🕸44🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter nacisnął klamkę, gotowy na zobaczenie Hulka. Zielonego olbrzyma, który na niego nawrzeszczy, a potem zamieni się w człowieka, który wręczy mu broń przeciwko Toxine.

Gdy tylko drzwi stanęły otworem, uderzył go zapach lizolu. Przed drzwiami stał parawan, który tworzył przestrzeń między wejściem a resztą pomieszczenia. Chłopak wszedł niepewnie do środka i usłyszał huk zamykanych przez Happy'ego drzwi. Teraz został sam na sam z Hulkiem.

Jednak gdy tylko wyminął parawan, doznał w pewnym stopniu rozczarowania. Oto zamiast dużego, zielonego potwora zobaczył tylko mężczyznę, używającego różnego sprzętu laboratoryjnego i popijającego co chwilę kawę. Miał ciemne włosy i skupioną minę, a w oczach odbijał mu się ekran komputera.

-Dzieńdobry?- bardziej zapytał niż przywitał się.

Doktor Banner odwrócił się w jego stronę z zaskoczeniem, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech... Gdzie Hulk...?!

-Witam, ty musisz być Peter Parker. Sporo o tobie słyszałem.- odparł mężczyzna, podchodząc do szatyna.- Jesteś tu w sprawie antytoksyn, tak?

-Anty-czego? Nie, mi chodzi o broń, dzięki której pokonam Toxine. Dostał pan próbkę jej...

-Właśnie o tym mówię. Toxine jest praktycznie cała zbudowana z toksyn. W jej krwi znajduje się mieszanka wszystkiego, co może wytwarzać.- wyjaśniał Banner.- Stąd potrzebujemy czegoś, co zneutralizuje toksyny.

-Ale czy to jej... nie zabije?- zapytał ze strachem w głosie. To, że chciał ją pokonać, nie znaczyło, że chciał ją zniszczyć.

-Przeprowadzam testy, Antytoksyny powinny być nieszkodliwe dla innych ludzi, ale będą działały na Toxine tak, jak jej trucizny na ciebie.- odparł mężczyzna, podając Peterowi szklany pojemniczek z fioletową cieczą.- Na razie daję ci wersję próbną. Używaj w ostateczności.

Parker przyjrzał się żelowatej mazi, kt9ra kolorem przypominała napisy z komisariatu. Jego uczucia stanowiły mieszankę podobną do tej we krwi Toxine, ale wiedział, że musi ją powstrzymać. Bez względu na cel, jaki jej przyświecał, była niebezpieczna.

-Ale... przeżyje to, prawda?- zapytał, przenosząc wzrok na mężczyznę.

-To nie jest śmiercionośna broń. To tylko ją osłabi i pozwoli pojmać. Nie martw się.- odparł Bruce i poklepał Petera po plecach.

-Mogę jeszcze zadać panu pytanie?- zapytał, czując jak krew napływa mu do policzków.- Jak działa ten pana... zielony... kolega?-dodał po ujrzeniu zachęcającego kiwnięcia głowy Bannera.

-Ech... Pojawia się raczej gdy jestem zdenerwowany. Wolę, gdy mam nad wszystkim kontrolę.- odparł ze zmieszaniem.

-Rozumiem.- odparł chłopak, ukrywając zawód. A już miał nadzieję na spotkane z zielonym potworem.- Dziękuję panu za pomoc.

-Nie ma za co. Do zobaczenia, panie Parker.
                        🕸🕸🕸

Po powrocie do domu chłopak uchylił wieczko pojemniczka. Miał nadzieję, że substancja jest nieszkodliwa, ale prawdę mówiąc, śmierdziała chemikaliami tak bardzo, że oczy zaszły mu łzami i poczuł odruch wymiotny. Zamknął pudełeczko i jego pokój wietrzył się przez dobrą godzinę.
                       🕸🕸🕸

Dwa dni później Toxine i Gas Mask zmierzali w stronę jedej z okolicznyvh fabryk. Polowali na diamentowe przewody, których zdobycie ostatnie udaremnił dziewczynie Spider-man. Tym razem jednak nie była sama i czuła, że dobrze im pójdzie. Nelson znowy zażył Battlecry i jego siła mogła z łatwością dorównać tej Pająka.

Fabryka była stosunkowo mała, ale przed nią rozciągał się olbrzymi parking, na którym ziemia była widocznie sprasowana kołami samochodów. Ivy i Nel zakradli się do środka przez wytopione drzwi i znaleźli się wewnątrz czegoś, co bardziej przypominało ruderę. Większość sprzętu była pokryta rdzą, ściany były brudne i podrapane.

A jednak widać było też ślady pracy. Na podłodze leżały drobne opiłki metali, na stole wyglądający na sprawny palnik i kilka dobrze zachowanych form do odlewania kształtów.

Najbardziej jednak wzrok dziewczyny przykuła pewna zardzewiała szafka. Niby paskudna jak wszsytko w pomieszczeniu, ale miała zamek. Oznaczało to, że było tam coś cennego.

Toxine przyłożyła dłoś do zamka i zalała go żrącym kwasem. Z czasem w szafce powstała spora dziura, przez którą przebijało się światło odbijane przez przewody.

"Bingo": mruknęła sama do siebie, złapała kable i odwróciła się na pięcie z satysfakcją. Wtedy też napotkała oskarżające spojrzenie Maski Gazowej.

-No co?- zapytała, wzruszając ramionami.

-Miało się coś dziać! Chciałem zrobić użytek z mojej super-siły.- odparł zawiedziony chłopak.

-Ja bym się na twoim miejscu cieszyła, że...

Jej słowa przerwało głośne uderzenie w blachowy dach budynku, po którym rozległy się również skrzypiące kroki. Spojrzała na Nelsona z cieniem uśmiechu.

-Chyba jednak zrobisz z niej użytek.- odparła prześmiewczo, wskazując głową na drzwi.

Podeszli bliżej wyjścia, a Nelson przygotował się do biegu. Stali tam w niepewności i w ciemnościach, czekając cierpliwie na szansę na atak. Ivy wpatrywała się w drzwi. Naraz przed drzwiami deski zaskrzypiały głucho, kurz wpełzną pod nimi do środka. Przez chwilę słychać było tylko ich uspokajające się oddechy. Wtedy ktoś na zewnątrz nacisnął klamkę.

Nelson puścił się pędem w stronę drzwi, uderzając zaraz w nie i wyrywając je z zawiasów ze szczękiem metalu. Osoba stojąca za nimi również została poturbowana i poleciała dobre pięć metrów przed siebie na czarną ziemię placu parkingowego.

Ivy wyszła na zewnątrz, śledząc wzrokiem turlające się ciało Spider-mana. Jednak współpraca miała swoje zalety, zwłaszcza duże ułatwienie w walce. Zeszła po drewnianych schodkach i ruszyła lekkim, dumnym krokiem w stronę przeciwnika. Nelson stał kilka metrów przed nim, jego mięśnie i żyły rysowały się wyraźnie w czekoladowej skórze, odsłonięte przez podwinięte rękawy bluzy. Czekał, aż jego przeciwnik podniesie się, jego twarz wypełniała duma i poczucie wyższości.

-Nie zabij go.- szepnęła Ivy do ucha chłopaka.- Musimy tylko wykraść części i zgubić pościg.

Nelson kiwnął głową i podszedł do Pajęczaka, który już był gotowy do walki. Obydwaj złapali się za łokcie i napierali na siebie, jakby zwyczajnie się siłowali. Nie było widać wyrazu twarzy żadnego z nich, jedynie oczy Nelsona zdradzały determinację, gdy oświetlały go uliczne lampy.

Toxine nie zamierzała stać bezczynnie i dmuchnęła w stronę walczących, a z jej ust wypłynęły kłęby pary o lekkim, słodkim zapachu. Frunęły w powietrzu i otaczały chłopców. Jednak działały tylko na jednego, bo tylko jeden mógł nazwać siebie Gas Mask. Nel był całkowicie odporny na toksyny Toxine, a tylko jedna krążyła w jego ciele i dawała mu niezrównaną siłę.

Spidey w końcu nie dał rady, widać było, że Nel był silniejszy i wytrzymalszy. Rzucił przebierańcem kilka metrów, aż ten uderzył w drzwi garażu po przeciwnej stronie placu. Metal się wgniótł, pozostawiając na sobie głęboki odcisk ciała Spider-mana.

-Teraz mamy szansę, idziemy.- Ivy położyła dłoń na ramieniu Nelsona. Ruszyli w stronę ulicy i zaraz dostali się na dachy budynków, niknąc w ciemnościach.

🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷

Heejooo
Wróciłam tak na momencik
To jest mój ostatni gotowy rozdział, więc postanowiłam go już wrzucić   😁
Nie wiem kiedy skończę kolejny, ale możecie się go spodziewać jeszcze przed maturami
Chyba... 😅
Miłego czytania kochani

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro