🕸9🕸

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia w szkole Ivy wszędzie chodziła z czystym zeszytem. Próbowała zapisać w nim swoje myśli, problemy, ciekawe wydarzenia, o których jej tata nie miał pojęcia.
Była tym tak pochłonięta, że nie raz wlazła na kogoś i musiała przepraszać, przez co gubiła wątek. Starała się poświęcić każdą wolną chwilę swojemu dziełu.
Niepotrzebną lekcję fizyki też wykorzystała na pisanie swojego listu. Cały dzień była tak nieobecna, że przyjaciele już zdążyli uknuć spisek.
-IJ pisze list miłosny.- zaświergotała MJ, a Ned zaczął jej wtórować.
-Do kogo?- zaciekawił się Peter.
-Pewnie do swojego "kolegi" z siłowni.- MJ zaśmiała się złowieszczo.
-Podobno chodzą razem po mieście i jedzą kebaby.- dodał Ned.
-Nie opowiadajcie głupot.- odparła dziewczyna, na chwilę przerywając pisanie.- Nelson to tylko znajomy. Poza tym on chyba ma dziewczynę.
-Ale spędzacie razem tyle czasu! Na pewno musisz go, ekhm, lubić.- kuzynka nie dawała za wygraną.
-To list do taty. Wiesz przecież, że obiecałam mu je wysyłać. Tylko... ciężko mi go napisać.- powiedziała, uderzając się ołówkiem w czoło.
-Dlaczego?- zapytał Ned.- Przecież to tylko twój tata.
-Wiesz, my jesteśmy dość problematyczną rodziną. Nie chcę go niczym martwić, bo nadal przeżywa śmierć mamy.- westchnęła i skreśliła jedno zdanie.
-A co się z nią stało?- Ned wyraźnie się zainteresował.
-Nowotwór. Zmarła ponad rok temu.
-Ned. Nie męcz jej.- powiedział już poważnie Peter, widząc niechęć i zmęczenie, wpełzające na twarz dziewczyny.
-Już, już... pisz w spokoju. Będę cicho. Ty też MJ.
-Oke, oke.- westchnęła kuzynka i skończyła temat "listu miłosnego".
Po lekcjach Ivony wyjątkowo postanowiła poczekać na kuzynkę i usiadła sobie z tyłu sali, gdzie odbywały się ich zajęcia klubowe.
Niby pisała list, ale jednym okiem i jednym uchem część uwagi poświęcała prowadzonym rozgrywkom. Uczniowie byli tak niesamowici, pamiętali jakieś stałe liczby, pierwiastki chemiczne czy inne rzeczy, które Ivy zwykle po prostu zrzynała z podręcznika, bo przecież im wolno. No po prostu geniusze.
Momentami "budziła" się, przyłapując się na próbach odpowiadania na zadawane pytania, ale była za wolna, a i większość jej pomysłów była błędna.
Tymczasem na kartce więcej było zamazanych, czarnych plam niż tekstu. Prawdę mówiąc, nie miała wiele do powiedzenia ojcu. Żadnych problemów, nie musiała opowiadać o tęsknocie czy smutku, bo do tego zdążyła przywyknąć i znała sposoby, aby sobie z nimi radzić.
Podrapała się ołówkiem po prawej brwi i zaczęła opisywać swoich znajomych, bo chyba oni byli jedynymi tak barwnymi osobami, które mogłoby nie tylko zapełnić całą kartkę, ale też opisać jej ostatnie dni w Queens.
-Hej, już po lekcji.- Ivony usłyszała głos kuzynki, która kierowała się w stronę drzwi.
-Dobrze wam szło. Tobie i chłopakom.- odparła szatynka, pakując zeszyt do torby.
-A jak tam twój list?
-Szczerze, osobliwy, ale tata z pewnością go zrozumie.- stwierdziła z melancholijnym uśmiechem i zarzuciła torbę na plecy.
Wyszły na plac przed szkołą i zdążyły jeszcze zobaczyć jak Parker wsiada do czarnej limuzyny i odjeżdża w siną dal.
-Staż u Starka?
-Oczywiście.- westchnęła ciemnoskóra i poklepała Ivy po ramieniu, poczym poszła w stronę ich dzielnicy.
Szatynka jak zwykle ruszyła na siłownię, wytrząść z siebie smutki, żale i pytania, by pozostać szczęśliwa i chociaż pozornie spokojna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro