🕸26🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W czwartek szatynka dostała sms-a. Nie dość, że podejrzanie podskoczyła na dźwięk dzwonka, to jeszcze o mało nie upuściła telefonu, chcąc jak najszybciej odczytać wiadomość.

-Co się stało?- zapytał ją Ned.

-Nic, nic. Myślałam, że to od Nelsona.- odparła, wczytując się w wiadomość.

-Aż tak wyczekujesz sms-ów od "Tylko kolegi z siłowni"?- zaczepnęła ją Michelle i ścisnęła ją za ramiona.

-Spadaj. Ja traktuję te treningi na serio.- odparła z obojetną miną.- To i tak tylko promocje.

-Co tak ostro?- zapytała Jones i wróciła do swojego lunchu.

-Po prostu mam ostatnio urwanie głowy.- westchnęła odkładając telefon.- Nienawidzę fizyki.

-Z fizyką mogę ci pomóc.- wtrącił się Peter, chowając do plecaka pudełko po jedzeniu.- Poduczę cię do najbliższego sprawdzianu. W tę sobotę ci pasuje?

-Pewnie. Dzięki.- Ivy zdziwiła się, ale w duchu była wdzięczna Parkerowi za jego dobre serce. Momentami było jej szkoda jego cennego czasu, bo przecież miał staż i wiele innych rzeczy na głowie.

Jednak później jej myśli zaprzątnęła wiadomość od Klaina, w której zawarte były informacje o jej następnym celu. Myślicie, że już więcej mechanicznych śmieci nie potrzeba do zbudowania detoksyfikatora? Otóż jednak potrzeba. Doktor zażyczył sobie diamentowych przewodów. Ivy postanowiła ogarnąć temat szybko.

Jeszcze tego samego dnia założyła swój niezwykle dopasowany kostium i ukryła się za maską Toxine. Opuściła swój pokój pod osłoną nocy, kiedy wszyscy jej bliscy pozostali w słodkiej niewiedzy.

Miało być łatwo, prosto i szybko. Ciężarówka, która transportowała diamentowe przewody wyjeżdżała z miasta, gdzie nie było ani kamer, ani ochrony, ani nic, co mogłoby przeszkodzić Ivy.

Na przedmieściach wskoczyła na ciężarówkę i zaczęła topić dach, aby dostać się do środka.

Właśnie wtedy spadła z pojazdu. Coś w nią uderzyło i razem z nią spadło na trawę. Potoczyła się kilka metrów i zatrzymała na poprzece.

Kiedy otworzyła oczy, miała deja vu. Przed jej oczami widniała czerwona maska z dużymi, białymi soczewkami, które się w nią wpatrywały. Spider-man musiał ją strącić z ciężarówki i razem spadli między podmiejskie domki.

Ivy natychmiast oprzytomniała i zepchnęła go z siebie, poczym przygotowała się mentalnie do walki.

Pajęczak wyprostował się dumnie i wystrzelił w jej stronę salwę sieci, które zgrabnie ominęła. Ona odpowiedziała pociskami z kwasu, niestety, nie celnymi.

-Poddaj się, a ci pomogę. Nie musisz tego robić!- krzyknął bohater.

-Śmieszne, bo to właśnie Ty i twoi przyjaciele nie dajecie mi wyboru.- odpowiedziała mu, rzucając się do ataku.

Ivy może i była szybsza od niego, ale Pająk nadrabiał niesamowitą siłą. Nawet blokowanie jego ciosów nie było bezpieczne.

Toksyny unosiły się w powietrzu, aż otaczała ich gęsta mgła. Spider-man unikał jej ciosów, nauczony poprzednią porażką, więc to Toxine była na przegranej pozycji. W końcu nowojorski ścianołaz trafił w dziewczynę i spętał swoją siecią. Z ciężkim oddechem podszedł do niej i już chciał zdjąć z jej twarzy maskę, gdy wokół Toxine zaczęła się zbierać para, która w stosunkowo krótkim czasie stopiła pajęczynę. Tego się nie spodziewał.

Ivony złapała go za rękę i spojrzała z irytacją na jego maskę.

-Ja pierwsza zdejmę twoją maskę.- i odskoczyła od niego, robiąc salto w tył. Zaciekła walka trwała jeszcze kilka minut, ale Ivy zaczęło ogarniać zmęczenie. Nie była przyzwyczajona do walki wręcz, więc jej szanse na wygraną drastycznie spadły. W sumie podobnie jak ona. Ivy spadła gdzieś za domki jednorodzinne, gdzie postanowiła się ukryć.

Spider-man szukał jej, ale na szczęście umknęła mu. Powolnym krokiem udała się do "Księgowości Roba i Reni", idąc w cieniu małych, nieuczęszczanych uliczek. Nie mogła uwierzyć, że czuła się bezpiecznie w takim miejscu.

Wśliznęła się do środka przez okno i usiadła przy jednym z biurek w laboratorium. Obejrzała swoją spuchniętą kostkę i ręce, które były sine od ciosów Pajęczaka.

Po kilku minutach pojawił się tam doktor Klain, który kucnął obok niej i spojrzał na jej kostkę. Pokręcił głową.

-On ci to zrobił?- zapytał tak, jakby znał odpowiedź.

-A kto inny. Nie udało mi się zdobyć tych przewodów.- odparła ze wstydem w głosie.

-To nie twoja wina, tylko jego. On jest naszym największym problemem i wrogiem.-stwierdził, podając Ivy kubek.- Wytwórz środek leczący.- dodał.

Ivy nadstawiła dłoń nad kubkiem, a spod jej paznokci zaczął ściekać złoty, gęsty syrop. Już kilka łyków zredukowało zaczerwienienia.

-Jest tylko jedno lekarstwo na nasz problem.- powiedział Robert, patrząc na dziewczynę.- Musisz go zabić.

🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸

Akcja się zagęszcza, Ivy coraz bardziej nienawidzi Spider-mana, a Petera wręcz przeciwnie 🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷
Mam nadzieję, że poziom opowiadania coraz lepszy
Powiedzcie, czy rozdziały nie są za krótkie, za mało opisowe?
Postaram się poprawić 😁

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro