XXVIII. Wojna umysłów cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Próbował mnie wypychać, ale nie dałem się. Wstyd, które obudziły wspomnienia sprzed momentu obudził we mnie gniew. Złość była idealnym paliwem, kiedy chciałem się na kimś zemścić, zazwyczaj od niej stroniłem, wiedziałem, jak bardzo może przesłonić zdrowy osąd, ale musiałem dowiedzieć się, czego się bał, czego żałował, jakie były jego słabości.

Dla Rose.

W amoku przypominałem sobie, że robię to dla niej, chroniąc się raz po raz przed uderzeniami energii, które posyłał w moim kierunku jego umysł.

W końcu to poczułem.

Wstyd.

Żal.

Pozwoliłem sobie popłynąć z ich nurtem i już po chwili role się odwróciły. Tym razem to ja stałem za nim.

– Muszę przyznać, że jestem ciekawy – mruknąłem, utrzymując rozsądny dystans.


Przed nami pojawił się Międzyświat. Panowała noc, jedynie świetliki oświetlały nieco drogę, po której biegła szczupła kobieta odziana w białą, półprzezroczystą koszulę nocną. Jasne włosy powiewały na wietrze, wyglądała jak nimfa leśna.

Wywróciła się, kiedy zahaczyła gołą stopą o korzeń. Książę wstał z pnia, na którym siedział i podążył w jej kierunku.

– Kim jesteś, koszmarze? – zapytał, wyciągając dłoń. Kobieta ujęła ją i już po chwili pomógł jej wstać.

– Nazywam się Miranda – powiedziała. – Gdzie jestem? – Napięcie było widoczne na bladej twarzy. Siniak zdobił prawą skroń, lekko różowawy. Świeży. Błękit tęczówek był ledwie widoczny przez rozszerzone od strachu źrenice.


Skrzywiłem się. Kim była ta kobieta? Czemu Książę wiązał z tym wspomnieniem żal, wstyd, strach? Obserwowałem, starając się zrozumieć sytuację.


– Jesteś w moim Królestwie. Co ci się stało? – zapytał i nachylił się nieco ku niej. Patrzyła na niego tępo, jak gdyby nie wiedziała, ile może mu powiedzieć. Rozejrzała się wokół, była spłoszona. – Ktokolwiek cię gonił, nie dotarł aż tutaj. Wiedziałbym o tym. A więc..? – wymruczał i ujął jej dłoń. Podążył wraz z Mirandą w kierunku Drzewa Życia, zatrzymali się nieopodal. – Tutaj będzie ci cieplej. To nie najlepszy strój na nocne wycieczki, nie uważasz?

Kobieta w dalszym ciągu się nie odzywała. Szczupłe ramiona drżały, ale im dłużej stali pod drzewem, tym spokojniejsza się stawała. Nie zdawała się zauważać nienaturalności blasku, bijącego od Drzewa Życia, ani dziwności całej sytuacji.

Książę westchnął i ściągnął marynarkę, po czym nakrył nią kobietę. Uśmiechnęła się delikatnie.

– Dlaczego mi pomagasz? – zapytała, uważnie śledząc jego ruchy, gdy siadał na kolejnym z powalonych pni.

– Nie wiem – powiedział, wzruszając ramionami. – Co powiesz na to... Informacja za informacje?

– O co miałabym cię niby zapytać? – parsknęła, próbując się wymigać.

– O cokolwiek chcesz. Wiem rzeczy, o których śmiertelnikom się nie śniło – odparł kusząco.


Nagle zassało nas do kolejnego wspomnienia. Wir, który wciągał nas w moim umyśle, był stanowczo mniej porywczy. Musiałem skupiać dużą część energii na przetrwaniu tego, jak nami miotało.


– Znów tu jesteś – stwierdził cicho. Stał za Mirandą, gdy ta przyglądała się krzewowi malin.

– Zima nigdy tutaj nie zapada? – zapytała zaciekawiona.

– Czasami tak, czasami nie.

– Jakiś ty enigmatyczny, Książę – mruknęła, obracając się w ku niemu.

Tym razem jej twarz nie nosiła znamion przemocy, ale jej przedramiona...

Były poobijane i ponacinane.


Obserwowałem toczącą się akcje ze spokojem, mimo gniewu, jaki budziły we mnie ślady na ciele kobiety.

Tylko żałosna namiastka człowieka krzywdziła innych, a szczególnie tych słabszych od siebie.


– Sekret za sekret? – zapytał. Gwiazdy w czarnych oczach się poruszyły. Podszedł do niej bliżej i ujął za rękę, delikatnie, jak gdyby bał się, że ją przestraszy.


„Czy mu na niej zależało?" – zastanowiłem się. Sposób, w jaki się z nią obchodził, ta delikatność... – „Tak samo obchodził się z Rose" – zdałem sobie sprawę. Coś we mnie się ścisnęło.

Teraz wiedziałem, że muszę maksymalnie się skupić.

Musiałem zrozumieć, co nim kieruje.


– A zdradzisz mi swoje imię? – wyszeptała. Chłopak odskoczył od niej, porażony pytaniem.

– Nie mogę – pokręcił głową. Miranda patrzyła na niego cierpliwie.

– Dlaczego?

– Kiedy poznasz moje imię, zdobędziesz nade mną władzę. Będziesz mogła mnie przyzwać, spętać przy sobie – mówił rozgorączkowany, był wyraźnie spięty. Przestraszony.

– Przecież wiesz, że tego nie wykorzystam – szepnęła, jej oczy były smutne.

– Nie wiem – rzucił i odszedł, zostawił ją samą.


– A więc... Boisz się dać innym trochę kontroli, straszydło? – zapytałem ironicznie, ale naprawdę chciałem zrozumieć. To wspomnienie... To był jedyny raz, gdy widziałem jakiekolwiek emocje na bladej, wiecznie spokojnej twarzy.

– Nikt nie wie lepiej niż ty, czym grozi pochopne zaufanie, Orifielu – powiedział cicho. – Ezaiach wykorzystał to, jak mu ufałeś, stworzył cię pod własne dyktando. Jak długo zajęło ci wykaraskanie się z miraży, które włożył do twojego umysłu? Lata, stulecia? – zapytał.

– Nie mówimy o mnie. To, co widziałeś, to boli, ale to już było, nie jestem „nim". Tak, to zajęło setki lat, ale uwolniłem się spod jego wpływu. Jednak wygląda na to, że ciebie dalej męczy to wspomnienie.

– Co zmieni się, jeśli powiem, że masz rację?


Kolejne ze wspomnień nas zassało.

Siedzieli w ogromnej, szykownej jadalni przy przeciwległych końcach długiego, suto zastawionego stołu.

– Masz piękny dom – stwierdziła. Była bledsza niż zazwyczaj, blask w jej oczach prawie nie istniał. Czerwień wargowa była wyblakła, kobieta wydawała się być jeszcze szczuplejsza niż wcześniej.

– Zawsze jesteś w nim mile widziana – odparł i wziął kielich w dłonie. Napił się wina, na pozór spokojnie, ale jego kolano poruszało się rytmicznie pod blatem. Stresował się.

– Chętnie bym została... Ale dziwnie byłoby dzielić życie z kimś, kogo imienia nie znam – odgryzła się.

Chłopak zaśmiał się zdenerwowany.

– Lepiej zostać przy boku męża, który się nad tobą znęca, niż zaufać mi? – Jego słowa były przesiąknięte frustracją. 

Miranda pokręciła głową.

– Nie ufasz mi, dalej mi nie ufasz – powiedziała z niedowierzaniem i zaśmiała się gorzko. – Zastanawiam się, czy zrozumiesz swój błąd dopiero, gdy zniknę.

Książę zamarł.

– Nie mów tak – warknął. Gwiazdy w czarnych oczach rozbłysły na moment niespokojnie. – Wiesz, że znam twoje imię, mogę cię tu zatrzymać na zawsze – zagroził.

– Nie zrobisz tego – wyszeptała pewnie, łagodnie.

– Jestem Księciem Koszmarów – skontrował ją.

– Koszmary i piękne sny... Dzieli cienka granica, nie sądzisz?


– Kochałeś ją? – zapytałem, kładąc dłoń na zimnym ramieniu. Wzdrygnął się.

– Czy to ma znaczenie? Jej już nie ma.

Patrzyłem na jego profil. Szczęki zaciskał, a w ciemnych oczach czaił się ból.

Nie chciałem mu współczuć, broniłem się przed tym, ale coś we mnie mówiło, że nie jest tak zimny, jak wszyscy twierdzą.

– Nie ma jej, ale dalej zajmuje specjalne miejsce w twoim umyśle – odparłem ze zrozumieniem. Uśmiechnąłem się delikatnie.

Nie był takim potworem, za jakiego go miałem. Trochę mnie to uspokoiło.

– Nikt nie zajmuje specjalnego miejsca w moim umyśle. Nie kochałem, nie kocham i nie będę nikogo kochać – warknął. Uniosłem brwi.

– Doprawdy? Dlatego kradniesz całusy mojej dziewczynie i zapraszasz ją na nocowanie w Międzyświecie? Bo na nikim ci nie zależy?

Zbliżyłem się, pozwoliłem mu poczuć mój oddech na sobie. Rozumiałem po części, co nim kierowało, ale to nie znaczyło, że odpuszczę.

– Nie jestem jakimś zaborczym, pompatycznym dupkiem, przed którym musisz ją chronić. Sam powiedziałeś, że jest jedną z najpotężniejszych istot na tym świecie i zgadzam się z tobą. Nie projektuj na nią swoich traum, nie musisz jej bronić, zaufaj. Też wcześnie próbowałem, ale ona nienawidzi, kiedy się ją ogranicza.

– Mądre słowa, ale czy są czymś więcej niż tylko słowami? Co zrobisz następnym razem, gdy jej Płomień zacznie spalać wszystko wokół? Uciekniesz, zostawisz ją samą? Spróbujesz go ugasić? – szeptał z jadem. Perfekcyjną twarz wykrzywiało napięcie. Trafiłem w czuły punkt, faktycznie przenosił na nią emocje.

– Zaufam jej, bo jest silniejsza, niż się wydaje. A jeżeli to oznacza, że mnie spali, to trudno. Chętnie dla niej spłonę – odpowiedziałem szeptem i odsunąłem się. Dałem się ponieść wirowi, który poprowadził nas do kolejnego wspomnienia.


Książę siedział sam. Stopy zanurzył w krwawej rzece i zaciskał mocno powieki.

– Kurwa mać, do diabła! – krzyknął w końcu i wstał. Cienie wystrzeliwały spod jego stóp jeden za drugim, zalewając Międzyświat jakby nagle nastała noc. Drzewa wokół zaczęły się łamać. Huk niósł się po wymiarze, a ziemia drżała.

Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie, gdy szedł szybko w kierunku Drzewa Życia. Czarne oczy błyszczały od łez, które zaczęły po chwili spływać po bladych policzkach.


Zamarłem.

– Czy to jest moment, kiedy ona..?

Nie musiałem dokańczać tego pytania.

A on nie musiał odpowiadać.


Dotarł do błyszczącego zielenią pnia i uderzył go z całej siły. Z dłoni polała się krew, ale drzewo ani drgnęło.

Powtórzył to jeszcze parę razy.

W końcu upadł na kolana, a krzyk, który poniósł się przez Międzyświat i mój umysł, omal nie wyrzucił mnie z jego głowy.


– Przykro mi – powiedziałem cicho, kiedy wyszedłem z szoku.

Nie znałem szczegółów tej historii, ale domyślałem się, jakie emocje nim targały.

– To nic takiego – odpowiedział gorzko. Uniosłem brwi do góry. Dalej próbował udawać beznamiętnego, mimo tego, że widziałem to wszystko razem z nim.

– Żałujesz, że nie zdradziłeś jej swojego imienia? – zapytałem.

– Nie – odpowiedział szybko. Za szybko.

– A co, jeśli wezwałaby cię, co jeślibyś ją uratował? – Nie dawałem mu spokoju.

– Była człowiekiem. I tak koniec końców skończyłoby się śmiercią.

Chciałem pytać dalej, ale poczułem jak kolejny wir się do nas zbliża.

„To nie koniec?" – zdziwiłem się. Przecież ta historia dobiegła końca.

Kolejny z „huraganów", który nas porwał, był jeszcze silniejszy. To zmusiło mnie do zastanowienia się, gdzie nas poniesie, jak bolesne będzie to miejsce.

Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym tego zatrzymać.

Zimno przeszywało jaźń, gdy wędrowaliśmy z prądem, cięło ją jak kawałki lodu.

Wszystko we mnie protestowało.

Wtedy zrozumiałem.

Nie lecieliśmy niesieni prądem wspomnień, a lękiem.

Miałem zobaczyć jego obawy.


Byliśmy w Lakeland.

Budynki były w ruinie, ledwo można było zrozumieć, co wcześniej znajdowało się w tym miejscu. Zostało nieco cegieł, natura przejęła miasto.

Książę spacerował, był sam.

Obraz zakrzywiał się jak w zaczarowanym zwierciadle, sprawiając, że kręciło mi się w głowie.

Szedł przed siebie, rozglądał się, ale nikogo nie było wokół.

Towarzyszyła mu jedynie przerażająca muzyka.


– Boisz się samotności – zrozumiałem wreszcie. – Dlatego uwiesiłeś się Rose. Wiesz, że nie umrze tak szybko jak człowiek.

– Czy nie każdy z nas się jej boi? – Ton Księcia stał się inny, mroczny, ciężki. – Czy sam się jej nie obawiasz? Jestem tu od kiedy słońce wzeszło pierwszy raz i będę, kiedy zajdzie ostatni.

Zadrżałem. Nie wiedziałem o nim wiele, ten kawałek informacji mną wstrząsnął.

Obraz przeskoczył.


Świat był pusty. Tylko natura nim rządziła.

Żadnych ludzi.

Żadnych aniołów, demonów.

Był tylko on.

Przemierzał go, samotnie, w ciszy.

Obserwował.

Obraz zawirował.


Zakręciło mi się w głowie jeszcze mocniej, a on się poruszył. Stanął twarzą w twarz ze mną i uśmiechnął się zimno.

– Ezaiach powiedział ci, że Boga nie ma. Zastanawiałeś się kiedyś, czym tak właściwie jestem? – zapytał.

Wokół nas wyrosły drzewa, las przeszyła muzyka, a zaraz za nią pojawiła się mgła, przez którą ledwo widziałem czarne oczy usiane gwiazdami, mimo małego dystansu między nami.

Przestałem oddychać, kiedy owiała mnie czysta, ciemna energia.

Miażdżyła mi płuca.

– Mogę tworzyć i niszczyć. Mogę manipulować przestrzenią, sprawić, że zobaczysz to, co chcę, abyś ujrzał. Więc jestem czymś najbliższym Bogu w tym świecie i właśnie znalazłem kogoś, kto jest do mnie podobny. Ona też potrafi tworzyć i niszczyć, coś, czego nigdy nie pojmiesz, moc, której nigdy nie ujarzmisz – wyszeptał.

Bluszcz owinął się wokół ciała, unieruchomił mnie w sekundę.

– Jestem ciekawy, czy dalej będzie widziała cię jako partnera, gdy dowie się o tym wszystkim. Pewnie tak, jest pełna empatii – zaśmiał się. – Ale gdy odkryje swoją prawdziwą moc, a uwierz mi, pomogę jej w tym – szeptał, ten cichy dźwięk był tak pełen jadu – staniesz się zbędnym balastem. Nie będzie cię dłużej potrzebować.

Nie zdążyłem mu nawet odpowiedzieć.

Zielony błysk ogarnął nas obu, na jego twarzy odmalował się szok, który powiedział mi, że to nie on przerwał tę farsę.

Poczułem palący ogień, a światło stało się intensywniejsze. Pnącza, które pętały mnie wcześniej, opadły bezwładnie.

– Co się dzieje? – wysyczał, rozglądając się wokół.

Uśmiechnąłem się i dotknąłem zieleni zmieszanej ze złotem.

– Moja partnerka postanowiła do nas dołączyć.

Ogień pochłonął wszystko, wyrzucając nas do realnego świata.


Potem otworzyłem oczy.


Rose klęczała przy nas, zaciskała wargi, a jej oczy rozświetlał Anielski Płomień.

Była wściekła.

„Jak dużo widziałaś?" – zapytałem. Nie czułem jej, kiedy podróżowaliśmy po moim umyśle. Tak samo w umyśle Księcia. Zaskoczyła mnie.

„Wszystko" – odpowiedziała twardo.

Zamarłem.

Nie wiedziałem, co to dla nas oznaczało.

Dziewczyna zobaczyła moje najgorsze momenty.

Zobaczyła, jak słaby byłem wcześniej. Jak łatwo dałem się podejść, zmanipulować.

Poczułem się paskudnie, odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści.

Wziąłem głęboki wdech i wgapiałem się w twarz Księcia, czekając, aż ten dupek otworzy oczy.

„To nie twoja wina" – jej głos był jak bryza nad morzem, pod jego wpływem momentalnie część napięcia odeszła. Odwróciłem się do niej, ale patrzyła na mnie tak jak zawsze.

Nie widziałem wstrętu i niechęci, których się spodziewałem.

Te rozjarzone oczy były pełne zrozumienia, choć potrafiłem wychwycić tę odrobinę strachu, którą starała się ukryć.

Chciałem coś powiedzieć, ale Książę nie pozwolił mi mieć tego momentu.

– Masz charakterek, nie powiem – jęknął, podnosząc się do pozycji siedzącej. Uśmiechnął się kącikiem ust do dziewczyny. Widziałem, jak jedna z jej brwi unosi się do góry, kiedy zaciskała zęby.

Jej gniew skupił się na nim.

Zagryzłem wargę, czekając na nieuniknione.

Kiedy jej drobna dłoń przeszyła powietrze i z głuchym plaśnięciem spotkała się z jego policzkiem, ledwo pohamowałem śmiech.

Szok, który pojawił się na bladej twarzy, był warty całego tego przedstawienia.








__________________________________________

A więc znamy już "koszmary" Księcia i Orifiela.

Zaskoczeni?

Czy uważacie, że Kapelusznik jest wart zaufania?

Czy Rose powinna ufać Orifielowi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro