🕸20🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ivy podrzuciła walizkę do biura Klaina i szybko wróciła do mieszkania Jones'ów. Położyła się do łóżka i wpatrywała się w sufit z tą dziwną satysfakcją, która objawiała się na jej twarzy pół-uśmiechem.

Z jednej strony była z siebie dumna, siła dodawała jej pewności siebie, a z drugiej nie była pewna, czy dobrze robiła. A jednak wyższy cel, ratowanie miasta przed bronią biologiczną Avengers, stawiał sprawę jasno.

Bez względu na środki, musi skończyć swoje zadanie. Potem może żyć normalnie.

Pierwsze promienie słońca nie tylko obudziły Ivy, ale też ujawniły wszystkie mroki nocy. W telewizji zaraz pojawiła się audycja o ataku na mężczyznę, którego sprawczynią była Ivy, ale tego nikt nie mógł wiedzieć.

Dziewczyny klasycznie udały się do szkoły, gdzie Ned i Peter zażarcie dyskutowali na temat tego incydentu. Nie ustalili nic konkretnego, zwłaszcza, że trucizny nie dało się zbadać, bo szybko się ulotniła, a poszkodowany podał tylko opis sprawcy. Nikt nie wziął na poważnie faktu, że niby miał nieco ponad półtora metra i stwierdzono, że to halucynacja. Żaden świadek nie mógł tego potwierdzić.

Ivy była bezpieczna. A przynajmniej chwilowo.

Po lekcjach grupa wybrała się połazić po boisku i MJ bawiła się wręcz świetnie, kiwając Neda, który był coraz bardziej zfrustrowany.

Ivy siedziała w pierwszym rzędzie trybun z Peterem i oglądali "mecz". Wtedy zadzwonił telefon zielonookiej. Dźwięki "River floats in you" wypełniły boisko. Grający podeszli, a IJ w końcu odebrała połączenie. Pierwsze, co usłyszała, i w sumie nie tylko ona, bo było to strasznie głośne, to był ryk silnika. Dosłownie pół minuty słyszała jakiś rozpędzony pojazd, który zahamował z piskiem opon.

-Hejka, maleńka.- wybrzmiało w telefonie.

-Kto mówi?- zapytała Ivy.

-Nie pamiętasz, słońce? Rick? Rick motocyklista? Dałaś mi swój numer kochaniutka.- odparł z przesadą pewnością siebie.

-Kto to? Dałaś mu swój numer?!- zdziwił się Peter.- Motocykliście?

-To ja podałam mu jej numer.- przyznała się z zakłopotanym uśmiechem MJ.

-To pomyłka proszę pana. Dodzwonił się pan do biura kontroli drogowej i...

Rick motocyklista się rozłączył.

-Niezłe zagranie.- Ned poklepał szatynkę po plecach.

-Mi chyba starczy wrażeń na dzisiaj.- dodała dziewczyna.- Chodźmy na lody, a później muszę przypilnować, żeby ta tutaj MJ odrobiła lekcje.

No i poszli. No i zjedli. No i odrobili lekcje. Ta noc również była nad wyraz spokojna. Doktor Klain kazał Ivy trochę odczekać do następnej akcji. Szczegóły dostała jednak od razu.

Miała dostać się niepostrzeżenie do fabryki, w której trwała produkcja jakichś turbin, które miała przynieść Robertowi. Nie musiała się martwić, że się pomyli, bo dostała też zdjęcie. Jedynym jej problemem były kamery i ochrona.

Jakieś dwa dni później wpadła do "Księgowości Roba i Reni" i dostała od doktora nowy sprzęt. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach. Na stole leżała skórzana maska na twarz, która zakrywała oczy i część nosa. Idealna na karnawał.

Obok stał manekin ze... strojem nurka? Kombinezon był głównie czarny z białymi i zielonymi pasami na biodrach, rękach i suwaku, który zaczynał się z przodu na jej szyi i ciągnął się do połowy brzucha. Obok stały buty sięgające prawie do kolan. Miały pasujący do reszty kostiumu kolor butelkowej, głębokiej zieleni.

Obok maski leżała karteczka z napisem "Powodzenia", zapisana o wiele schludniejszym pismem niż to dr. Klaina.

Ivy nie pozostało nic innego, jak wziąć się za robotę.

Zakradła się w okolice fabryki i spędziła pół godziny na obserwowaniu strażników i ciężarówek. W pewnej chwili zobaczyła mężczyznę, który miał kartę dostępu. Wkroczyła do akcji.

Wystrzeliła swój hak i nacisnęła odpowiedni przycisk, dzięki któremu lina chowała się spowrotem i jednocześnie przyciągała ją do celu, na który wylądowała z łoskotem. Załatwiła facetowi kilka wdechów Nightmare i życzyła mu słodkich koszmarów.

Karta dostępu pozwoliła jej się dostać do środka, gdzie przekradła się na schody, z których widziała jedną część fabryki, gdzie budowano jakieś uszczelki. Cicho podeszła do drzwi i uchyliła je bezdźwięcznie.

Następna sekcja nie odpowiadała za produkcję, ale za ochronę, więc Ivy musiała zachować szczególną ostrożność. Przyszedł czas, by zastosować jedno z udogodnień kostiumu nurka, wystrzeliwanie toksyn.

Obaj strażnicy dostali dawkę Numbera i już po chwili leżeli sparaliżowani pod drzwiami. Ivy, dumna z siebie, wyminęła jednego, a drugiego odsunęła ze swojej drogi nogą. Karta dostępu była niesamowicie pomocna.

Następna sala była wypełniona różnymi maszynami, które wydawały z siebie dźwięki porównywalne z okrzykami na mistrzostwach świata w piłce nożnej.

Znajdowała się tam pewnie około dziesięcioosobowa grupka operatorów maszynerii, z którą Ivy nie chciała bezpośredniej konfrontacji. Ale tam był też jej cel. Turbiny wielkości jej dłoni spoczywały na stołach i przybywało ich na taśmie produkcyjnej.

Ivy strzeliła w jednego z mężczyzn dawką Lungbreakera, który szybko parował i dostawał się do płuc niczego nie świadomej ofiary. Zaraz też dostał ataku kaszlu i cały personel zebrał się w jednym miejscu - zdala od turbin.

Ivy napakowała cały worek łupów i uciekła przez okno, które od środka uchyliła.

Za pomocą haka dostała się na pobliski budynek i przeliczyła części w worku. 11 sztuk to dobry wynik i doktorowi na pewno wystarczy.

Zmierzała w stronę swojej "bazy", kiedy usłyszała dziwny dźwięk. Schowała się na pobliskim balkonie i obserwowała.

Nad jej głową przeleciał facet w czerwonej piżamie, a serce podskoczyło jej do gardła. Schowała się za kwietnikami na barierce, a worek wsunęła za plecy.

Chłopak kucnął na szczycie sąsiedniego budynku i lustrował okolicę swoimi oczami, ukrytymi za soczewkami maski. W końcu wystrzelił strumień pajęczyny i pofrunął w stronę fabryki, a Ivy z ulgą uciekła.




Witam
Mam nadzieję, że pierwsze kroki Ivy jako Toxine się wam podobają
Co chcielibyście zobaczyć?
Czego się spodziewacie?
Dajcie znać w komentarzach
Paaa❤🕷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro