Rozdział XLV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Severus nie znosił Gwiazdki, ale cenił sobie spokój, dlatego nawet on odnajdywał coś, co cieszyło go w tym całym świątecznym zamieszaniu – ciszę. Właśnie dlatego początek nowego semestru, z natury hałaśliwy, zastawał go w nastroju jeszcze bardziej paskudnym niż zwykle. Pierwsze lekcje były dla niego mordęgą i czasami sam nie potrafi powiedzieć, kiedy czuje się gorzej – po przerwie zimowej, czy letniej. Zawsze dochodził jednak do wniosku, że to właściwie żadna różnica. Udręka była udręką, a uczniowie nigdy nie wydawali mu się tak irytujący jak właśnie na początku semestru, nawet zachowywali się dokładnie tak samo.

Tak było każdego roku i Mistrz Eliksirów nie spodziewał się żadnych zmian – ale one już na niego czekały, choć początkowo wcale nie chciał ich dostrzec. Wszytko zaczęło się już rankiem, pierwszego dnia nowego semestru. Zbudził się punktualnie, jak zawsze, i już od pierwszej chwili po prostu wiedział, że coś jest nie tak. Uporczywe podszepty intuicji męczyły go, gdy mył zęby, ścielił łóżko, ubierał się i opuszczał gabinet, sprawdziwszy uprzednio, czy na pewno ma różdżkę. Była, jak zawsze na swoim miejscu, ale on nie czuł się ani trochę spokojniejszy. W drodze do Wielkiej Sali minął tylko kilkoro uczniów, ale choć nie spodziewał się ciepłego powitania, nawet jego zaskoczyły dziwne spojrzenia, jakie mu rzucono. Przez moment miał ochotę zapytać uczniów, jaki mają problem i na dobry początek zabrać im nieco punktów, ale zrezygnował. Nie chciał sobie jeszcze bardziej pogarszać nastroju przed śniadaniem – a zresztą, jak sobie powtarzał, na pewno tylko mu się wydawało. Uczniowie nigdy nie patrzyli na niego życzliwie. On na nich również nie. Nie miał zamiaru robić z siebie szaleńca.

Mimo wszystko przy śniadaniu czuł się dziwnie nie na miejscu i właściwie prawie nie tknął posiłku. Popijając kawę i jednym uchem słuchając toczących się przy stole rozmów, obserwował uczniów wchodzących do sali. Nie mógł pozbyć się paranoicznego wrażenia, że niemal wszyscy zerkają w stronę stołu nauczycielskiego, jakby chcieli coś sprawdzić. Nawet Ślizgoni wydawali mu się być jeszcze bardziej nieprzyjaźni niż zwykle. W końcu uznał, że to wszystko bez sensu i postanowił wrócić do swojego gabinetu, by złapać jeszcze trochę spokoju przed pierwszymi zajęciami. Ledwie wstał, a przez otwarte okna do Wielkiej Sali wleciały sowy z przesyłkami, więc zaczekał jeszcze chwilę, by dowiedzieć się, czy są jakieś nowe fakty w sprawie ataku na siedzibę Proroka czy inne ważne wiadomości. Tym razem zaskoczyło go jednak coś innego – list, bezsprzecznie zaadresowany do niego. Mała koperta spadła wprost na jego talerz, a zrzuciła ją dziwna, szara sówka, która śmignęła przez salę jak pocisk i wyleciała drugim oknem, znikając w porannej mgle. Nie zwlekając, Snape otworzył więc przesyłkę i zamarł na moment. A potem wstał i nie oglądając się za siebie, ruszył schodami do góry. Na trzecie piętro.

Poprzedniego wieczora Morana oświadczyła, że w nowym semestrze bez względu na wszystko będzie uczestniczyć w posiłkach. Jak powtarzała, nie miała zamiaru dłużej chować się przed uczniami, szczególnie że nikomu niczego nie zrobiła. Co prawda Severus wiedział, że to nie do końca prawda – miała przecież na sumieniu napaść na siedzibę Proroka – ale nikt poza nimi nie zdawał sobie z tego sprawy. A przynajmniej tak myśleli.

– Właśnie do ciebie szedłem – oznajmił zamiast powitania, gdy spotkał Hawkins na schodach.

Nim powiedział, o co mu chodzi, rozejrzał się, by sprawdzić, czy nikogo nie ma w zasięgu słuchu. Niestety – ktoś był: a konkretniej uczniowie, schodzący na śniadanie. Mistrz Eliksirów spojrzał na nich i znów nie mógł pozbyć się wrażenia, że czuje bijącą od nich wrogość. Być może miał paranoję, ale tym razem był niemal pewny, że nie jest ona wymierzona w niego – a przynajmniej nie całkiem. Odchrząknął.

– Pozwól na moment – powiedział tylko i już poprowadził towarzyszkę do jej własnej klasy.

– Sev, co się dzieje?

Mistrz Eliksirów milczał jednak aż do chwili, gdy stanęli przed salą.

– Powiedz mi, zakryłaś znowu symbole na ścianie, prawda? – zapytał cicho.

Starał się zachować dyskrecję, dlatego stanął tak blisko Morany, że czuł zapach jej perfum. A przynajmniej wmawiał sobie, że chodzi mu o dyskrecję – i że w głowie zaczyna mu się kręcić, bo złapał zadyszkę na schodach.

– Tak – odparła zaskoczona. - Uczniowie...

– I nie patrzyłaś na nie od tamtego czasu?

Hawkins otworzyła szerzej oczy.

– Nie. A powinnam?

– Sprawdźmy.

Już po chwili stali ramię w ramię przed makatką z parzenicą. Severus uniósł różdżkę, ale w ostatniej chwili zawahał się i spojrzał na towarzyszkę z zaskakującą jak na niego troską.

– Gotowa? – zapytał.

– Nie. Nigdy nie będę na to gotowa – odpowiedziała, ale po krótkiej chwili milczenia pokiwała głową. – Teraz albo nigdy, Sev. Sprawdź.

Mistrz Eliksirów skinął więc różdżką, znów zdejmując zaklęcie przylepca. Gdy makatka opadła, wciągnął głośniej powietrze. W myślach jednak ponuro pogratulował sobie umiejętności dedukcji.

– Tak właśnie przypuszczałem – oznajmił.

Hawkins tylko zasłoniła usta dłonią i milczała, patrząc w osłupieniu na ścianę, na której, pod strzałą Welesa i czymś, co zgodnie uznali za płomień, widnieje kolejny symbol. Kolejne ostrzeżenie.

– Skąd wiedziałeś? – zapytała w końcu.

Snape bez słowa pokazał jej list, z którym przyszedł. Wiadomość była krótka, ale dawała do myślenia.

– „Stoisz za blisko ognia. Ucz się na błędach i zostaw to dla mnie" – przeczytała Hawkins i spojrzała mu w oczy. – To litery wycięte z gazety?

– Najpewniej z Proroka. I tak, spokojnie, dzisiaj bez rewelacji. Wciąż skupiają się na usunięciu tego paskudztwa, które pozostawił pewien zadowolony czytelnik. A swoją drogą, co to było?

Morana z trudem zdusiła uśmiech.

– Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widzę coś takiego. Jeśli znajdzie się rozbójnik, który to zrobił, sama chętnie się dowiem. Wygląda obiecująco.

Severus chciał jeszcze dopytać, ale Hawkins już podeszła do ściany, z uwagą obserwując nowy symbol.

– Za blisko ognia, za blisko... ale ogień już był – wymruczała. – Co to może znaczyć?

Severus od razu przypomniał sobie własne myśli po ich niespodziewanym pocałunku w klasie i aż zrobiło mu się zimno. Nikt nie mógł znać jego myśli, ale brzmiało to niepokojąco znajomo. Przecież myślał o Moranie jak o ogniu, który rozpuszcza najgrubszy lód, a teraz nagle dostaje ostrzeżenie nawiązujące właśnie do tego. „Stoisz za blisko ognia". Czy powinien się wycofać? Czy to było ostrzeżenie, które miał zrozumieć tylko on?

Odrzucił od siebie niewygodne myśli i również podszedł bliżej, skupiając uwagę na nowym symbolu.

– Przypomina ci coś? – zapytał, zerkając na Moranę.

– Sama nie wiem... a tobie?

– Kojarzy mi się z namiotem. Albo... górą?

Hawkins bez przekonana pokiwała głową i rozejrzała się po sali, jakby szukała odpowiedzi. Znalazła ją szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać – odkładnie w momencie, w którym jej wzrok spoczął na szafce z wolumenami, z których korzystała w trakcie zajęć.

– Sev, to jest książka – powiedziała, znów przenosząc wzrok na ścianę. – Przewrócona do góry grzbietem. Czyli wiedza. Nauka.

Mistrz Eliksirów od razu połączył wątki.

– Nauczyciel. Hogwart?

Zapadła chwila ciszy, w której spojrzeli sobie w oczy.

– Wiedziałam, że prędzej czy później cię dopadnie. – Morana potarła twarz, która nagle pobladła. – Wiedziałam. Mówiłam. Ostrzegałam. A ty się uparłeś!

– I nadal się upieram, bo tu na pewno nie chodzi o mnie.

– Skąd ta pewność?

– Bo gdyby chodziło o mnie, pojawiłoby się coś charakterytycznego. Bardziej niż z księgami, kojarzę się przecież z kociołkiem. Albo z fiolką czy alembikiem. Sama alchemia też ma swój symbol, tak jak wasz związek łowców. Nie, Morana. Mnie miał ostrzec list. A to... sądzę, że jednak dotyczy ciebie.

– Jak to „mnie"? To znaczy, że...

– Że jeśli coś ma się wydarzyć, to na twojej lekcji. Musisz jeszcze bardziej uważać.

Hawkins przysiadła na ławce i znów potarła twarz.

– Ale na co? – zapytała drżącym głosem. – Na co mam uważać? Jak się przygotować na coś takiego, jak śmierć Ali? Swarogu, a jeśli ucierpi któryś z uczniów...?

Severus przysiadł obok niej. Miał wrażenie, że powinien dodać coś krzepiącego, jakoś ją pocieszyć, ale nie potrafił się na to zdobyć – szczególnie że sam był pełen obaw, nawet bardziej, niż chciał to przyznać.

– Chyba po prostu musisz zachować czujność – oznajmił, doskonale wiedząc, że jego słowa wcale nie pomagają. – Uważaj na uczniów, ale nie jako na potencjalne ofiary. Weź pod uwagę, że to oni mogą być zagrożeniem.

- Co?! Ale...

- Morana, właśnie wrócili z domów. Nie wiadomo, czego się nasłuchali. Ktoś może chcieć się popisać. Wcale bym się nie zdziwił.

– No tak, a rodzice mnie nie lubią – mruknęła w odpowiedzi. – Jeszcze tego by brakowało, żeby znowu sobie ktoś przypomniał o tych idiotyzmach wypisywanych w Proroku. A niech ich wszystkich strzyga popieści! Wiesz, jakie sugestie widywałam w tych listach? Że uwodzę uczniów. Co za głupoty!

Severus poczuł gniew. Jak chory był człowiek, który wpadł na coś takiego? W tej samej chwili coś innego przyszło mu jednak do głowy. Znów popatrzył na symbol, ale myślami był gdzie indziej – w ponurym pubie na Nokturnie, przy dziwnym człowieku, który przekazał mu nieco niepokojących plotek. Czy to był przypadek, że zaraz po tym dostali kolejne ostrzeżenie?

– Musimy uważać – powtórzył, siląc się na spokój. – Teraz przynajmniej spostrzegliśmy zawczasu, że coś jest nie tak. I wiesz, to chyba dobry znak.

– Słucham?

– Cokolwiek cię prześladuje, chce nas przestraszyć. Chce, żebyśmy zrezygnowali. Czyli jesteśmy na dobrym tropie.

– Ale za jaką cenę, Sev?

To pytanie pozostało bez odpowiedzi, ale Snape nie przestawał go sobie zadawać ani na moment. Wracało do niego przez cały dzień, gdy zmuszał krnąbrnych i rozleniwionych świąteczną przerwą uczniów do chociaż odrobiny koncentracji, a nawet gdy już mógł odpocząć w swoim gabinecie. Ale kiedy przeglądał notatnik z zapiskami, pomyślał o czymś innym: że może właśnie to jest coś, czego nie chce wiedzieć. Oczywiście, że pragnął rozwiązać zagadkę; pragnął też pomóc Moranie, chociaż niechętnie się do tego przyznawał, bo wiedział, z czego to wynika. Ale za nic nie chciał dowiedzieć się, jaką cenę może za to zapłacić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro