🕸32🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wycieczce Ivy poszła spotkać się z Nelsonem na siłowni. Gdy tylko weszła do sali gimnastycznej, powitał ją z optymizmem i uśmiechem śnieżnobiałych zębów.

-Siemka, mścicielko.- powiedział.

-Ciszej, Nel! Nikt nie może wiedzieć.- uciszyła go.

-Jesteśmy tu sami. Jakbyśmy mieli towarzystwo, uważałbym.- odparł, wskazując głową na drążek.- A teraz pokaż mi o co tyle szumu na mieście.

Ivy zaśmiała się i chwyciła drążek. Podciągnęła się, aż jej ręce były wyprostowane. Później rozbujała się i saltem przeskoczyła na sąsiedni drążek. Z niego przeskoczyła na drabinki. Z jednej złapała się za drugą i, dostatecznie rozbujana, wsunęła nogi między dwa szczebelki znacznie wyżej, poczym się podciągnęła, wyskakując w górę.

-Tak szybko przechodzi się po balkonach na wyższe piętro.- krzyknęła do chłopaka, który zgubił szczękę.

Później ustawiła się bokiem i, niczym robiąc gwiazdę na ziemi, przesuwała się po drabinkach w dół, jak zębatka w dobrze naoliwionej maszynie. Gdy była na dole, podeszła do kolegi na rękach.

-To... to jest inny poziom gimnastyki! To jak parkour, ale o wiele trudniejszy i bardziej widowiskowy! Dodaj do tego jeszcze pościg pseudo-superbohatera i... i... nie z tego świata!!!

-Uspokój się Nel.- Ivy złapała go dłońmi za policzki.- To po prostu wykorzystanie elementów otoczenia.

-I bardzo sprawnych mięśni.- dodał ciemnoskóry.- Zdaje się, że jesteś silniejsza niż przed wypadkiem.

-Możliwe. Ale na razie skupmy się na treningu. Następny konkurs musimy wygrać.-odparła, zmieniając niewygodny temat.

-Po ćwiczeniach z tobą na pewno nie dam się pokonać, Toxine.- zaśmiał się chłopak i dorwał drążek.


Ivy myślała, że ten dzień będzie spokojny. Miała nadzieję, że wróci do domu, zje coś po pływaniu i treningu i może odrobi lekcje. Oczywiście zawsze jej plany muszą się posypać jak domek z kart.

Kiedy spojrzała na ekran dzwoniącego telefonu, jej powieka zadrżała. Doktor Kain znowu popsuł jej wolny wieczór. Port Howland Hook nie mógł poczekać do piątku, bo kontenery miały odjechać już tego dnia.

Ivy niechętnie weszła w ciemny zaułek i zarzuciła na bieliznę swój kostium, a ciuchy i plecak schowała za koszem na śmieci. Wspięła się na dach kilkoma skokami i ruszyła w stronę swojego celu.

Była już 16, kiedy dziewczyna zakradała się do kontenerów. Spędziła kilkanaście minut na wytapianiu w blasze wejścia do środka, gdzie miała być jakaś charakterystyczna, radioaktywna walizka. Rzeczywiście, była tam.

Jednak zanim Ivy ją wzięła, ktoś złapał ją za nadgarstek i wyrzucił na zewnątrz. Siła, z jaką to zrobił wskazywała tylko na jednego, czerwonego dupka - Spider-mana.

Chłopak zręcznie przeskoczył na dach kontenera i przykucnął tam, jak miał w zwyczaju. Jego soczewki zwężyły się, gdy przypatrywał się dziewczynie.

-Nieładnie tak kraść, Toxine.- powiedział zaczepnie.- Tym razem ci się nie uda.

Po tych słowach skoczył w jej stronę, a Toxine przygotowała się do sparowania jego ciosu, co oczywiście było bolesne ze względu na jego nieziemską siłę.

Sama nie pozostała mu jednak dłużna i potraktowała go kopniakiem z półobrotu w szczękę. Było widać, że go zabolało.

Toxine wytworzyła dłońmi chmurę dość rzadkiego dymu o słodkim zapachu, w którym gdzie niegdzie widać było granatowe smugi. Walka trwała dalej, okładali się pięściami i kopniakami. Stosowali różnorakie uniki, od stania na rękach po salta nad głową przeciwnika.

Ivy bardzo chciała dorwać walizkę i uciec, ale Pająk jej pilnował. Musiała go załatwić. Chwila jej nieuwagi pozbawiła ją szans na wygraną.

Bohater uderzył ją na tyle mocno, że poturlała się prosto do wody.

Czuła, że idzie na dno. Zimna woda załatwiła jej taki szok, że wypuściła całe powietrze. Odruchowo chciała zrobić wdech, ale do jej płuc trafiła jedynie woda. Próbowała się ratować, przypomnieć sobie lekcje Petera, ale nie była w stanie. W oczach jej się zamgliło i już nic nie widziała.


Spider-man stał nad brzegiem i czekał aż jego przeciwniczka wypłynie na powierzchnię. Stał tam dobrą minutę i dotarło do niego: "Ona się topi!"

Rzucił się w wodę i szybko odnalazł wzrokiem opadające na dno ciało Toxine.

Złapał ją i wypłynął na powierzchnię. Była nieprzytomna, więc Spidey podciągnął się pajęczyną na most, który był nad nimi.

Położył ją na wznak i ze zmartwieniem stwierdził, że dziewczyna nie oddycha. Rozpoczął resuscytację.

Mimo trzydziestu uciśnięć klatki piersiowej, nic się nie zmieniło. Peter podwinął częściowo swoją maskę i wykonał sztuczny wdech. Potem drugi i dalej kontynuował ratowanie swojego wroga.

W końcu z gardła Toxine wyrwał się kaszel, z jej ust wypłynął strumień słonej, morskiej wody. Pete odetchnał z ulgą. Jednak to nie był koniec problemów.

Czuł się dziwnie, jakby było mu jednocześnie gorąco i zimno. Spojrzał na swoje dłonie i zauważył, że nie może ruszać palcami. Wtedy go olśniło. To ten dym!

Zakrył twarz ręką, ale to niewiele dało. Zakręciło mu się w głowie i upadł obok Toxine, tak samo nieprzytomny jak ona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro