5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z samego rana Beck obudził się i zorientował się, że ktoś go od tyłu przytula. Zanim wykonał jaki kolwiek ruch poczuł na tyłku coś podłużnego i twardego. Zrozumiał iż jest to penis Peter'a. Nie odsunął się jednak pomyslał, że wywinie chłopakowi ten sam numer co on jemu, ale trochę inaczej.

Odsunął sie do niego tak, aby go nie obudzić. Zsunął mu delikatnie bokserki i wyszedł z namiotu. Otworzył bagażnik i wyjął z jego torby wszystkie bokserki następnie zasunął torbę i zamknął bagażnik. Otworzył drzwi pasażera i zobaczył na siedzeniu swoje bokserki zignorował to jednak i schował bokserki chłopaka do schowka.

Wziął jedną parę i założył je, żeby nie być w tych wczorajszych. Zamknął drzwi i wrócił do torby Peter'a. Wziął jakieś ciuchy i się ubrał bo było trochę zimno. Rozpalił ognisko i wstawił wodę na kawę.

Parker wstał chwilę po tym jak Quentin zaparzył kawę. Podszedł do samochodu się ubrać. Beck patrzył na niego i miedy zobaczył szok na jego twarzy to zaśmiał się głośno. Młodszy nie przejął się tym zbytnio Ubrał czarne dresy oraz białą koszulkę.

Usiadł obok śmieszka i popatrzył na niego lekko wkurzony. Wziął kawę bez słowa i powoli ją pił.

- Nudziło ci się ? Czy chciałeś sie odegrać ?

- Jedno i drugie. Cha cha cha.

- A weź. Dobra jebać to. Co dziś robimy ?

- Nie wiem może poprostu posiedzimy i się napierdolimy do upadłego ?

- Może być.

Wypili kawę do reszty i poszli się trochę przejść przed piciem. Rozkoszowali się ciepłym dniem. Po powrocie wyjęli schłodzony sześciopak i na początek pili spokojnie, a potem wypili wszystko co mieli. Nieźle się spili.

Po pewnym czasie zaczęli pływać. Peter trochę wytrzeźwiał, ale Quentin nie za bardzo. W pewnym momencie Beck zaczął się topić. Parker rzucił mu się na ratunek. Szybko wyciągnał go na brzeg. Sprawdził puls nie wyczuł go z oddechem to samo.

Przeraził się, ale szybko opanował i zaczął reanimację. Wykonywał trzydzieści ucisków klatki piersiowej oraz dwa wdechy. Kiedy udało mu się w miarę ustabilizować stan Quentina zadzwonił do Starka.

- Stark szybko przyślij tu helikopter Beck się topił!!! Wyciągnąłem go, ale nie oddychał. Udało mi się przywrócić go do życia, ale długo nie da rady. - powiedzial roztrzęsiony.

- Już wysłałem. Moi ludzie będą za 10 minut. Wypluł wodę ?

- Nie.

- Szybko przechyl go na bok bo inaczej się nią udusi. - poinstruował

Chłopak posłuchał i położył Quentina no boku. Z ust starszego wylała się woda.

- Już wypluł wodę.

- Dobrze. Teraz zostaw go w tej pozycji i co jakiś czas sprawdzaj oddech.

- Dziękuję.

Stark się rozłączył, a Peter cały czas patrzył się czy klatka Beck'a się unosi. Ratownicy zjawili się tak jak mówił Tony. Zabrali topielca i odfrunęli. Peter szybko zdjął z drzewa torbę starszego. Złożył namiot i zgasił ognisko. Zapakował wszystko do samochodu.

Ruszył najszybciej jak mógł do Wierzy. Jechał z największą prędkością jaką mógł. Był pod budynkiem w 30 minut. Wbiegł do środka i zapytał się gdzie jest Beck. Dostał informacje, że w sali medycznej na piątym piętrze. Pobiegł do niej i zobaczył leżącego Quentina. Zorientował się, że jego stan jest stabilny i odetchnął z ulgą.

Siedział przy nim prawie cały czas. Chciał przy nim być kiedy się obudzi po czterech dniach to się stało. Kiedy Peter miał już iść usłyszał za sobą słaby głos.

- Zaczekaj.

Ożywiony i szczęśliwy obrócił się do mówiącego. Podbiegł do niego i go przytulił.

- Dziękuję.

- Nie pozwoliłbym ci umrzeć, ale więcej mi tak nie rób.

- Postaram się.

- Dziękuję, ale pójdę się położyć.

- Chcę ci coś powiedzieć.

- Co takiego ?

◇◇◇◇◇◇◇
Doprowadze was w tym rozdziale do kurwicy, ale jest tego warte jeśli kto kolwiek czyta to niech napisze czy się podoba

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro