🕸49🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Tym razem to już przesada.- Ivy rzuciła na swoje biurko podkładkę z planami kolejnego z ważnych punktów przemysłowych w Nowym Jorku.

-No weź. Jest dobrze. Tylko chciałem, abyś wniosła konieczne poprawki, a nie dała szlaban.- stęknął Nelson, biorąc spowrotem do rąk swoje bazgroły, stanowiące rozpisany plan włamu do budynku i bezpiecznego opuszczenia go.

-Nie. Taka akcja wymaga dwóch osób. Doktor Klain powinien wyznaczyć Ci latwiejsze zadanie.

-Powiedział, że nie ma już łatwiejszych. Wszystko co się dało, już zrobiliśmy.

-Ale~

-Bez "ale". Nie mów, że nie chcesz tego zakończyć.- brunet spojrzał na nią krytycznym wzrokiem.

-Oczywiście, że chcę!- odparła od razu, jakby czując się urażona. Jednak sama złapała się na tym, że nie była przekonana do własnych słów.- Po prostu nie chcę, abyś się narażał.

-Ivy... Przecież widzę, że podoba Ci się bycie Toxine, ale wiesz, że na dłuższą metę jest to problem.

-Wiem. Nie chcę krzywdzić ludzi. Tylko że muszę powstrzymać Avengers zanim oddam swoje moce.

-W takim razie to twoje zadanie. A mi pozwól się zająć chociaż tymi kilkoma częściami. Szybciej rozprawimy się z tymi łotrami.- uśmiechnął się szeroko, wyciągając w kierunku Ivy rękę z planami.

Ta tylko pokręciła głową i wzięła je od niego, poczym przystąpiła do pracy.

Po około godzinie Ivy i Nelson siorbali herbatę w towarzystwie MJ. Schowali oczywiście plany, które zastąpili podręcznikami od chemii, co stanowiło ich oficjalny pretekst spotkania.

-I jak wam idzie? Kończycie już te korki?- zapytała Michelle, siedząc wygodnie na nowym, puszystym dywanie w pokoju kuzynki.

-Jeszcze z dwa zagadnienia i go wypuszczam. W końcu Nel ma masę innych rzeczy do roboty.

-Jasne. Siłka sama się nie zrobi, a muszę popracować przed następnym konkursem.- chłopak zrobił dość dziwną minę (skladającą się z głupiego uśmiechu i wysoko uniesionych brwi) i napiął mięśnie swoich ramion.

-Świetnie.- odparła MJ bez konkretnych emocji w głosie i zwróciła się spowrotem do kuzynki.- Mamy do zrobienia projekt z biologii. Mam nadzieję, że ogarniasz tkanki roślinne, bo jak dla mnie każda jest taka sama - zielona.

Szatynka zachichotała, poczym pokiwała głową. Porozumiewawczo mrugnęła do Nelsona.

-To ja już w zasadzie pójdę. Podeślij mi te kilka reakcji i może jakoś sobie poradzę.- powiedział gimnastyk, zarzucając plecak na ramiona.

-Jasne. Tylko dokładnie je zapamiętaj. Będą Ci potrzebne.- odparła, a ich wymiana zdań zdawała się mieć drugie dno. MJ zmarszczyła brwi.

-Jasne. Potem zadzwonię i powiem jak mi poszło.- odparł i wyszedł z pokoju, machając dziewczynom krótko na pożegnanie

-Nie mamy przecież projektu z tkanek roślinnych, MJ.- Ivy westchnęła, zwracając już całą swoją uwagę na kuzynkę.

-Ale on o tym nie wie.- dziewczyna wzruszyła ramionami, poczym przesiadła się obok kuzynki, na jej łóżko.- Dziwny mi się wydaje.

-Nelson to mój dobry przyjaciel. Jest jedną z najlepszych osób, jakie poznałam w Nowym Jorku.- Ivy powiedziała poważnie, spoglądając Michelle w oczy. Między wszystkimi kłamstwami, była to jedna z nielicznych, szczerych prawd.

-Ile go znasz? Dwa? Trzy miesiące? - dziewczyna wzruszyła ramionami.-

-A co to ma do rzeczy? Ty stałaś się moją przyjaciółką w pięć minut. Od razu!

-A mimo wszystko on wie więcej niż ja.- Michelle wstała i powlokła się do drzwi. Złapała klamkę i spojrzała przez ramię na swoją kuzynkę.- Bo widać, że wiele nam nie mówisz, Ivy.

Gdy drzwi się zamknęły, Ivy wypuściła powietrze z płuc i spuściła wzrok na gips na swojej nodze. Uderzyła pięścią kołdrę, pozostawiając na niej jedynie nierówność w kształcie koła. Czy to była jej wina, że musiała okłamywać bliskich? Oczywiście. W końcu mogłaby też wszystko im powiedzieć, jakoś rozwiązaliby problem razem. Ale czy wtedy nie naraziłaby ich na problemy i, co gorsza, na jej nieposkromione toksyny, które bez pomocy Roberta zapewne by ich zniszczyły.

Tak, zdecydowanie nie miała wyboru. Odetchnęła głęboko, jeszcze raz utwierdzając się w tym przekonaniu. Wsunęła dłoń pod gips i pozwoliła złotemu płynowi spłynąć do środka, aby wyleczyć się szybciej, niż powinna.

Równo o osiemnastej Nelson czatował na rusztowaniach, czekając, aż ostatni pracownicy opuszczą zakład metalurgiczny. Jego ciemne ubrania zlewały się z nocą, a maska gazowa zwisała z szyi, w zasadzie nie potrzebna mu tego wieczoru. Teraz mogla co najwyżej chronić jego tożsamość.

Odprowadził spojrzeniem strażnika do narożnika budynku, starając się skupić na nim swój rozmyty wzrok. Battlecry co prawda poprawiało jego wydolność fizyczną, ale zanim rozeszło się po jego ciele, uderzało silnie w jego zmysły i sprawiało mu ból. Teraz znosił go jednak jak ukłucie igły, które, de fakto, zaczął stosować właśnie by wprowadzać toksyny do swojego ciała.

Gdy tylko mężczyzna w mundurze zniknął za ścianą, Nelson skoczył z rusztowania i wylądował z cichym tąpnięciem. Jego nogi były tak wytrzymałe, że mógł bez problemu skoczyć nawet z dziesięciu metrów i tylo pokruszyć podłogi. Na piasku nie robiło to jednak takiego wrażenia.

Ruszył szybko w stronę drzwi i przebił swoją sporą, acz szczupłą dłonią zamek, co pozwoliło mu dostać się do środka. Tam miała zacząć się zabawa. Po co komu włączanie światła? Po długotrwałym używaniu Battlecry mógł teraz widzieć w ciemnościach. Co prawda głowa zaczynała go boleć po jakiejś godzinie w takim stanie, ale supermoce wydawały się tego warte.

Magazyn znajdował się za obszernymi drzwiami, na końcu maszynowni. Ku zadowoleniu ciemnoskórego, nikt nie kłopotał się z ich zamknęciem, więc bez problemu wkroczył do usłanego pudłami pomieszczenia o wysokości co najmniej pięciu metrów.

Rozglądanie się zajęło mu kilkanaście minut. Mimo długiej pracy nad planami, nie byli w stanie z Ivy przewidzieć, gdzie znajdują się tłoki, potrzebne dr. Klainowi. Tylko jedna osoba mogła mu teraz pomóc - pan nocny stróż.

Nelson nasunął maskę gazową wyżej, aby zasłaniała jak najwięcej jego twarzy i zarzucił na głowę karmazynowy kaptur. Tak go widzieli i rozpoznawali ludzie. Tak wyglądał Gas Mask, nie Nelson Rike.

Nawet przez blaszane ściany idealnie słyszał nieostrożne kroki mężczyzny, który patrolował teren. Odwrócił się przodem do miejsca, gdzie powinien się znajdować i podwinął rękaw bluzy. Jego ramię było pociete tętnicami, które pulsowały co chwilę. Zrobił dwa kroki rozbiegu i przebił się cały przez ścianę, zasłaniając się jedynie pięścią, która zaraz też powędrowała w stronę faceta z latarką.

Gas Mask złapał kołnież błękitnawej koszuli strażnika i wytrącił mu krótkofalówkę. Pistolet też po chwili do niej dołączył. Wyśmienitym wzrokiem odszukał plakietkę z imieniem mężczyzny, który miotał się nieznacznie i błagał anty-bohatera o litość.

-Nie masz czego się bać Lars. Jestem tu tylko po zamówienie.- powiedział Nel, poczym zarzucił ramię na barki niewiele niższego od niego mężczyzny.- Powiedz mi, albo raczej pokaż, gdzie wy tu macie tłoki, co?

Lars pokiwał głową nerwowo i ruszył do wnętrza magazynu przez dziurę w ścianie. Nel cały czas trzymał faceta, aby nie przyszło mu do głowy coś głupiego, jak na przykład ucieczka.

-T-t-tu s-są...- wydukał, wskazując palcem kilka sporych pudełek, na najniższej półce w samym rogu magazynu.

-Wyjmij.- rozkazał Nel łagodnie, choć Lars trząsł się, jakby miał co najmniej pełne gacie.

Gdy strażnik otworzył karton, chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. Niestety strażnik nadal widział tylko upiorną maskę gazową.

-Dziękuję, Lars. To ja to wezmę, a ty możesz wracać do pracy.- odparł, poczym poklepał mężczyznę po plecach. Gdy tylko schylił się po tłok, mężczyzna pobiegł w stronę krótkofalówki i pistoletu. Pech chciał, że gdy już się do nich dobrał, Nelsona już nie było.

🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸

Witam kochani
Wiem, wiem, znowu rozdział raz na ruski rok i bardzo przepraszam, ale to chyba moja pięta achillesowa
Bardzo dziękuję tym cierpliwym i wiernym czytelnikom, którzy zdecydowali się kontynuować czy też wrócić do mojego opowiadania
Kocham was wszystkich ❤
Widzimy się niedługoo
Paaa~ 🕷🕷

PS- zostawcie coś po sobie ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro