ROZDZIAŁ 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjechaliśmy już za miasto, całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Ten czas spędziłam na analizowaniu SMS'a od mojego brata. Miał rację, nie miałam dokąd iść. Byłam kompletnie sama na tym świecie. Ale wiedziałam jedno, nie wrócę tam. Marcus był zbyt skupiony na drodze żeby zauważyć moje telepiące się dłonie. Byłam mu wdzięczna za to co dla mnie zrobił. Gdybym go spotkała w normalnych warunkach to kto wie, może by coś z tego wyszło. Ale teraz gdy na mnie patrzył widział pewnie tylko zagubioną dziewczynę z problemami.

- Ja tutaj może już wysiądę- mruknęłam po chwili- chyba potrzebuję się przejść a to już niedaleko- Marcus wybity z tropu, spojrzał się na mnie:

- Jesteś pewna?- zmarszczył delikatnie brwi.

- Tak- po tych słowach zatrzymał się na poboczu i włączył awaryjne światła- dziękuję za wszystko- posłałam mu słaby uśmiech, otwierając drzwi.

- Zaczekaj, daj mi swój telefon na chwilę- delikatnie zdziwiona podałam mu telefon. Po chwili oddał mi go- masz tam mój numer, w razie co zadzwoń- teraz to on mi posłał szczery uśmiech. Cholera za często się uśmiecha.

Wysiadłam z samochodu. Tak naprawdę miałam jeszcze spory kawałek. Ruszyłam przed siebie. W głowie powtarzałam sobie nie odwracaj się Lu, nie odwracaj. Usłyszałam tylko, że Marcus cofa i wraca w kierunku z którego przyjechaliśmy. Zacisnęłam dłonie w pięści. Po policzku spłynęła mi niekontrolowana łza. Nie chciałam płakać ale już było za późno. Jako,że trochę jeszcze posiedzieliśmy w warsztacie zbliżała się 17. Słońce leniwie chowało się za horyzont.

Droga po której szłam była praktycznie nie używana, tylko w dużych odstępach czasowych przejeżdżał samochód kierujący się do miasta albo z niego wracający. Zatrzymałam się dopiero przy moście pod którym mieściły się tory kolejowe. Odwróciłam się czując ostatnie promienie zachodzącego słońca na mojej twarzy. Wzięłam głęboki wdech. Starałam się oczyścić umysł od natłoku myśli o tym wszystkim. Czy tak właśnie wygląda koniec? Tylko to pytanie zostało mi w głowie. Drżącą dłonią wytarłam kolejną łzę. Tak bardzo chciałam nie czuć już tego bólu, tego głosu z tyłu głowy szepczącego, że znowu coś źle zrobiłam. Nie chciałam słyszeć od ludzi żebym pokazała jaka jestem silna, że mnie stać. Gówno prawda. Jestem zmęczonym wrakiem człowieka. 18 lat to za dużo. Powinnam w ogóle nie przychodzić na ten świat.

Łzy już płynęły mi strumieniami po policzkach, kapiąc na mieniący się w pomarańczowych odcieniach słońca, asfalt. Rozejrzałam się dookoła zatrzymując wzrok na kolorowych liściach drzewa. Ten właśnie widok chciałam zapamiętać. To już czas Lucy- pomyślałam. Pora zabierać się z tego świata.

Odwróciłam się z powrotem do barierki i się wychyliłam. Było wysoko. Dźwignęłam się na rękach i przełożyłam jedną nogę za metalowe rurki, a zaraz po niej drugą. Chwilę kurczowo się trzymałam, zawsze mogłam wrócić na bezpieczną stronę mostu. Teraz też przeszło mi przez myśl czy ktoś by się zatrzymał. Zdaję sobie sprawę, że próbuję to przeciągnąć jak się da. Ale chyba w takiej chwili nikt nie był by w stu procentach pewien. Kiedy musisz podjąć decyzję czy chcesz skoczyć czy żyć dalej zapominasz w minimalnej części o swoim chujowym życiu. Jedni myślą o rodzinie i o przyjaciołach. J a tego pierwszego nie miałam a co do przyjaciół... Na początku będą wściekłe. Wiem o tym, będą krzyczeć, płakać ale zrozumieją mój wybór- jestem tego pewna. Natomiast ja w tym momencie chcę zapamiętać kolory- drzew, nieba, trawy. Śpiew ptaków, tą cudowną melodię.

Puszczam jedną rękę. Jestem egoistką. Każdy samobójca nim jest. Zabiera pewną część codzienności innym i zastępuje ją pustką której niczym nie da się wypełnić. Z czasem, faktycznie ci ludzie zaczynają normalnie funkcjonować ale nigdy nie jest tak jak wcześniej. Dla przykładu- oglądając zdjęcia ktoś się pyta kto to? Moja mama. Gdzie teraz jest? Nie żyje. I w ten oto sposób zapada niezręczna cisza. Zarówno ty nie masz bladego pojęcia co powiedzieć a twój rozmówca dosłownie jest blady.

Ludzie śmierć traktują jako temat tabu. Dostając pytanie dlaczego nie chcą o tym rozmawiać mówią, że to jest przykre, zbyt emocjonalne lub po prostu milczą. Obawiam się, że ci milczący ludzie o wiele gorzej sobie z tym radzą. Wszystko tłumią w sobie, kiwają głowami na pytanie czy wszystko jest ok. Posyłają uśmiechy, które ćwiczyli godzinami przed lustrem po czym i tak zanosili się płaczem.

Odwróciłam się, nadal trzymając się lewą ręką metalowego pręta. Teraz już nie było odwrotu. Zamknęłam oczy i puściłam drugą dłoń. Zacisnęłam powieki jeszcze bardziej. Teraz najmniejszy ruch i od razu spadam. Lęk powoli ustępuje miejsca ciekawości. Jak to będzie przez chwilę nie czuć podłoża. Czuć, że już od nikogo nie jestem zależna. Już miałam wystawić jedną stopę gdy nagle poczułam silny ucisk w pasie. Potem przez chwilę nie czułam już nic.

Czy to tak wygląda śmierć? Myślałam, że będzie gorzej.

Chwila jednak może nie umarłam? Czuję jak ktoś ściąga mnie na bezpieczną stronę za barierkę, ale ręce nie puszczają. Wręcz przeciwnie, zostaję przyciągnięta bliżej tak, że mam za mało miejsca żeby swobodnie oddychać. Nie jestem w stanie nazwać tego uczucia które we mnie buzuje. Czuję przyśpieszone bicie serca na całym ciele dosłownie. Obce dłonie gładzą mnie po plecach, obcy oddech- który też jest przyśpieszony- czuję na moim czole. Dopiero po chwili czuję w sobie rosnącą wściekłość. Chcę się uwolnić z tego coraz bardziej ciążącego mi uścisku. Jak na złość ucisk z każdym moim szarpnięciem staje się mocniejszy. Z bezsilności zaczynam płakać. Kolana się pode mną uginają, tak że po chwili siedzimy oboje na ulicy.

- Już, uspokój się - gładzi mnie po włosach- nie wierzę w to co chciałaś zrobić.

- K..kim- próbuję złożyć jakiekolwiek zdanie ale co chwila przerwa mi napad płaczu przez co nie mogę złapać powietrza. Chłopak dalej gładzi mnie po włosach myśląc, że mnie to uspokaja. Wręcz przeciwnie. W tej chwili to działało na mnie jak płachta na byka.

Gdy tylko myślał, że już się uspokoiłam delikatnie poluźnił uścisk. Wykorzystałam to i wstałam a on zaraz za mną. Widząc jego zdezorientowanie cofnęłam się o trzy kroki. Momentalnie pobladł na twarzy. Zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi. Byłam gotowa do ataku, nawet jeśli akurat ten miał być tylko słowny.

- Kim ty do cholery myślisz, że jesteś ściągając mnie z tego cholernego mostu?- nie bawiłam się już w spokojne rozmowy. Ja zaczęłam krzyczeć- No kim?- zadałam to pytanie nie dając mu szansy na odpowiedź- Skąd wiesz, że chce żyć? Że chce zostać na tym pojebanym świecie gdzie nie mam nikogo?- widząc, że już otwiera usta kontynuowałam- nawet się nie waż mówić, że mam ciebie. Gówno prawda- wypluwałam słowo za słowem- Nie rozumiem jeszcze jaki masz w tym interes ale kiedy skończy ci się to opłacać znikniesz jak każdy- patrzyłam się na niego wściekle. Marcus pierwszy raz opuścił wzrok.

Dopiero w tamtym momencie doszła do mnie moc słów, które wypowiadałam. Przejechałam dłonią po twarzy.

- Ja po prostu chcę do rodziców- dodałam cicho- tylko tyle- szepnęłam i opuściłam wzrok.

Marcus podszedł do mnie i mnie przytulił. Już się nie sprzeciwiałam, poddałam się. Chciałam go zapytać co on tu jeszcze robił, ale ta chwila nie była odpowiednia dla nikogo. Staliśmy tak dopóki przejeżdżający samochód na nas nie zatrąbił. Odsunęliśmy się delikatnie od siebie. Dopiero teraz odczułam chłodne powietrze i moje zęby same z siebie zaczęły się o siebie obijać. Jemu też musiało nie być gorąco. Zauważył to i po chwili dodał:

- Zaparkowałem niedaleko, chodźmy bo niedługo mi zamarzniesz- uśmiechnął się, tylko tym razem to był smutny uśmiech.

Nie protestowałam i ruszyłam za nim. Było mi wstyd, że akurat on musiał na to patrzeć, że to on przyjął na siebie moją złość i frustracje. Lepiej by było gdyby dowiedział się z jakiejś rozmowy w sklepie. Przynajmniej było by już po fakcie. Wsiedliśmy do samochodu i Marcus od razu włączył ogrzewanie.

- Nie chciałam żebyś na to patrzył- mruknęłam pod nosem, pocierając dłonie o siebie- i też chcę żebyś wiedział, że to wszystko... co mówiłam nie było prawdą- ale to wszystko musiało być żałosne.

- Wszystko co mówi człowiek w złości, w części jest prawdą- mówi bez wyrzutów, jakby nie był na mnie zły. Miał też rację, Jack krzycząc, że jestem nikim miał rację.

Marcus chyba rozpoznał, że zadręczam się jakimiś myślami, położył dłoń na moich w ramach otuchy.

- Posiedzimy jeszcze chwilę tutaj a potem odwiozę cię pod same drzwi zrozumiano?- na potwierdzenie swoich słów delikatnie ścisnął moje dłonie.

- Czy ty jesteś jakimś moim cholernym aniołem stróżem? Bo jeżeli tak nie zasługuję na ciebie- na te słowa tylko się zaśmiał.

Przez całą drogę nie zabierał ręki z moich, może bał się tego, że wyskoczę z samochodu? Uśmiechnęłam się na tą myśl. Teraz sami się domyślajcie czy chodziło mi o wyskoczenie z samochodu czy o fakt, że trzyma rękę na mojej.

Niekontrolowanie ziewnęłam, zdając sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona po dzisiejszych wydarzeniach. Nie mam siły już myśleć, ale wiem że jutro będzie gorzej. I to o wiele. Może pominę dzisiaj fakt, że chciałam się zabić przy rozmowie z Eleną. To jest bardzo mądra decyzja. Nie mam siły kłamać, że już tego nie zrobię. Podjechaliśmy pod dom i Marcus zgasił silnik i rozpiął pas.

- Nie musisz mnie odprowadzać pod same drzwi- mruknęłam wyobrażając sobie tą sytuację. W normalnych okolicznościach nawet bym się zaśmiała.

- Nie planowałem tego, ale dziękuję za pomysł, może teraz to zrobię- puścił mi oczko na co ja przewróciłam oczami. Już miałam wymyślać jakąś ripostę gdy zapaliło się światło nad drzwiami wejściowymi a w nich stała Elena. Odpięłam swój pas i chciałam wysiadać kiedy po raz nie pamiętam już który Marcus złapał mnie za rękę- a raczej za nadgarstek.

- Napisz- mruknęłam tylko ''mhm'' i '' dziękuję'' zatrzaskując za sobą drzwi.

Podeszłam do Eleny i ją przytuliłam na powitanie. Odwróciłam się w stronę gdzie nadal stoi samochód Marcusa i mimowolnie się uśmiechnęłam kiedy go przyłapałam, że nadal się na mnie patrzy.

- To on?- blondynka również się na niego patrzyła. Dziękowałam wtedy, że jest już ciemno. Pokiwałam głową i dam sobie rękę uciąć, że Marcus się uśmiechnął. Po chwili odpalił silnik i odjechał.

Weszłyśmy do domu. Od razu pierwsze co się rzucało w oczy to była masa zdjęć na ścianach. Państwo Elison byli bardzo kochanym małżeństwem. Marzenie rodziców każdej sieroty. Dominowały jasne barwy na ścianach, przeważnie beż albo odcienie szarego. Usłyszałam radosny śmiech pani Nory z kuchni. Weszłyśmy do pokoju Eleny, zdecydowanie się różnił od reszty domu, ściany były pokryte nierówno różową farbą. Od razu położyłam się na łóżku i westchnęłam.

-Masz mi wszystko powiedzieć- siadła obok mnie i posłała mi pośpieszające spojrzenie- Tina jutro przyjedzie, dzisiaj nie da rady się wyrwać- dodała tylko i czekała na moją opowieść.

Dobra, teraz się skup. Nie możesz powiedzieć nic o moście. Na pewno nie teraz.

Opowiedziałam to w wielkim skrócie. Jak siedziałam z Marcusem w warsztacie i, że przez przypadek poznałam jego kolegę. Jej akurat przypadł do gustu ten fragment:

- Był chociaż przystojny?- na jej twarzy zagościł uśmiech i wyczekiwała mojej odpowiedzi.

Wróciłam do niego myślami. Wysoki blondyn, o jasnych oczach i nienagannej posturze. Dłużej się nie zastanawiałam i kiwnęłam głową na co Tina wyszczerzyła się jeszcze bardziej. W myślach dodałam, że Marcus jest przystojniejszy i ja też się uśmiechnęłam, ale zostawiam to dla siebie.

- Moja mama w ogóle powiedziała, że możesz zostać do kiedy chcesz- zmarszczyłam brwi a ona od razu zrozumiała o co mi chodzi- musiałam jej powiedzieć Lu, stwierdziła też, że nie możesz tam wrócić. Na razie możesz spać ze mną w pokoju- poruszyła znacząco brwiami na co się zaśmiałam- a potem ogarniemy w starym pokoju Denisa.

Denis to jest brat Eleny, który aktualnie znalazł pracę w Paryżu- duma domu Elisonów. Z tego co wiem nie planował szybko wracać do domu. Wzięłam telefon do ręki i przejechałam wzrokiem poliście kontaktów. Uśmiechnęłam się widząc nowy numer. Chłopak zapisał go pod nazwą Seryjny zabójca, pokręciłam głową ze śmiechem i pokazałam to Elenie, ta wybuchła śmiechem. Zmieniłam nazwę na Marcus. On mi uratował życie- westchnęłam.

'' Dziękuję za wszystko, mam u ciebie spory dług. Lucy x.''

Wysłałam.

Nie czekając na odpowiedź odłożyłam telefon. Jeszcze chwilę gadałyśmy po czym obie zasnęłyśmy w ubraniach i w niewygodnych pozycjach.

Hej wszystkim! Mimo, że nie praktykuję pisania notek pod rozdziałami, pod tym chyba muszę dodać parę słów od siebie. Bardzo trudno mi się pisało ten rozdział, ciężko było mi przelewać emocje tutaj, ale mam nadzieję, że w małym stopniu mi się to udało. Liczę, że rozdział wam się podobał. Przesyłam stos uścisków, Zuza x.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro