Rozdział XXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kolejny przelot anielską taksówką tego dnia był już dla mnie mniej straszny. Możliwe, że to dlatego, że powoli się przyzwyczajałam, albo po prostu byłam tak wycieńczona, buzującymi we mnie emocjami, że już nic mnie nie ruszało. Gdy tylko Orifiel dotknął stopami gleby w lesie, delikatnie postawił mnie na ziemi. Bez słowa odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku mojego domu, jednak odgłos jego kroków powiedział mi, że to nie będzie samotna wędrówka. 

- Schowaj chociaż skrzydła, bo kogoś przerazisz - mruknęłam rozdrażniona, jednak gdy się obróciłam, anioł wyglądał już jak standardowy, nieco zbyt przystojny chłopak. Przedzieraliśmy się przez las powoli. Mimo tego, że znałam go od dziecka, czułam, jak się w nim gubię. 

- Gubisz się, bo to nie do końca ten las. Jesteśmy na obrzeżach Krainy Snów - wyznał mi w odpowiedzi na moje myśli. Delikatnie ujął moją dłoń. Spojrzałam na niego podejrzliwie. 

- Chcesz poprowadzić, czy wolisz być szybciej w domu? - zapytał retorycznie i delikatnie, aczkolwiek stanowczo pociągnął mnie za sobą. Zdziwiło mnie to, że jego dłoń była przyjemnie ciepła. Stawiałam ostrożnie krok po kroku, starając się nie wywrócić. Gdy las stracił na gęstości, zauważyłam chodnik koło parku. Niebawem kierowaliśmy się ulicą w stronę mojego domu. Kiedy dotarliśmy przed ganek, zauważyłam ruch w cieniu. 

- Sam? - Otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o krok. Jego zielone tęczówki połyskiwały groźnie, gdy mierzył nas wzrokiem. Nie rozpoznawałam tego wyrazu w jego oczach. Podążyłam za jego spojrzeniem na nasze wciąż splecione dłonie, krew momentalnie odpłynęła z mojej twarzy. Zanim zdążyłam się ruszyć, wycofać, Orifiel ścisnął moją dłoń nieco mocniej.

- To nie tak... - Chciałam się wytłumaczyć, ale donośny głos anioła mi przerwał. 

- Rose przyszła do mnie po pomoc. Powiedziała mi, co się dzisiaj stało. - Mimo logicznego wytłumaczenia, Orifiel w dalszym ciągu mnie nie wypuszczał. Powietrze gęstniało, jakby zabrakło tlenu. Konflikt między aniołami nadchodził, a jego nieuchronność mnie porażała.

- Jakiś ty opiekuńczy - bąknął Sam. - I z tego powodu musiałeś zabrać ją aż do Królestwa, które jest jedynym miejscem, do którego nie mogę się dostać? 

- Królestwo to też jedyne miejsce, w którym Anielski Ogień, którym jak już zauważyłeś, Rose się posługuje, nie wyrządzi większej krzywdy - powiedział twardo. Spojrzałam na niego zdziwiona. Jego wyraz twarzy był opanowany. Brzmiał bardzo... Anielsko. Jego argumenty były logiczne i zachowywał się, jakby chciał uspokoić brata, ale Sam dalej był wściekły. 

- Wmawiaj sobie, co chcesz. Co jej zrobiłeś? A może to przez ciebie to wszystko się dzisiaj stało? - Coraz bardziej zbliżał się do brata, powoli strach we mnie przemieniał się w panikę. Wysunęłam się do przodu, stając między nimi, choć sama nie wiedziałam, co mogę zrobić. Orifiel wypuścił moją dłoń, więc obie ręce położyłam na klatce piersiowej Sama, modląc się, aby choć na moment się zatrzymał.

- On nie kłamie. Sam, proszę. Poszłam do niego po pomoc, bałam się, zrobiłam ci krzywdę. - Czułam, jak moje oczy się szklą. Mówiłam szczerze, mimo gniewu jaki czułam po odzyskaniu wspomnień to, co mu zrobiłam, przeraziło mnie. Sam patrzył na mnie wyraźnie skonfliktowany. 

- Nic ci nie zrobił? - zapytał, próbując mnie przytulić, jednak instynktownie się odsunęłam. Bałam się, że znów go skrzywdzę. Emocje we mnie nadal wrzały. Przerażało mnie to, co stało się między mną i Orifielem, wyrzuty sumienia jeszcze bardziej podsycały to, co czułam wcześniej. Wiedziałam, że mogę łatwo stracić kontrolę. Spojrzenie jego zielonych oczu przybrało zrezygnowany, chłodny wygląd. 

- A więc to tak... - podsumował i odsunął się. 

- Sam! - zawołałam go błagalnie. - Proszę zrozum. Potrzebuje przestrzeni, chwilowo. Ja tylko muszę się nauczyć nad tym panować - błagałam go, a on wyglądał, jakby mimowolnie ze sobą walczył. Raz po raz chłód i złoto przenikały jego oczy. Spoglądał na Orifiela i na mnie. 

- I to nie ma nic wspólnego... Z nim? - zapytał. Wpatrywał się we mnie badawczo.

-Nie! - odpowiedziałam szybko i zbliżyłam do niego, zostawiając między nami trochę bezpiecznej przestrzeni. - Obiecuje, jak tylko nad tym zapanuje... - Nie wiedziałam nawet, jak dokończyć te zdanie. 

Będzie jak dawniej? Nie mogłam tego powiedzieć. Ostatnio kłamałam tak dużo, że już sama nie wiedziałam, co było prawdą i miałam tego dosyć.

Sam wpatrywał się we mnie zrezygnowany, jakby doskonale wiedział, o czym myślę. Pewnie tak było. Pokiwał powoli głową, nie urywając kontaktu wzrokowego. W tych zielonych tęczówkach gościło jedynie bezdenne zimno, którego intensywność mnie mierziła.

- Nie mogę ci pomóc, jeżeli nie mówisz mi, co się dzieje - powtórzył słowa, których użył jakiś czas temu. Moje serce na moment stanęło.

- Skoro masz zamiar zaufać mu, to ja faktycznie też potrzebuje przestrzeni. Daj mi spokój - powiedział cicho na odchodne. Czułam, jak moje serce zamarza, gdy widziałam, jak odchodzi. Stałam jak wryta, nie myśląc, czując chaos w sobie. Po chwili szorstka, pachnąca lasem tkanina opadła na moje ramiona. 

- Wychłodzisz się. - Jego niebieskie oczy wyglądały na szczerze zmartwione. Dałam się otulić bluzą, którą miał wcześniej na sobie. Dopiero kiedy mimo okrycia czułam, że zamarzam, Orifiel wprowadził mnie do domu.

- Cześć Rose! - Mama wyszła z kuchni i zatrzymała się w pół kroku. Orifiel natychmiastowo uśmiechnął się szeroko i przeszedł do przodu, osłaniając mnie przed maminym spojrzeniem, za co byłam wdzięczna. Czułam się okropnie. Czy Sam właśnie ze mną zerwał? Miałam ochotę wydrapać sobie serce z piersi, żeby nie czuć tego wszystkiego na raz. Ja tylko chciałam go chronić!

- Dobry wieczór, jestem Ori. - Anioł przywitał się z moją matką uściskiem dłoni, na który ona odpowiedziała uśmiechem. Najwyraźniej "Ori" (obiecałam sobie, że jeszcze go udręczę tym przezwiskiem) budził szybko zaufanie u dojrzałych kobiet, bo nawet nie mrugnęła na jego widok, mimo późnej pory.

- Rose mi o tobie nie opowiadała - przyznała i wychyliła się zza chłopaka, aby rzucić mi oskarżycielskie spojrzenie. Na szczęście do tego momentu udało mi się przybrać normalny wyraz twarzy i się nie popłakać.

Prze-pra-szam - poruszyłam wyraźnie ustami, a ona się uśmiechnęła, w sposób mówiący: "jeszcze o tym pogadamy".

- Przykro mi to słyszeć. - Spojrzał na mnie niby zawiedziony, był dobrym aktorem. 

- Jesteśmy przyjaciółmi od września. Poznaliśmy się w galerii. - Wzruszył ramionami, a ja dyskretnie uderzyłam go łokciem. Ustawiłam się po jego prawej stronie, akurat w czas, aby zobaczyć, jak moja mama obdarza go kolejnym ultra szerokim uśmiechem. Wywróciłam oczami.

- Musimy iść. Ja i Ori. - Spojrzałam na niego tępo, wymawiając jego "imię". - Mamy coś do przegadania.

Zanim zdążyła zaprotestować, pociągnęłam go za przedramię na schody. Kiedy weszliśmy do pokoju, popchnęłam go, nie szczędząc siły. Skoro potrafił poradzić sobie z moim Płomieniem, to byłam pewna, że porządny kuksaniec nie zrobi mu krzywdy.

- Co to miało być, Ori? -Zamachałam rękoma bezwiednie. Chłopak nie okazał większych emocji, opadł zwinnie na łóżko i się przeciągnął. Jego koszulka podwinęła się, ukazując dolne partię umięśnionego brzucha, gdy przenosił dłonie pod głowę. Zamrugałam i szybko przeniosłam wzrok na jego twarz. Niebieskie oczy patrzyły na mnie drapieżnie spod ciemnych rzęs. 

- Co masz na myśli? – zapytał wesoło. Miałam ochotę przygrzać mu w tę uśmiechniętą buźkę. Czy faceci mieli jakąś obsesję na punkcie wylegiwania się w mojej pościeli?

- Chcesz mi wytłumaczyć, dlaczego moja matka cię tak uwielbia? Jakie Anielskie mojo jej zrobiłeś, co? – zapytałam ironicznie, ale w odpowiedzi parsknął donośnym śmiechem, od którego poczułam łaskotki w brzuchu. 

„Niedobrze ze mną" – pomyślałam, starając się zignorować kolejną dziwną reakcję mojego organizmu na niego. Nie cierpiałam tego, jak na mnie działał. Patrzyłam, jak leży rozwalony, uśmiechając się do mnie szeroko, a podobieństwo zachowania jego i Sama uderzyło mnie tak bardzo, że nie zdążyłam się ugryźć w język.

- Zachowujesz się dokładnie tak samo jak twój brat – powiedziałam bezmyślnie i od razu pożałowałam tej decyzji. To było nie fair. Orifiel zerwał się zwinnie na nogi i stanął przede mną. Jego oczy były o ton ciemniejsze niż wcześniej. Spięłam się, jednak on złapał tylko delikatnie kosmyk moich włosów i zaczął się nim zwyczajowo bawić.

- Nie widzę podobieństwa – przyznał i uśmiechnął się łagodnie, chociaż jego oczy pozostawały ciemne. - Ja tu wciąż jestem - dodał szeptem. Moje serce ścisnęło się w bolesnym skurczu.

- Chodziło mi o... Nieważne – machnęłam ręką i odsunęłam się. Potrzebowałam powietrza. Zanim zdążyłam podejść do biurka, Orifiel złapał mnie delikatnie za nadgarstek i poprowadził do łóżka. Usiedliśmy obok siebie, a ja patrzyłam na niego zaciekawiona, zastanawiając się, co planuje.

- Nie musisz mi się tłumaczyć. Miałaś okropny dzień i potrzebujesz rozładować emocje - podsumował. Zabrakło mi słów. Miał rację, ale nie byłam przyzwyczajona do tego poziomu tolerancji.

- Skoro już tu jestem... To może spędzimy ze sobą trochę czasu? – zapytał niewinnie.

- Jasne... - odpowiedziałam niechętnie. Jedyne na co miałam ochotę, to skulenie się pod kołdrą. Ewentualnie mogłam się wypłakać. Miałam serdecznie dość tego dnia. 

- Ale spędzanie razem czasu znaczy, że obydwoje będziemy musieli się zaangażować – zaznaczył i uniósł brwi, a ja uderzyłam go w ramię w szoku. Skutecznie wyrwał mnie z otępienia emocjonalnego swoją nonszalancją.

- Co niby masz przez to na myśli? – Czułam, jak się czerwienie, a on się roześmiał. Brzmiał i wyglądał młodziej, kiedy spuszczał mury obronne i wyzbywał się powagi. Patrzyłam na niego oniemiała.

- Nic zbereźnego, nie jestem moim bratem – przypomniał. Wywróciłam oczami. Ich podobieństwo kryło się w małych elementach, co było dobre, bo nie chciałam w tym momencie myśleć o Samie. Obiecałam sobie w myślach, że na jeden wieczór odpuszczę zadręczanie siebie i wrócę do bycia smutną jutro. Dzisiaj musiałam się wyluzować. Szybko wpadłam na pomysł, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Może zagramy w prawda czy wyzwanie? – Spojrzałam na niego chytrze. Anioł bez problemu się zgodził. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro