Rozdział LI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus nie dowiedział się, co Rupert proponował Moranie, choć z jej milczenia na ten temat domyślał się szczegółów i był o krok od dokonania wyjątkowo okrutnego morderstwa. Jedno było jednak pewne – przy całej swojej niegodziwości dziennikarz dotrzymywał danego słowa. W niedzielny poranek prenumeratorzy Proroka dowiedzieli się więc, kto stał za atakiem na redakcję – a także przypomnieli sobie wszystkie wątpliwości i kontrowersje związane z profesor Hawkins. W artykułach wspomniano o klubie mitologii słowiańskiej, uciecze błotnika, zagadkowej śmierci Alicji, a nawet o przesłuchaniu Wizengamotu, z którego podejrzanie nic nie wynikło. Dziennikarze zrobili, co tylko mogli, by jak najbardziej się wybielić i po raz pierwszy zyskać prawdziwą sympatię czarodziejskiego świata jako ci najbardziej poszkodowani, których od początku nikt nie chciał słuchać.

Wtedy zaczęło się piekło.

Morana pojawiła się jeszcze tylko na niedzielnym lunchu – bardzo wcześnie, jakby chciała wszystkich uniknąć – i już wtedy dostała pierwszego wyjca oraz kilka listów. Nawet ich nie otworzyła. Pozieleniała na twarzy po prostu wstała i opuściła Wielką Salę, odprowadzana nieprzychylnymi, wręcz wrogimi spojrzeniami. Severus obserwował ją, ale spoglądał też po zgromadzonych przy stołach osobach. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to, co wcześniej wziął za dziwną, wszechobecną niechęć, stanowiło zaledwie wstęp do czegoś o wiele gorszego. Napięcie wydawało się wręcz namacalne. Właśnie dlatego po raz pierwszy świadomie schował dumę do kieszeni i przez całe popołudnie uparcie wracał na trzecie piętro, by zapukać do sali obrony przed czarną magią. Liczył chociaż na krótką rozmowę, ale nie doczekał się tego, nawet po zostawieniu liściku pod drzwiami.

Morana nie pojawiła się już ani na kolacji, ani następnego dnia na śniadaniu. Wydawało się, że nikt jej nie widział, a przynajmniej do chwili, gdy Albus wstał i wygłosił krótkie przemówienie, zapowiadając, że lekcje obrony przed czarną magią na pewien czas zostają odwołane. Dowiódł tym samym, że przynajmniej on miał okazję porozmawiać z profesor Hawkins, choć nie zdradził szczegółów, pozostawiając wszystko w domyśle.

– Ale nie martwcie się – dodał na koniec ze spokojem, który zupełnie nie pasował do sytuacji. – Niebawem wszystko wróci na swoje tory, gdy tylko uporamy się z pewnymi kłopotami.

Wtedy Severus nie wytrzymał – wstał od stołu i odprowadzany z pewnością nieżyczliwymi spojrzeniami raz jeszcze udał się na trzecie piętro. Nie obchodziło go, co inni pomyślą. Właściwie sam nie wiedział, co myśleć; chciał po prostu porozmawiać i uznał, że jest w stanie zignorować nawet swoje własne lekcje. Uczniowie jeszcze nigdy nie znaczyli dla niego tak mało.

Mimo butnych postanowień zaczął się naprawdę denerwować, gdy po drugim pukaniu wciąż odpowiadała mu cisza.

– Nie chowaj się przede mną – warknął, stukając jeszcze raz.

Już planował sięgnąć po różdżkę, gdy wreszcie usłyszał dźwięk, na który tak bardzo czekał – kliknięcie zamka w drzwiach. Wsunął się do klasy i od razu podszedł do Morany, siedzącej przy pierwszej ławce.

– Nie masz teraz lekcji? – zagaiła, nie odwracając się do niego.

– Szczęśliwie nie od samego rana – odpowiedział. – I mogę załatwić swoje sprawy... a przynajmniej próbować. Niełatwo cię złapać.

– Przeciwnie. Teraz łatwiej niż kiedykolwiek.

Dopiero wtedy Severus uzmysłowił sobie, jak idiotycznie zaczął; od wyrzutu. Przez chwilę stał niepewnie, patrząc na cały stos listów, który piętrzył się na blacie i czując, jak zaczynają opadać go wyrzuty sumienia. Po plecach przeleciał mu też dreszcz, z pewnością powodowany chłodem. Okno było uchylone – i nadal wlatywały przez nie kolejne sowy.

– Nie chciałam im robić kłopotu – powiedziała Morana, również obserwując ptaki. – Chociaż one niech nie cierpią, skoro już muszą to wszystko dźwigać.

Mistrz Eliksirów popatrzył na nią, powoli zbierając myśli. Wyglądała koszmarnie – blada, z podkrążonymi oczami i niedbale upiętymi włosami. Zupełnie jakby przez jedną noc straciła kilkanaście kilogramów, zyskując za to lat.

Hawkins musiała wyczuć to badawcze spojrzenie, bo zerknęła w jego stronę i westchnęła.

– To koniec, Sev – powiedziała ciszej. – Z tego już się nie podniosę.

– To tylko listy. Przecież...

– Albus zawiesił mnie w prawach nauczyciela.

Severus uniósł brwi. Zaraz jednak skarcił się w duchu. Nie miał pojęcia, dlaczego nie domyślił się, że właśnie to miał na myśli dyrektor przy śniadaniu, ale naprawdę aż do teraz o tym nie pomyślał.

– Oczywiście mówił, że wie, dlaczego to zrobiłam – mówiła dalej Morana, uśmiechając się blado. – Prywatnie nawet mu się to podobało, ale po takich naciskach ze strony ministerstwa i rodziców nie może nie zareagować. Zapewniał, że to tylko na pewien czas, że jakoś to rozwiążemy i wszystko wróci do normy, ale... – Urwała. – Ja wiem, że nie wróci – dodała ciszej.

Trudno było nie przyznać jej racji. Nie istniały żadne przesłanki do tego, by wierzyć, że cokolwiek może się zmienić. Żadne racjonalne przesłanki. Bo jeśli chodzi o inne... Severus pochylił się na krześle, myśląc o tym, co spotkało go w ostatnich tygodniach – w tym o ostrzeżeniu od Prawie Bezgłowego Nicka. Tylko ślepiec by nie dostrzegał, że coś się święci.

– Morana, nie możemy gubić z oczu celu – powiedział najłagodniej, jak potrafił. – To wszystko dowodzi, że jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek. Już prawie go mamy, dlatego stara się nas przestraszyć. I właśnie tego chce, żebyś odpuściła.

– Nie do wiary. Severus Snape ma nadzieję?

Mistrz Eliksirów poczuł się urażony, ale tym razem zwalczył w sobie chęć do odpowiedzenia na atak. Nie był to najlepszy moment.

– Nie polegałbym tylko na nadziei – odparł spokojnie, zakładając ręce na piersi. – Wolę oprzeć się na intelekcie, a on podpowiada mi, że fakty są jasne. Ktoś depcze nam po piętach.

Morana zmarszczyła brwi.

– Coś wiesz – powiedziała. – Dlatego tu jesteś.

– Nie tylko dlatego, ale owszem, jest coś.

Wtedy Mistrz Eliksirów opowiedział jej o dwóch dziwnych spotkaniach, które, jak sobie uzmysłowił dzięki myślodsiewni, skończyły się niemal tak samo. I choć każde ze wspomnień było wręcz zaskakująco mało wyraźne, mógłby przysiąc, że prześladowała go ta sama osoba.

Morana wysłuchała jego wyznania szeroko otwierając oczy. Miała tak zaskoczoną minę, że Snape mimowolnie zacisnął palce na ramionach. Nie mógł uwierzyć. To nie mogło być takie proste...

– Znasz go? – zapytał.

– Chyba nie, ale... po prostu coś sobie uświadomiłam. Ta doskonale nijaka twarz, nagłe pojawianie się i znikanie, pogróżki, ostrzeżenia post factum... I jakieś dziwne znikanie, ja nienaturalne. Nie kojarzy ci się to z czymś?

Severus wyprostował się. A potem spojrzał w tym samym kierunku, w którym patrzyła Morana – na ścianę, gdzie pomiędzy innymi znakami była też strzała Welesa. Znak łowców. Znak Alicji, której śmierci nadal nie wyjaśniono.

Wszystko wskazywało na to, że w końcu, zamiast kolejnych pytań, zaczynali znajdować odpowiedzi.


_____________________________________________

Tak, dzisiaj rozdział jest krótszy, ale spokojnie, mam coś w zamian. Zapnijcie pasy, bo porozpieszczam Was w ten weekend :D Rozdział pojawi się też jutro i będzie znacznie dłuższy, a w niedzielę możecie spodziewać się kolejnego wydania specjalnego - tym razem z niespodzianką <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro