ROZDZIAŁ 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się pierwsza, strasznie bolała mnie szyja. Nic dziwnego- pomyślałam przypominając sobie w jakiej pozycji wczoraj zasnęłam. Chwyciłam telefon, dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo ręce mi się telepią. Dzisiaj jest zdecydowanie gorzej, adrenalina zeszła i zastąpiła ją pustka. Próbowałam się uspokoić i wziąć kilka głębszych oddechów i rzeczywiście udało się- ale tylko dwa były głębsze, reszta była płytka i zdecydowanie za szybka. Schowałam twarz w dłonie i zaraz cała zaczęłam się trząść. Żeby nie obudzić Eleny, wyszłam na chwiejnych nogach. Zamknęłam najciszej drzwi jak tylko potrafiłam weszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i przemyłam parę razy twarz, patrzyłam się w swoje odbicie, zaciskając ręce na umywalce. Zacisnęłam zęby- nienawidziłam się, jesteś taka żałosna Lu, nic nie potrafisz zrobić- myślałam patrząc na bladą dziewczynę i zaśmiałam się gorzko. Widziałam nienawiść w swoich oczach- a przecież to moje odbicie. Opuściłam głowę i po chwili osunęłam się na ziemię i oparłam się o wannę. Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam je rękami. Zacisnęłam powieki, ciszę przerywał co chwilę mój żałosny szloch. Drzwi od łazienki się otworzyły, podniosłam głowę i stała w nich Elena. Cholera musiałam ją obudzić. Ta siadła obok mnie i bez słowa objęła mnie ramieniem, tak, że teraz moja głowa opierała się o jej. Byłam jej wdzięczna za to, że nic nie mówiła. Nie zniosła bym jakichkolwiek słów otuchy. Wręcz przeciwnie potrzebowałam żeby ktoś mną potrząsnął i zapytał się czy jestem duma z tego co robię.

Znając życie i znając mnie odpowiedziała bym, że tak. Mało tego, nawrzeszczała bym na tą osobę i kazała jej zniknąć z mojego życia. I gdybym została sama, dopiero wtedy przeanalizowała bym tę odpowiedź. Gdy już się uspokoiłam na tyle, że już prawie nie płakałam, odsunęłam się delikatnie od mojej przyjaciółki. Ta delikatnie podniosła kąciki ust.

- Chyba powinnam wziąć prysznic- mruknęłam cicho na co Elena wybuchła śmiechem i pokiwała głową.

- Wiesz stara nie chciałam ci nic mówić wczoraj- powiedziała rozbawionym tonem- dam ci ręcznik i jakieś ciuchy- dopiero teraz uświadomiłam sobie chyba bardzo ważną rzecz.

- Cholera- mruknęłam- faktycznie nie wzięłam żadnych ubrań- zmarszczyłam brwi- twój tata nie będzie przypadkiem w mieście dzisiaj?

- Coś ty, on dzisiaj kończy o 21- mówi i wstaje- czekaj dam ci na razie moje ubrania a potem coś wymyślimy- wyszła z łazienki i znowu zostałam sama. Po chwili wróciła z ręcznikiem i jakimiś ubraniami. Położyła wszystko na szafce, uśmiechnęła się i wyszła zamykając za sobą drzwi.

Dźwignęłam się na nogi i zdjęłam swoje ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę i stałam tak dopóki nie zaczęła mnie parzyć. Zmniejszyłam temperaturę i zabrałam się za mycie.

Po około 30 minutach wyszłam w czarnych jeansach i tego samego koloru golfie. Leżała na brzuchu i przeglądała coś na telefonie, położyłam się obok niej. Wiem, że ona nie będzie na siłę próbowała wyciągnąć ze mnie dlaczego siedziałam w łazience. Elena jest idealnym słuchaczem ale jeszcze lepiej wyczuwa kiedy nie chcę o czymś rozmawiać. Byłam jej wdzięczna za tą ciszę. Wzięłam swój telefon i zobaczyłam wiadomość od Marcusa. Mimowolnie się uśmiechnęłam i odblokowałam telefon.

'' Na twoim miejscu zaczął bym go spłacać. Co powiesz jutro na jakiś spacer? Obiecuję, że cię potem odwiozę, musimy pogadać o tym seryjnym mordercy. Śpij dobrze ''

Nagle mnie olśniło ( zdarza się to cholernie rzadko, ale jak widać mój mózg pracuje dzisiaj na wysokich obrotach)

- Marcus - mruknęłam zwracając na siebie uwagę Eleny. Posłała mi pytające spojrzenie- Marcus chce się dzisiaj spotkać- oczy nagle jej się powiększyły i pojawił się na jej twarzy uśmiech od ucha do ucha, od razu posłałam jej piorunujące spojrzenie ale nic nie dało- przy okazji skoczyła bym do domu po ubrania.

Po jej minie wywnioskowałam, że w tym momencie ubrania jej nie obchodzą. Świdrowała mnie wzrokiem jakbym przynajmniej coś zrobiła.

- NO CO?- nie wytrzymałam w końcu.

- Mam nadzieję, że się zgodziłaś?- ton miała identyczny, ( wyobraźcie sobie taką sytuację- twój pierwszy chłopak przyjeżdża zabrać cię na pierwszą imprezę a wasz tata mierzy go chłodnym wzrokiem i mówi '' masz ją odwieść przed 22'', i chłopak od razu wie, że jeśli odstawi cię nawet minutę później już nie żyje). Tak właśnie brzmiała Elena. Na co ja przewróciłam oczami.

- Jeszcze nie wiem, miała dzisiaj przyjechać Tina- przypominam jej zadowolona ze swojej wymówek, jednak nie przewidziałam jej kolejnego ataku.

- Oh nie przejmuj się- ten uśmiech nie wróży nic dobrego, uwierzcie mi na słowo- nie będzie zła kiedy się dowie, że nasza mała Lu w końcu dorasta i idzie na swoją pierwszą randkę- po jej wzroku widziałam, że była zadowolona ze swoich słów.

- Ani się waż - usiadłam na łóżku i wyobraziłam sobie tą całą chorą sytuację jakby Tina się dowiedziała i chyba aż mi się słabo zrobiło- jeżeli chcesz żyć to lepiej odłóż ten telefon- ale ona nic sobie nie robiła. Traktowała to za świetną zabawę.

- Więc teraz grzecznie napisz, że się zgadzasz- Elena też usiadła i nie dała za wygraną.

- Dooobra- westchnęłam a na jej ustach pojawił się triumfalny uśmieszek- będziesz kiedyś coś chciała- lecz ona teraz wyczekująco patrzyła się na mój telefon- jesteś okropna- warknęłam i wzięłam go do ręki i napisałam krótką wiadomość:

'' Niech będzie, o której ci pasuje?'' i wysłałam.

Pokazałam to jako dowód i położyłam telefon wyświetlaczem w dół.

- Mogłaś być bardziej miła- burknęła- no ale cóż.. niektórzy mają serce z lodu.

- Wolę określenie, że wcale go nie mam - teatralnie złapałam się za serce ( a raczej za miejsce gdzie takowe powinno się znajdować) i z jękiem opadłam na poduszki.

Elena wybuchła głośnym śmiechem. Przepychałyśmy się jeszcze chwilę do momentu gdzie Pani Elison zawołała, że wychodzi do pracy a my śniadanie mamy na stole. Gdy usłyszałyśmy zamykające się drzwi, obie złapałyśmy telefony i przepychając się w drzwiach zbiegłyśmy do kuchni. Czasami zachowywałyśmy się jak dzieci- lubiłam to, przynajmniej wtedy moje życie wydawało się normalne.

Na stole leżały tosty a w kubkach była gorąca herbata. Gdy ugryzłam pierwszego tosta, zorientowałam się jaka głodna byłam. Zjadłam ze trzy i popiłam herbatą. W rozmowie o tym jak istotne jest to, żeby do tostów dodawać dodatkowy plaster sera przerwał dźwięk SMS'a.

'' O 14 będę pod adresem pod którym cię wczoraj zostawiłem, nie spóźnij się''

Ktoś kto w ogóle nie zna Marcusa pomyślał by, po przeczytaniu jego wiadomości, że jest sztywny. Jednak one wywoływały uśmiech u mnie bo wiedziałam, że tak bardzo się stara włożyć w nie tyle ironii, że aż staje się to zabawne.

- Szlag- spojrzałam na zegarek 12.30 a ja jestem w dupie. Mimo, że wcześniej nie przejmowałam się swoim wyglądem tak teraz z niewiadomych przyczyn nawet za bardzo.

- Urodziłam się gotowa na tą chwilę- wstała ze swojego miejsca i pociągnęła mnie za rękę- no dalej ruszaj się, mamy mało czasu.

Jęknęłam ale poszłam za nią. Posadziła mnie na krześle od toaletki i zadowolona zaczęła wyciągać wszystkie rzeczy. Zobaczyłam coś co bardzo mnie zaniepokoiło- paletkę pełną różowych cieni.

- Nic różowego nie wyląduje na mojej twarzy- posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie i wymownie spojrzałam się na paletkę. Ta przewróciła tylko oczami i zabrała się za nakładanie podkładu- przypomnij mi dlaczego nie mogę sama tego zrobić? O cholera patrz mam dwie sprawne ręce- machnęłam jej nimi przed twarzą.

Jednak Elena nie dała się wyprowadzić z równowagi co mnie osobiście irytowało. Stała się odporna na moje dogryzki a jednocześnie sama stosowała tą broń przeciwko mnie. Mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji gdzie uczeń przerośnie mistrza. Po godzinie byłam już gotowa. Według dziewczyny oczywiście. Ledwo co namówiłam ją na wyprostowanie włosów, żebym przypominała bardziej siebie. Nie pozwoliłam jednak zmienić czarnych spodni i golfa na jasne jeansy i niebieski sweterek. Gdy to zaproponowała postukałam się w czoło.

- Teraz na chwilę zostaniesz sama- mówiła akcentując każde słowo i powoli tyłem zbliżała się do drzwi- ja idę do kibla a ty grzecznie niczego nie ruszasz- wyszła a ja od razu dorwałam się do czarnego eyelinera żeby zrobić sobie kreski.

Zadowolona z efektu spojrzałam na zegarek 13.40, nie ma opcji żeby to naprawiła. Rozczesałam włosy i jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie. Kurde, szykuję się jakby to miała być jakaś randka. Po chwili mruknęłam coś, że to przecież niedorzeczne.

- COŚ TY ZROBIŁA- warknęła podchodząc do mnie, na co ja się zaśmiałam- zawsze musisz postawić na swoim?- na co ja się uśmiechnęłam przepraszająco i wstałam.

Niespodziewanie ją przytuliłam, trochę zaskoczona też mnie objęła.

- Ty masz przejawy ludzkie- zaniosła się śmiechem.

- Dziękuję- szepnęłam i jeszcze przez chwilę tak stałyśmy po czym obie zgodnie postanowiłyśmy zejść na dół.

Dopiero wtedy zaczęłam się stresować- Marcus jako jedyny był świadkiem wczorajszej sceny i jestem pewna, że poruszy ten temat. Telefon zawibrował mi w kieszeni, napisał, że już jest. Elena posłała mi ostatni uśmiech zanim wyszłam. Przyznam się, że bałam się wsiąść do samochodu, nie dlatego, że Marcus może być mordercą- w tym momencie było by mi to na rękę-bałam się rozmowy. No, ale już było za późno. Jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B, zresztą Elena i tak siłą wpędziła by mnie do tego samochodu. Zamknęłam drzwi i szłam w kierunku czarnej terenówki. Oczywiście z gracją wsiadłam do samochodu mówiąc cały zasobnik przekleństw. Kiedy już wyjęłam włosy w buzi i rękawem wytarłam ten przeklęty błyszczyk spojrzałam się w stronę bruneta.

- Emm.. no hej- założyłam nieświadomie kosmyk włosów za ucho, za co w myślach od razu się skarciłam.

- Cześć- odpowiedział Marcus i obdarzył mnie swoim uśmiechem. Nie chce nic mówić ale pora zmienić nazwę jego numeru na '' Cud chłopiec''. Ojoj Lu nie podoba mi się, że odzywają się w tobie odruchy ludzkie. Wolała bym już odruchy wymiotne. Czy przypadkiem nie ma takiej choroby kiedy rozmawiasz z sobą w myślach, mówiąc o sobie w 3 osobie? Cholera coś długo milczę. Jestem pewna, że uważa mnie za jeszcze większą szajbuskę.

- Nie chcę burzyć twoich planów na to spotkanie- brawo idiotko, to zabrzmiało jakbyś sugerowała, że to randka. I DLACZEGO JA CAŁY CZAS POWTARZAM TO SŁOWO. Randka. DOŚĆ-ale mogli byśmy skoczyć pod mój dom? Nie mam ze sobą żadnych rzeczy.

- Jasne nie ma problemu- odpowiedział i ruszył- wyglądasz inaczej- zerknął w moją stronę a ja posłałam mu pytające spojrzenie- znaczy nie w złym sensie- czy on właśnie się zawstydził? Co do chuja jest nie tak z dzisiejszym dniem- chciałem powiedzieć, że ładnie wyglądasz- mówiąc to patrzył się na drogę.

Nie powiem uśmiechnęłam się delikatnie i chyba byłam wdzięczna Elenie, że mnie zmusiła mnie do pomalowania się. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że Marcus pierwszy raz widzi mnie w normalnym stanie. Oparłam głowę o zagłówek i przyglądałam się drzewom które mijaliśmy.

- Szczerze to trochę mnie zaskoczyłaś- przerwał ciszę, która o dziwo nie była nie zręczna- wiesz z tym, że się tak szybko zgodziłaś- zaśmiał się.

- Uwierz, że ja też siebie zaskoczyłam- mruknęłam na co on jeszcze bardziej się uśmiechnął.

Resztę drogi spędziliśmy gadając o jakiś głupotach. Marcus bez żadnego problemu wyłapywał nawet najlepiej ukryty w zdaniu sarkazm. Nawet nie wiem kiedy, staliśmy pod moim domem. Odetchnęłam z ulgą, że nie ma samochodu Jacka. Nie odzywał się do mnie od tamtego momentu. I dobrze.

- Ja skoczę szybko do warsztatu, a ty idź po rzeczy- powiedział wysiadając.

Znalazłam zapasowe klucze pod doniczką kwiatka i weszłam do domu. Nie ociągając się poszłam na górę do pokoju. Spakowałam najważniejsze rzeczy do plecaka. Takie jak laptop, ładowarka, dokumenty i inne istotne pierdoły. A do dużej torby wpakowałam ubrania i bieliznę. Już miałam wychodzić ale podeszłam do okna i zerknęłam na bruneta, który już czekał na mnie obok samochodu. Uciekłam od razu od okna cała czerwona kiedy spojrzał w moim kierunku.

Lucy Anderson przywołuję cię do porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro