"Kolejne lata poznawałam tajniki zielarstwa"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Kolejne lata poznawałam tajniki zielartwa jak i kształtowałam moje własne moce.
   To było to czego potrzebowałam. Życie z dala od cywilizacji pozwalało w pełni zrozumieć roślinność, wszystkie jej uzdrawiające i zabójcze właściwości.
   Nauczyciela z czasem zaczęłam traktować jak własnego dziadka. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jego braku. Pozwolił mi do siebie mówić "dziadku" i on nazywał mnie "wnuczką". Byliśmy jak najprawdziwsza rodzina.
   Poznałam życie na nowo.

   Odkąd tylko zaczęłam szkolenie było jedno pomieszczenie, do którego nie wolno mi było wchodzić. Była to piwnica, jedna z dwóch. Powtarzał też, że jak w końcu pozwoli mi tam wejść mam opuścić to miejsce.
   Jednak tamtego dnia stało się... Coś. Skończyłam układać porąbane drewno i wróciłam do chatki. Jak co wieczór witała mnie woń herbaty tak teraz nie było nic takiego. Nawet rądelek nie stał nad ogniem. Zamiast tego w oczy rzuciła mi się kartka.
   Jej treść brzmiała: "Wejdź do piwnicy i zabierz to co tam jest. Nie otwieraj. Chroń". Na odwrocie był jeszcze dopisek o treści "Jestem jednym z drzew".
    Nie płakałam po nim. Zgodnie z wierzeniami dziadka nie wolno było opłakiwać zmarłych, bo wsiąknięte w ziemię łzy nie wypuszczały duszy.
   Spakowałam się przygotowawszy do drogi. Pożegnałam się z domem porządnie go sprzątając. Nadszedł w końcu ten jeden moment, na który czekałam latami. Plecak położyłam pod ścianą i otworzyłam piwnicę. Wyglądała dokładnie tak jak ta, do której miałam nieograniczony dostęp. Była tylko bardziej... Pusta. W środku był tylko jeden zwój. Zgodnie z wolą dziadka wzięłam go, ale nie otworzyłam, chociaż bardzo kusiło.
   Nie wiedziałam dokładnie co chcę robić dalej. Przypomniałam sobie jednak spotkanie z ninja. Wyruszyłam więc na wyprawę do klasztoru Spinjitzu.

   Podróż w tę stronę była dużo szybsza, bo pomagały mi duchy przyrody. Zrozumiałam wtedy jak bardzo byłam wcześniej oddalona od kolebki wszelkiego istnienia.
   Zdążyłam zapomnieć jak to jest żyć w mieście. Środki komunikacji w ciągu tych kilku lat rozwinęły się mniej niż przypuszczałam, ale wciąż było nieco inaczej. Bilety na pociąg kupiłam za zakurzone banknoty, które zostały w moim portfelu po opuszczeniu rodzinnego domu. Koniec końców dotarłam do stolicy. Czułam się jak turystka mimo, że mieszkałam tam od dzieciństwa.
   Popytawszy trochę dowiedziałam się jak dotrzeć do klasztoru. Najpierw jednak udałam się na przedmieścia.
   Dom nieznacznie się zmienił. Największa zmiana zaszła na ogrodzeniu. Całe zarosło różanymi kwiatami. Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że rodzice zatrudnili ogrodnika.
   Zadzwoniłam i po chwili z domu wyszła nieznana mi kobieta. Zapytałam o rodziców. Powiedziała mi, że przeprowadzili się, ale nie wie gdzie. Podziękowałam i odeszłam.

   Dotarłszy do klasztoru bramę otworzył mi znany na całe Ninjago mistrz Wu. Wyjaśniłam krótko co mnie sprowadza. Wpuścił mnie do środka mówiąc, że ninja wkrótce wrócą.
   Dostałam jeden z pokoi gościnnych. W pierwszej kolejności wygrzebałam z dna plecaka telefon i ładowarkę. Podłączyłam urządzenie i je włączyłam.
   Po uruchomieniu wyśliwetlił mi około dwa tysiące nieprzeczytanych wiadomości i blisko tysiąc nieodebranych połączeń.
   Odczytałam wszystkie wiadomości dowiadując się, że rodzice przenieśli się do malutkiego domku nad morzem. Ostatni SMS został wysłany dzisięć tygodni wcześniej.
   Kiedy ninja wrócili do klasztoru przyjęli mnie z otwartymi rękoma. Uczyli mnie jak się bić, posługiwać bronią i takie tam. Pytali mnie nawet czy nie chciałabym do nich dołączyć, ale odmówiłam. Mimo, że potrafiłam pracować w zespole, na dłuższą metę nie dałabym rady. Wtedy już żyłam indywidualnie i doceniałam samotną pracę. Sama nie mogłam się wypalić. Chociaż "sama" to też złe słowo, bo kiedy tylko nauczyłam się rozumieć rośliny nie było opcji, żebym była całkowicie samotna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro