IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dalsze działania

Przez ostatnie dwa dni do willi organizacji przyjeżdżało dużo kraj. Większości nie kojarzyłem lub nie znałem, ale przez ten czas miałem okazję ich obserwować. Dokładnie poznać. Przyglądałem się każdemu ruchowi, decyzji, każdemu słowu, który wypowiadali. Chciałem wiedzieć z kim mam współpracować. Komu mógłbym zaufać.

Pierwszego dnia  z ważniejszych kraju pojawił się Indie, lekarz, którego zdążyłem już poznać kilka dni wcześniej.
Wysoki, przystojny mężczyzna z zielonymi oczami, mocnymi zarysami twarzy i o lekko siwych włosach. Na pierwszy rzut oka wydawał się na tego z tych poważnych, zimnych i upartych, co myślą tylko o sobie i o swojej racji, ktorzy nie dopuszcza do zdania reszty. Jednak szybko się okazało, że jest inaczej. Po rozmowie z nim okazało się jak bardzo odpowiedzialnym, miłym i ciepłym jest facetem, o wielkim sercu dla którego najważniejszą rzeczą jest wykonanie swojego zawodu poprawnie oraz równie ważna jest pomoc innym. Ich zdrowie.

Kolejną osobą równie ważna osoba, która się pojawiła, był mój kuzyn Węgry, Unia przydzielił mu pomoc z bronią. Cóż młody chłopak miał do tego oko, więc nie dziwiła mnie ta decyzja.
Z nim przyjechał Litwa. Wydzielili mu pomoc z lekami u Indii, nie wiedziałem, że się na nich zna wogule.

Następnie pojawił się Niemcy, który ciepło mnie przywitał i zasypał pytaniami. Głównie chciał wiedzieć czy ze mną wszystko dobrze. Uspokoiłem go i zamieniliśmy parę słów. Przez całą rozmowę widziałem kątem oka jak Rosja patrzy w nasza stronę. Było to dziwne bo biło od niego negatywne uczucie.
Po zakończonej rozmowie chciałem pogadać z nim ale już go nie było. Dlatego też znowu zostałem sam i zacząłem kontynuować swoje poprzednie zajęcie.

Następnymi krajami byli Francja i Wielka Brytania. Oczywiście, jakże by ich miało zabraknąć. Stara para, małżeństwo, które rozwiodła się przez różne spojrzenie na świat. Wielka Brytania jak na swój wiek wyglądał dobrze i w pełni sił jego garnitur wręcz "pachnial" elegancją. Zaś Francja cóż, muszę przyznać, że jego urok ani trochę nie zmalał. Przywitaliśmy się formalnie i poszli w swoją stronę. Jedyne co po nich widziałem to to, że otula ich niepokój. No cóż tym razem raczej nie mogą tak po prostu nie pomoc w walce. Tak dalej mam im za złe, że nie pomogli mi w najgorszych chwilach.

Kolejnymi gośćmi byli Hiszpania, Portugalia, Argentyna, Brazylia, Chile, Peru i reszta, która należała kiedyś do Imperium Hiszpańskiego. Inaczej mówiąc ich ojca. Cała rodzinka została przydzielona do jednej grupy obrończej. Grupy która miała ochraniać tereny w którym będziemy przebywać.

Trzeciego dnia, czyli inaczej w teraźniejszość, pojawili się bracia Rosji i kraje pochodzące z Afryki. Dojechał też Chiny.
Obserwowałem go dłuższą chwile. Jego osoba, a szczególnie oczy spowodowały u mnie dziwne uczucie. Strach?
Takie zielone zmieszane ze złotem, takie piękne ale i jednocześnie groźne i mordercze. Głębokie. Takie które mogły by wyrwać z głębi człowieka najgorsze grzechy czy lęki.
Rozmyślając tak nad tym czemu tak jest nie zauważyłem, że ktoś do mnie podchodzi.

- Witaj młodzieńcze. - odezwał się niski męski głos, który swoim dźwiękiem eksponował władze i potęgę. - Ty jesteś Polska o którym słyszałem. Nie prawdaż? - powoli od wróciłem się w stronę głosu. Zatkało mnie widząc wysokiego, potężnego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Miał lekki zarost, oczy poważne i widać, że trochę zmęczone ale dalej lśniły swoim złocistym kolorem. Jego ciało okryte jest koszulą, lekko rozpiętą u góry jego torsu, do tego miał ciemno brązowe spodnie. Na szyji miał złoty wisiorek.

- Ja - mruknąłem - tak to ja. - odpowiedziałem już bardziej ogarnięty. Nigdy go nie widziałem, nie znałem go. A jakimś cudem on znał mnie? Mnie? Taki mały kraj?

- Bardzo miło poznać, jestem Egipt - mówiąc to objął moją dłoń i lekko ucałował jej grzbiet. - Podobno to ty jesteś celem naszych wrogów. - spuściłem wzrom słysząc to, poczułem się winny temu chodź też wiem, że to nie moja wina. - Maluchu, nie win się - podnosił moją głowę w górę i na kierował na swój wzrok.

- Nie winie się - odparłem cicho.

- Twoje oczy mówią inaczej - nachylił się nad moim uchem. - oczy wiele zdradzają o kraju - szepnął.

- Tak Pan uważa? - spojrzałem mu w oczy. Nasze twarze były bardzo blisko siebie a oddechy mieszały. Musze przyznać, że jego osoba dość mocno mnie zawstydziła i zainteresowała. Taki tajemniczy, a jednocześnie czułem że mogłem mu zaufać.

- Ja tak nie uważam, ja to wiem i proszę cię. Żaden Pan, mów mi po imieniu. -uśmiechnął się i wyprostował. Za nim zdążyłem odpowiedzieć poczułem jak silne ramiona mnie obejmują.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro