11. Masz prawo być singielką

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– DLACZEGO ZAWSZE MUSZĘ BYĆ KROK W TYŁ OD INNYCH?!

W tempie petardy wystrzelonej w powietrze została przytulona przez... Margarettę. Nie pozwalała się odepchnąć. Patrząc Alicji prosto w oczy powiedziała:

– Czy ciebie pan Bóg opuścił, kobieto? Dlaczego tak myślisz?

Miała szeroko otwarte oczy, usta niemal niewidoczne, tak bardzo były przyciskane przez zęby. 

– N-no bo... – Zająknęła się blondynka. 

– No bo...?

–No bo jestem dla was piątym kołem u wozu! – Wykrzyknęła, marszcząc brwi.

– Jaki debil... – Słyszalne było może nie mocno, ale jednak słyszalne ze strony Pawła.

–Sam jesteś debilem... Aluś, to wcale nie tak. – Usprawiedliwiała swoją stronę czarnowłosa.

– Jak nie tak jak tak! Nie jestem wam wcale potrzebna! Złaś ze mnie! – brązowooka odepchnęła szarooką  wcale nie lekko, bo aż niższą zabolało. Gwałtownie wstała i ruszyła w stronę wyjścia. Nawet nie narzekała na niski strop.

***

Na ekranie bohaterowie starali się złapać kobietę tytana. Śledzenie wydarzeń dziejących się w serii były o wiele lepsze niż myślenie o tym, jak bardzo spieprzyła. A spieprzyła i to jak.

Miała kochających ją przyjaciół. Właśnie, MIAŁA. Teraz zapewne ją nienawidzą. Cóż, przecież miała jeszcze Betty, prawda? 

Popatrzyła w przed siebie, trochę w lewo na biurko, gdzie znajdowało się akwarium z jej przyjaciółką. Właśnie, miała jeszcze ją. Ta złota rybka była przy jej boku od kiedy przyjechała do Polski, czyli od jakiś dwóch lat. Najpierw u babci, a po przekroczeniu pełnoletności tutaj. Nawet gdyby chciała wrócić się do staruszki, to ta już wąchała kwiatki od spodu od pół roku. 

Usłyszała melodyjkę z telefonu położonego na stoliku jakoś półtora metra od niej. Stolik należał do części kuchennej. Tak, Alice Crosner mieszkała w kanciapce. Wreszcie się tego dowiedzieliście.

Dziewczyna zsunęła z kolan laptopa, kładąc go na bok i postawiła się na nogi, idąc w stronę wibrującego prostopadłościanu.

Na ekranie widniała Ewelina, ubrana  w pudrową kieckę i pokazująca znak wolności z uśmiechem na ustach i puszczająca oczko. Alicja musiała aż zmrużyć oczy. Bardziej pewnie przez to, że już od dawna było ciemno jak w... duuuużym lesie. Z niechęcią odebrała.

– Cześć, Alicja... – Szeptała jak nigdy dotąd. Słychać było skruchę.

– Jest pierwsza w nocy. – Wyraziła dosadnie okularnica.

– Wiem, ale... zaczęłam już załatwiać cospleye, wiesz? Niektóre zamówiłam na Allegro, a niektóre elementy zrobiłam już sama. Tak cię tylko chciałam poinformować...

Ten ściszony głos piekielnie denerwował Crosner. Najchętniej teraz dla zrównoważenia wydarłaby się na całą okolicę.

– No super, a po co mi to wiedzieć? – Alicja już nawet nie kontrolowała swoich słów.

–Ah... no bo... no bo... nieważne. – Z każdą literką coraz bardziej ściszała głos, aż na końcu ledwo co dało się ją usłyszeć. 

– Pozwól po łasce, że już zakończymy tę roz-

– Słuchaj, Crosner. Nie wiem co ci się za humorki odpaliły. Może wymyślony chłopak z tobą zerwał, może to tylko okres, nie wiem, nie obchodzi mnie to za bardzo. Jednak nie odwracaj się od nas, zwłaszcza iż nie robimy ci powodów do tego. Nie mam pojęcia w jaki niby sposób jesteś od nas gorsza. Masz prawo być singielką. To nie te czasy, gdzie stare panny wytyka się palcami. Mam nadzieję, że przez nasze związki nie zapomnieliśmy o tobie i może według ciebie głupoty gadam, ale przynajmniej są szczere. A teraz zamiast strzelać fochy to idź spać, bo ja tam słyszę przez ścianę jak Tytanów oglądasz.  A i jeszcze ci powiem, bo nie zdążyłam jak byłaś u nas. Byłam u okulisty. Minusowa wada, nie pamiętam dokładnie jaka, bo ten kwitek położyłam w kuchni a nie chce mi się wstawać. Do spania teraz, Al.

Margaretta poszalała w długość swojej wypowiedzi.

Alicja bez komentarza się rozłączyła i glebła na łóżko. Na szczęście laptop cały i zdrowy.

"Masz prawo być singielką"– automatycznie chciało się jej prychać na te słowa. Przecież to nie tak, że o to chodziło. Właściwie, dlaczego się ona tak zachowywała? Skąd miała takie pobudki? Na pewno nie chciała ich stracić. Mimo takiego krótkiego czasu spędzonymi z nimi przywiązała się do nich. Lepiej nie spieprzyć danej przez nich szansy na nowy wzlot po upadku. Okulary odłożyła na szafkę nocną po jej lewej I poszła spać. Albo przynajmniej się ona o to starała.

***

Minęło kilka dni. Miała kupić i ugotować ziemniaki. Tylko tyle. A, może i też dokupić czarną kredkę do makijażu, bo swojej by nie dała w łapska niebieskich warkoczyków. Ale chuj, musiała to spierdolić.

Wszystko przez to, że jakaś niziutka blondynka miała na palcu pierścionek. I to nie byle jaki. To ten, w którym Alice brała ślub z przystojnym mężczyzną! Ten sam kawałek tworzywa z brylantem. Aż upuściła ziemniaka, patrząc się w kierunku nieznajomej,dopóki ta nie zniknęła z pola jej widzenia. Ktoś podniósł jej ziemniaka i wpakował do siatki z innymi odpowiednikami jego gatunku. Tym ktosiem był Dominik.

–  Stara, rozdzierasz gębę jakbyś była dziwką czekającą na nasienie.

Ogarnęła się i skierowała na niego swój przestraszony wzrok. Dwunastolatek i już takie teksty?!

–  Nie za młody jesteś aby takie teksty mówić?

– Moi koledzy gorsze rzeczy mówią.

–  Nawet nie chcę wiedzieć jakie. –  Już w głowie wyobrażała sobie takie małe dzieci w dwuznacznych sytuacjach. No za apetycznie jej się nie zrobiło.

–  A w ogóle na co ci tyle tych ziemniaków?

No po co mogłoby być tyle ziemniaków do cospleyu Sashy? No po co?

–  Sasha, którą będę cospleyować, lubi ziemniaki.

–  A kiedy jedziecie na ten konwent? – Zapytał.

–  Jutro... a może i dziś? – Zawahała się.

– Boże, naprawdę nie wiesz w który dzień masz iść na konwent? –  Popatrzył na nią jak na debila.

– No w sumie dziś chyba. Podobno zaczęła od przemienienia Edzia w Erena. Załatwiła mu nawet soczewki. W sumie jemu jakoś ogromnie potrzebne nie są. Ale ta jego peruka tak strasznie nienaturalnie na nim wygląda.

– No dureń dokupił specjalnie wisiorek z kluczem. Jakby nie mógł podjebać jeden od ojca.

– Język! –  Wytknęła mu.

– Nie jesteś moją matką. – Pokazał jej język, krzyżując ręce na piersi.

A Alicja zmyła się, załatwiając pięć kilo ziemniaków. Ał, jak ją ręka bolała! Skoczyła jeszcze do sklepu z rzeczami do makijażu, aby kupić kredkę. Kupiła wszystko co musiała i skierowała się do domu naszych dziewczynek, chociaż w formalności należący tylko do Margaretty.

***

– Maggie, nie jesteś jeszcze gotowa! – Ew płaszczyła się przed swoją dziewczyną, która to zamierzała odebrać okulary w połowicznie zrobionym stroju Levi'a. Bo na pewno Levi poszedłby do optyka w szarej za dużej bluzie i w spodniach z dziurami. Zapewne.

– Ewelina, weź się zajmij stylizowaniem Sashy. – I to rzucając na pożegnanie pognała po oksy.

– Możesz mi nie dawać tych soczewek, plis? Jak ja będę ślepa. – Alice patrzyła sceptycznie na stolik położony prostopadle do niej, na którym znajdowało się pudełeczko z sraczkowatymi szkiełkami na oczy.

– Załatwiłam ci takie z twoją wadą wzroku! Mocną masz tę wadę, wiesz? – Szatkowska przerzuciła swoje zainteresowanie na Crosner. 

Alicja popatrzyła na nią prosząco.

Ewelina pytająco.

Edek, a właściwie już Eren zdezorientowanie, stojąc na przeciwko przyszłej wielbicielki ziemniaków.

Paweł, który wyszedł z łazienki, mając dorysowane grube blond brwi nawet nie wiedział, co to za bitwa spojrzeń tam była.

– Mam -4.0 na lewe, a -3.75 na prawe. Szczerze powiedziawszy słyszałam już o gorszych wadach. – Blondynka już nie mogła znieść  przeszywającego wzroku niebieskowłosej.

– To o to chodziło... –  Powiedzieli jednocześnie chłopaki. Popatrzyli na siebie. Później już tarzali się ze śmiechu. Jaka nierealistyczna scena.

A z otwartego okna raziło majowe słońce. Idealne na majówkę, mimo iż ta już dawno minęła. Z lekkiego śpiewu ptaków wydarł się wysoki głos wypowiadający imię husbando dużej ilości nastolatek oglądających anime. Cosplay nałożony na Margarettę zadziałał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro