Rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudziła mnie mama wychodząca do pracy. To znaczy, że było po 9. Co?! Spojrzałam na zegarek. 9:20. Jak to możliwe, że zaspałam? Musiałam, się szybko ogarnąć, żeby nie pomyślał, że jestem spóźnialska. Zerwałam się z łóżka. Już wiedziałam, że zrezygnuję z komunikacji miejskiej i wsiądę w auto, bo zwyczajnie nie zdążę na żaden tramwaj, ani autobus. Biegałam pomiędzy pokojem, a łazienką. Zrobiłam szybko delikatny makijaż. Ubrałam ciemnogranatowe jeansy. Do tego czarną bluzkę na długi rękaw, która miała z tyłu czarną koronkę, sięgającą od karku do łopatek. Chwyciłam za torebkę. Ubrałam czarne botki, kurtkę i wybiegłam z domu. Była 9:50. Do Oskara miałam jakieś 10 minut drogi. Będę na styk. Nie. Będę spóźniona. Nienawidzę się spóźniać. Westchnęłam.

Ja: Wyjeżdżam z domu. Powinnam być za 10 minut, chyba, że korki pokrzyżują mi plany J

Szybko napisałam wiadomość do Adriana i już mknęłam ulicami Torunia. Co tyle ludzi robiło 2 stycznia na drogach?! 10:05 zaparkowałam koło salonu.

– Hej. Sorki za spóźnienie, ale nie myślałam, że tyle ludzi wyjedzie dzisiaj na ulicę – wpadłam zdyszana, w rozpiętej kurtce. Akurat nikogo nie było. Oski przygotowywał maszynkę, a Adi stał oparty plecami o biurko. Stał w takiej samej pozie jak wczoraj. Skrzyżowane nogi i ręce założone na piersi. Ubrany był w ciemnogranatowe jeansy i czarną koszulkę na długi rękaw, ale ponownie podwinął je, ukazując swój tatuaż.

– Jakim cudem dostałaś się tutaj w 10 minut? – Oski patrzył na mnie podejrzanie. Wiedział, że zazwyczaj wolę jeździć tramwajem, bo omijam dzięki temu wszelkie korki.

– Przyjechałam autem – powiedziałam i opadłam na krzesło, na którym pewnie za chwilę będzie siedział jakiś klient.

– Autem? Że swoim autem? – Adi przyglądał mi się badawczo.

– Tak, moim autem. Czerwone. Podobno są najszybsze – poruszyłam wymownie brwiami. Oski wybuchnął śmiechem, a Adi pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Wiecie, że nawet ubraliście się tak samo? – przyjaciel patrzył raz na mnie, raz na Adriana.

– Po prostu mamy dobre poczucie stylu – powiedział Adi. – To ja będę spadał. Dzięki za wszystko stary. Do zobaczenia. Ucałuj Karolę – przybili sobie piątkę i przytulili. Był to naprawdę uroczy widok.

– Trzymaj się i pamiętaj co mówiłem. Daj znać jak dotrzesz do domu i jaka była reakcja – spojrzał na niego wymownie. Widocznie o czymś wcześniej rozmawiali. Nie wnikam. Każdy ma jakieś swoje tajemnice. Adi przytaknął i ubierał kurtkę. Zarzucił torbę na ramię.

– Pa – powiedziałam i pocałowałam Oskiego w policzek. Wyszliśmy. Było dzisiaj naprawdę słonecznie, ale mroźno. Temperatura spadła grubo poniżej zera. Znowu nie wzięłam ani czapki, ani rękawiczek. Boże Mela, gdzie ty masz głowę?

– Zapnij kurtkę – usłyszałam z lewej strony. – Mam nadzieję, że tym razem zaopatrzyłaś się w czapkę i rękawiczki – spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

– No właśnie uświadomiłam sobie, że w tym pośpiechu zapomniałam – jęknęłam. Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Przestań tak robić. Spieszyłam się – spojrzałam na niego gniewnie.

– To może pójdziemy gdzieś usiąść? Skoro wybiegłaś w takim tempie, to na pewno nie zdążyłaś zjeść śniadania, ani wypić kawy – patrzył na mnie tymi pięknymi oczami i zawadiacko uśmiechał.

– Masz rację, nie zdążyłam – westchnęłam. – Mam pomysł. Zostaw torbę w bagażniku i pójdziemy do centrum. To 3 minuty drogi stąd, więc myślę, że poradzę sobie bez czapki. A znam miejsce z pysznymi śniadaniami – zaproponowałam.

– Świetny pomysł. Które to twoje auto? Fiat Seicento? – naigrywał się ze mnie, kiedy szliśmy w stronę parkingu. – Mówiłaś, że czerwone – poruszał wymownie brwiami. Żeby było śmieszniej stały obok siebie trzy czerwone auta, w tym moje. Matiz, stara Toyota Yaris i moja cudna sportowa Honda Civic. Stanęłam na środku chodnika z założonymi rękami na piersi. Zobaczymy cwaniaczku, czy będzie ci teraz tak wesoło.

– Zgaduj – uniosłam brew.

– Serio? – powiedział zrezygnowany.

– Pomyśl, czym może jeździć kobieta? – oczywiście spodziewałam się, że odpowie Matiz albo Toyota. Przecież kobieta nie potrafi obsługiwać sportowego auta, według większości facetów.

– Dobra otwieraj bagażnik od tej Toyoty – powiedział i pewnie szedł w kierunku jej bagażnika. Otworzyłam przyciskiem w kluczyku drzwi od mojego auta, które stało obok. Jego mina była bezcenna.

– Co? Szczęka opadła cwaniaczku? – patrzyłam na niego rozbawiona. Uniósł delikatnie klapę bagażnika, jakby bał się, że coś zepsuje i powoli upuścił. Nic nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie z powrotem. Patrzyłam na niego z uniesioną brwią.

– Zwracam honor. Nie tego się spodziewałem – odpowiedział zdenerwowany i podrapał się po karku. Zamknęłam auto.

– Chodź – pociągnęłam go delikatnie za kurtkę w swoją stronę – idziemy coś zjeść. Może zapomnę o tym małym incydencie jak wypiję kawę – zaśmiałam się. Pokręcił głową z niedowierzaniem i szliśmy w stronę rynku. – O której masz autobus? – zapytałam.

– O 15:00 – odpowiedział. Świetnie! Mieliśmy dla siebie trochę czasu.

– Masz jeszcze jakieś inne plany oprócz śniadania ze mną? – zapytałam.

– Mam prawie pięć godzin przeznaczonych tylko dla nas – odpowiedział. Dla NAS. Poczułam przeszywający dreszcz. Dziwnie to brzmiało. Interesująco.

– Świetnie – uśmiechnęłam się tajemniczo. Miałam pewien plan na te kilka godzin.

– Co ty kombinujesz? – zapytał z zaciekawieniem.

– Przekonasz się, ale najpierw chodźmy coś zjeść i wypić kawę, bo mój organizm przestaje funkcjonować – jęknęłam. Zaśmiał się. Szliśmy malowniczymi, toruńskimi uliczkami cały czas rozmawiając. – To tutaj – powiedziałam, kiedy jakiś czas później stanęliśmy przed wejściem do restauracji. Nad drzwiami widniał napis Bagietka. Podawali tu najlepsze śniadania. Nie tylko bagietki, jak wskazuje nazwa. Było wszystko czego dusza zapragnie: naleśniki, tosty, rogaliki, jajecznica i wiele innych. Jednak kanapki z bagietki powalały na kolana. Było tutaj bardzo jasno. Ściany pomalowane na biało z elementami kojącej zieleni. Na ścianach było kilka dużych obrazów przedstawiających chleb i bagietki. Zapach świeżego pieczywa roznosił się już na zewnątrz. Naprzeciwko wejścia był bar. Wisiały jeszcze ozdoby świąteczne. Po lewej stronie znajdowało się kilkanaście stolików, siedziało tam sporo ludzi. Dalej znajdowały się toalety. Po prawej stronie było pięć wolnych stolików, wszystkie znajdujące się przy oknie. Ruszyliśmy zatem w ich stronę. Rozebraliśmy się z zimowego odzienia i usiedliśmy na wygodnych kanapach naprzeciwko siebie. Po chwili młoda kelnerka przyniosła nam menu, świdrując wzrokiem Adriana i posyłając w jego stronę słodki uśmiech. Błagam. Nie widzisz dziewczyno, że przyszedł tu ze mną? On jednak nie zwrócił na nią uwagi. Odeszła.

– Co polecasz? – zapytał spoglądając na mnie znad karty.

– Bagietka z serkiem śmietankowym, łososiem i pomidorem albo bagietka z domowym twarożkiem i do tego konfitura owocowa – odpowiedziałam. Uwielbiałam te smaki. Ktoś, kto otworzył tę restaurację i przygotowywał menu śniadaniowe, był moim idolem. – Jajecznica jest też bardzo dobra. Są tosty, naleśniki. Możesz też wziąć sobie taki talerz, na którym będzie wędlina, ser, albo jakiś inny główny składnik, do tego wybierasz warzywa i sam sobie tworzysz bagietkę – opowiadałam rzewnie, bo wszystko co można było tu zjeść naprawdę powalało na kolana smakiem i dekoracją. Mieli także w ofercie dania obiadowe, jednak śniadania były ich specjalnością.

– Z taką pasją opowiadasz o tym co tu mają, że aż nie wiem na co się zdecydować – zaśmiał się. – Wybiorę chyba ostatnią opcję. Sam sobie coś stworzę – patrzył w menu i się zastanawiał. Taki skupiony był jeszcze bardziej przystojny. Patrzyłam na niego rozmarzonym wzrokiem. Dlaczego musi dzisiaj wyjeżdżać? Chciałabym spędzić z nim więcej czasu. Poznać go. Tymczasem siedziałam wpatrzona w niego jak jakaś zakochana nastolatka. – Co mi się tak przyglądasz? – zapytał nagle z uniesioną brwią. Odłożył menu na stół. – Jestem brudny, czy co? – mówił rozbawiony.

– Nie jesteś – zaśmiałam się. Co mam powiedzieć? Wiesz, nie mogę się na ciebie napatrzeć? – Zastanawiam się po prostu nad czymś.

– O czym tak rozmyślasz w takim razie? – zapytał zaciekawiony.

– O tym, czy się jeszcze kiedyś zobaczymy – powiedziałam to na głos? Głupia. Przyglądał mi się intensywnie.

– To zależy – zaczął – od tego czy ty tego chcesz? – zapytał.

– Chcę – odpowiedziałam automatycznie. W tym momencie kelnerka przyszła po zamówienie. Ponownie wlepiała w niego te swoje oczęta. On jakby nic sobie z tego nie robił. Spojrzał na mnie wyczekująco, żebym złożyła swoje zamówienie – Dla mnie będzie bagietka z twarożkiem i do tego konfitura truskawkowa. Do picia kawa z mlekiem – zapisała nawet na mnie patrząc.

– Ja poproszę zestaw z bagietką, którą sam sobie stworzę. Wędlina, ser żółty, pomidor, zielony ogórek, rzodkiewka i sałata – mówił raz spoglądając na nią, a raz na kartę. – Do tego czarną kawę – zakończył. Dziewczyna zapisała i odeszła od nas, zabierając jedną kartę, a drugą zostawiając na stole.

– Nie oparłeś się temu urokowi? – uniosłam brew.

– Jakiemu urokowi? – spojrzał na mnie pytająco.

– Błagam nie mów, że nie widziałeś, jak to dziewczę wlepia w ciebie swoje cudne oczęta – zaśmiałam się. Było między nami tak swobodnie, że aż nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.

– Serio? Nie zauważyłem. Wiesz od jakiegoś czasu widzę tylko jedne oczęta. Takie zielone. Wszędzie je widzę, nie mogę się ich pozbyć z głowy – patrzył na mnie z rozbawieniem.

– Współczuję, muszą być natrętne – udawałam, że się krzywię.

– W sumie mógłbym się przyzwyczaić – podwinął rękawy swojej bluzki. Mój wzrok automatycznie poszedł w stronę kolorowych rysunków na jego prawej ręce. Zauważył to. – Wszystko związane jest z muzyką – powiedział, chociaż nie pytałam. Miał na ręce namalowaną kasetę magnetofonową w czerwono-pomarańczowo-niebieskim kolorze. Otaczała ją czarna pięciolinia, na której znajdował się klucz wiolinowy i kilka różnych rodzajów nut. Pięciolinia pięła się w górę i na tym zakończył się mój widok. – Dalej jest stojąca gitara. Przedstawiona tak, jakbyś patrzyła na nią z góry – dokończył jakby czytał mi w myślach. Było to coś naprawdę przecudownego i zapierającego dech w piersiach. Moja dłoń sama powędrowała do jego przedramienia. Dotknęłam i delikatnie opuszkami palców przejechałam po pięciolinii. Poczułam niesamowite dreszcze. To było coś tak intymnego, że zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Wciągnął powietrze. Spojrzałam na niego. Jego oczy wyrażały uwielbienie. Dosłownie.

– Przepraszam – zreflektowałam się i odchrząknęłam. Co on ze mną wyczyniał? Naprawdę się nie poznawałam. Uratowała mnie kelnerka, która przyniosła nam kawę. Od razu upiłam łyk. Boże co on sobie o mnie pomyślał. Jak ja mogłam tak po prostu dotknąć jego ręki? Kretynka.

– Dlaczego gryzą cię wyrzuty sumienia? – zapytał. Co? Skąd on wie? Aż tak to po mnie widać?

– Przepraszam, nie wiem dlaczego tak zareagowałam – chrząknęłam. W ogóle nie wiedziałam co się ze mną dzieje od tych kilku dni. – Normalnie się tak dziwnie nie zachowuję– zaczęłam się śmiać, żeby rozluźnić atmosferę. Chociaż on wcale nie wydawał się spięty, raczej zaciekawiony.

– Wyzwalam w tobie jakieś dzikie rządze? – śmiał się, nie odrywając ode mnie wzroku. Oj tak. Zdecydowanie takie właśnie wyzwalasz.

– Zaraz od razu dzikie. Po prostu byłam bardzo ciekawa tego tatuażu, odkąd zobaczyłam go na twojej ręce w Sylwestra – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– Bardziej to ja jestem ciekaw twojego – uniósł brew. – Powiesz mi, gdzie go masz? – znowu miałam wrażenie, że rozbiera mnie wzrokiem, a przecież siedzieliśmy w restauracji wśród ludzi! Kelnerka przyniosła nam nasze śniadania. Byłam potwornie głodna.

– Smacznego – zaczęłam wymijająco. Ugryzłam kawałek bagietki. Upiłam łyk kawy. – Mam dwa – powiedziałam po chwili. Znieruchomiał. Przełknął głośno jedzenie. Zdecydowanie się tego nie spodziewał. Patrzył na mnie tak intensywnie, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię, żeby przestać czuć to palące spojrzenie. – W niewidocznych miejscach – kontynuowałam. Upił łyk kawy. Wciągnął głośno powietrze. – Może kiedyś się dowiesz – dokończyłam. W jego oczach widziałam tak ogromne pożądanie, że czułam się, jakbym była naga. Moje podbrzusze krzyczało. Zrobiło się bardzo intymnie. A to przecież tylko rozmowa o tatuażach! Wypuścił głośno powietrze.

– Gdzie chcesz mnie potem zabrać? – zapytał, żeby zmienić temat. I jadł swoją porcję.

– Dowiesz się w swoim czasie, a właśnie dobrze, że mi przypomniałeś – wyciągnęłam telefon i zamówiłam nam wejściówki. Całe szczęście, bo to był ostatni moment.

Dalsza rozmowa była już bardziej na luzie. Gadaliśmy o muzyce. Pytał kiedy ponownie coś wrzucę na YouTube. Pokazałam zespół Kamila, bo też o niego pytał i tak zleciało nam śniadanie. Potem zabrałam go do Muzeum Piernika. Wyczytałam już jakiś czas temu, że mają być jakieś dni otwarte. Trzeba było tylko elektronicznie zamówić darmowe wejściówki na konkretną godzinę. Pomyślałam, że skoro odbywa się to w środku, to nie będę potrzebowała czapki. Miałam nadzieję, że mu się to spodoba. Najpierw przewodnik opowiedział nam krótko o historii pierników, a potem sami robiliśmy te cuda. Bawiliśmy się przy tym jak dzieci. Nieważne, że byłam tam kilka razy. Chciałam, żeby zobaczył coś innego. Poczuł się swobodnie. Gdzie można czuć się lepiej, niż przy robieniu sławnych toruńskich pierników? Trwało to wszystko około dwóch godzin. Kiedy wyszliśmy dochodziła 14:00.

– Jesteś niesamowita – powiedział, kiedy szliśmy jeszcze na krótki spacer głównym deptakiem. Poczułam jak moje serce bije szybciej. Cały czas świeciło słońce, mróz zelżał, więc było naprawdę przyjemnie. – I mogę zatrzymać to śmieszne coś co mi wyszło? – mówił z niedowierzaniem i cieszył jak dziecko.

– To dziwne coś co ci wyszło, to piernik w kształcie serca – spojrzałam na niego z politowaniem. Faktycznie nie było ono idealnych wymiarów, ale zdecydowanie przypominało to właśnie serce. On się uparł, że mu nie wyszło takie idealne jak moje. No naprawdę, jak dziecko.

– Było fantastycznie – był bardzo podekscytowany. No cóż. Ja też byłam. Bardzo się cieszyłam, że trafiłam z niespodzianką.

– Cieszę się, że ci się podobało – udzielił mi się jego humor. – Chcesz jeszcze gdzieś iść zanim pojedziemy na PKS? – zapytałam.

– Wejdziemy do takiego firmowego sklepu z piernikami? Kupiłbym sobie kilka do domu. Poczęstuję brata i kumpla, który też je uwielbia. Polecisz jakiś najlepszy? – spojrzał na mnie pytająco z radosnymi iskierkami w oczach.

– No pewnie – odpowiedziałam.

Po chwili wychodziliśmy ze sklepu z torbą pełną pierników w najróżniejszych smakach. Kierowaliśmy się w stronę auta, ciągle rozmawiając i śmiejąc. Jak ktoś tak spojrzał na nas z boku, zdecydowanie pomyślał, że się naćpaliśmy. Nic nie mogło mi zepsuć dzisiejszego humoru!

Wsiedliśmy do auta i jechaliśmy w stronę dworca autobusowego. Staliśmy na czerwonym świetle, kiedy pokazywał mi w telefonie, znalezioną ostatnio w domowej piwnicy płytę winylową zespołu Queen. W tym momencie zadzwoniła do niego jego dziewczyna. Na wyświetlaczu pojawił się napis Kotek. Moje serce stanęło. On też znieruchomiał. Wciągnął powietrze i czułam, że mi się przypatruje, ja jednak musiałam się teraz skupić na drodze, bo pojawiło się zielone światło. Całe. Kurwa. Szczęście. Boże dlaczego ja zapomniałam o tym, że on jest zajęty? Naiwna idiotko. Telefon wciąż dzwonił.

– Odbierz – powiedziałam cicho. Walczył ze sobą. Odrzucił.

– Mela – zaczął.

– Masz dziewczynę? – zapytałam cicho. Udawałam, że nic nie wiem. Byłam ciekawa, czy mi w końcu cokolwiek powie, że jest zajęty. Ani razu jednak nie było o tym mowy. Zachowywał się jak wolny facet.

– To nie tak – denerwował się. – To takie skomplikowane – westchnął. Był wkurwiony i zrozpaczony w jednym. Było to wyczuwalne na kilometr. Zaparkowałam niedaleko przystanku autobusowego.

– Zadałam proste pytanie – miałam opanowany głos, a w środku cała się trzęsłam. Odważyłam się na niego spojrzeć. Jego spojrzenie wyrażało ból i rozpacz.

– Mam, ale już niedługo – odpowiedział po chwili. Jego oczy wyrażały teraz przerażenie.

– Zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – trzymałam kurczowo kierownicę, mimo, że już zgasiłam silnik. Bałam się, że zaczną trząść mi się ręce.

– Nie, to znaczy tak – motał się. – To nie jest tak jak myślisz, naprawdę – jęknął zrezygnowany i oparł się głową o zagłówek fotela pasażera. Zamknął oczy i głęboko oddychał. Telefon ponownie się rozdzwonił. Odrzucił.

– Miło spędziłam czas. To był naprawdę udany Sylwester. Myślę, że musisz już iść. Za 10 minut masz autobus – ponowny dzwonek telefonu. Odrzucił. – Twoja dziewczyna na pewno już za tobą tęskni – wyrzucałam z siebie wszystkie myśli po kolei. Błagałam, żeby się nie rozpłakać. Przecież wiedziałam co robię! Spojrzał na mnie. Pogładził mnie delikatnie po policzku. Nie protestowałam. Chciałam poczuć jego dotyk. Ten ostatni raz.

– Przepraszam i dziękuję ci za wszystko – mówił szeptem. – Obiecuję, że ci to wszystko wyjaśnię – pocałował mnie w czoło. Ślad po jego ustach palił żywym ogniem. Wysiadł z auta, wziął swoją torbę i zamknął bagażnik. Odwrócił się ostatni raz w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w nich ogromny smutek. Pobiegł na autobus. Zamknęłam oczy i pozwoliłam łzom wydostać się na zewnątrz. Moje serce rozpadło się na kawałki. Po co ci to było? Wiedziałaś, że to się tak skończy. Teraz masz za swoje. Mój mózg dzisiaj wyjątkowo miał rację.

***

Oczami Adriana

Rano wstałem niesamowicie wyspany, bo śniłem o Melce. Zdecydowanie był to zajebisty sen. Dobrze, że obudziłem się pierwszy i mogłem w spokoju wziąć prysznic. Ulżyło. Karola zrobiła pyszne śniadanie, ale zjadłem tylko jedną kanapkę, bo się cholernie stresowałem tym spotkaniem. Zupełnie nie wiem czemu? Pożegnałem się z narzeczoną Oskiego i podziękowałem za wszystko. Powiedziała, że mam się więcej nie tułać po żadnych hotelach, tylko od razu do nich przyjeżdżać, jeśli będę miał zamiar odwiedzić Toruń. Nie chciała słyszeć żadnego sprzeciwu. To naprawdę było bardzo miłe z jej strony.

– Jakie macie plany? – zapytał przyjaciel, kiedy jechaliśmy w stronę jego studio tatuażu.

– Nie wiem. Może pójdziemy na jakąś kawę, spacer? – odpowiedziałem, ale jednocześnie zapytałem, bo może mi coś podpowie.

– W sumie dobry plan. Kawa u niej jest na pierwszym miejscu, więc na pewno będzie wdzięczna. Będziecie mieli sporo czasu – powiedział Oski.

– Wymyślę coś na poczekaniu, chyba... – patrzyłem na niego.

– Może ona coś wymyśli... – zastanowił się chwilę Oskar, kiedy zaparkowaliśmy auto koło jego salonu. – Jest do tego zdolna, więc bądź też na to przygotowany – kontynuował.

– Nawet bym się ucieszył, bo byłem tu tylko kilka razy i naprawdę nie znam tego miasta – powiedziałem i wchodziliśmy do pomieszczenia. Było przed 9:00. Miałem jeszcze godzinę. Stresowałem się jak dzieciak.

– Jakie masz dokładnie plany po powrocie do domu? – zapytał. Wiedziałem, że w końcu o to zapyta. Westchnąłem.

– Zamierzam wywalić wszystkie jej rzeczy z szaf i zostawić na środku pokoju. Niech sama pakuje se te fatałaszki. Powiem jej grzeczne SPIERDALAJ. Kiedy zapyta o co mi chodzi, pokaże jej te wszystkie dowody, które udało mi się zdobyć – mówiłem i rozsiadłem się na kanapie.

– Tylko zrób to porządnie. Zakończ raz na zawsze, bo będziesz jeszcze bardziej cierpiał – Oski przygotowywał się do swojej pracy, bo za chwilę miał pojawić się umówiony klient. – Mela zasługuje na to, żeby wiedzieć, że masz jeszcze dziewczynę. Myślisz, że nic się nie domyśla? – spojrzał na mnie pytająco.

– No w sumie mogła przejrzeć mojego fejsa, jest tam kilka zdjęć, na których jestem oznaczony – westchnąłem. – Nie dała mi jednak odczuć, że wie.

– Może jeszcze nie patrzyła na ten twój profil – Oski wzruszył ramionami. – W każdym razie, uważam, że powinna wiedzieć na czym stoi. Wyobraź sobie teraz, że wszystko jest świetnie, spędziliście zajebiście czas i nagle niewiadomo skąd pojawia się Anka. Wiem, mało prawdopodobne, że spotkasz ją w Toruniu, skoro jest jeszcze w Zakopanem i wraca dopiero jutro. No ale tak czysto hipotetycznie – mówił i stał oparty o swoje biurko. Cholera. Miał rację.

– Nie wiem. Będę udawał, że nie znam Anki – zaśmiałem się, ale poczułem dziwny niepokój. Oski tylko pokręcił głową.

– Zrobisz jak uważasz – powiedział. – Żeby tylko potem nie było, że nie ostrzegałem – zakończył i dostał telefon od klienta, że nie zdążył na autobus i będzie po 10. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc pogadaliśmy o głupotach. O 9:50 dostałem wiadomość od Melki, że będzie za 10 minut. Wpadła jak szalona do studia. Rozpięta kurtka i rozwiane włosy świadczyły o tym, że naprawdę się spieszyła. Przyjechała autem? Może gdzieś pojedziemy? Faktycznie ubraliśmy się tak samo. Pożegnałem się z Oskim i ruszyliśmy na naszą randkę? Można to tak w ogóle nazwać? Oczywiście zapomniała znowu czapkę i rękawiczki. Czemu mnie to nie dziwi? Kawa i śniadanie brzmią świetnie. W sumie już się rozluźniłem i stwierdzam, że ta jedna kanapka to było jednak za mało. Serio? Naprawdę mam zgadywać auto? Logiczne, że Toyota. O kurwa. Tego się nie spodziewałem. Całkiem niezła ta Honda. Teraz mi naprawdę głupio. Bardzo chętnie postawię ci kawę, żebyś o tym zapomniała. Mamy dla siebie prawie pięć godzin. Chce mnie gdzieś zabrać. Dlaczego jej oczy tak świeciły? Musiała mieć naprawdę jakiś genialny plan, skoro była taka tajemnicza. Poszliśmy na śniadanie. Bardzo fajne miejsce. Usiedliśmy przy stoliku. Czułem jak się we mnie wpatruje. A może jednak byłem gdzieś brudny? Oj Mela. O czym tak intensywnie myślisz? Oczywiście, że chce się z tobą dziewczyno jeszcze spotkać!!!! Kelnerka przyszła po zamówienie, więc sprawnie je złożyliśmy. Serio się na mnie patrzyła? Nie zauważyłem. Ostatnio widzę tylko ciebie i nikogo innego. Nie, twoje oczy wcale nie są natrętne. Powodują u mnie po prostu najróżniejsze myśli. Niekoniecznie te grzeczne. Zrobiło mi się gorąco, więc podwinąłem rękawy. Jej spojrzenie od razu uciekło w stronę mojego tatuażu. Wpatrywała się w niego intensywnie.

– Wszystko związane jest z muzyką – powiedziałem. Widziałem jak go analizowała. Przypatrywała się każdemu szczegółowi. – Dalej jest stojąca gitara. Przedstawiona tak, jakbyś patrzyła na nią z góry – dokończyłem, gdy widziałem, że jej wzrok zatrzymał się na początku mojego rękawa. Dotknęła mojego przedramienia i opuszkami palców przejechała po pięciolinii. Poczułem ciepło w całym ciele. Kurwa. Dlaczego tu jest tak gorąco? Miałem ochotę ją teraz pocałować. Wciągnąłem powietrze. Była zachwycająca, kiedy tak badała mój tatuaż. Patrzyłem na nią z uwielbieniem, bo nikt nigdy, nie podchodził do tej sztuki, tak jak ona. Przeprosiła mnie za to. Za co ty mnie przepraszasz? Dotykaj sobie mnie ile chcesz i gdzie chcesz. Zestresowała się. Widziałem, że gryzą ją wyrzuty sumienia. No proszę wywołuję u niej dzikie rządze. Bardzo mi się to podoba. Powiedziała, że była ciekawa tego obrazka od Sylwestra. Czemu wcześniej nie poprosiłaś? Chętnie dałbym się dotknąć. – Bardziej to ja jestem ciekaw twojego – cholernie mnie nurtowało, gdzie ona ma ten tatuaż. – Powiesz mi, gdzie go masz? – na samą myśl, że nie widać go nigdzie rozbierałem ją wzrokiem. W dupie miałem tych ludzi wokół. Była tylko ona. Zawstydziła się. Kelnerka przyniosła nam nasze śniadania.

– Smacznego – powiedziała wymijająco. Ugryzła kawałek bagietki. Upiła łyk kawy. Czekałem jak na szpilkach, aż powie mi coś więcej. – Mam dwa – przeżuwałem powoli to śniadanie i po tych słowach znieruchomiałem. Gdzie? Kurwa. Gdzie? Przełknąłem głośno jedzenie. Miałem ochotę się na nią rzucić, żeby się tylko tego dowiedzieć. A ona tak po prostu teraz jadła. Wykończę się. – W niewidocznych miejscach – Ja pierdolę. Nie mogłem złapać oddechu. Jej wyrzucane co chwilę krótkie zdania doprowadzały mnie do granic możliwości. Upiłem łyk kawy. Wciągnąłem głośno powietrze. Cokolwiek teraz powie, będę skończony. Cieszyłem się, że siedzę i nie ma nikogo w pobliżu, bo moje podniecenie rosło z każdym jej słowem. – Może kiedyś się dowiesz – zakończyła. Nie pamiętam, żebym był w swoim życiu tak, kurwa, napalony. Wyobrażałem ją sobie teraz nagą. Jak sprawdzam każdy centymetr jej miejsc intymnych w poszukiwaniu tych cholernych tatuaży. Wypuściłem głośno powietrze. Musiałem powiedzieć coś, co rozładuje to napięcie. Bo nie wytrzymam. Zapytałem więc gdzie potem idziemy, siląc się na spokojny ton. Nadal się nie wydała, ale chyba zamawiała coś w telefonie. Uspokoiłem się. Pogadaliśmy o muzyce. Byłem ciekawy kiedy wrzuci coś z nowego na swój kanał. Zapytałem luźno o zespół Kamila i tak nam zleciało. Nurtowało mnie, gdzie ona chce mnie zabrać? A co jeśli się tam przy niej zbłaźnię? Muzeum Piernika! Zajebisty pomysł. Posłuchałem sobie o tym jak powstały i sam mogłem go zrobić! Cieszyłem się jak dzieciak. Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś tak świetnego. Mieli tylko foremki w kształcie serca. Jej wyszło idealnie, moje raczej kiepsko. Alę będę miał pachnącą pamiątkę z tego wyjazdu. Jest niesamowita, że pomyślała o czymś tak nieoczywistym. Skąd jej się brały te wszystkie pomysły? Pomyślałem, że Igor na koncertach w Toruniu gada non stop o piernikach. Może mu przywiozę parę? Zabrała mnie do najlepszego sklepu z tymi pysznościami. Zapas mam na jakieś dwa miesiące. Chociaż jak mój kumpel się dorwie do nich, to raczej będzie zapas na tydzień. Czułem się przy niej tak lekko i swobodnie. Jakbyśmy się znali całe życie. Wsiedliśmy do auta. Akurat rozmawialiśmy o tym, że marzy się jej gramofon. Przypomniałem sobie, że znalazłem ostatnio w moim rodzinnym domu płytę winylową zespołu Queen. Cyknąłem zdjęcie, żeby pokazać Igorowi, więc szukałem go właśnie w telefonie. Skorzystałem z okazji, że zapaliło się czerwone światło. Kiedy pokazywałem jej zdjęcie zadzwoniła Anka! Kurwa. Ja pierdolę. To się nie dzieje naprawdę. Oski ty debilu. Wykrakałeś, że ta suka mi wszystko zepsuje. Mogłem się jej przecież sam przyznać. Znieruchomiałem. Wciągnąłem powietrze. Patrzyłem na jej reakcję. Telefon wciąż dzwonił. Była smutna. Dziwisz się? Skupiała wzrok na drodze. Jej twarz wyrażała ból i rozczarowanie.

– Odbierz – powiedziała cicho. Zjebałem. Odrzuciłem.

– Mela – zacząłem. Ale co miałem kurwa powiedzieć?

– Masz dziewczynę? – zapytała cicho. Była taka spokojna.

– To nie tak – denerwowałem się. Chciało mi się kurwa ryczeć z wściekłości. – To takie skomplikowane – westchnąłem. Jak ja jej to miałem powiedzieć? Wiesz moja dziewczyna, którą kochałem nad życie jest sobie teraz w Zakopanem z nowym fagasem? Okradła mnie i złamała serce? Zaparkowała niedaleko przystanku autobusowego.

– Zadałam proste pytanie – wyrwała mnie z zamyślenia. Miała opanowany głos. Patrzyłem na nią z bólem i rozpaczą w oczach. Boże, co ja ci mam powiedzieć? To mnie niszczy od środka.

– Mam, ale już niedługo – odpowiedziałem po chwili. Ona mnie już nie będzie chciała znać. To jest przerażające. Zjebałem po całości. Tak pięknie mi szło.

– Zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – dlaczego jesteś taka spokojna? Krzyknij, wyzwij mnie, ale kurwa nie bądź taka spokojna. To jest najgorsze co możesz zrobić.

– Nie, to znaczy tak – motałem się. – To nie jest tak jak myślisz, naprawdę – jęknąłem zrezygnowany i oparłem się głową o zagłówek fotela pasażera. Zamknąłem oczy i głęboko oddychałem. Telefon ponownie się rozdzwonił. Odrzuciłem. Chciałem ci powiedzieć! Ale nie chciałem, żebyś pomyślała sobie o mnie źle, że mam dziewczynę, ale startuję do ciebie.

– Miło spędziłam czas. To był naprawdę udany Sylwester. Myślę, że musisz już iść. Za 10 minut masz autobus – Krzyknij na mnie! Błagam! Ponowny dzwonek telefonu. Odrzuciłem. Spierdalaj. – Twoja dziewczyna na pewno już za tobą tęskni – tak bardzo się mylisz kochanie. Odważyłem się na nią spojrzeć. Kurwa łzy zbierały się jej w kącikach. Nie możesz przeze mnie płakać. Nie rób mi tego. Pogładziłem ją delikatnie po policzku. Musiałem ją dotknąć. Nie protestowała.

– Przepraszam i dziękuję ci za wszystko – mówiłem szeptem. Chociaż w środku wszystko we mnie krzyczało. – Obiecuję, że ci to wszystko wyjaśnię – pocałowałem ją w czoło. Nie będziesz przez mnie cierpieć. Wysiadłem z auta. Wziąłem swoją torbę i zamknąłem bagażnik. Odwróciłem się ostatni raz w jej stronę. Ból, rozczarowanie i smutek w jej oczach było najgorszym widokiem jaki widziałem. Pobiegłem na autobus. Zdążyłem. To był jakiś koszmar. Napisałem do Anki, że nie mogę gadać. Zatraciłem się w muzyce.

Ja: Zjebałem. Zabij mnie.

Oski: Kurwa. Co zrobiłeś?

Napisałem mu w skrócie, co się wydarzyło. Wszystko w środku mnie bolało. Moje serce, które jeszcze przed chwilą tak mocno dla niej biło, przestało. Umarłem w środku. Nie wiem czy uda mi się to w jakikolwiek sposób naprawić.

Oski: Mówiłem, że masz jej powiedzieć. Stary, czy Ty chociaż raz mógłbyś kogoś posłuchać? Co niby mam teraz zrobić? Powiedzieć jej, że doskonale wiedziałem, że kogoś masz i nawet jej nie ostrzegłem? Karolina mnie zabije.

Ja: Zwal wszystko na mnie. Powiedz, że to ja nie kazałem nic mówić. Niech nienawidzi mnie, a nie Ciebie. Nie zasługujesz na to.

Oski: Obrońca. Poradzę sobie. Skończ to gówno, które tak wszystko psuje i się odezwij. Może uda się to jeszcze uratować. Chociaż nie będzie łatwo.

Ja: Nie zasługuje na bycie Twoim przyjacielem. Jesteś dla mnie za dobry. Dam znać.

Chciało mi się płakać. Całą drogę słuchałem muzyki. Wysiadłem we Włocławku. Odebrałem auto. Nie pojechałem nawet do rodziców, nie mogłem w takim stanie. Ruszyłem do stolicy. Zaparkowałem na podziemnym parkingu. Wszedłem do mieszkania. Wypierdoliłem wszystkie ciuchy tej zdziry z szafy na podłogę w sypialni. Nalałem sobie whisky. Usiadłem na kanapie. Wszystko we mnie buzowało. Nie zasnąłem nawet na sekundę. Rano wyszedłem pobiegać. Nic nie ulżyło. A co miało ulżyć? Zjebałeś po całości. Koło południa klucz w drzwiach się przekręcił i weszła ona, w całej swojej paskudnej okazałości, z różową walizką na kółkach.

– Cześć kochanie! – krzyknęła rozpromieniona od progu. – Stęskniłam się – powiedziała uwodzicielsko. Kiedy podszedłem do niej z morderczym spojrzeniem, cała jej pierdolona radość wyparowała. – Co się stało? Czemu tak na mnie patrzysz? – udawała, że nie wie o co chodzi.

– Błagam nie udawaj idiotki – skrzywiłem się. – Wypierdalaj z mojego życia – powiedziałem wkurwiony. – Najpierw jednak zabierz stąd każdą jedną pierdoloną rzecz i oddaj mi klucze – plułem jadem w jej przerażoną twarz.

– Ale skarbie... – zaczęła.

– Nie mów tak do mnie – wciągnąłem powietrze. – Od dzisiaj jestem dla ciebie Adrian i chciałbym nigdy cię nie poznać – syknąłem. Spuściła wzrok. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie działało to na mnie w ogóle. – Wejdź do sypialni, spakuj się i spierdalaj – powiedziałem i oparłem się tyłem głowy o ścianę.

– Adi... ale to nie tak jak myślisz – powiedziała, zanosząc się płaczem. Stanąłem przed nią ponownie.

– A kurwa jak? Zdradzasz mnie od pół roku z jakimś pierdolonym, starym fagasem. Mam na to mnóstwo dowodów, jeśli chcesz chętnie się nimi z tobą podzielę. Jedziesz na święta i Sylwestra do Zakopanego z NIM! Masz jeszcze czelność powiedzieć do mnie, że to nie jest tak jak myślę? Nie mam ochoty cię słuchać i nigdy więcej oglądać. Pakuj się, nie będę powtarzał tego po raz kolejny. Wyrzucę wtedy to wszystko przez okno – patrzyła na mnie tymi oczami, w które jeszcze do niedawna mogłem się wpatrywać godzinami. Złamała mi serce. Nienawidzę jej.

– Ale ja cię kocham – powiedziała nagle. Zdębiałem.

– Kochasz? Czy ty się słyszysz? Jak możesz mnie kochać, skoro robisz mi takie akcje? Bzykasz się z jakimś dziadem, okradasz mnie, a potem masz totalnie w dupie i sie nie odzywasz. To według ciebie znaczy kogoś kochać? – spojrzałem na nią. Była skruszona. To wszystko było tak cholernie popieprzone. Bolało. Bardzo.

– Adi... – próbowała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. W jej oczach widziałem smutek. Tylko smutek. A nie kurewską rozpacz tak jak w moich.

Wystawiłem walizki za drzwi. Oddała mi klucze i wyszła. Trzasnąłem drzwiami, zakluczyłem i oparłem się o nie plecami. Kurwa! Dlaczego osoba, którą kochałem nad życie, tak mnie potraktowała? Teraz już koniec. To już przeszłość. Uwolniłem się od niej. Dlaczego spierdoliłem na całej linii? Zielone oczy nie wychodziły z mojej głowy. Powstrzymywałem się od płaczu. Zachowuję się jak jakiś pieprzony smarkacz. Zjechałem w dół. Siedziałem tak jakiś czas. Byłem rozpierdolony na milion kawałków. Stało się. Płakałem. Te pierdolone łzy tkwiły we mnie odkąd zobaczyłem przerażone, smutne i rozczarowane spojrzenie Meli. Była taka opanowana zamiast na mnie nawrzeszczeć, dlaczego?

– Mela, błagam napraw mnie... - powiedziałem na głos z rozpaczą i nadzieją, jakby miała mnie usłyszeć. 

***

Teledysk w tle: 
LemON, Napraw

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro