🕸10🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tej soboty Ivy postanowiła wybrać się na pocztę i wysłać swój ważny list. Wyszła z domu dość wcześnie, uprzedziwszy najpierw ciocię Amandę, i spacerkiem zmierzała do centrum Nowego Jorku z GPS-em w telefonie.

Niestety tego dnia wszystko musiało się skomplikować. Akurat wtedy pogoda okazała się być niesamowicie zmienna i spadł gęsty, gruby deszcz. Nim dziewczyna dotarła na miejsce, nie została na niej nawet sucha nitka.

Jednak najważniejsze, że list przetrwał.

Kolejka na poczcie była bardzo długa, więc Ivy usiadła w poczekalni i starała się chociaż nie zamoczyć listu wodą, spływająca z jej ubrań.

Przyglądała się tym wszystkim ludziom, którzy wysyłali paczki, koperty i pocztówki swoim bliskim. Mimowolnie na jej usta wszedł uśmiech.

Po około piętnastu minutach czekania, usłyszała głośny trzask w wentylacji. Po chwili rozległ się też głośny alarm:

"Witam kochane króliczki doświadczalne. Test gazowy Toxyny czas zacząć."

Wszyscy wpadli w panikę i rzucili się w stronę drzwi, nie patrząc, czy kogoś tratują, czy nie. Było pewne, że kolejny złoczyńca chce wykonać swój diaboliczny plan. Przerażenie, malujące się na twarzach uciekających udzieliło się też Jones, która również chciała wydostać się z budynku, ale coś ją zatrzymało.

Jej noga utknęła między krzesełkami poczekalni.
Próbowała się wydostać, ale nie mogła się ruszyć. Nikt jej nie zauważył i nim się spostrzegła, poczta była pusta.

Wtedy z wentylacji zaczął uwalniać się zielonkawy dym, który jakby pełznął do środka pomieszczenia.

Ivy szamotała się jeszcze mocniej, ale nie dawało to rezultatów. Tylko bardziej się bała, a jej noga jak była zaklinowana, tak też pozostała.

Gaz zbierał się wokół błotnistych śladów na posadzce i reagował z wodą, tworząc soczyście zielony roztwór. Wyglądało zabójczo.
Na jej nieszczęście, Ivy była zupełnie przemoknięta.

Dym wypełnił po chwili całe pomieszczenie, a dziewczyna czuła pieczenie na skórze i duszności. Nie mogła oddychać, bo gaz jakby zbierał się w jej płucach.

Pachniał jak typowe chemikalia, drażnił nozdrza i obezwładniał dziewczynę.
Położyła się w bezruchu i wzięła głęboki oddech, co tylko zwiększyło ból. Nie mogła jednak wstrzymywać oddechu w nieskończoność.

Wszystko, co widziała, lekko się rozmywało i kręciło się w kółko.
Znowu wzięła głęboki wdech. Poczuła, jakby dopiero co zaczęła napełniać płuca. Oddychała trucizną i nie była nawet świadoma, że kaszle, a jej oddech staje się coraz płytszy.

Z kolejnym głębokim oddechem, poczuła niespodziewany ból, dzięki któremu oprzytomniała i podjęła ponowną walkę. Na próżno. Nie miała już ani sił, ani powietrza.

To była chwila, w której musiała się poddać i pogodzić z losem, jak już nie raz to zrobiła. Wszystko przed jej oczami zaczęło ciemnieć.

I wtedy rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła. Swoim rozmytym wzrokiem zarejestrowała tylko rozbite drzwi poczty i czerwoną postać, która się do niej zbliżała.
To musiał być ten super-bohater, Spider-man.

Gołymi rękami rozerwał metalowe krzesła i wziął Ivy na ręce.
Chwilę później dziewczyna czuła krople deszczu, spadające na jej twarz i ciepłe ramiona chłopaka.

"Nie odpływaj, nie odpływaj!"

Powtarzał to on, zarówno jak jej zdrowy rozsądek, ale coś w jej płucach dusiło ją do nieprzytomności.
Ostatnie, co zobaczyła, to czerwona maska bohatera...


Witam
W końcu jakiś zwrot wydarzeń
Zapewne po tytule już większość z was wie co się stanie
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, choć szczerze jest to jeden z gorszych, według mnie
Obiecuję, będzie lepiej
Miłego czytania
Paa❤🕷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro