XII. Nowe stare przymierze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kolejne dni mijały mi jak przez mgłę. Hexa dalej nie zjawiała się w szkole, a ja raz za razem po zajęciach próbowałam do niej zajrzeć. Za każdym razem przeganiał mnie Jake.

Podczas naszej pierwszej konfrontacji chłopak stwierdził, że Hexa nie chce mnie widzieć, bo przeze mnie zbyt wiele złego wydarzyło się w jej życiu. Poczułam się dotknięta, uderzył idealnie w czuły punkt i nie drążyłam, to był błąd. Jake najwyraźniej wyczuł moją słabość i jej użył, ale teraz miałam czas, aby się zastanowić i to wszystko nie składało się w spójną całość. Niedługo wcześniej Hexa przecież powiedziała, że nie zostawi mnie w tym samej, a moja przyjaciółka była bardzo słowna. Podrapałam się po brodzie w zamyśleniu.

Nauczyciel znów zapełniał tablicę datami, ale tym razem nawet nie próbowałam nadążyć. Od kiedy wróciłam z Królestwa, moje priorytety się nieco zmieniły i zdanie tego roku nie było na szczycie listy ważnych rzeczy. Sam siedział obok mnie, był jedyną osobą, która również nie notowała. Patrzył się przed siebie w ścianę, nawet nie próbując wyglądać na zainteresowanego lekcją. Westchnęłam cicho i gdy nauczyciel był zajęty wykładaniem nam jakiegoś wielkiego, historycznego wydarzenia, dźgnęłam chłopaka delikatnie w ramię. Jego wzrok leniwie poruszył się w moim kierunku, nie umiałam nic wyczytać z jego spojrzenia.

- Musimy porozmawiać — szepnęłam.

- O czym? - zapytał znudzony.

- O Jake'u — zdradziłam. Chłopak uniósł jedną brew do góry, nuda ustąpiła wyraźnemu zaciekawieniu.

- Tego się nie spodziewałem — mruknął już żywiej. - Kiedy?

- Jak najszybciej.

Chłopak skinął głową. Reszta lekcji upływała mi w ślimaczym tempie, nie mogłam doczekać się dzwonka. Gdy tylko zadzwonił, wstałam, wzięłam swój plecak i pociągnęłam chłopaka za rękaw ciemnozielonej bluzy. Bez protestów podążył za mną. Szliśmy w ciszy na parking, dopiero gdy zatrzymałam się przed jego samochodem, Sam odezwał się.

- Mów — rozkazał. Apodyktyczny ton w jego ustach całkowicie do niego nie pasował, ale po postawie ciała domyśliłam się, że wynikał z napięcia. Zaskoczyłam go i nie wiedział czego się spodziewać.

- Nie tutaj. Nie chcę ryzykować, że ktokolwiek może nas usłyszeć — wyjaśniłam. Wywrócił oczyma i otworzył powoli drzwi od strony pasażera, czekając, aż wsiądę. Gdy mijałam go w drodze na siedzenie, owiał mnie zapach cynamonu i moje serce nieco przyspieszyło.

„Nie jesteś tutaj po to, aby się w nim rozkochiwać. Masz cel" - przypomniał głos w mojej głowie. Miał rację. Wymierzyłam sobie mentalny policzek i postarałam się skoncentrować.

Gdy chłopak zajął miejsce kierowcy, odwrócił się momentalnie i nachylił ku mnie. Jego oddech owiał moją twarz, kiedy się odezwał.

- Bardzo lubię nasze małe eskapady, ale jeśli zaraz nie powiesz mi, co się dzieje, to zwariuje — wymruczał. Zieleń w jego oczach mieniła się delikatnie, ale nie potrafiłam zgadnąć jakie emocje w nim szaleją.

- Zabierz mnie szybko w jakieś ustronne miejsce, to ci powiem — stwierdziłam kokieteryjnie, przerzucając włosy przez prawy bark.

Chłopak zachichotał i odpalił silnik. Szybkim tempem opuścił parking i przejechał przez centrum Lakeland, kierując się w stronę lasu. Już wtedy wiedziałam, gdzie mnie zabiera. Kiedy zaparkował koło nasypu, emocje ścisnęły mi gardło. Przed oczami przeleciała mi rozmowa, którą odbyliśmy, gdy Książę zwrócił mi tu część wspomnień i jej następstwa. Anielski Płomień i szkody, jakie mu wyrządził.

„Czy kiedykolwiek spytałam go, jak miewa się jego ramię?" - zastanowiłam się. Nie. Nie miałam kiedy. Najpierw nie chciał mnie widzieć, a potem dorwał mnie Ezaiach.

- Nic mi nie jest — powiedział cicho, rozpinając pasy.

- Możesz wyjść z mojej głowy? - zapytałam zirytowana. Chłopak zaśmiał się cicho.

- Nie czytam Ci w myślach Rose, masz to wszystko wypisane na twarzy. Poza tym gapisz się na moje ramię, jakbyś miała ochotę uciec — stwierdził. Poczułam, jak rumieniec wstępuje na moją twarz. Czy Sam znał mnie aż tak dobrze, aby nie musieć czytać mi w myślach? Szybko ucięłam tę myśl, wiedziałam, gdzie prowadzi.

Kiedy wyszliśmy z auta, ruszyliśmy w kierunku lasu. Odezwałam się, dopiero gdy Sam zatrzymał się i opadł na powalony pień.

- Odzyskałam wszystkie wspomnienia — powiedziałam, zanim zdążyłam się zreflektować.

„Nie po to tu przyszłaś" - syknął głos.

„Tak, to prawda, nie po to" - pomyślałam, ale wiedziałam, że jeśli nie dokończę tego tematu, to nie dam rady zaufać mu na tyle, abyśmy rozwiązali razem ten drugi.

Chłopak wpatrywał się we mnie w ciszy. Złoto w jego oczach obudziło się do życia, gwałtownie walcząc z zielenią jego tęczówek. Usiadłam obok ciężko i odchyliłam głowę, przymykając powieki. Moje serce dudniło, kiedy czekałam, aż się odezwie.

- Przepraszam — powiedział cicho po chwili. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Wyglądał na skonfliktowanego.

- Wiem, że teraz to już wiele nie zmieni, ale przepraszam. Nie miałem prawa na Ciebie wpływać. Nie powinienem był tego robić i jeszcze wmawiać Ci, że to wszystko w Twojej głowie. Zachowałem się jak dupek — przyznał. Skinęłam głową, coś w moim sercu nieco rozmarzło, gdy widziałam, że chłopak faktycznie żałuje. Może to właśnie przez to zdobyłam się na odwagę, aby wypowiedzieć kolejne słowa.

- Ja też przepraszam. Nie powinnam była Cię okłamywać. Miałeś rację, nie potrafiłam Ci zaufać i wiele przed Tobą ukrywałam, to nie było okej. Przepraszam za to, jak Cię potraktowałam — wyznałam cicho. Chłopak milczał dłuższą chwilę, więc spojrzałam w jego stronę. Wpatrywał się w ściółkę, wyraźnie ze sobą walcząc.

- Sam? - odezwałam się, sięgając do jego ramienia. Chciałam go dotknąć, dać mu trochę komfortu, ale chłopak błyskawicznie się odsunął. Zakuło mnie to w serce.

- Wszystko jest okej — powiedział, jego głos był zachrypnięty od emocji, których nie chciał zdradzić.

- Nie dlatego chciałaś ze mną porozmawiać — powiedział, podnosząc wzrok na mnie. Patrzył mi prosto w oczy, wyczekiwał. Wzięłam głębszy oddech, siląc się ponownie na odwagę, bo to, co miałam mu do powiedzenia, było jeszcze gorsze niż to, co już powiedziałam. Chłopak czekał cierpliwie.

- Wydaje mi się, że Jake był tam wtedy, kiedy uciekałam Ezaiachowi — wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam się zawahać.

Chłopak wziął głęboki wdech, jego źrenice się rozszerzyły. Spodziewałam się, że to będzie dla niego szok. Patrzył na mnie, analizując.

- Jesteś pewna? - zadał pytanie, którego się obawiałam.

- Nie na sto procent. Słyszałam jego głos, ale byłam poturbowana, ale Sam, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, to był on — powiedziałam błagalnie.

Sam ucichł, ta cisza tak bardzo do niego nie pasowała, że zalewały mnie fale stresu. Nie chciałam mącić w jego świecie, ale tylko do niego mogłam się zwrócić.

„Orifiel uwierzyłby Ci bez wahania" - napomknął głos. Powstrzymałam się przed wywróceniem oczami. Orifiel by mi uwierzył, to fakt, ale tak samo bez wahania wyrwałby demonowi serce, bez sprawdzenia sytuacji.

- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał cicho. W jego głosie słyszałam, że walczy z wieloma emocjami naraz.

- Chcę, żebyś pomógł mi się upewnić czy to był on — powiedziałam. Chłopak skinął głową powoli w milczącej zgodzie.

- Mogę to zrobić, ale Rose...

- Tak?

- Mam nadzieje, że nie masz racji.

Rozumiałam, co miał na myśli. Zmierzyłam go wzrokiem. Był naprawdę spięty, przedramiona założył na klatce piersiowej, gdy wbijał wzrok w drzewa przed sobą i myślał intensywnie. Nie wiedziałam, czy powinnam się odezwać, czy może dać mu w spokoju to wszystko przetrawić. Nie dane było mi wybierać. Chłopak złapał mnie mocno za rękę i wstał, ciągnąc mnie za sobą. Kierowaliśmy się w stronę samochodu.

- Jaki masz plan? – zapytałam, wiedząc doskonale, że jakiś ma. Jednak, jeśli myślał, że może działać na własną rękę, to się mylił.

- Jedziemy do Hexy. Ciągle ostatnio u niej siedzi, ale zgaduje, że już o tym wiesz — spojrzał na mnie porozumiewawczo. Najwyraźniej wiedział więcej, niż się domyślałam.

-To jest twój genialny plan? Przecież jak zobaczy nasz razem, to od razu domyśli się, że coś kombinujemy! – pisnęłam. Chłopak odwrócił się w moją stronę, nie zwalniając kroku i posłał mi zawadiacki uśmiech, od którego zakręciło mi się w głowie. Dawno nie widziałam u niego tej miny.

- Kto powiedział, że zobaczy nas razem? – zapytał, unosząc jedną z brwi.

Nie pozwolił mi nawet odpowiedzieć, otworzył drzwi od strony pasażera i praktycznie posadził mnie na siedzeniu, po czym ruszył na drugą stronę. Kiedy wsiadł, pochylił się nade mną. Moje serce stanęło na chwilę. Jego zielone oczy wpatrywały się w moje, kiedy był tak blisko, że jeśli tylko któreś z nas nachyliłoby się nieco bardziej, nasze usta by się zetknęły. To mnie całkowicie sparaliżowało i pozbawiło oddechu. Usta chłopaka wygięły się w drapieżnym uśmiechu, kiedy usłyszałam cichy klik, a on odsunął się ode mnie. Spojrzałam na mój tułów. Sam zapiął mi pasy.

- Trzeba zadbać o Twoje bezpieczeństwo kwiatuszku, to będzie ostra jazda – powiedział, odpalając silnik. Moje paliczki parzyły.

- Lepiej zapnij swoje, Panie Niezniszczalny – burknęłam pod nosem, wgapiając się w krajobraz przed szybą. Sam roześmiał się na całe gardło, prowadząc auto na powrót w kierunku Lakeland. Faktycznie jechał jak wariat, na każdym zakręcie myślałam, że wylecimy poza drogę.

- Jak to zrobimy? – zapytałam na przekór sobie, bo wolałam milczeć naburmuszona. Drażniło mnie to, jak się ze mną przekomarzał wcześniej.

- Ty zostaniesz w bezpiecznej odległości, ja zapukam do drzwi i wybadam sytuację. Jake nie powinien spodziewać się współpracy między nami – stwierdził. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Chłopak westchnął, zanim znów się odezwał.

- Po naszej płomiennej kłótni pojechałem do De-Town i straciłem przytomność. Jake się mną zajął, widział poparzenia. A kiedy spotkałem Cię z Orifielem, to zaszyłem się potem razem z nim, zajmując się innymi sprawami. On wierzy, że jesteśmy skłóceni na amen, Rose – powiedział w końcu. Zmroziło mnie. Chłopak miał rację.

- To działa na naszą korzyść – dodał, pewnie widząc moją minę. Uśmiechał się pokrzepiająco.

Zaparkował samochód przecznicę dalej, abyśmy mogli na spokojnie dotrzeć na miejsce niezauważeni. Szliśmy powoli w kierunku skrzyżowania – prosto za nim leżał dom Hexy. Sam wskazał palcem na żywopłot.

- Tam powinnaś być niewidoczna, odległość nie jest duża, więc jeśli dasz radę wsłuchać się, tak, jak cię nauczyłem – nasze spojrzenia się spotkały i przysięgam, że poczułam elektryczność w powietrzu przez ułamek sekundy, ale wtedy chłopak spuścił wzrok - to powinnaś nas słyszeć. Ukryj się.

Posłuchałam go bez wahania, może nie rozstaliśmy się w najlepszej atmosferze, ale wiedziałam, że w tej sprawie mnie nie zawiedzie. Kiedy dotarliśmy w okolicę domu, ukryłam się za wiecznie zielonym żywopłotem. Sam powoli przeszedł chodnikiem pod drzwi i głośno zapukał. Sześć razy. On wiedział o zwyczaju, który dzieliłyśmy z Hexą. Przełknęłam gulę w gardle, zastanawiając się, czy wyczytał to kiedyś z mojego umysłu, czy dowiedział się o tym w jakiś inny, magiczny sposób. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

- Hej Sam – głos Jake'a wyrażał zaskoczenie, ale słyszałam go słabo. Postarałam się skupić mocniej na otaczających mnie odgłosach, tak jak uczył mnie kiedyś Sam. Udało mi się akurat w porę, aby usłyszeć odpowiedź chłopaka.

- Hej Jake. A więc to tutaj się podziewasz całymi dniami. Nie wpuścisz mnie do środka? – zapytał, ale jego głos był dziwnie stanowczy. Zawsze jego ton zmieniał się, gdy rozmawiał z Jake'iem. Nie wiedziałam wiele o ich relacji i zdawałam sobie powoli sprawę z tego, że muszę trochę dopytać chłopaka.

- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Hexa jest w rozsypce. Nie umie się pogodzić z tym, że ją opętano wcześniej i jest wściekła. Twierdzi, że przez to, że poznała Rose, jej życie jest teraz koszmarem – powiedział już ostrzejszym tonem. Moje serce zabiło mocniej, boleśniej. Miałam nadzieję, że demon kłamie.

- Mogę sobie wyobrazić, co czuje. Rose jest wybitnie dobra w komplikowaniu innym życia – powiedział bez wahania, a moje serce zgubiło rytm. Czy on naprawdę w to wierzył, czy mówił to tylko, aby uśpić pewność Jake'a?

- Wiem, że jesteś zaznajomiony z tematem. Jak sprawuje się twoje ramię? – zapytał blondyn.

- Nie sprawia już żadnych problemów. Rozumiem, że teraz opiekujesz się dziewczyną, ale w takim razie, kiedy znajdziesz dla mnie czas? Są sprawy, którymi musimy się zająć – chłopak zwinnie powrócił do tematu, nie pozostawiając blondynowi dużego pola do uniku. Nawet ukrywając się za żywopłotem, czułam, jak atmosfera się zagęściła.

- Przyjadę koło siódmej.

- Będę Cię oczekiwał – głos Sama był twardy, w sposób, którego wcześniej nie doświadczyłam. Brakowało w nim zwyczajowego ciepła i żartobliwości.

Po chwili słyszałam dźwięk drzwi zamykanych na klucz i kroki. Poczekałam dłuższą chwilę, nie śledząc Sama, kiedy wracał chodnikiem w kierunku samochodu. Obawiałam się, że Jake mógł obserwować go przez okno. Dopiero po paru minutach dobiegłam do chłopaka. Czort wiedział, czy Jake nie był bystrzejszy, niż się wydawał, a nie chciałam spalić naszego planu na panewce.

- Co myślisz? – zapytałam, wpatrując się w profil chłopaka. Jego szczęki były zaciśnięte.

- On coś ukrywa. To jest pewne – przyznał. Odetchnęłam w duchu. Nie cieszyło mnie to, że jego przyjaciel mógł okazać się członkiem Czarnej Róży, ale było mi lepiej, gdy działałam, zamiast zadręczać się myślami na ten temat.

- Co zrobimy teraz?

- My? Nic. Ja spotkam się z Jake'iem.

Poczułam, jak żar rozlewa się w mojej klatce piersiowej.

- Nie możesz mi tego zrobić. Nie będziesz trzymał mnie w klatce — podniosłam na niego głos, świadoma tego, że moje oczy zaczynają się jarzyć. Chłopak się zatrzymał i złapał mnie za ramiona.

- Słuchaj, jeśli masz rację i on należy do bractwa, to nie jest głupi. Nie możesz tam ze mną być, bo to nas zdemaskuje. Już teraz wystarczająco zaryzykowaliśmy – wytłumaczył spokojnym głosem. Rozumiałam logikę, idącą za jego słowami, ale to nie zmieniało faktu, że byłam wpieniona.

- Co ja mam według Ciebie teraz ze sobą zrobić? – jęknęłam żałośnie. Byłam zrezygnowana.

- Nie wiem. Spróbuj się zrelaksować. Odezwę się do Ciebie wieczorem – powiedział, otwierając drzwi do samochodu. Pokręciłam głową.

- Nie trzeba, nie wracam do domu – mruknęłam. Brwi chłopaka poszybowały ku górze, gdy jego zielone oczy śledziły mnie z zaciekawieniem, kiedy wymijałam samochód, kierując się w stronę parku.

- Gdzie idziesz? – zawołał. Zaśmiałam się cicho.

- Idę się zrelaksować – zawołałam w odpowiedzi i podążyłam w kierunku drzew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro