🕸39🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Usłyszała kilka metalicznych kliknięć za swoimi plecami i nastąpił wystrzał. Nim zdążyła spojrzeć za siebie, w jej plecy wbiła się twarda pięść i wgniotła ją w przeciwległą ścianę. Ivy wydała z siebie zduszony krzyk, wyrzucony przez wypchnięte z jej płuc powietrze. Była boleśnie wciskana w ścianę, a za sobą słyszała szum jakiejś maszyny.

W końcu uwolniła się spod miażdżącego ucisku, tylko po to, aby dostać od Spider-mana. Przypomniało jej się uczucie, jakby miała dziurawy brzuch. Teraz jeszcze jej wnętrzności chciały wyskoczyć gardłem na zewnątrz, ale chyba jedynie siłą woli powstrzymała się od wymiotów. To była zasadzka! Głupia i oczywista zasadzka! A ona dała się w nią złapać i teraz zbierała bęcki.

Spider-man patrzył na nią tymi białymi soczewkami, w których na próżno mogła szukać człowieka czy ludzkich uczuć. Wszystko odrobinę się zamgliło. Gdy ruszyła głową, lampy zostawiły za sobą dziwny ślad, który powoli znikał, odsłaniając resztę obrazu.

Ivy spróbowała się podnieść, ale metalowa pięść skutecznie sprowadziła ją na ziemię. Kilka ciosów Iron mana rozerwało jej kostium razem ze skórą, z której soczyście broczyła krew. Wzrok znowu przysłoniła jej mgła, postacie jej wrogów sczerniały.

Po chwili poczuła na prawym ramieniu ciepłą dłoń, która lekko podniosła ją do góry. Czy on jej jednak pomagał? Ratował ją? Niech się w końcu zdecyduje? Jego oddech owiewał lekko jej szyję, kiedy poczuła przenikliwe ukłucie w przedramieniu lewej ręki. Kilka sekund otępienia wystarczyło, aby jej zmysły wróciły z wycieczki.

Gdy kontury się wyostrzyły, zobaczyła to nieludzkie spojrzenie białych soczewek, cienkie, delikatne zarysowania na czerwonym kostiumie, które przypominały pajęczą sieć i strzykawkę wbitą w jej skórę. Że jak?! Była wypełniona jej krwią, bo płyn był czerwony, oklejał ścianki zbiornika, pozostawiając na nich ślady hemoglobiny.

Toxine natychmiast oprzytomniała i odepchnęła od siebie Spider-mana z nową siłą. Później wszystko przebiegło bardzo szybko. Dziewczyna zaczęła wytwarzać Nightmare, który wypełniał całe pomieszczenie i wylewał się poza niewykończone okno. Gaz gwałtownie wlepiał się w krew na jej ranach i ciemniał jeszcze bardziej, przyjmując kolor atramentu. Ledwie widziała cokolwiek w czarnym dymie, ale po drodze do okna potknęła się o bezwładne ciało chłopaka w masce.

Mogłaby ją zdjąć, mogłaby go nawet zabić, gdyby chciała, ale ból oraz światło oczu nadal czuwającej nad bohaterem zbroi sprowadziły ją na ziemię. Wyskoczyła oknem i, z trudem znosząc szczypanie ran, do których dostawał się zimny pot przerażenia, powoli zmierzała w stronę laboratorium. Tylko dr. Klain wiedział co się stało i tylko on mógł jej pomóc. Tylko on był godzien zaufania.

Ivy wpadła z łoskotem do środka, zupełnie inaczej niż przy wchodzeniu do wieżowca. Z jednego z biurek spadł pojemnik z długopisami, kilka kartek bujało się w powietrzu, opadając na podłogę. Ivy rzuciła maskę na stół i wzięła do ręki nożyczki. Obcięła rękawy swojego kombinezonu i spojrzała na swoje ramiona zaszklonymi oczami.

Wzięła z podłogi jedną z nielicznych probówek, które nie zbiły się po upadku, i włożyła do niej palec. Spod jej paznokcia wypłynął złoty płyn, mieniący się w świetle lampki biurowej obok. Nie wiele myśląc wylała trochę Revii na swoje ramię i rozsmarowała ją po ranach. Zaciskając zęby wcierała ją w piekącą skórę. Po chwili ból zelżał, a substancja, zmieszana z jej krwią, niemalże świeciła. Jej hipnotyzujący blask odwracał uwagę od powolnego, choć widocznego znikania ran i otarć.

Usłyszała kroki. Był to dr. Klain, który patrzył na nią zza okularów, od których odbijało się światło. Spoglądał na jej ramię i na złotą Revię.

-Co to jest?- zapytał z lekkim szokiem w głosie.

-To? To moja toksyna lecznicza.- odparła dziewczyna, patrząc na złote, pękające bąbelki.- Tylko zmieszała się z moją krwią i dziwnie się zachowuje.

-Mogę to sprawdzić?- zapytał, ale tak naprawdę już był w drodze po strzykawki, probówki i inne rzeczy, których nazw Ivy nie znała. Nie żeby się bała, ale nie podobało jej się, jak Robert pobierał jej krew i mieszał z nią toksyny. Odesłał ją do domu i obiecał jej, że następnym razem wyjaśni jej co dzieje się z jej krwią i co to oznacza.

Kiedy była już w domu, pobiegła pod prysznic by zmyć z siebie ślady krwi. Po ranach nie było ani śladu, ale zmęczenie w końcu dało jej się we znaki. Ciepła woda również sprawiała, że wszystkie mięśnie rozluźniały się, łącznie z tymi podtrzymującymi powieki.

Wyszła z łazienki najciszej jak się dało i zamknęła drzwi z denerwującym zgrzytem. Opierając się o nie, zlustrowała wzrokiem swój pokój. Tak mało czasu tu spędzała, chociaż wujostwo na pewno sądziło inaczej. Na biurku leżało parę zeszytów, niedokończona praca domowa i kilka innych rzeczy, które miały sugerować częste używanie mebla.

Jej spojrzenie padło na łóżko z biało-czarną pościelą. Dopiero gdy się położyła, odczuła skutki swojej dzisiejszej walki. Na jej płuca spadł kilkatonowy ciężar, który zmusił ją do obrócenia się na bok. Mięśnie zabolały niemiłosiernie przed całkowitym rozluźnieniem i Ivy wreszcie zrozumiała, jak to jest być sparaliżowaną.

Nie miała ani ochoty, ani siły na rozmyślanie o tym, co się wydarzyło, o krwi, którą pobrał jej Pająk czy o nowym przeciwniku, jakim był Iron man...

🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄
Kochani
Wesołych Świąt

Życzę wam radości, fajnych książek nie tylko na Wattpadzie, często dodawanych rozdziałów (na mnie nie liczcie 😂) i mnuuuuuuustwo prezentów🎁
Wszystkiego dobrego❤
🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃🎄☃
🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro