XXXIV. Serce Międzyświata

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedziałam z Arenem do późnej nocy. Obejrzeliśmy dwa stare horrory, były kiczowate, ale na tyle wciągające, aby przez nie przebrnąć. Zmęczenie krótko potem mnie pokonało i zasnęłam. Obudziłam się dopiero koło dziesiątej. Gdy zeszłam po schodach, moja mama rozmawiała z chłopakiem. Zastanawiałam się, jak tata wytłumaczył jej jego obecność w naszym domu. Uśmiechnęłam się do niego zdawkowo, kierując się do ekspresu. Potrzebowałam kofeiny.

– Zjadłabyś chociaż śniadanie ze swoim kuzynem. Sama kawa to nie posiłek. – Przytyk był definitywnie skierowany w moją stronę.

– Myślę, że kuzyn zrozumie, że najpierw muszę podładować baterie po oglądaniu horrorów przez pół nocy – skwitowałam.

„A więc tak jej to wyjaśnił. Daleki kuzyn. Nieźle".

Burknęła coś pod nosem niezadowolona, ale nie zwróciłam na to uwagi. Szłam już ku schodom, kiedy mnie zawołała.

– Rose, ktoś zostawił coś dla ciebie pod drzwiami dzisiaj rano.

Stanęłam jak wryta i wzięłam głębszy wdech. Byłam pewna, że nic nie zamawiałam, nie miałam na to ostatnio czasu. Powoli wróciłam do kuchni. Mama podniosła paczkę z krzesła barowego przy blacie. Nie zwróciłam na nią wcześniej uwagi. Opakowana w czarny papier i przewiązana tak samo czarną wstążką, przyczepiono do niej kawałek papieru w tym samym kolorze, na którym złotym tuszem wykaligrafowano moje imię. Zapach, który poczułam, gdy tylko ją złapałam, szybko uświadomił mi, kto był nadawcą. Ciężka woń kwiatów i czegoś starego.

„Książę".

– Dziękuję – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – To pewnie coś od Oriego – wybrnęłam, pamiętając, że już go poznała. Jej brwi poszybowały do góry.

– Czyżby coś cię łączyło z tym miłym chłopcem? – wyszczebiotała i potargała moje włosy dłonią. Serce ścisnęło mi się na moment.

– Nie – zaprzeczyłam. Uśmiechnęła się protekcjonalnie, zanim się odezwała.

– Jest całkiem ładny – przyznała, jasne oczy śmiały się do mnie. – Chociaż chyba nieco starszy od ciebie, co? – Ciepło oblało mi twarz i klatkę piersiową.

– Nie aż tak – odpowiedziałam słabo i wyszłam szybko z kuchni.

Gorączkowo weszłam po schodach, zastanawiając się, co ten sadysta zostawił pod drzwiami wejściowymi. Usiadłam na łóżku, bezpardonowo odwinęłam wstążkę i zaczęłam rozrywać papier.

W środku było równie czarne pudełko. Powoli podniosłam wieko. Miałam wrażenie, że jeśli zrobię to szybciej, to cokolwiek znajdowało się w paczce, wyskoczy na mnie.

Przymrużyłam oczy, widząc znów czerń. Wyciągnęłam zawiniątko i rozłożyłam je. Wzięłam głęboki wdech.

„Czy ja mam halucynacje"?

To była sukienka. Długa do połowy uda, wykonana z czarnego tiulu, rozszerzała się od bioder w dół. Czerń tkaniny przebijały przebłyski srebrnej nici, która odbijała światło przy najmniejszym ruchu. Materiał był delikatny, niesamowicie miękki. Zaparło mi dech w piersiach.

– Jest piękna – wyszeptałam, wpatrując się w prezent. Głęboki, szeroki dekolt odsłaniający klatkę piersiową i ramiona przechodził płynnie w długie, luźne rękawy. Poskładałam ją ostrożnie, nie chcąc uszkodzić tak pięknej rzeczy i schowałam do pudełka, po czym szybko je zamknęłam i wepchnęłam pod łóżko. Usiadłam na materacu z walącym sercem. – Muszę pogadać z Hexą, to się robi zbyt chore.

*

Hexa znalazła dla mnie czas, gdy tylko wysłałam jej smsa o treści SOS. Dotarcie do mnie zajęło jej pół godziny, w tym czasie zdołałam wmusić w siebie kanapkę. Gardło miałam ściśnięte z nadmiaru emocji. Otworzyłam jej, gdy usłyszałam zwyczajowe sześć puknięć i bez słowa zaprowadziłam do pokoju na piętrze.

– Gadaj, bo zaczynam się bać – powiedziała, gdy tylko zamknęłam drzwi.

Podeszłam do łóżka i uklękłam, żeby wyciągnąć pakunek. Podałam jej pudełko, próbując rozluźnić zaciśnięte ze stresu szczęki.

– Otwórz je – nakazałam. Usiadłam na materacu.

– Dajesz mi prezent? – zażartowała, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Uniosła nieco brwi, gdy mierzyła przedmiot wzrokiem.

– Hexa, to nie jest śmieszne. To od Księcia, przyszło dzisiaj rano. Otwórz to.

Nie powiedziała nic więcej, ale momentalnie pobladła. Podobnie jak ja wcześniej, powoli otworzyła pudełko i wyciągnęła materiał, po czym wgapiała się w sukienkę ogłupiała.

– To... bardzo ładna sukienka – skomentowała piskliwym tonem.

– Wiem, ale czemu on do cholery daje mi sukienkę? – zapytałam równie wysokim głosem.

– Nie mam, kurwa, pojęcia – wyszeptała. Opadła obok mnie, trzymając dalej materiał w dłoniach. – Rose, w co ty się dziewczyno wpakowałaś?

Wyplątałam prezent z jej dłoni i schowałam ponownie do pudełka, które tym razem pozostawiłam na łóżku.

– Nie wiem, Hexa – przyznałam cicho. Objęła mnie ramieniem.

– Nie powinnaś iść tam sama.

– Nie pozwolę ci pójść ze mną. Poza tym Książę raczej nie pozwoli nikomu dołączyć – mruknęłam, skubiąc skórki paznokci.

– Poproś Sama o pomoc – przekonywała mnie. Zaśmiałam się.

– Serio uważasz to za dobry pomysł?

– On ci pomoże, wiesz o tym. Nie pozwoliłby, aby stała ci się krzywda – nalegała.

– Wiem – westchnęłam. – Książę nie chce mnie skrzywdzić, nie tego się obawiam. Po prostu to jest pochrzanione.

*

Przebierałam się w czarną sukienkę, a moje ręce się trzęsły. Dochodziła siódma, wiedziałam, że muszę niebawem wychodzić. Nie przewidziałam jednego – sukienka nie miała suwaka, od bioder w górę na plecach biegły guziki, które trzeba było zapiąć. Gimnastykowałam się parę minut, zanim stwierdziłam, że sama nie dam rady.

Wyszłam na korytarz. Wiedziałam, że mojej matki nie ma, w piątki wieczorami spotykała znajome. Zapukałam nieśmiało do drzwi pokoju gościnnego. Aren otworzył i spojrzał na mnie zmieszany.

– Halloween już było – skomentował sucho. Bezpardonowo wkroczyłam do jego pokoju, zanim zdążyłam się rozmyślić.

– Wiem. Pomóż mi to zapiąć.

Chłopak patrzył na mnie osłupiały.

– Rose...

– Nie mam czasu, muszę wychodzić, Książę na mnie czeka. Serio, jesteś ostatnią osobą, którą chcę o to pytać, ale cholera, pomóż mi to zapiąć.

Aren roześmiał się głośno i pokręcił głową.

– Kobieto, jesteś nienormalna.

Stanął za mną, widziałam go w lustrze, kiedy mierzył mnie wzrokiem. Zarumieniłam się, zdając sobie sprawę, ile widoku na moje ciało ma chłopak. Dopadł mnie wstyd.

– Pospiesz się, a nie się gapisz – fuknęłam.

Znów się roześmiał, tym razem ciszej.

– Nie martw się... Nie jesteś w moim typie – odparł cicho i delikatnie zapiął pierwszy guzik. Sprawnie poradził sobie też z resztą. Odwróciłam się do niego przodem, kiedy skończył. Czerwień wypalała mi policzki.

– Dzięki – bąknęłam. Dotknął mojej szyi, wydawał się zaciekawiony.

– Potrzebujesz czegoś, aby to zakryć. – Dopiero po chwili zrozumiałam. Blizna. Zaśmiałam się cicho.

– Myślę, że Księcia koszmarów nie obejdzie taka mała potworność – stwierdziłam. Przyzwyczajałam się powoli do tych blizn, nie bałam się tak bardzo ich pokazywać. Zbliżyłam się do drzwi.

– Rose... - Aren zaczął niepewnie. Obróciłam się na moment, chłopak był wyraźnie zmieszany. Schował dłonie do kieszeni jeansów. – Pozdrów go ode mnie – powiedział w końcu. Otworzyłam szerzej oczy, ale przytaknęłam szybko i opuściłam pomieszczenie.

„Czy on... go lubi"? – przemknęło mi przez myśl i pokręciłam głową. Nie, to byłoby zbyt skomplikowane.

Wróciłam do pokoju tylko po kurtkę i pasujące buty na obcasie. Nie brałam nawet torebki i telefonu, wiedziałam, że nic mi po nich w Międzyświecie. Zmierzyłam żwawo do drzwi wejściowych. Opuszczając dom, czułam, że właśnie zmienia się coś, czego nie dam rady cofnąć.

Stukot obcasów na chodniku działał uspokajająco na skołatane nerwy, ale szybko ucichł, gdy weszłam na niewybrukowaną, leśną ścieżkę. Czekał na mnie przy linii drzew, opierał się o stary dąb. Czarna koszula, którą miał na sobie, wtapiała się w mrok nocy. Parę pierwszych guzików zostawił rozpięte, więc widziałam, jak jasna klatka piersiowa unosi się nieco do góry, gdy mnie zobaczył. Tylko to pokazywało jakąkolwiek reakcję, jego twarz miała zwyczajowy, tajemniczy wyraz. Ujął mnie pod ramię i ruszyliśmy razem głębiej w las. Zimno rozchodziło się od przedramienia w głąb ciała, ale ignorowałam je.

– Aren poprosił, żebym cię pozdrowiła – powiedziałam, próbując przełamać lody. Czułam się nieswojo, idąc z nim samotnie, kiedy wiedziałam, że mamy spędzić razem całą noc. Z gardła Księcia wydobył się cichy śmiech.

– Jak miło z jego strony. Czyżby się stęsknił? – Domyślałam się, że to było pytanie retoryczne, ale zbyt kusiło mnie, aby mu dogryźć.

– To za tobą da się tęsknić, Książę?

– Nie wiem... Ty mi powiedz, tęskniłaś? – zapytał chłodno. Mięśnie na karku napięły się instynktownie, a żołądek podszedł niebezpiecznie szybko do gardła.

– Nie – odpowiedziałam bez wahania. Skinął głową, wyglądał, jakby nad czymś myślał. – Gdzie mnie prowadzisz? – zapytałam zaciekawiona. Nie miałam pojęcia, co dla nas zaplanował i to mnie stresowało. Czy miał zamiar pastwić się nade mną? Szperać w mojej głowie, budzić koszmary do życia? Czy to wszystko było tylko preludium do uciekania przed nim po lesie?

– Do mojego domu. Nie spodziewałem się, że faktycznie ją ubierzesz – przyznał, taksując mnie powoli wzrokiem. Policzki zaczęły palić, gdy na moment zatrzymał spojrzenie na dekolcie. Dopiero moment później przypomniałam sobie o bliźnie, która musiała przykuć jego uwagę.

– Jest ładna, a ja chciałam być miła – fuknęłam. – Dlaczego idziemy do twojego domu?

– To odpowiednie miejsce na rozmowę – stwierdził luźno, delikatny uśmiech pojawił się na bladej twarzy. – Przygotowałem coś specjalnego. – Czułam, jak przewraca mi się w brzuchu na myśl o makabrycznych rzeczach, które mógł określać mianem specjalnych.

Przez gęsto porośnięty gaj zaczął przebijać blask Drzewa Życia, gdy mężczyzna przyspieszył nieco kroku. Zatrzymał się dopiero pod ogromnym, rozświetlonym zielenią pniem.

– To tu mieszkasz? Nie wiedziałam, że jesteś wróżkiem – parsknęłam. Musiałam mówić, cała sytuacja spinała każdy, najmniejszy mięsień w ciele i byłam o krok od szaleństwa. Nie zareagował na przytyk. Puścił mnie jedynie i ruszył do przodu.

– Wiesz, czemu nazywają je Drzewem Życia? – zapytał. Pokręciłam głową, kiedy podszedł do niego bliżej i przyłożył doń bez wahania bladą dłoń.

– Czy to ma znaczenie? – zapytałam. Wątpiłam, aby miało.

– Oczywiście. Kiedy go dotkniesz... - Obrócił się w moim kierunku i skinął zachęcająco głową. Podążyłam ku niemu. – Poczujesz to, co sama siejesz. Wierzę, że to od niego wszystko się zaczęło.

Zatrzymałam dłoń przed pniem, zawahałam się. Nie byłam pewna znaczenia słów Księcia.

– Co ty czujesz, kiedy go dotykasz? – zapytałam niepewnie.

– Nic. Wszystko, czego się dotknę, w końcu umiera, więc co miałbym poczuć? – W cichym głosie nie słyszałam żadnych emocji i nie umiałam rozszyfrować jego słów. Nie wiedziałam, czy nabija się ze mnie, czy też czymś dzieli.

– Jak myślisz, co poczuję ja?

– A co dajesz światu od siebie? – odpowiedział zagadkowo. Zmrużyłam oczy, chłopak zaczynał mnie irytować. Rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie na drzewo i opuściłam dłoń. Cichy śmiech postawił włoski na karku na sztorc. – To intrygujące. Przeżyłaś koszmary, jesteś całkiem odważna. Nie boisz się mnie, a obawiasz się Drzewa Życia? – wyszeptał po chwili, stanowczo zbyt blisko mojego ucha. Odwróciłam się machinalnie, próbując przekuć napięcie, które we mnie budził na złość.

– Nie wydaje ci się, że jesteś nieco zbyt blisko? – wysyczałam. Kiedy nachylał się nade mną, jego nos prawie stykał się z moim. Na bladej twarzy pojawił się ślad uśmiechu.

– Przepraszam, gdzie moje maniery? – odpowiedział zadziwiająco spokojnie i zrobił krok do tyłu. Westchnęłam.

– To jakieś miałeś? – Nie umiałam powstrzymać się od dogryzania mu. Po ostatnim spotkaniu, Książę wzbudzał we mnie zbyt dużo negatywnych emocji. Zignorował moją uwagę, znowu, wyciągnął jedynie przedramię, a ja je uprzejmie ujęłam, zaciskając zęby.

„Muszę wytrzymać ten jeden wieczór" – przekonywałam siebie samą, gdy chłód emanujący od mężczyzny próbował dotrzeć do mojego wnętrza. Przymknęłam oczy na moment i rozbudziłam Płomień, próbując go chociaż trochę odegnać. Gdy uchyliłam powieki, on rzucał mi ukradkowe spojrzenie. Krew napłynęła mi do twarzy.

Spacer był długi, krążyliśmy po lesie już pół godziny, gdy wreszcie nie wytrzymałam.

– Daleko jeszcze? – zapytałam, siląc się na miły ton. Czułam się swobodniej w Międzyświecie, kiedy krążyłam po nim sama.

– Już prawie jesteśmy – odpowiedział, nawet nie rzucając mi spojrzenia.

Na szczęście nie kłamał. Po paru minutach stanęliśmy na ogromnej, pustej, ciemnej polanie. Słyszałam szum trawy, której praktycznie nie widziałam przez to, jak obleczona ciemnością była. Wszystko było skąpane w czerni, nawet światło gwiazd i księżyca nie docierało do tego miejsca. Drzewa rosnące wokół wydawały się wić w sposoby, które nie powinny mieć miejsca, były nierealne. Dreszcze pełzały mi po plecach, jeden za drugim, czułam, że to miejsce jest niebezpieczne, wszystko we mnie kazało mi uciekać. Spojrzałam na niego zdębiała.

– Mieszkasz tu? – Zaliczyłam masywny błąd systemu.

Uśmiechnął się protekcjonalnie i nagle cienie, które sprawiały, że polana wyglądała na tak ciemną i złowrogą, ruszyły błyskawicznie ku niemu. Odskoczyłam i pisnęłam przerażona. Serce waliło mi, jakbym przebiegła maraton, a na plecy wstąpił zimny pot, kiedy zobaczyłam, jak wszystkie uderzają w odziane w czerń ciało. Dopiero moment później nieco otrzeźwiałam, zrobiłam krok ku niemu i chwyciłam twarde ramie.

W tym samym momencie obrócił głowę, czarne jak bezgwiezdna noc oczy patrzyły w moje, widziałam w nich cień ironicznego uśmiechu, który gościł na delikatnych ustach.

– Taka strachliwa – wyszeptał. Zacisnęłam wargi, starając się wybrać obelgę, którą go obrzucę za ten pokaz, gdy pociągnął mnie za dłoń do przodu. – Patrz – wskazał palcem przed siebie.

Oniemiałam.

_________________________________

Dobra, jak obstawiacie, jak wygląda dom Księcia? 

Czy Rose zrobiła dobrze, ubierając sukienkę?

Czy powinna była poprosić kogoś, aby poszedł z nią?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro