XXII. Ból serca - cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 – Ja... Nie rozumiem – szepnęłam sama do siebie.

– Może jednak dasz się namówić na tego drinka? – zaproponował i skinął w stronę baru.

Zrezygnowana pokiwałam głową i podążyłam za chłopakiem, gdy tylko wstał z miejsca. Nie wiedziałam, co mam myśleć o całej sytuacji, to było takie dziwne, tak bardzo zarzekałam się sama przed sobą, że przecież więź z Orifilem nie zmienia niczego, nie zmienia tego, jak myślę, co czuję, a jednak, kiedy została przerwana, musiałam skonfrontować się z tym, jak bardzo człowiek może czuć się samotny we własnej głowie, we własnym sercu.

Byłam przerażona i może właśnie dlatego poszłam z Samem, aby upić się Piekielną Frajdą.

Nagle do głowy przyszedł mi pomysł. Wydawał się nieprawdopodobny, ale znałam już te dwójkę wystarczająco długo i to było coś, na co byliby gotowi się zdecydować, jeśli wierzyliby, że to jest właściwe. Spojrzałam na Sama podejrzliwie, kiedy usadowił się na krześle barowym obok mnie i czekałam. Kiedy udało mi się pochwycić spojrzenie zielonych oczu, odezwałam się

– Czy to właśnie dlatego Orifiel się ze mną nie kontaktował? Czy chcieliście, żeby to połączenie wygasło? – zapytałam, chociaż myślałam, że raczej już znam odpowiedź. Sam zacisnął usta w wąską linię, jakby zastanawiał się, czy powinien się odzywać. Nie odpuszczałam, wpatrywałam się w niego uparcie, na tyle długo, aż chłopak westchnął i nerwowo przeczesał ciemne włosy dłonią.

– Tak, ale zanim zaczniesz mnie atakować, to musisz wiedzieć, że to Orifiel zaproponował to rozwiązanie.

Myślałam, że oczy wylecą mi z orbit. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież nasza więź w niczym nie przeszkadzała, nie rozumiałam, dlaczego Orifiel się na to zdecydował.

Sam patrzył na mnie cierpliwie.

– On zrobił to dla ciebie. Wiem, że teraz to wydaje ci się okrutne, ale on tak samo jak ja wie, że więź wpływa na to, jak postrzegamy świat i co czujemy. Nie cierpię tego drania, ale chciał dać ci wybór i w tym jednym go popieram. Powinnaś go mieć. Wiem, że nie brzmi to wiarygodnie, kiedy płynie z moich ust, nie po tym, co ci zrobiłem, nie po tym, ile razy na ciebie wpłynąłem, ale wolna wola jest ważna i powinnaś móc wybrać to, czego chcesz bez żadnych dodatkowych wpływów.

Łzy zapiekły spojówki, zbierając się w kącikach moich oczu. Mrugnęłam parę razy, gorączkowo próbując je rozgonić. Nie chciałam płakać przed Samem.

– Czy myślisz, że on też to poczuł? – zapytałam w końcu cicho, niepewnie, kiedy byłam pewna, że głos mnie nie zdradzi. Zastanawiałam się, czy Orifiela zabolało to tak samo mocno jak mnie, czy może wcale tego nie odczuł.

„A może to wszystko nie znaczyło dla niego tak wiele, jak dla mnie?" – zapytałam sama siebie.

– Jestem pewien, że odczuł to tak samo mocno. Wiem jedno, nagły brak ciebie to coś, czego nie da się przeoczyć – odpowiedział bez wahania. Jego zielone oczy rozjarzyły się nieco, przebijając panujący w pomieszczeniu półmrok. Serce fiknęło koziołka, ale starałam się pozostać niewzruszona.

Wzięłam łyka czerwonego trunku. Smakował dokładnie tak samo, jak pamiętałam. Kiedy ja dopiero zaczynałam swojego drinka, Sam już powoli swojego zerował. Uniosłam jedną brew, obserwując chłopaka.

– Jesteś pewny, że chcesz tak szybko to pić? Pamiętaj, że Piekielna Frajda to stosunkowo mocny trunek – przypomniałam mu.

– Skarbie, nie jesteśmy ludźmi, na nas to działa jak zwykły alkohol i powiem ci szczerze, że nie widzę lepszego dnia niż dzisiejszy na to, aby się po prostu porządnie sponiewierać. Możesz dalej marudzić albo do mnie dołączyć.

Zawahałam się tylko na moment.

Samowi to wystarczyło.

Nachylił się i jego oddech owiał mi twarz, poruszając delikatnie kosmykami włosów, które wisiały luźno po jej bokach. W którymś momencie musiały wydostać się z luźnego kucyka, który opadał między moimi łopatkami.

– No dalej, zawsze musisz się tak pilnować? Świat się nie skończy, jeśli jeden raz pozwolisz sobie na relaks – wymruczał. Moje serce omal się nie zatrzymało, gdy złapał w palce pasmo włosów, które opadło na moją twarz i delikatnie założył je za moje ucho, niby przypadkowo muskając policzek kostkami.

Skóra na mojej twarzy zaczęła się nieprzyjemnie nagrzewać, a w odpowiedzi na to złoto w zielonych oczach zatańczyło radośnie. Jego usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu, kiedy łapał mnie za ramię. Skóra anioła zwyczajowo prawie parzyła.

– To jak? – zapytał szeptem, zaciskając na moment mocniej palce.

„Zrób to, raz się żyje" – odezwał się głos.

„Serio, po czyjej jesteś stronie?" – odwarknęłam w myślach.

Czy Sam miał rację?

Czy powinnam wrzucić na luz?

Patrzył na mnie cierpliwie, a jego dłoń powoli poruszała się w dół mojego ramienia. Przełknęłam gulę w gardle, którą czułam zdecydowanie za długo i podniosłam szklankę. Patrzyłam mu wyzywająco w oczy, kiedy wypijałam całą jej zawartość jednym haustem. Gdzieś z tyłu głowy świtała mi myśl, że będę tego żałować, ale nie dopuszczałam jej do głosu.

Piekielna Frajda przyjemnie rozpaliła przełyk i żołądek, ogrzała wnętrzności.

– Brawo – skwitował chrapliwie i odebrał ode mnie naczynie. Obserwowałam go, kiedy wstał i zaczął przygotowywać następne drinki. Robił to pewnie i spokojnie, jakby stał za tym barem milion razy. Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech, Sam wydawał się zrelaksowany.

– Skoro już tą całą więź mamy za sobą... Czas porozmawiać – powiedział, potrząsając rytmicznie shakerem. Mięśnie na plecach spięły mi się w oczekiwaniu, ale Sam nie powiedział nic więcej. Powoli przygotował napoje, po czym usadowił się na krześle za barem.

Patrzyłam mu w oczy, kiedy podsuwał powoli kolejnego drinka w moją stronę. Działanie pierwszego zaczynałam już odczuwać, chociaż o wiele słabiej niż za pierwszym razem, gdy spróbowałam Piekielnej Frajdy.

– O czym chcesz porozmawiać? – zapytałam, mieszając słomką czerwony napój. Obserwowałam, jak mieni się i tężeje na przemian, to dalej posyłało ciarki wzdłuż kręgosłupa.

– O nas. O tobie. O Orifielu. O Ezaiachu. O wszystkim, o czym nie było nam dane porozmawiać, kwiatuszku – wymruczał i delikatnie wyciągnął słomkę z mojej dłoni, po czym splótł palce z moimi. Pociągnęłam do tyłu, ale złapał mnie stanowczo, mocniej, nie pozwalając na oddalenie się.

– Nie ma żadnych nas – syknęłam.

– Jesteś tego pewna? Bo ja nie. Tak samo jak i Orifiel, myślisz, że dlaczego chciał zerwać więź? – zapytał cicho. Zrobiło mi się zimniej.

– Nie chcę cię – warknęłam, piorunując go spojrzeniem. Uśmiechnął się diabolicznie, kiedy cisza przeciągała się, potęgując napięcie między nami.

– Jak długo jeszcze będziesz się okłamywać? – zapytał szeptem, zbliżając się. Nachylił się przez blat, na tyle blisko mnie, że poczułam jego oddech na sobie. Widziałam każdą drobinkę złota w tych zielonych oczach, a to przyprawiało mnie o palpitację serca.

– A może to ci się podoba? Ten ciągły cykl uciekania przede mną i wpadania w moje ramiona? – mieszał mi w głowie, był coraz bliżej.

– Może po prostu mam cię zdobyć, wyrwać mu siłą, może mam ci udowodnić, jak wiele dla mnie znaczysz? – Jego usta otarły się o moje, wyrywając z nich jęk, którego nie zdążyłam pohamować.

Zapach cynamonu otumaniał zmysły, jego ciepło sprawiało, że mięśnie mi się topiły, niezdolne do ruchu, a głęboki głos rezonował w kościach.

– Wynoś się z mojej głowy – szepnęłam i przymknęłam oczy.

– Dobrze wiesz, że w niej nie jestem. Pamiętasz przecież, jakie to uczucie, gdy ktoś na ciebie wpływa. Czy w tym momencie czujesz to samo? – Jego usta otarły się o płatek ucha, sprawiając, że gęsia skórka wykwitła po tej stronie szyi. Wzięłam gwałtowny wdech, próbując się ocucić, ale wszystko w nim kusiło mnie, sprawiało, że leciałam jak ćma do ognia.

– Może na mnie nie wpływasz, ale mamisz. Używasz moich pragnień przeciwko mnie – odparłam cicho, dalej niezdolna, aby otworzyć oczy. Wiedziałam, że jeśli na niego spojrzę, prawdopodobieństwo, że zrobię coś głupiego, wzrośnie.

– Czyli przyznajesz się, że mnie pragniesz? – poczułam palce na szyi, oplotły ją niespodziewanie delikatnie, by z krtani powoli zawędrować na kark.

– To nieistotne. To się nie liczy. Kocham Orifiela. – Skupiłam się na faktach, ignorowałam ciepło, które rozbudzał w mojej piersi i brzuchu.

– Nie zabraniam ci go kochać, kwiatuszku. Przyznaj po prostu, że to mnie pragniesz bardziej. Że to za mną tęsknisz, że to o mnie myślisz, kiedy jesteś z nim i nie powinnaś. – Twarde paznokcie wbiły się w miękką skórę na karku, zmuszając mnie, abym otworzyła oczy.

Zielone tęczówki chłopaka jarzyły się blaskiem, a policzki były zarumienione. Oddychał głęboko, widziałam to po ruchach klatki piersiowej, która gwałtownie unosiła się i opadała, jak gdyby sam był bliski utraty kontroli.

– Cokolwiek myślę, czuję, czegokolwiek pragnę, to nie zmieni tego, co już się stało – wytłumaczyłam mu i po części też tej zdradzieckiej części mnie, która chciała się poddać urokowi chłopaka.

– Wiem. Nigdy nie przestanę żałować tego, co zrobiłem – wyszeptał chrapliwie, złoto w tęczówkach poruszyło się niebezpiecznie, ujawniając to, co kryło się za maską, składającą się z pragnień.

Ból. Strach. Niepewność.

Tak delikatne i kruche, sprawiające, że chłopak wydawał się być z porcelany.

Ściskały moje serce, grożąc tym, że zbliżę się zbyt mocno, spróbuje go pocieszyć.

– To dobrze. Może ten żal odwiedzie cię od kolejnego błędu – podsumowałam, mimo wszystkiego, co mną targało i teatralnie przymrużyłam oczy. Chłopak powoli odsunął się, wycofał za kontuar, pozwalając mi na nowo oddychać. Na twarz Sama wrócił wystudiowany uśmiech, który serwował mi tak często, mówiący o leniwych pocałunkach i szeptach między kochankami.

– Co zrobisz z Jake'iem? – zapytałam, wracając do neutralnych tematów. Serce dalej biło szybko, rozedrgane w piersi jak po dzikiej pogoni. 

– Nie wiem. Jeśli jest pod wpływem Ezaiacha, to muszę wymyślić, jak go spod niego wyrwać – stwierdził, zataczając koliste ruchy szklanką. – Co zrobisz z Orifielem? – zapytał, na pozór niezainteresowany.

– Nic. Będę czekać, aż się do mnie odezwie.

Chłopak starał się pohamować wredny uśmiech, który wkradał się na przystojną twarz, ale poległ.

– Nie wierzę. Czy ty masz zamiar go posłuchać i grzecznie usiąść na dupie? To bardzo nie w twoim stylu – żachnął się. Upiłam spory łyk ze szklanki, zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Niewiele więcej mogę zrobić. On szuka Ezaiacha i chciał, żebym nie przebywała w Królestwie dla mojego bezpieczeństwa.

– Czyli... Będziesz siedzieć i czekać, nie wiedząc, czy udało im się go dorwać, jak zwierzyna czekająca na to, aż ktoś ją upoluje? – Uniósł jedną brew.

Ogień we mnie delikatnie się poruszył.

Sam miał rację, chociaż nie chciałam mu tego przyznać.

– A co lepszego mogę niby zrobić? – warknęłam.

– Znajdźmy go pierwsi. Jeśli szukają go tak długo, to na bank już zwiał z Królestwa – wyszeptał melodyjnie.

– Nie wiem, czy to taki dobry pomysł... - Zawahałam się, znowu, chociaż wiedziałam, że nie powinnam. Nie przy Samie.

– Może mój brat jest gotowy zaryzykować, ale ja nie, poza tym, jeśli będziesz siedzieć bezczynnie, zwariujesz. Orifiel jest zajęty i o niczym się nie dowie – nakłaniał mnie, stukając smukłymi palcami w czarny blat.

Zastanowiłam się. Nie uśmiechało mi się posiadanej kolejnej tajemnicy przed Orifielem, szczególnie kolejnej, wspólnej tajemnicy z Samem.

– Wiem, że mi nie ufasz, ale czy wierzysz, że zaryzykowałbym w kwestii twojego bezpieczeństwa, życia?

Spojrzałam mu w oczy. Nie potrafiłam go okłamać.

– To nie to, że ci nie ufam. Zraniłeś mnie, wiem, że więcej nie powtórzysz tego błędu. I wiem, że nie zaryzykowałbyś, wierze ci – przyznałam.

– W takim razie, co stoi na przeszkodzie, żebyśmy też trochę powęszyli?

Dopijałam drugiego drinka do końca, walcząc z wątpliwościami, a on czekał, aż mu odpowiem. Chciałam tego, chciałam działać, nie cierpiałam czekania. Kiedy czekałam, tonęłam w strachu i wątpliwościach, to odbijało się na mnie za mocno. Samo to, że Sam wierzył we mnie na tyle, aby nie odpychać mnie od sprawy, ale próbować ją ze mną rozwiązać, sprawiało, że chciałam z nim współpracować na przekór zdrowemu rozsądkowi. Wzięłam ostatniego łyka, zanim się odezwałam. Potrzebowałam odwagi.

– Dobra, zróbmy to – powiedziałam. Mój głos zachrypł, był głębszy od ilości procentów.

– To do dzieła partnerko. – Wyciągnął dłoń przez bar, a ja ją ujęłam. Nie spodziewałam się tylko tego, co zrobi.

Odwrócił moją dłoń wierzchem do góry i w błyskawicznym tempie rozciął skórę nożem, który moment wcześniej leżał na kontuarze. Syknęłam, a on w tym czasie rozciął też swoją rękę, po czym mocno mnie złapał. Spojrzał mi w oczy i powiedział głębokim głosem:

– Przysięgam, że nie spocznę, póki Ezaiach nie będzie dłużej stanowił dla ciebie niebezpieczeństwa.

Poczułam uderzenie mocy, które rozpoczęło się od naszych splecionych dłoni i rozpierzchło się po całej sali. Czerwone światła przygasły na parę sekund, po czym znów rozbłysnęły przydymionym blaskiem.

Wpatrywałam się w nasze dłonie, z których skapywała krew z otwartymi ustami. Wiedziałam, co zrobił.

Obietnice w świecie aniołów znaczyły więcej niż te w świecie ludzi.

A Sam właśnie złożył mi przysięgę.

– Dlaczego, do diabła, to zrobiłeś?! – krzyknęłam, kiedy oprzytomniałam. Wyrwałam rękę z jego uścisku. Uśmiechnął się delikatnie, jednym kącikiem ust.

– Dla mnie ta przysięga nic nie zmienia, takie były moje zamiary od początku. Ale dla ciebie... Teraz przynajmniej wiesz, że możesz mi stuprocentowo zaufać w tej jednej kwestii – odparł.

– Jesteś niereformowalny – jęknęłam, przyciskając czarną serwetkę do rany na dłoni. Była płytka, ale dalej krwawiła. Chłopak powoli wyciągnął ją z moich rąk i i nacisnął kciukiem na środek mojego śródręcza. Syknęłam, to zabolało, ale tylko na moment. Znów poczułam mrowienie, które błyskawicznie rozprzestrzeniło się po całym moim ciele, ogrzewając je w niepokojący sposób. Po krótkiej chwili, gdy oderwał ode mnie palce, rany już nie było.

Pokręciłam głową, wpatrując się w chłopaka.

– Chciałaś coś powiedzieć? Może „dziękuje"? – zaproponował. Wywróciłam oczami, widząc jego teatralne zachowanie.

– To ty mnie zaciąłeś w pierwszej kolejności – mruknęłam.

Sam roześmiał się cicho w odpowiedzi, po czym podniósł się powoli do pozycji stojącej.

– Muszę iść do naszej dwójki gołąbeczków. Możesz tu na mnie poczekać albo dołączyć – rzucił i skierował się w stronę klatki schodowej.

Bez wahania ruszyłam za nim, mimowolnie rejestrując dziwną lekkość w ciele. Tym razem świat się nie kręcił, więc najwyraźniej moja odporność na Piekielną Frajdę wzrosła, ale czułam się nieco podpita.

Kiedy weszliśmy na piętro, mimowolnie spojrzałam w stronę mieszkania Sama. Wycieraczka dalej mnie bawiła, ale teraz czułam jeszcze większą chęć, aby wybadać to miejsce. Chłopak zauważył, gdzie spoglądam i zatrzymał się w półkroku.

– O co chodzi? – zapytał, przekrzywiając lekko głową w prawą stronę.

– Nic – bąknęłam, spuszczając wzrok na stopy chłopaka. Podciągnął mój podbródek do góry, nie pozwalając mi unikać swojego spojrzenia.

– O co chodzi? – zapytał jeszcze raz, irytująco powoli.

– Zrozumiałam cię za pierwszym razem i mówię, że o nic.

– To dlaczego gapisz się na drzwi do mojego mieszkania? Chcesz, żebym cię tam wziął? Jakie zbereźne myśli plątają się po twojej małej główce?

Uderzyłam go delikatnie w klatkę piersiową, sygnalizując, aby odpuścił, ale on momentalnie uchwycił mój nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie. Kolejny raz tego dnia odebrało mi dech w piersiach. Zapomniałam, jak to jest być tak blisko niego, jak to na mnie działa. 

– Jesteś cholernie irytująca. Chodzi ci o te wycieraczkę? Dostałem ją w prezencie.

Mimo całokształtu zachowania, wydawał się zagubiony. Odetchnęłam głębiej, starając się zignorować otaczający mnie, słodki zapach.

– Byłam w twoim domu. W Królestwie – przyznałam, a moje serce biło coraz szybciej. Nie wiedziałam, jak chłopak zareaguje. Chwyt na moim nadgarstku poluźnił się. Sam puścił mnie i cofnął się, prawie uderzając biodrami w barierkę zabezpieczającą schody. Nagle jego maska całkowicie opadła.

Przez jego twarz przemknęły różne emocje, to było tak szybkie, że nie umiałam ich określić.

– Przepraszam – szepnęłam, nie wiedząc, co więcej mogę zrobić.

Chłopak pokręcił gorączkowo głową, przez co jego włosy przeszły w jeszcze większy nieład niż zazwyczaj.

– Nie teraz. Najpierw muszę zająć się Jake'iem – szepnął. Zrobiłam krok w jego stronę, ale uniósł dłoń w stanowczym geście i ruszył w kierunku mieszkania demona. Poszłam za nim, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu prawdę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro