🕸51🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Powinnam była Ci pomóc. W końcu on tak często patroluje tamte okolice. Mogłam to przewidzieć.- zmartwiony głos w słuchawce leciutko trzeszczał.

-Nie martw się. Poradziłem sobie z nim jak zawodowiec. Zwiałem mu zanim zdążył się podnieść z ziemi.- zaśmiał się chłopak, znowu przechwalając się tym, jak wspaniale wychodzi mu rola super-bohatera.

-Ale za pięć dni już będę mogła brać udział w zadaniach. Nawet szybciej.- odparła z zaangażowaniem i przejęciem w głosie.- Revia działa cuda, uwierz mi.

-W takim razie chętnie pożyczę sobie jedną fiolkę, gdybym zdarł kolano na zawodach.- Nelson znowy zażartował, chociaż tak naprawdę był śmiertelnie poważny. Leczyć musiał już teraz i to nie tylko zdarte kolano.

-Widzimy się jutro? Chcesz popracować nad kolejnymi planami?

-Nie. Zrobię sobie dzień przerwy. Planowo mam iść dopiero w piątek, więc nie ma pośpiechu. Przyjdę w czwartek. Do zobaczenia.- rozłączył się, i rzucił komórkę na koniec łóżka.

Bolało go okropnie, chociaż rana już przestała krwawić. Gdyby nie Battlecry, zobaczyłby się z Ivy prawdopodobnie dopiero na cmentarzu.

Nelson nie sądził, że toksyna jednak uratuje mu życie. Nadzieję miał, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że to nie prawda. Goń się zdrowy rozsądku!

Na powierzchni rany, która przebiegała między dwama żebrami chłopaka, znajdowała się półprzeźroczyta błona, tamująca krwawienie i odór zabrudzonej rany. Nel nie mógł jednak nic z tym zrobić, ponieważ jego ciało broniło się przed jakąkolwiek ingerencją w nowy twór.

Z drugiej strony, zauważył, że stosowanie Battlecry powodowało stopniowe zarastanie dziury. Widział, jak otwór powoli malał, a więzadła regenerowały się w zadziwiający sposób. Może obędzie się bez Revii?

Przed wyściem do szkoły wziął kolejną dawkę Battlecry. Poczuł mrowienie, które oznaczało powolną regenerację jego obrażeń. Nie miał już ani rozcięcia na brwi, abi tych wszystkich sińców. Co prawda blizna pozostała, ale nie wyglądała nawet tak źle.

Dzięki błonom, które stworzył Battlecry, Nelson mógł normalnie funkcjonować, a ból odchodził w niepamięć...


Peter nie mógł się pogodzic z wieloma rzeczami. Taka już przypadłość bohaterów. Chciałby wszystko i wszystkich naprawić, pozbyć się zła zarówno w życiu tych sprawiedliwych, jak i tych, którzy tę sprawiedliwość w jakiś sposób burzyli.

Właśnie dlatego tak szybko zmierzał w stronę osiedla, gdzie znajdowało się mieszkanie państwa Jones. Ivy czekała na jego pomoc z fizyką, która stanowiła piętę achillesową dziewczyny. Za nic nie mogła pojąć podstawowych praw, które rządziły światem, ale stanowiło to dobrą okazję, aby odwiedzić dziewczynę.

Kim była Ivy? Peter nigdy by się nikomu nie przyznał, ale widział w niej kogoś, kogo trzeba chronić. Tak wiele razy została skrzywdzona przez los, że chłopak często łapał się na zmierzaniu w okolice okna jej pokoju podczas patroli. Chciał po prostu widzieć, że jest bezpieczna.

Szybko rozpoznał czerwone drzwi, które sam otworzył. Według słów Ivy: "Cioci i wujka nie ma, a drzwi i tak zamykamy tylko na noc." Przeszedł obok niedużej kuchni i salonu, z którego wychodził nieduży balkonik. W korytarzu znajdowały się pokoje dziewczyn - po prawej ten Ivy, a metr dalej -  MJ.

Pete podszedł do ciemnych drzwi i zastukał w nie kilka razy. Po chwili usłyszał jakiś huk i zmieszane "Proszę".

Wszedł do środka, gdzie ukazała mu się siedząca na swoim łóżku Ivy. Miała obok siebie zeszyt i podręcznik z lekko pogniecionymi kartkami. Uśmiech wpłynął na twarz chłopaka, kiedy zobaczył tą niewinną buźkę. Ktoś taki nie mógł zasługiwać na tyle zła.

-Cześć. Gotowa na fale i częstotliwości? Bo czeka nas jeszcze promieniowanie.- powiedział optymistycznie, czując się w swoim żywiole.

-A czy można być gotowym na fizykę?- zapytała szatynka z uśmiechem, który później ustąpił niepewności i westchnieniu. Tak, nie przepadała za tym przedmiotem.

-Śmiem twierdzić, że tak.

Peter podszedł do dziewczyny i usadowił się obok niej na łóżku. Położył sobie na kolanach laptopa i odpalił jakąś prezentację.

Po zakończeniu omawiania prezentacji, Ivy czuła się beznadziejnie. Nawet nie miała nadzieji, że się nauczy, ale nie mogła wyjść z szoku. Peter naprawdę był niesamowity. Nie dziwiła się Starkowi, że położył na nim łapska.

-To co? Rozumiesz już coś, czy powtórka?- zapytał szatyn, niezrażony zmartwieniem na twarzy przyjaciółki.

-Ty jesteś aniołem, że masz taką cierpliwość?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, chcąc zarówno skomplementować Parkera (bardzo słodko się rumienił), jak i odwlec nieuchronne widmo powtórki materiału.

-Daj spokój.- zaczerwienił się, co tylko dało dziewczynie satysfakcję. Pete był taki uroczy i przewidywalny.

-Nie bądź taki skromny. Już nie pierwszy raz jesteś dla mnie wzorem najbardziej kompetentnego nauczyciela.- odparła, śmiejąc się. Nawet jeśli wprowadzało to chłopaka w jeszcze większe zakłopotanie, była to szczera prawda.

-Ekhm... tak... Dziękuję.- powiedział całkiem cicho i otworzył znowu pierwszy slajd prezentacji.- Ale zrobiłem tę prezentację dla ciebie, nie dla pochwał.

-Czekaj... co? To nie jest jakaś stara prezentacja? Robiłeś ją specjalnie dla mnie?- Ivy nie wiedziała, czy patrzyć na Petera jak na bóstwo, czy kretyna. Dlaczego on się tak wysilał? Dla kogo?

-Jasne. Zwykłe definicje byłyby dla ciebie zbyt skomplikowane, więc uprościłem parę rzeczy.- uśmiechnął się złośliwie, co dziewczyna natychmiast podłapała.

-Ach tak, Parker? W takim razie powtóreczka i zobaczymy, czy to takie skomplikowane. Jak zrobię pięćdziesiąt procent, kupujesz mi lody.

-W środku zimy?- chłopak uniósł brew z ciepłym uśmiechem.

-Naturalnie.


-Źle wyglądasz.- stwierdziła blondynka, siorbiąc sok pomarańczowy z kartonika. Przypatrywała się swojemu przyjacielowi, który, mimo dobrej kondycji fizycznej, miał w oczach zmęczenie.

-Racja. Powinieneś wziąć zwolnienie. Nikt cię takiego nie wpuści na trening.- drugi chłopak, o orzechowych włosach, poprawił swoje usadowienie na krześle oraz położenie swojej ręki, która spoczywała teraz na plecach dziewczyny

-Wszystko jest w porządku. Mam po prostu dosyć teorii na dzisiaj.- odchrząknął Nelson, jednocześnie z dobrze krytą niechęcią zauważając, jak jego kumpel gładzi plecy Sylwii.

-Nie wydaje mi się. Dłonie ci się trzęsą. Możesz nam powiedzieć, jeśli coś się dzieje, Nelson.- powiedziała dziewczyna z troską.

Właśnie tej troski, niebieskich oczu, złotych włosów i anielskiego uśmiechu chłopak zawsze nienawidził. Dlaczego? Z prostego powodu. Sylwia zawsze się mu podobała, odkąd się poznali. Jednak jej serce zostało zdobyte przez Marco, drugiego chłopaka. Nie był ani wyższy od Nelsona, ani zwinniejszy, ani lepszy w gimnastyce. Wszak to Nel i Sylwia zajmowali się tą dziedziną sportu. Szatyn grał jedynie w rugby.

-Nie ma czym się martwić. To jedynie trochę stresu. Koleżanka złamała nogę.- burknął, kończąc posiłek. Marco zaświeciły się oczy.

-Ta koleżanka, z którą tyle ćwiczysz? To na pewno tylko koleżanka?- znowu zaczął tym samym tekstem, który Nel nauczył się obłędnie puszczać mimo uszu.

-Ale dzisiaj chętnie poćwiczę z Sylwią. To chyba nie problem, nie?- zapytał. Jego ćwiczenia z dziewczyną skończyły się już dawno. Od kiedy zaczęła umawiać się z Marco, nie miała czasu dla swojego przyjaciela i cichego adoratora.

-Jasne, że nie!- blondynka wyglądała na uradowaną.- Dawno nie ćwiczyliśmy razem. To bedzie jak powrót do starych dobrych czasów!

Zaraz po tych słowach Marco zaczął przewiercać głowę dziewczyny nieodgadnionym spojrzeniem. Oczywistym było, że był zazdrosny o każdego, w każdej chwli.

-Nie żeby czasy, w których jesteśmy były złe.- dodał szatyn, składając pocałunek na policzku swojej dziewczyny. Widać chciał jeszcze raz pokazać, że należy do niego, ale ta cmoknęła go w kącik ust i wstała od stolika.

-Biegnę do szatni się przebrać.

-To ja też pójdę.- Nelson wstał niedbale i zarzucił torbę na ramię. Nie było widać na jego twarzy ani krztyny entuzjazmu.

-Bawcie się dobrze.- odparł wyraźnie niezadowolony Marco, poczym odprowadził wzrokiem zarówno swoją dziewczynę, jak i kolegę, do drzwi.


Zanim wyszedł z szatni, wyciągnął z torby niebieskie pudełeczko. Rana zaczynała go znowu boleć, ale na szczęście miał na to sposób. Battlecry nie tylko dobrze znieczulało, ale również przyspieszało gojenie się jego obrażeń. Pod błoną znajdowała się już przyzwoita warstwa skóry, jednak do pełnego wyleczenia jeszcze sporo jej brakowało.

Nelson wyjął strzykawkę i znalazł miejsce, gdzie jeszcze się nie wkłuwał. Wokół rany było już sporo obrzęków, jakie wywoływały częste zastrzyki. Gdy tylko zielony płyn zniknął pod jego skórą, po jego ciele rozeszło się przyjemne mrowienie, a krew przyspieszyła. Jednak nawet adrenalina nie mogła się równać z Battlecry.

Rike wyszedł zadowolony z łazienki w szatni i zarzucił na siebie granatową koszulkę. Nikt nie mógł zobaczyć błony.

Wszedł na obszerną salę gimnastyczną, gdzie Sylwia już wyciągnęła na środek dwie maty. Mocowała się natomiast z blokadami przy kołach przenośnego drążka. Viemnoskóry uśmiechnął się lekko.

-Zdaje się, że przyda ci się pomocna dłoń.- westchnął, podchodząc do sprzętu i bez najmniejszego problemu zdejmując blokadę.- Albo biceps.

-O tak. Tylko na ciebie czekałam mięśniaku.- stwierdziła blondynka, zakladając ręce na biodra.- Od kiedy masz tyle siły, co?

-Odkąd trenuję z gimnastycznym geniuszem.- zaśmiał się. Miał oczywiście na myśli wypady z Toxine, nie treningi, o których już dawno zapomnieli.

-Tak się nazywa? Ładne imię.- Sylwia posłała przyjacielowi roześmiane spojrzenie, poczym złapała za jedną część odblokowanego już drążka i zaczęła sunąć go na środek sali, gdzie były dla niego specjalne otwory.

-Ma na imię Ivy. Ale to jedynie przyjaciółka.- odparł, marsząc brwi.- Szkoda, że Marco nie rozumie takich rzeczy. Dla niego każda dziewczyna musi być potencjalną partnerką...

-Odkąd ma mnie, raczej rozgląda się za kimś dla ciebie.

-Sam sobie kogoś znajdę.- stwierdził, poczym nasunęli drążek na otwory, a on wpadł w nie z głośnym zgrzytem.- W każdym razie, panie przodem.

-Pewnie, dżentelmenie.

🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷
O.H.A.Y.O.
Witam w kolejnym rozdziale
Dawno się nieodzywałam i nie mam konkretnego powodu wstawiania tu mojej wypowiedzi, ale chciałam się przywitać
Have a good day, mina 😉
Miłego czytanka 🕷
🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸🕷🕸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro