8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem z Olsenem u burmistrza.

Twaldzki przetarł oczy i podjechał do okna.

- Więc... Umarła, tak? A Morderca z Kansas nie żyje? Choć tyle... To miasto zasługuje na więcej. Kiedyś było tu spokojnie, a teraz... Wybaczcie panowie, muszę na stronę, uprzedzając pytania, dam sobie radę.

Zostaliśmy sami z Olsenem.

- No... To chyba koniec -powiedział McWird.

- Nie wiem... Katherine mówiła, że to nie koniec, tak jak Rupert. Miał wspólnika... Kogoś zaufanego, kogoś...
Kogoś z rodziny.

W tym momencie dostrzegłem garotę owiniętą wokół szyi towarzysza. Nim zdążyłem wstać, zostałem powalony przez silny cios.

- Cholerne szczury z FBI, czemu nigdy nie kończycie swoich spraw w odpowiednim czasie..?-Spytał burmistrz, odpychając Olsena pod ścianę i wyjmując pistolet. - Teraz muszę posprzątać po tym, co tu narobiliście...

- Co... - jęknąłem.

- Zabiliście mi siostrzeńca, i tak nie był zbyt inteligentny... Tak naprawdę nazywam się Fred Markson. I tak zdechniecie, to wszystko wam opowiem... Potrzebuję tego. Chcę być wolny.

Zosałem brutalnie posadzony na kanapie obok odzyskującego przytomność agenta FBI.

- Więc z tym wózkiem to bzdura?

- A jak! Ale wiesz, nikt nie podejrzewa że się wymykasz gdzieś w nocy, bo masz sparaliżowane nogi, nie? Dobre alibi... Ale teraz przejdę do historii swojego życia...

- Byle szybo, muszę cię aresztować, a chcę mieć to z głowy... Cholera, pamiętam, kiedy byłem dzieckiem, wtedy zostałeś burmistrzem... Nie sądziłem, że naszym miasteczkiem włada psychol...

- Spokojnie, Olsen, nie zabiorę wiele czasu. Więc zaczęło się podczas II Wojny Światowej...

- Proszę cię... - Zaczął McWird, ale donośny wystrzał zagłuszył jego wypowiedź. - ACH! KURWA, MOJA NOGA!

- Nie klnij, i posłuchaj. Był rok 1944, byłem w Berlinie, ukrywaliśmy Żyda. Jakiś sąsiad na nas doniósł, właściwie sąsiadka, żona człowieka, który zabił mi rodziców, Schmidt... Wpadł do domu razem z oddziałem. Matka ukryła nas w szafie, mnie i brata. Potem ich zastrzelili, rodziców... Minęła wojna, zdaliśmy szkołę i nasze drogi się rozeszły. Jednak ostatnią wolą rodziców było odziedziczenie spadku przeze mnie, a Carl obszedł system i sfałszował cały dokument... Nie mogłem z nim walczyć, dawał mi pieniądze, byłem od niego uzależniony... W międzyczasie moja żona zmarła przy porodzie, ale mniejsza o to... Odkryłem, że Rupert, syn Carla interesuje się Katherine w ten... Niecodzienny sposób. Postanowiłem to wykorzystać i rozwalić ich obu. Ale po wielu latach... Upozorowałem własną śmierć i objąłem fotel burmistrza jako Fred Twaldzki... Potem odnalazłem Ruperta w Kansas, w psychiatryku. Wyznałem kim jestem i zaproponowałem zemstę. Razem wytopiliśmy i doktorka, i resztkę mojej rodziny... Zabiłem doktora i jego żonę, to samo zrobiłem z bratem... Katherine zabił Rupert...

- Czemu chciałeś śmierci córki?

- Widzisz, kiedy brat skąpił pieniędzy rodziców, ona chodziła po barach i dawała za pieniądze... Kazałem jej znaleźć jakąś normalną pracę, ale nie słuchała... Dopiero przed miesiącem zatrudniła się w sklepie... I to wszystko. Koniec.

- Mówiłeś, że i tak zdechniemy... Zabijesz nas? - zapytałem drżącym głosem.

- Nie, dam wam jeszcze pożyć. Ale i tak kiedyś zdechniecie. Każdy zdechnie - To mówiąc Fred wyciągnął pistolet i włożył go sobie w usta. - Ale ja nie chcę zdechnąć w więzieniu...

-Nie! - krzyknął Olsen ciężko wstając.

Rozległ się huk i dźwięk jaki wydaje upadające, martwe ciało.

- Więc... Chociaż nie będę musiał opowiadać wszystkiego w sądzie... - mruknąłem. - Skomplikowana historia.

- Żebyś wiedział, Andrew, żebyś wiedział... Oficjalnie, ta sprawa jest otwarta. FBI zorganizuje twoje zniknięcie z miasta. Nikomu nic nie powiesz, dobra? Bo zabiją nas obu za niedotrzymanie protokołu...

- Jasne, jasne... FBI i ich gierki w ochronę świadków... Zgadzam się, Róbcie swoje. Tylko niech pamiętają, dzięki komu osiągnęli sukces.

- Nie zapomną, nie martw się... Nie zapomną - Olsen poklepał mnie po plecach. - Zadzwonię po nich, muszą tu posprzątać. To była niesamowita sprawa, Marsh, dziękuję ci za to.

- Proszę bardzo, oby takich zagmatwanych spraw było mniej...

- Kombinacji jest tyle, co człowiek wymyśli. A niektórzy szaleńcy mają wyjątkowo poplątany umysł... - Zaśmiał się McWird.

DZISIAJ, 20 LUTEGO 2006 ROKU.

Siedzę aktualnie w pokoju hotelowym. Jestem na tropie zaginionych studentów w Kolorado. Zacząłem pisać w dzienniku:

"Nazywam się Andrew Marsh. Jestem dziennikarzem śledczym. Miałem już wiele dziwnych spraw, ale ta w Moulton jest najdziwniejszą z nich. Przybyłem do tego miasta tydzień temu a już czuję się jak w piekle.

Najpierw przypieprzyła się jakaś gangsterka czy inna banda i musiałem się zaszyć. Czuję, że ta mafia ma coś wspólnego z tymi zaginionymi. W lokalnej bibliotece znalazłem stare gazety, które sugerują na kult Cthulhu.
Też porywali ludzi, żeby ich w bestialski sposób torturować i oddać w ofierze ich nieznanym bogom... Znalazłem ślady sekty na bagnach... Wyruszam. Jeśli zdemaskuję i sektę i mafię, to będzie moje największe dzieło. Jeśli oczywiście przeżyję. To nie pierwsza taka sprawa. W dzienniku mam ich wiele.

Mam też na sumieniu sprawy nierozwiązane. Jeśli ktoś kompetentny znajdzie ten dziennik po latach, niech rusza tropem Mordercy z Kansas. Od lat o nim już nie słyszałem... Może coś się zmieni. Może winni zostaną ukarani. Biorę swoją kamerę, żeby mieć jakiekolwiek dowody. Muszę iść. Mafia depcze mi po piętach..."

Niezłe kłamstwo z tym Mordercą... Niech naiwni detektywi uganiają się za kimś, kto już od dawna gryzie piach... Ciekawe czy ktoś się na to nabierze?

Uch, muszę iść spać, za długo przeglądam już te papiery...

Mam sprawę do załatwienia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro