Rozdział XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nawet nie wiem kiedy minęły ostatnie dwa tygodnie. Codziennie chodziłam do pracy. Częściowo siedziałam w biurze, częściowo w kuchni. Czasem widziałam się z dziewczynami i codziennie wieczorem gadałam z Adim na kamerce.

– Mela! – krzyknęła przerażona mama ze swojej sypialni. Pobiegłam tam z prędkością światła.

– Co się dzieje? – zapytałam. Obadałam ją wzrokiem, ale nie widziałam, żeby zrobiła sobie krzywdę.

– Nie mam butów w góry – prawie płakała, siedząc na łóżku.

– Mamo..., ale mnie przestraszyłaś. Myślałam, że coś ci się stało – oparłam się o ścianę na wejściu do sypialni.

– Co ja mam teraz zrobić? – mówiła załamana.

– Czekaj chwilę – powiedziałam. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. Gdzieś miałam takie ciepłe buty w góry, jak jechałam kiedyś z tatą na ferie w Tatry. Po chwili znalazłam. Wróciłam do mamy, która była w totalnej rozsypce przez głupie buty. – Przymierz – podałam jej. Spojrzała na mnie pytająco. – Na mnie są już rozmiar za małe, powinny być na ciebie dobre.

Od razu założyła. Tak jak myślałam, pasowały idealnie. Dobrze, że mama ma mniejszą stopę.

– Ratujesz mi życie, są idealne – przytuliła mnie tak mocno, jakbym co najmniej wyrwała ją ze szponów potwora.

– Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. Cieszę się, że pasują. Co jeszcze musisz spakować?

– Kosmetyczka i kilka rzeczy, już kończę. Kupiłam sobie nawet taką bieliznę termiczną na długi rękaw – powiedziała zadowolona z siebie.

– Cieszę się, że w końcu odpoczniesz – powiedziałam do mojej rodzicielki. – Niczym się nie martw, tylko świetnie baw, obiecujesz?

– Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się stresowałam – mama zaśmiała się nerwowo. – Cieszę się, że jadę z Arturem. Mam zamiar odpocząć i dobrze się bawić – wzięła głęboki oddech.

– Przestań się tak denerwować, przecież masz o niczym nie myśleć, jasne? Poradzę sobie. Miałaś tego przykład, przez ostatnie dwa tygodnie – powiedziałam.

– Wiem kochanie, że dasz sobie radę, ale dziwnie się czuję zostawiając to wszystko na twojej głowie. Gdyby się coś działo, od razu daj mi znać.

– Jasne, jasne – odpowiedziałam. – Pakuj się, bo masz mało czasu. Artur zaraz będzie – rzuciłam w jej stronę z uśmiechem na twarzy i zeszłam do kuchni.

Nastawiłam kawę i zrobiłam sobie kanapki. Dzisiaj była sobota, 13 lutego. Jutro walentynki, a Adi ma koncert. Było mi przykro, ale wiedziałam jaką ma pracę i w pełni to akceptowałam. W sumie i tak musiałam być jutro w restauracji, żeby pomóc ogarnąć walentynkowy szał. Dzisiaj do Siciliany szłam dopiero na 12, więc miałam jeszcze chwilę dla siebie. Od robienia kanapek oderwał mnie dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć.

– Hej, Mela – powiedział Artur. – Mama gotowa? – zaśmiał się i wszedł do środka.

– Cóż mam ci powiedzieć – zaśmiałam się. Moja rodzicielka zawsze pakowała się na ostatnią chwilę. – Prawie gotowa. Może napijesz się kawy w tym czasie? – spojrzałam na niego rozbawiona.

– Chętnie skorzystam – odpowiedział i przeszedł do kuchni. Nalałam mu kawy. – Jak tam sesja? Wszystko zdane?

– Na szczęście tak – odpowiedziałam z ulgą i usiadłam naprzeciwko. – A może chcesz jakąś kanapkę?

– Nie, dzięki, jadłem w domu – uśmiechnął się. – Psychologia zdana na piątkę? – uniósł brew i upił łyk kawy.

– Zgadłeś – zaśmiałam się. – Nie widzieliśmy się od tamtego czasu, zaraz wracam – pobiegłam szybko na górę. Najpierw wpadłam do sypialni mamy. – Artur pije ze mną kawę, jakby co – mama podziękowała i kontynuowała robienie delikatnego makijażu. Wpadłam do pokoju, wzięłam prezent i zbiegłam na dół. – To w ramach podziękowania za pomoc. Nie musiałeś, a jednak wyszło idealnie tak, jak mówiłeś – położyłam przed nim pakunek.

– Oszalałaś? Nic od ciebie nie przyjmę, więcej ci nie podpowiem, jak będziesz robić takie rzeczy. Zresztą to nie była nawet podpowiedź – powiedział.

– Może dla ciebie nie była, ale dzięki temu, że napomknąłeś mi o przykładach, byłam perfekcyjnie przygotowana – odpowiedziałam. – Proszę, sprawdź, to naprawdę nic wielkiego, a ja chciałabym podziękować – uśmiechnęłam się delikatnie. Artur przyglądał mi się chwilę, aż w końcu jego ciekawość zwyciężyła i odpakował.

– Żartujesz? Serio? – mówił zaskoczony.

– Wiem, że mamy już połowę lutego i na pewno masz już kalendarz na ten rok, ale pomyślałam, że...

– Jest boski – przerwał mi wypowiedź. – Nieważne, że mam już z uczelni. Tego prezentu nie przebije nic – oglądał go z każdej strony. – Jak go zdobyłaś? Kalendarz z Dream Theater – kręcił z niedowierzaniem głową.

– Mam swoje sposoby – powiedziałam. – Cieszę się, że przypadł do gustu – uśmiechnęłam się szeroko.

– Mela, jesteś naprawdę niemożliwa – wciąż był w głębokim szoku. – Bardzo ci dziękuję. To jedna z najlepszych rzeczy, jaką dostałem – spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. – Chyba będę ci częściej podpowiadał – zaśmiał się.

– Nie mam nic przeciwko – zaczęłam mu wtórować.

– A co tu tak wesoło? – zapytała mama, wchodząc do kuchni.

– Takie tam, uczelniane głupoty – powiedziałam. – Spakowana?

– Tak myślę – zaśmiała się. – Przepraszam, że musiałeś czekać – westchnęła. Artur podszedł do niej i ją pocałował na powitanie.

– Nie przepraszaj – odpowiedział od razu. – Przynajmniej pogadałem chwilę z Melą, która poczęstowała mnie kawą. Walizka u góry?

– Tak, tak – odpowiedziała mama.

– To idę po nią. Melka, dzięki za wszystko – powiedział w moją stronę.

– Nie ma sprawy, polecam się – zaśmiałam się. Ruszył na górę. – Baw się dobrze, niczym się nie przejmuj i odpoczywaj – powiedziałam do mamy. – No i żebyś nie zapomniała wysłać mi od czasu do czasu jakiegoś zdjęcia, żebym mogła ci pozazdrościć widoków – poruszałam brwiami.

– Będę się dobrze bawić – wzięła głęboki oddech. – Rany, jestem taka podekscytowana.

– No i bardzo dobrze – zaśmiałam się. Wspaniale było widzieć moją rodzicielkę w takim stanie. W tym czasie Artur zniósł walizkę. – Bawcie się dobrze, jedźcie ostrożnie i odpoczywajcie – powiedziałam do stojącej przede mną dwójki. Przytuliłam mocno mamę i pocałowałam w policzek. Nie za bardzo wiedziałam, jak mam pożegnać się z Arturem. Już chciałam wyciągnąć rękę, ale on przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Znieruchomiałam, bo nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony.

– Nie chciałem, żebyś poczuła się niekomfortowo, przepraszam – powiedział mi do ucha i już się chciał odsunąć, ale odwzajemniłam to przytulenie. On też się wtedy rozluźnił. Cóż, chyba weszłam z doktorkiem na wyższy level znajomości.

– Gdyby się coś działo, to koniecznie od razu do mnie dzwoń – mama chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej przerwałam.

– Błagam, jedź już – pokręciłam głową. – Przestań panikować. Artur weź już ją stąd, bo zaraz stwierdzi, że zostaje – zaśmiałam się.

Doktorek zaczął mi wtórować, a moja mama popatrzyła na nas z politowaniem. Wziął jej walizkę i wyszedł do auta. Mama jeszcze raz mnie przytuliła. Pomachałam im na pożegnanie i na szczęście pojechali.

Było chwilę po 9 rano, więc postanowiłam, że zasiądę do tego nieszczęsnego licencjatu. Poszłam na górę do pokoju, przygotowałam odpowiednie książki i artykuły i starałam się coś sklecić. Szło oczywiście opornie. Przez godzinę napisałam raptem parę zdań. Spakowałam laptopa i potrzebne książki, żeby wziąć ze sobą do pracy.

Zostały mi dwie godziny, żeby pojawić się w restauracji. Miałam zamiar przez ten czas pojechać jeszcze na zakupy spożywcze. Przebrałam się w ciemnogranatowe jeansy i czarną bluzkę na długi rękaw, którą włożyłam w spodnie. Zeszłam na dół z całym ekwipunkiem i postawiłam przy wejściu do przedpokoju. Ubrałam jeden but i w tym momencie zadzwonił Adi.

– Halo, halo – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Telefon trzymałam przy uchu, przytrzymywałam go ramieniem i zakładałam drugi but.

– Hej kochanie, co robisz? – zapytał.

– Trafiłeś na moment, kiedy się ubieram, bo muszę skoczyć na szybkie zakupy przed pracą – powiedziałam.

– Mogę z tobą? – zaśmiał się.

– Oczywiście, że możesz mi towarzyszyć, będziesz w moich słuchawkach – zaśmiałam się i założyłam jeden rękaw kurtki.

– A tak nie przez telefon, tylko osobiście, to też mogę? – cieszył się do telefonu. Zatkało mnie.

– Ale jak to? – zapytałam i założyłam drugi rękaw kurtki.

– Jak się już ubrałaś, to otwórz te nieszczęsne drzwi wejściowe – zaśmiał się do słuchawki.

Otworzyłam drzwi, a on stał oparty o swoje auto, na moim wjeździe, z szerokim uśmiechem na twarzy. Ten człowiek nie przestanie mnie zaskakiwać. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. W końcu na mojej twarzy zaczął pojawiać się szeroki uśmiech. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam się na niego z całym impetem.

– No dzień dobry – zaśmiał się w moje włosy. Podniósł mnie do góry. – Chyba się stęskniłaś – patrzył na mnie z tymi iskierkami w oczach.

– Tak, trochę się stęskniłam – śmiałam się.

Trzymałam jego twarz w dłoniach, głaskałam policzek i przypatrywałam się każdemu milimetrowi, jakbym sprawdzała, czy to na pewno mi się nie śni. Adi cały czas szeroko się do mnie uśmiechał. Patrzył na mnie z taką miłością, że to było aż nieprawdopodobne. Kiedy już upewniłam się, że to nie sen, pocałowałam go namiętnie, a kiedy to odwzajemnił, byłam pewna, że to się dzieje naprawdę.

– To co z tymi zakupami? – zapytał, kiedy się w końcu od siebie oderwaliśmy i postawił mnie na ziemi.

– Jedziemy, tylko zamknę dom i wystawię auto – odpowiedziałam.

– Pojedziemy moim – usłyszałam za plecami. Zakluczyłam drzwi i wsiadłam do jego audi.

– Jak to jest możliwe, że nie jesteś na koncercie? – zapytałam.

– Nie mamy koncertów w ten weekend. Mówiłem ci, że mam jeden weekend w lutym wolny, a to, że delikatnie nagiąłem prawdę, żebyś się nie domyśliła co planuję, to już inna kwestia – zaśmiał się.

– Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Naprawdę nie przestajesz mnie zaskakiwać.

– No i bardzo dobrze, polecam się na przyszłość – poruszał wymownie brwiami. – Gdzie jedziemy?

– Do Lidla – odpowiedziałam.

Pokierowałam go jak ma jechać i po kilku minutach byliśmy na parkingu. Zrobiliśmy potrzebne zakupy i wróciliśmy do domu. Było chwilę po 11, kiedy zaparkowaliśmy na wjeździe.

– Dzisiaj ja zabieram cię do mojej pracy – powiedziałam do mojego faceta, kiedy rozpakowywaliśmy jedzenie. – Bo niestety, nie za bardzo mogę wziąć wolne – jęknęłam.

– Dla mnie to nie problem, najważniejsze, że mogę być obok, a może się na coś przydam – szeroko się uśmiechnął.

– Z pewnością. Jutro będzie najwięcej pracy – skrzywiłam się. – Pierwszy raz mam okazję spędzić walentynki z moim facetem, a skończą się one jak zawsze w kuchni restauracji – westchnęłam.

– Będziemy gotować? – zapytał Adi, a oczy zaświeciły mu się z podekscytowania.

– Tak, kochanie. Tak się składa, że pracuję w restauracji, a tam się gotuje – śmiałam się do niego.

– Coś czuję, że to będą najlepsze walentynki – stwierdził. – Zawsze chciałem nauczyć się gotować – mówił i wyciągał ostatnie zakupy na stół, a ja chowałam je w odpowiednie miejsca.

– Myślę, że na kuchni przyda się pomoc w krojeniu i na zmywaku – odwróciłam się w jego stronę, zastanawiając się nad jego reakcją.

– Mogę nawet zmywać – mówił z entuzjazmem. – Fakt przebywania w restauracyjnej kuchni jest już dla mnie tak niesamowity, że jaram się jak dziecko.

– Zdążyłam to zauważyć – zaśmiałam się. – Do kiedy zostajesz, przyszły kucharzu?

– Ha ha ha, bardzo zabawne Mela – udawał obrażonego. – Jeśli mnie nie wygonisz, to myślałem, żeby zostać do wtorku. Ale jak teraz tak się ze mnie nabijasz, to nie wiem, czy nie wrócić do domu – stał oparty o stół z rękami w kieszeniach i przeszywał mnie swoim spojrzeniem z góry na dół.

Intensywność tego wzroku powodowała gorąco w całym moim ciele. Moje podbrzusze wariowało, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Był teraz tak seksowny, że długo nie wytrzymałam i podeszłam do niego, zarzucając mu ręce na szyję. Udawał niewzruszonego. Nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak na niego działam. Bardzo mi to schlebiało, bo nie myślałam, że mogę wzbudzać aż takie emocje u płci przeciwnej.

– Długo będziesz udawać takiego obrażonego? – wyszeptałam mu do ucha. Drgnął. Aha. Mam cię. Opuszkami palców głaskałam jego kark. Przylgnęłam całym ciałem do niego. – To co? Chcesz się nauczyć gotować, czy będziesz się tak dąsać do wtorku? – powiedziałam w jego usta. Nadal nie zmienił swojej pozycji. Jego oddech stał się przyspieszony i zdecydowanie bardzo na niego działałam, czułam to. – Ok, jeśli nie chcesz to... – nie zdążyłam dokończyć, bo poczułam jego usta na swoich.

Ten pocałunek był tak intensywny i namiętny, że totalnie się rozpłynęłam. Prawą dłoń wplótł w moje włosy, a lewą przyciągał mnie mocno do siebie, trzymając ją gdzieś na granicy pośladków i pleców. Tak bardzo go teraz pragnęłam.

– Ile mamy czasu? – zapytał ochryple, kiedy ostatkiem swojej silnej woli oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam mu w oczy. Płonęły pożądaniem.

– Wystarczająco – wyszeptałam.

Pociągnęłam go za rękę w stronę kanapy w salonie i usiadłam na nim okrakiem. Nasze języki ponownie ruszyły w rytm swojego własnego tańca. Jego ręce powędrowały od razu pod moją koszulkę, kiedy dotknął mojego ciała, poczułam ciarki. Górna część mojej garderoby wylądowała na podłodze. Nie pozostałam mu dłużna. Opuszkami palców głaskałam jego nagi, umięśniony brzuch.

Nagle podniósł się razem ze mną z tej kanapy. Trzymał mnie jedną ręką, więc oplotłam się nogami o jego biodra. Drugą, z tylnej kieszeni jeansów, wyciągnął prezerwatywę i po chwili ponownie siedzieliśmy na kanapie. Nie przestawaliśmy się całować, zupełnie jakbyśmy mieli się już nigdy więcej nie widzieć, to było tak zachłanne.

Zaczęłam odpinać mu spodnie, a z jego ust wydobył się cichy jęk. Zrobił to samo z moimi. Musiałam wstać, żeby się ich pozbyć. Adi poszedł w moje ślady i siedział teraz przede mną w całej, tej swojej, cholernie seksownej okazałości. Przygryzłam wargę. Jego pełne pożądania oczy badały każdy milimetr mojego ciała, tak że czułam jak cała płonę.

Kiedy ponownie na nim usiadłam i poczułam w sobie, westchnęłam w jego usta. Nasze ruchy były idealnie zgrane. Jakbyśmy byli jednym ciałem. Jego przyspieszony oddech i jęk, który wydobywał się co jakiś czas z jego ust, doprowadzały moje zmysły do szaleństwa. Wciąż nie przestawaliśmy się całować. Kiedy przyspieszył ruchy, wiedziałam, że jest blisko, ja też byłam.

Przejechał dłonią po moim kręgosłupie, poczułam jak całe moje ciało przeszywa prąd. Moje uda się zacisnęły, a fala rozkoszy przeszła przez moje ciało, aż jęknęłam w jego usta. Po chwili oczy zaszły mu mgłą i mocno wpił się w moje usta, wydając z siebie głośne westchnięcie. Zdecydowanie tego potrzebowałam. Uzależniłam się od niego.

– Nadal jesteś obrażony? – zaśmiałam się, patrząc w jego radosne oczy.

– Trochę mi przeszło – powiedział i przygryzł moją dolną wargę. – Teraz będę się uczył gotować i mnie nie powstrzymasz – zaśmiał się.

– Nie mam takiego zamiaru – spojrzałam na niego rozbawiona. – Która godzina? – zapytałam i poszłam znaleźć telefon. 11:40. – O kurde... dobra szybko się ogarnę i musimy jechać.

Pobiegłam do łazienki, ubrałam się z powrotem we wcześniejsze rzeczy i zbiegałam na dół. Adi wyglądał perfekcyjnie w czarnej, dopasowanej koszulce i ciemnych jeansach.

– Jesteś pewna, że cokolwiek napiszesz? – zapytał patrząc raz na mnie, raz na przygotowany rano ekwipunek, który miałam zabrać do restauracji. No cóż, licencjat musi poczekać.

– Jestem pewna, że zostawiam to tutaj, zabieram tylko laptopa – zaśmiałam się. – Dobra, możemy ruszać – powiedziałam. Ubraliśmy się, chwyciłam kluczyki od auta i wyszliśmy na zewnątrz.

– Nie możemy jechać moim? – zapytał, kiedy zobaczył, że idę w stronę garażu.

– Chętnie, ale mam zarezerwowane miejsce parkingowe dla mojego auta, przy restauracji, więc tym razem ja prowadzę – powiedziałam rozbawiona i po chwili jechaliśmy już ulicami Torunia.

Nie obyło się bez czerwonych świateł, jak na złość, kiedy się spieszyłam. W zasadzie sama mogłam ustalać sobie godziny pracy, więc nie musiałam być na 12, ale uznałam, że uporządkowany grafik jest dobry zarówno dla mnie, jak i personelu. Zaparkowałam o 11:58 przy restauracji. Idealnie, nienawidzę się spóźniać. Weszliśmy tylnym wejściem i przeszliśmy do biura.

Pomieszczenie pomalowane było całe na biało. Na ścianach wisiały certyfikaty i dyplomy z najróżniejszych konkursów i szkoleń. Po lewej stronie od wejścia znajdowało się drewniane biurko, a przy nim wygodne, skórzane, czarne krzesło na kółkach. Obok we wnęce wstawiony był regał, na którym ustawione były segregatory i teczki. Przy biurku znajdował się również mały kontener na trzy szuflady.

Naprzeciwko drzwi było okno, a na podłodze stała piękna monstera. W prawym rogu stały dwa, siwe fotele, a pomiędzy nimi mały, szklany stolik kawowy. W lewym rogu znajdowała się średniej wielkości dwudrzwiowa szafa, zamykana na klucz, w której również trzymałyśmy dokumenty. Za drzwiami, na ścianie wisiał wieszak na kurtki.

– Rozgość się – powiedziałam. Laptopa położyłam na biurku i zaczęłam ściągać kurtkę.

– Przytulnie tu – skomentował Adi.

– Tym razem, to ja cię oprowadzę – powiedziałam do Adiego, który właśnie zdjął swoją.

– Już się nie mogę doczekać – odpowiedział radośnie.

Chwyciłam go za rękę, przelotnie pocałowałam w usta i wyszliśmy na mały korytarz, który był łącznikiem między kuchnią, a główną salą. Po lewej stronie znajdowała się toaleta dla pracowników i pokój socjalny, które szybko mu pokazałam. Weszliśmy na salę od strony baru. Było już kilka osób. Dziewczyny przygotowywały napoje dla klientów.

– Sara, Lena, Sylwia to jest Adrian, znaczy Adi, mój facet – powiedziałam do dziewczyn, które były u nas kelnerkami. – Spędzi z nami weekend – zaśmiałam się. Dziewczyny zmierzyły go od stóp do głów. Cóż, nie dziwię się, naprawdę jest cholernie przystojny.

– Hej, miło was poznać – powiedział i posłał im ten swój zniewalający uśmiech.

– Nam też, jestem Sara – odpowiedziała z uśmiechem. Była niebieskooką blondynką. Jej krótko ścięte włosy miały różowe pasemka.

– Ja Lena, będziesz nam pomagać? – zapytała kokieteryjnie, długowłosa brunetka o czekoladowych oczach.

– Tam gdzie mnie szefowa ulokuje, tam będę pracować – zaśmiał się.

– Jestem Sylwia, pilnuj go – dwa ostatnie słowa powiedziała w moją stronę i się zaśmiała. – Bo jeszcze któraś z nas się na niego przypadkiem rzuci – uniosła brew. Jej włosy w kolorze platyny sięgały do ramion, a zielone oczy dodawały jeszcze więcej uroku.

– Czyli już wiemy kochanie, gdzie nie będziesz przez ten weekend – zaśmiałam się, Adi też. Wiedziałam, że Sylwia żartuje. Miała swojego ukochanego narzeczonego. O Sarę się nie martwiłam, ponieważ nie gustowała w facetach. A Lena kokietowała wszystkich, więc też mnie to nie zdziwiło. Lubiłam je, zawsze dobrze się dogadywałyśmy. – Ruszamy do kuchni, bo tu się zaraz na ciebie rzucą – powiedziałam rozbawiona do Adiego.

– Do zobaczenia – powiedział do dziewczyn, które odpowiedziały mu szerokimi uśmiechami. – Będziesz mnie pilnować? – zapytał, kiedy znaleźliśmy się z powrotem na korytarzu. Spojrzał na mnie tymi pięknymi niebieskimi oczami, w których skakały ogniki rozbawienia.

– Mam nadzieję, że nie będę musiała cię pilnować, bo żadna nie wpadnie na genialny plan zaciągnięcia cię w ten korytarz. A poza tym liczę na to, że ty się nie dasz żadnej innej nigdzie zaciągnąć – założyłam ręce na piersi i uniosłam brew.

– Dam się zaciągnąć na koniec świata, ale tylko tobie – odpowiedział i delikatnie pocałował.

– Mam taką nadzieję – uśmiechnęłam się.

Wzięłam go za rękę i weszliśmy do kuchni. Po prawej stronie rozciągał się długi blat na całą ścianę, na którym przygotowywano jedzenie. Na środku stała wyspa, która była miejscem do gotowania. Po lewej stronie rozciągał się duży i głęboki zlew, a obok stała zmywarka. Lodówki i zamrażarki zajmowały resztę pomieszczenia.

– Dzień dobry wszystkim – powiedziałam.

– Ciao Bella – odpowiedział radośnie Matteo. – Przyprowadziłaś nam kogoś do pomocy? – zapytał po polsku, z tym włoskim akcentem, mierząc Adiego z góry na dół.

– Moi drodzy, to jest Adrian, możecie mówić do niego Adi, jest moim chłopakiem i chce się nauczyć gotować. Więc tak Matteo, chętnie nam pomoże – zaśmiałam się.

– Ciao, jestem Matteo – Włoch podszedł do nas i wyciągnął do niego rękę.

– Adi, miło mi poznać – uścisnęli sobie dłonie, ale mój facet był jakiś dziwnie spięty.

– Darek jestem – pan Darek z uśmiechem na twarzy wyłonił się zza wyspy.

– Adi – odwzajemnił uścisk.

– Michał – powiedział jeden z naszych pomocników kucharza. Młody, fajny chłopak, który naprawdę świetnie się spisywał. Mój facet również się przedstawił.

– A ja jestem Maciek, ostatni z naszej cudnej ekipy – zaśmiał się. Również był pomocnikiem kucharza. Brunet, około trzydziestki, z którym też miałam bardzo dobry kontakt. Myślę, że podobała mu się Lena.

– Miło was poznać – uśmiechnął się Adi.

– Mówisz, że chcesz się nauczyć gotować? – zapytał pan Darek.

– Chciałbym cokolwiek umieć zrobić w kuchni – zaśmiał się szczerze Adi.

– Jesteś pewna, że chcesz go zostawić w naszych rękach? – zapytał Włoch.

– To on musi być tego pewien – spojrzałam na mojego chłopaka. Twarz miał rozpromienioną. Naprawdę był szczęśliwy, że tu jest, to nie mogły być pozory.

– Jeśli mnie przygarniecie, chętnie pomogę – odpowiedział wesoło.

– W takim razie, Michał poszukaj jakiś fartuch i daj koledze. Melka, możesz śmiało iść w papierkową robotę, zajmiemy się nim – Matteo uśmiechnął się do mnie szeroko.

– Zostawiam cię w dobrych rękach. Jak ogarnę papiery, przyjdę zobaczyć czy żyjesz – patrzyłam na niego rozbawiona. – Powodzenia – pocałowałam go krótko w usta i wyszłam. Podeszłam jeszcze do dziewczyn za bar, żeby zrobić sobie kawę.

– Co za ciacho – zagadała mnie Lena. – Skąd ty go wytrzasnęłaś? – pytała i przygotowywała napoje.

– Z Warszawy – zaśmiałam się i nastawiałam ekspres, żeby zrobił mi cappuccino.

– Zostawiłaś go w rękach naszego kochanego Włocha? Czy ty chcesz, żeby on go zamęczył? – dołączyła do nas Sylwia.

– Chciał się nauczyć gotować. Był bardzo ciekaw pracy w restauracji, to niech zobaczy z czym to się je – poruszałam brwiami.

– Jesteś okrutna – zaśmiała się Sara, która właśnie do nas dołączyła.

– Mam dziwne przeczucie, że z nim nie będzie tak źle. Tylko mnie Matteo tak przeorał – zaśmiałam się.

Znałam go odkąd byłam dzieckiem. Kiedy pierwszy raz przyszłam do kuchni pomóc, cały czas zmywałam naczynia, nic innego. Nawet nie pozwolił mi dotknąć noża, żeby cokolwiek pokroić. Cały tydzień wyglądał tak samo. W końcu się zbuntowałam i powiedziałam, że nie mam zamiaru robić cały czas za zmywarkę i ma dać mi też coś to ugotowania. Chciałam poznać wszystkie przepisy. Zobaczyć i pomóc w przygotowaniu potraw. Dopiero kiedy zobaczył, że nie żartuję, powiedział, że czekał, aż to w końcu zrobię. Od tamtej chwili mogłam wszystko. Wychodzi na to, że warto walczyć o swoje.

– Z nami też będzie pracował? – dopytywała Lena.

– Nie, bo może tego nie przeżyć – dziewczyny wybuchły śmiechem. – Dobra, mam kawę, idę ogarnąć dokumenty. Jakby coś się działo, jestem w biurze – powiedziałam i po chwili siedziałam w wygodnym fotelu, przed laptopem.

Chciałam jak najszybciej ogarnąć niezbędne rzeczy, żeby znaleźć się obok Adiego. Byłam ciekawa jak mu idzie i czy będzie zadowolony. Naprawdę, ten człowiek wciąż mnie zaskakiwał. Miałam w głowie już pewien plan. Po powrocie mamy z urlopu chciałam odwiedzić tatę, bo obiecałam, że wpadnę na parę dni i zabiorę mojego braciszka na łyżwy. Chciałam wówczas zrobić niespodziankę Adiemu i wpaść do niego na kilka dni, niezapowiedziana, tak jak on do mnie. Ciekawe czy się ucieszy? Skupiłam się na pracy, którą przerwał dźwięk telefonu. Tata?

– No hej, tato. Co tam? – odebrałam.

– Hej, co tam słychać córeczko? – zapytał tata.

– Siedzę w biurze, ogarniam restaurację, próbuję pisać licencjat, ale niestety mi to nie wychodzi – zaśmiałam się.

– Masz jakieś plany na poniedziałek? Bo zabieram Jolkę i małego nad morze na kilka dni i chcieliśmy przejazdem wpaść na chwilę do ciebie. Możemy?

– No pewnie, że tak – opowiedziałam z entuzjazmem. – Jest u mnie Adi, więc w końcu go poznacie.

– To ta miłość z autobusu? – zapytał rozbawiony.

– Dokładnie – zaśmiałam się. – O której będziecie?

– Pewnie koło 12. Nie przeszkadzam ci już w pracy, pozdrów tego Adriana i do zobaczenia w poniedziałek.

– Do zobaczenia – odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Siedziałam kolejną godzinę przy laptopie. Ogarnęłam to, co musiałam. Mama nie była nawet w połowie drogi na urlop, a już zdążyła napisać mi SMS, czy wszystko jest ok. Odpisałam jej więc, że ma wyłączyć ten cholerny telefon i się zrelaksować. Ciekawe na jak długo zadziała. Postanowiłam w końcu zajrzeć do kuchni i zobaczyć jak idzie praca. Atmosfera chyba nigdy nie była tak luźna i radosna, jak w tym momencie.

– Co wam tak wesoło? – zapytałam, stając przy blacie z założonymi rękami.

– Właśnie się zastanawiałem, czy o mnie pamiętasz – zaśmiał się Adi. Stał przy blacie i tarł ser.

– Oczywiście, że pamiętam. Przyszłam sprawdzić, czy żyjesz, ale widzę, że bardzo dobrze się bawicie – spojrzałam po ich roześmianych twarzach.

– Kolega bardzo szybko się uczy – pochwalił go Matteo.

– No właśnie widzę, że bardzo szybko awansowałeś – patrzyłam na Adiego jak zahipnotyzowana. Był naprawdę szczęśliwy. – Myślałam, że zaczniesz od zmywaka, a tu proszę, od razu prawa ręka szefa kuchni. Widzę, że tylko ja tu przeszłam szkołę życia – spojrzałam na Matteo z uniesioną brwią.

– Przetarłaś mu szlaki – zaśmiał się Włoch. – Zobacz jak mu sprawnie idzie – wskazał głową na mojego chłopaka. – Nie chcesz go zatrudnić? – na to pytanie wybuchłam śmiechem.

– O to jest świetny pomysł – odezwał się rozentuzjazmowany Adi.

– Kolejne zamówienie, raz Margeritta, raz Spaghetti Carbonara – powiedziała Lena i włożyła karteczkę, przez małe okienko, które było połączone z salą.

– Następne, Bruschetta i Buratta na start, na główne pizza Quatro Formaggi i Sicilliana – Sara położyła kolejną karteczkę.

– Dobra szefie, mów co robić – powiedziałam do Matteo i związałam włosy w kok. – Ktoś widział mój fartuch? – zapytałam. Adi przyglądał mi się badawczo.

– Tutaj jest – odpowiedział Michał i podał mi go. Zawiązałam go i byłam gotowa do działania. O tak. To zdecydowanie mój żywioł.

– Co kochanie tak patrzysz? Teraz zobaczysz, co potrafię – poruszałam brwiami. Na twarzy mojego faceta pojawił się szeroki uśmiech.

– Nie mogę się tego doczekać – odpowiedział.

***

Teledysk w tle:


IRA, Powtarzaj to

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro