🕸1🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Diagnoza była jak niesprawiedliwy wyrok. Niszczyła marzenia i, jak się bardzo szybko okazało, życia też.

Pani Jones chorowała na ostrą białaczkę szpiku kostnego, która już nie kwalifikowała się do żadnych zabiegów. Nie miała szans na przeżycie.

Zostało jej raptem półtora roku życia. Lekarze nie dawali jej więcej. A ona jednak walczyła znacznie dłużej. Dla swojej córki.

Na początku mała Ivy nie zdawała sobie sprawy z choroby matki. Chciała zostać lekarzem i obiecywała, że na pewno ją wyleczy, kiedy dorośnie.

Później prawda ujrzała światło dzienne i dziewczynka nie była w stanie chodzić do szkoły, przez koszmarne widmo nadchodzącej śmierci mamy.

Budziła się z krzykiem w nocy i płakała, mając koszmary o śmierci. Przeżyła straszą traumę.

Pewnego razu, gdy znowu krzyczała przez sen, pani Jones weszła do jej pokoju. Szturchnęła delikatnie ramię córki, przez co dziecko otworzyło zapłakane oczy i rzuciło się w objęcia matki.

-Nie płacz kochanie.- powiedziała kobieta melodyjnym głosem, gładząc plecy dziewczynki.

-Mamo, nie chcę, żebyś umarła.- zapłakała mała szatynka.

-Przecież nigdzie się nie wybieram. Będę z tobą tak długo, ile dam radę.- odparła kobieta patrząc w oczy dziesięciolatki.- Pamiętaj: Zawsze walcz dla tych, których kochasz.

Z czasem jej przeszło, pogodziła się z losem i pomagała swojej matce we wszystkim, w czym mogła.

Starała się żyć normalnie i czasem nawet zapominała o chorobie. To znaczy tylko wtedy, kiedy nie patrzyła na kościstą twarz i ręce swojej matki. Wtedy miała wrażenie, że widzi śmierć.

Mimo to razem szły naprzód i zdawało się, że nikt ich nie powstrzyma...
_________________________________

Wracając ze szkoły, Ivy dostała telefon ze szpitala. Jej matka była na oiomie w stanie krytycznym.

Gdy dotarła na salę, zobaczyła tylko czarny worek.

-Mamo!- krzyczała czternastolatka.

-Proszę się odsunąć.- powtarzali lekarze.

Tylko tyle było im dane po trzech i pół roku ciężkiej walki, wylanych łez i wymuszonych uśmiechów.
_________________________________

Trzy dni później ojciec Ivy przyjechał na pogrzeb swojej kochanej żony.

Była to chwila ich pożegnania. Ivy niemalże odwodniła się od hektolitrów łez, które wylała tego dnia.

Gdyby tylko była przy niej, gdy odchodziła. Gdyby trzymała ją za rękę, gdy była w drodze.

Teraz tylko widziała spokojną i odległą twarz tak bliskiej jej osoby. Pożegnały się i już nigdy więcej nie było im dane się zobaczyć.
_________________________________

Osamotniona Ivy nie mogła mieszkać sama, gdyż była niepełnoletnia, a jej ojciec nie mógł zabrać jej na platformę wydobywczą.

Zmuszeni byli zapisać ją do, niestety drogiej, szkoły z internatem.

Mimo początkowych trudności i depresji towarzyszącej sytuacji dziewczyny, zaklimatyzowała się w szkole i miała tam wielu znajomych. Do czasu...

Nie dali rady, było zbyt ciężko. Pieniądze nie wystraczały na szkołę i utrzymanie pana Jones'a.

Ivy zmuszona była do przeprowadzki. Wyruszyła do swojej bliskiej rodziny, gdzie w końcu byli ludzie, mogący pocieszyć ją i dać jej prawdziwe wsparcie. Wyjechała do Queens...

09.06.19

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro