij mnie, ale czy nie mogłabyś przełożyć tego na inny dzień? – zapytał spokojnie. Oparł dłonie o framugę i się przeciągnął. Wpatrywałam się uparcie w jego twarz.

– Nie ma takiej opcji – wycedziłam.

Mężczyzna zaśmiał się cicho i pokręcił głową, po czym oderwał jedną z dłoni od framugi i zrobił mi miejsce. Kiedy przechodziłam obok niego, złapał mnie za ramię, zmuszając do tego, abym się zatrzymała.

– Rose... Bądź delikatna – poprosił. Tym razem to ja uniosłam brew.

– Jak dużo wiesz? – zapytałam skołowana.

– Orifiel powiedział mi wszystko. Tak myślę. Wiem jedno, jeśli przyszedł po pomoc do mnie, to sytuacja jest podbramkowa. Pewnie jestem ostatnią osobą, która powinna cię o coś prosić, ale bądź delikatna – wyszeptał.

Zrobiło mi się zimno w środku.

„Jak źle było z Orifielem, jeśli Sam go przede mną bronił"? – Starałam się odegnać te przemyślenia, przemierzając przedpokój. Sam podążył za mną.

– Gdzie on jest? – zapytałam.

– W salonie. Damy wam trochę prywatności – mruknął.

– Damy? – zapiszczałam.

„Kto jeszcze tam był"?

– Aren! – Sam ściągnął bluzę z wieszaka przy drzwiach i sprawnie ją założył. Chłopak, który po chwili wyszedł zza drzwi prowadzących do sypialni, wyglądał na zaspanego. Ciemne cienie pod oczami wydobywały mocniej blask jasnych oczu, jego skóra była poszarzała.

– Nie jest za wcześnie na taki hałas? – jęknął, przeciągając się.

– Chodź, pokażę ci coś fajnego – zachęcił go i pociągnął lekko za ramię.

Dopiero gdy zniknęli za drzwiami, wzięłam głębszy wdech i poszłam do salonu. Przeciągałam ten moment, próbowałam uspokoić serce, które kołatało niemiłosiernie w piersi w oczekiwaniu. Zdobyłam się na odwagę i przekroczyłam próg pomieszczenia, skanując je wzrokiem w poszukiwaniu anioła.

Leżał na kanapie z zamkniętymi oczyma. Oddychał powoli, naga klatka piersiowa raz po raz podnosiła się i opadała w miarowym tempie. Podeszłam parę kroków, zastanawiając się, czy dalej śpi. Wyglądał tak spokojnie.

– Nie potrafisz odpuścić, co? – wymruczał i otworzył oczy. Tęczówki były tak jasne, że prawie białe.

Wzięłam gwałtowny wdech.

Mój anioł cierpiał.

– Nie, kiedy ktoś zbywa mnie raz za razem – skontrowałam. Tchórzyłam, nie chciałam poruszać tych tematów, kiedy widziałam, jak źle się czuje.

„Na to już nieco za późno" – zdałam sobie sprawę, kiedy Orifiel przeszedł do siadu. Oparł łokcie na udach, jego podbródek spoczął na rozłożonych dłoniach i wpatrywał się we mnie.

Jego twarz nie wyrażała nic. Jedynie obojętność. Tylko te jasne oczy mówiły mi, jak wiele emocji szalało w aniele. Usiadłam na pufie naprzeciwko.

– O czym chcesz porozmawiać? – zapytał. Nagle jakby brakło mi odwagi. Zacisnęłam dłonie w pięści, wiedziałam, że nie mogę się wycofać. To trwało już zbyt długo.

– O nas – wychrypiałam. Przerażał mnie ten brak ekspresji na przystojnej twarzy. Sprawiał, że każdy mały mięsień w ciele spinał się niemiłosiernie.

– Myślałem, że między nami wszystko jest wyjaśnione – odparł, prostując się. Ułożył dłonie na kolanach.

– Też tak myślałam, ale potem dowiedziałam się, że mnie okłamałeś. Jeszcze później okazało się, że nie wiem o tobie prawie nic.

– Ja cię okłamałem? – zapytał i zaśmiał się, a ten dźwięk był tak zimny, że łamał mi serce. – Czy to nie ty spiskowałaś z Samem za moimi plecami? Co tak właściwie działo się między wami, kiedy spotykałaś się z nim bez mojej wiedzy? – Kolejne bezlitosne pytanie. Jego oczy zjaśniały jeszcze bardziej. Prawie nie było w nich błękitu.

„Odejdź, uciekaj"! – umysł krzyczał w pierwotnym instynkcie. Mięśnie na szyi spięły się w nieprzyjemny sposób, nakazując, abym zaczęła się kręcić, żeby tylko pozbyć się napięcia, ale trwałam w bezruchu. Nie chciałam pokazywać mu, jak bardzo jestem zestresowana.

Bałam się tej wersji go, ale nie miałam zamiaru dać się zastraszyć.

– Oszukałam cię, to prawda, ale myślałam, że nie mam innego wyboru. Bałam się, że zadziałasz pochopnie i zrobisz coś Jake'owi, jeśli się dowiesz – tłumaczyłam mu, każde słowo było przemyślane, mimo tego serce biło coraz szybciej.

– Najwyraźniej faktycznie nic o mnie nie wiesz – podsumował i nachylił się nieco ku mnie. – Nie znasz mnie za grosz? Przecież wiesz, że zawsze podejmę decyzje dobrą dla ogółu, nie postępuje egoistycznie, dlaczego uwierzyłaś, że zabiłbym go bez sprawdzenia sytuacji? – Głęboki głos mroził krew w żyłach.

– Nie odwracaj kota ogonem – warknęłam. – Widziałam, jak zareagowałeś, gdy mnie odnalazłeś. Orifiel, do diabła, widziałam, jak wyrywasz komuś serce! – Podniosłam głos.

– Ten ktoś chciał cię zabić! – On również nie szczędził tonu. Łzy zapiekły spojówki, zamrugałam parę razy szybciej, aby je odgonić.

– Tak, wiem, ale zabiłbyś Ezaiacha, gdyby nie ja i mój ojciec, wywołałbyś wojnę!

Anioł na moment zamilkł. Patrzył mi w oczy badawczo, kiedy do jego tęczówek powracał błękit. Odetchnęłam spokojniej na ten widok, mimo tego, że sztorm nie minął. Kolor w oczach Orifiela zmieniał się płynnie na wzór burzowych chmur. Pochylił się nieco bardziej i palcami dotknął mojej szyi.

– Mówiłem ci, że dla ciebie zniszczyłbym świat. Nie rzucam słów na wiatr – wyszeptał. Włoski na przedramionach stanęły mi dęba. – Ezaiach chciał cię unicestwić, więc tak, chciałem go zabić. W przypadku Jake'a to wygląda inaczej. Ktoś się nim posłużył i gdybyś przyszła z tym do mnie, najprawdopodobniej mógłbym mu pomóc, a ty nie musiałabyś spędzać nocy z Księciem. – Zamarłam i obserwowałam go, gdy palcami wodził w dół szyi. Zahaczył lekko o obojczyk i uśmiechnął się nieznacznie, gdy się wzdrygnęłam. – Nie o tym chciałaś porozmawiać – szepnął, łapiąc moje spojrzenie.

Wzięłam głębszy oddech. Wiedziałam, że od tej rozmowy zależy nasza przyszłość. Nie byłam w stanie być z kimś, kto mną manipuluje, więc musiałam zadać kolejne pytania.

– Dlaczego nie pozwoliłeś Samowi mnie uleczyć? Dlaczego doprowadziłeś do Połączenia? – zapytałam, spuszczając wzrok na stopy mężczyzny. Krew szumiała mi w uszach. Zwinne palce momentalnie przeniosły się z barku na podbródek i pociągnęły twarz ku górze. Patrzył mi w oczy bez żadnego skrępowania.

– A jaka jest twoja teoria? – zapytał. Złoto naokoło źrenic delikatnie się poruszyło. Owiał mnie znajomy spokój, który natychmiastowo zmiękczył wszystkie mięśnie. Otworzyłam szerzej oczy.

– Przestań – rozkazałam. Przekrzywił nieco głowę do boku, dalej się uśmiechając.

– Co masz na myśli? – zapytał niewinnie.

Serce omal mi nie stanęło.

– Nie uspokajaj mnie, to jest zbyt ważny temat, chcę mieć jasność umysłu – powiedziałam głośno, odsuwając się od anioła.

– Wcześniej ci to nie przeszkadzało – zwrócił mi uwagę. Miał rację, coś się zmieniło.

– Ale teraz mi to przeszkadza – warknęłam.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

– Jak uważasz. Chciałem tylko pomóc. A więc? Jaka jest twoja teoria? Dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej? O co mnie oskarżasz? – pytał na pozór spokojnie, ale coś w jego zachowaniu sprawiało, że miałam ochotę wstać i wyjść. Całokształt tej rozmowy był dziwny na sposób, którego nie umiałam opisać.

– To nie ty zadajesz w tym momencie pytania, tylko ja. – Nie miałam zamiaru dać mu się wybić z rytmu. – Odpowiedz mi, zamiast grać w jakieś chore gierki.

– Rzecz w tym, że to już któryś raz, kiedy we mnie wątpisz. Myślisz, że zrobiłem to po to, żeby mieć cię dla siebie? Że cię wykorzystałem? – zapytał i zbliżył się, miętowy oddech owiał moją twarz, kiedy niebieskie oczy ściemniały. Jedynie złoto było w nich nad wyraz żywe, jak pioruny przecinające burzowe niebo. Nagle jakby zabrakło tlenu. – Myślisz, że dopuściłbym się czegoś takiego?

To, co mówił, bolało. Skrzywiłam się, widząc chłodny gniew na przystojnej twarzy.

– Nie wiem, do diabła, nie wiem! Jak mam się czuć, kiedy wreszcie poczułam, że mogę komuś ufać, a potem okazuje się, że mnie okłamujesz, zatajasz przede mną ważne informacje, co ja mam o tobie tak właściwie myśleć?

– Gdybyś mi ufała, nie wątpiłabyś w moje intencje. – Odbił piłeczkę. – Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to zrobiłem to dlatego, że nie byłem pewny, czy Samael stanie na wysokości zadania. To nie tak, że jego zdolności są w stu procentach pewne, żadne nie są. Nie miałem zamiaru ryzykować, nie, kiedy chodziło o twoje życie – wytłumaczył z zauważalnym wyrzutem. Westchnęłam, a anioł zmierzył mnie badawczym wzrokiem. – Chciałabyś jeszcze o czymś porozmawiać? – zapytał z przekąsem.

Uniosłam brwi. Nie byłam przyzwyczajona do tego tonu. Rozbudził we mnie na nowo gniew, który cały czas tlił się pod napięciem.

– Zachowujesz się, jakbyś był bezprawnie przesłuchiwany, ale Orifiel, jeśli chcesz z kimś być, musisz być z nim szczery. Do tego trzeba rozmów. Czemu zachowujesz się tak niedojrzale? – powiedziałam zimnym tonem. To, jak mnie traktował, bolało.

– Nie jestem niedojrzały, twoje pytania są niedojrzałe, tak samo jak ten brak zaufania. Nie udowodniłem ci wystarczająco, że możesz mi ufać? – Jego ton wcale nie był o wiele cieplejszy. Coś szarpnęło się w piersi ostrzegawczo, błagając, abym odpuściła, zanim ta rozmowa nas zniszczy.

„Muszę z nim o tym porozmawiać. Nie wycofam się. Nie jestem taka" – starałam się zmotywować, obserwując, jak anioł wstaje. Podążyłam za nim.

– Gdzie idziesz? – wypaliłam.

– Do domu, ta rozmowa nie ma sensu.

– Ja jeszcze nie skończyłam z tobą rozmawiać – zaprotestowałam, kiedy dotykał klamki i złapałam go za ramię. Odwrócił się, a wyraz jego twarzy sprawił, że cofnęłam się o krok. Obojętność, tak głęboka i dojmująca, że łamała mi serce. Zrobił krok w moją stronę i złapał mnie za rękę.

– Nie widzisz, że ta rozmowa tylko bardziej nas dzieli? – zapytał. Pokręciłam głową.

– Bez niej i tak się rozpadniemy – powiedziałam cicho. Wolną dłonią przeczesał nerwowo czarne włosy. Oparł się plecami o skrzydło drzwi i odchylił podbródek ku górze, przymykając oczy. Dłoń anioła na mojej wyjątkowo mi ciążyła. – Dlaczego ukrywałeś przede mną tyle rzeczy? Nie powiedziałeś mi o Hexie, Ezaiachu...

– Czy to istotne? Nie muszę mówić ci o wszystkim – stwierdził, nie otwierając oczu. Zagryzłam wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

To było istotne. Było dla mnie ważne.

– Tak. Hexa to moja najlepsza przyjaciółka i gdybyś zdradził mi, co się z nią działo, możliwe, że sama dodałabym dwa do dwóch i nie współpracowałabym z Samem.

– Więc... Próbujesz zwalić na mnie winę? To ty zdecydowałaś się udać do niego. – Był bezlitosny. Zrozumiałam, że kieruje się lodowatą logiką. Całkowicie nie zwracał uwagi na moje emocje, a to rozpalało je jeszcze bardziej.

– Orifiel, nie o tym rozmawiamy! – Wybuchłam. Odwracał sytuację na moją niekorzyść raz za razem, tak jak mówiła Hexa, nie pozwalając mi na przegadanie tego, co tak bolało. – Czemu tak dużo przede mną ukrywałeś? Hexa, Aren, Ezaiach, ilu rzeczy jeszcze nie wiem?! Do diaska, gdyby nie to, że spotkałam Merksa podczas treningu, to czy powiedziałbyś mi tak właściwie o Połączeniu? Czy dowidziałabym się od Sama? Traktujesz mnie jak jakąś idiotkę, która nie musi o niczym wiedzieć, nie na tym polega związek! – Ostatnie słowa praktycznie wykrzyczałam. Anioł otworzył oczy, a spojrzenie, którym mnie obdarzył, nie wróżyło nic dobrego.

Wyplątał swoją dłoń z mojej i wyprostował się. Górował nade mną i pierwszy raz w życiu mi to przeszkadzało.

– Nie traktuje cię jak idiotki, tylko cię chronię, a ty nie dość, że tego nie doceniasz, to jeszcze jesteś na tyle nieufna, żeby podejrzewać mnie o jakieś okrutne zamiary. Jesteś inna, niż myślałem. Nie wiem, jak mam ci niby przemówić do rozumu, a pozostaje jeszcze milion rzeczy w Królestwie, którymi muszę się zająć – wyszeptał tak zimno, że nie zdziwiłabym się, gdyby na zewnątrz znów rozpoczynała się śnieżyca. Złapałam go za ramiona, czując, w jakim kierunku to idzie, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. To nie było coś, co mogłam puścić w niepamięć.

– Orifiel, błagam cię, zastanów się. Czy to jest brak zaufania z mojej strony, kiedy nie wiem co myśleć, dlatego, że ty nie dzielisz się ze mną informacjami? – Próbowałam go nakierować, ale on tylko pokręcił głową i odczepił moje dłonie od siebie.

– Nie Rose, ty się zastanów, dlaczego mimo wszystkiego, co razem przeszliśmy, tak łatwo jest ci stracić zaufanie do mnie. Myślę, że ta rozmowa jest zakończona – westchnął. Serce zacisnęło się żałośnie, kiedy wypowiedział kolejne słowa: – Myślę, że dobrze nam zrobi przerwa.

Nogi wrosły mi w podłogę.

– Boże, chcę tylko zaufania, rozmów, chcę wiedzieć, co się do cholery dzieje – zaprotestowałam przez ściśnięte gardło.

– Rozumiem, ale nie jestem w stanie ci tego dać, nie dziś, nie tak – odparł twardo. Serce zatrzymało się na moment, a w kolejnym zaczęło panicznie bić.

– W takim razie przerwa jest dobrym pomysłem – wydusiłam z siebie, siląc się na mocny ton. Bolało mnie w piersi, a oczy nieznośnie piekły. Wyraz ciemnoniebieskich oczu nie mówił z kolei nic. Nie umiałam go rozczytać, kiedy chciał, wiedział, jak ukryć przed światem każdą najmniejszą emocje. Nie byłam tak żałosna, aby gonić go, kiedy wychodził. Ruszyłam się z miejsca dopiero, gdy usłyszałam głośny trzask drzwi wejściowych.

Przeszłam do przedpokoju i udałam się do drzwi naprzeciwko, nawet nie zwracając uwagi na to, gdzie idę. Szalał we mnie huragan, którego nie umiałam poskromić. Byłam wściekła, i to, co się stało, bolało tak bardzo, jak gdyby ktoś wyrywał bijące jeszcze serce z piersi. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, zjechałam po nich plecami.

„Oddychaj" – powtarzałam w myślach i hamowałam łzy. – „Czy to było tego warte, nie lepiej było zachować spokój między nami"? – zapytałam samą siebie.

„Nie" – głos odezwał się stanowczo.

Wpatrywałam się w swoje dłonie. Zaskakująco, nawet pod emocjami nie rozjaśniły się Anielskim Ogniem. Odetchnęłam głęboko.

„Jeden problem mniej" – zdałam sobie sprawę. Cokolwiek mi pomogło, ostatnio udawało mi się lepiej kontrolować. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zamarłam. Byłam w pracowni Sama. Dopiero w tym momencie zwróciłam uwagę na roztaczający się wszędzie zapach farb, kurzu i cynamonu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro