🕸14🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Schowała się w jednej z bocznych uliczek i spojrzała na swoje ręce, całe pokryte wodnistą cieczą o mocnym, konwaliowym zapachu.

Pospiesznie wytarła je o ścianę, ale nie zauważyła, żeby ją topiła. Niestety płynu przybywało, a Ivy zaczęło robić się zimno. Bardzo zimno.

Widziała, jak zaczął się wokół niej gromadzić gesty, mleczny dym, a po chwili na rękach widziała mieszankę różnych barw, fioletowej, zielonej, pomarańczowej...

Zakręciło jej się w głowie i oparła się ciężko o ścianę. Poczuła w ustach pustynię, a w oczach pojawiły jej się mroczki.

Strach podrzucił jej serce do samego gardła i zrobiłaby wszystko, aby ktoś ją uratował. Uratował ją od niej samej.

Teraz cicho, tak w myślach, w tajemnicy przed samą sobą, pragnęła by bohater w czerwonej masce ją ocalił.

Ale on nie był w stanie jej uratować. Nie od tego...

Wtedy, na wpół świadoma, Ivy zdała sobie sprawę, że nie była sama. Poczuła gwałtowne szarpnięcie. Ktoś zabrał ją w nieznane jej miejsce.

Słyszała silnik samochodu, który dławił się własnym dymem i czuła, jak pojazd skacze na nierównej drodze. Z czasem dźwięki zaczęły się rozmywać, a Ivy nie była w stanie określić czy nadal jadą, czy już się zatrzymali.

Do czasu, aż ktoś przerzucił ją sobie przez ramię.

Po chwili poczuła ukłucie w nadgarstku. Coś przedostało się do jej żył i, wbrew jej przypuszczeniom, dodało jej sił.

Mozolnie otworzyła oczy i zobaczyła dość podejrzanego typa z łysą czachą i w czarnych jak smoła, podniszczonych ubraniach, na które narzucony był biały kitel laboratoryjny. Do tego obrzydliwy uśmiech w miejscu ust był skierowany w jej stronę.

-Gdzie jestem?- zapytała z wrogim spojrzeniem.

-Jesteś w mojej kryjówce. Nazywam się Doktor Robert Klain i jestem byłym pracownikiem Stark Industries.- wyjaśnił facet i poprawił, o zgrozo, kroplówkę, która była podłączona do Ivy.

-A to co?!- zdenerwowała się.

-Elektrolity. Przy nadmiernym syntezowaniu łatwo o odwodnienie.- odparł dr. Klain.

-Ty... wiesz co się ze mną dzieje?- dziewczyna zdziwiła się.

-Gdy w laboratoriach Starka pracowano nad bronią biologiczną, to ja sprzeciwiłem się jej wykorzystaniu. Wyrzucono mnie, ale teraz jestem ścigany. Boją się, że wydam ich. Bo właśnie takiej broni użyto na tobie...

Oczy Ivy zrobiły się duże jak dwa złote, a słowa utknęły jej w gardle.

-Czego ode mnie chcesz?- wyksztusiła, nadal w szoku.

-Chcę twojej pomocy w powstrzymaniu  Avengers, przed użyciem tej broni.- powiedział, wyjmując z szufladki strzykawkę.

-A to na co?- Ivy zapytała, już spokojniej.

-Ureguluje syntezy. Nie będziesz wytwarzać toksyn niekontrolowanie.

-Czy ty próbujesz mi pomóc?- dziewczyna nie wierzyła, że ktoś mógł ją zrozumieć i wyleczyć z jej "choroby", tak za darmo.

-Po pierwsze, ty potrzebujesz mojej pomocy, a po drugie - ja twojej.- odparł, wbijając igłę w wewnętrzną stronę jej łokcia.

Już po chwili zielonkawy płyn zabarwił jej skórę falami i rozszedł się po całym ciele, znikając w jej krwi.

-Tutaj jest mój gabinet, ale za drzwiami po prawej jest salon i łazienka. Możesz z nich korzystać.- powiedział, wskazując na drzwi.

-Dziękuję.- odparła i poszła w kierunku części mieszkalnej.

Miała ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy, bo dr. Klain zabrał też jej torbę.

Wzięła szybki prysznic i runęła na kanapę, czując falę zmęczenia. Okryła się kocem, który śmierdział kurzem i starością i patrzyła niespokojnie na drzwi, dopóki jej oczy się nie skleiły.


Witam wszystkich 😀
Jak wrażenia? Zaufalibyście dr. Klainowi?
Mam nadzieję, że pomysł wam się podoba
Miłego czytania
Paaa🕷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro