ROZDZIAŁ 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zeszłam na dół z rzeczami nadal czerwona jak burak, Marcus stał oparty o samochód i przyglądał mi się z ogromnym uśmiechem. Przewróciłam oczami i wpakowałam wszystko do bagażnika.

- No nie gap się tak - mruknęłam, stając na przeciwko niego.

Ten się tylko zaśmiał i już miał się ruszyć kiedy ktoś zastawił nam wyjazd. Z odcieni czerwieni moja twarz zmieniła się w prawie białą kartkę papieru. Jęknęłam cicho w duchu, przeklinając dzisiejszy dzień na wszystkie sposoby. Widziałam po brunecie, że też mocno się spiął.

- Jedźmy stąd proszę, albo chociaż wsiądźmy do samochodu- powiedziałam cicho nie odrywając wzroku od przedniej szyby samochodu Jacka. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Nikt z naszej trójki nie śmiał wykonać żadnego ruchu.

Po dłuższej chwili to Jack zdecydował się na pierwszy krok i wysiadł z samochodu. Marcus w geście obronnym stanął przede mną, byłam mu za to ogromnie wdzięczna.

- Proszę, proszę widzę, że moja siostra wróciła na stare śmieci- jak gdyby nigdy nic podszedł do nas- dawałem ci mniej czasu ale i tak wiedziałem, że wrócisz z podkulonym ogonem. Tylko w tym wszystkim nie rozumiem jego roli tutaj- wskazał na Marcusa.

Wychyliłam się zza bruneta i zmarszczyłam brwi, jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Jack kontynuował swój monolog. W głosie miał za dużo pewności siebie, chętnie zdarła bym ten perfidny uśmieszek z jego twarzy.

- Ile razy musiała dać się przelecieć, żebyś ją tutaj przywiózł?- widziałam tylko jak, Marcus zacisnął pięści- myślę, że moja malutka siostrzyczka nie ceni się jakoś wysoko- wiedziałam, że robi wszystko żeby sprowokować mnie albo Marcusa. Chwyciłam go tylko za nadgarstek, poczułam jak delikatnie rozluźnia swoją rękę. Splotłam nasze palce i delikatnie gładziłam jego dłoń kciukiem.

Nie mogłam dopuścić do bójki, tym bardziej tutaj. Nie myślałam trzeźwo i chciałam stąd jak najszybciej pojechać zostawiając mojego brata samego. Należy mu się. Ścisnęłam dłoń chłopaka, a ten odwrócił głowę w moją stronę.

- Nie ma sensu- mruknęłam- on nie jest tego wart- zauważyłam tylko delikatnie kiwnięcie głową. Rozejrzałam się, jakby Marcus się postarał wyjechalibyśmy bez żadnych szkód. Po jego minie widzę, że również rozważa ten sposób. Otworzył drzwi od strony pasażera i zamknął zaraz po tym gdy wsiadłam. Cały czas go obserwowałam, obszedł samochód i wsiadł na miejsce kierowcy. Odetchnęłam z ulgą.

Gdy już minęliśmy Jacka i ledwo jego samochód wpadłam na cholernie głupi pomysł. Wyjęłam klucze od domu i wybrałam ten od bramy.

- Zatrzymaj się na sekundę- poprosiłam Marcusa, ten spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem, ale zatrzymał się.

Wysiadłam i podeszłam do samochodu Jacka. Teraz to ja się perfidnie uśmiechnęłam i przejechałam ostrym kluczem po całej długości maski. Zrobiłam jeszcze kilka sporych rys i wróciłam do samochodu. Zanim wsiadłam pokazałam mu środkowy palec. Naprawdę się uśmiechnęłam widząc jego minę. Zamknęłam drzwi i sięgnęłam po pas. Wyjechaliśmy z osiedla.

- Nie trawię tego człowieka- warknął Marcus, pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zawsze opanowany, uśmiechnięty, teraz zaciska dłonie na kierownicy. Po jego szczęce też mogę poznać, że jest zaciśnięta- i może zgłosić samochód na policję- nie patrzył w moją stronę, wzrok miał utkwiony na drodze.

- Nie zrobi tego- byłam tego pewna, nie był taki głupi. Wydało by się wtedy, że mnie uderzył i to on miał by większy problem niż ja.

Brawo, dzisiaj miał być bezstresowy dzień ale pies to jebał. Obawiałam się, że mój sąsiad jest na mnie zły i szczerze? Wolałam trzymać buzię na kłódkę. Nawet ja sama wiem, że to jest iście chujowy pomysł żeby się odzywać, ale ta cisza mnie dobija. Gdy już dokładnie obejrzałam wszystkie moje paznokcie u rąk spojrzałam za okno. Nie wiedziałam gdzie jestem czyli Marcus nadal chce spędzić ze mną dzień. Byłam wściekła na Jack'a.

- Ale się zrobiła spierdolina z tego wszystkiego- mruknęłam i zjechałam plecami po fotelu na tyle na ile pas mi pozwolił. Praktycznie nie widziałam nic w przedniej szybie. A on nadal się nie odzywał w sumie mu się nie dziwię ale mógł by chociaż się zaśmiać albo uśmiechnąć. Ten chłop ma to we krwi, a teraz z tą miną bardziej przypomina mnie.

Po 10 minutach samochód się zatrzymał, i leniwie wyjrzałam za szybę- uśmiechnęłam się delikatnie- staliśmy pod lasem. Wyglądał malowniczo, na drzewach mieniły się złote liście a te które już zdążyły opaść tworzyły równie malowniczy dywan. Wiem, wiem podniecam się lasem ale to naprawdę najpiękniejsza pora roku- najpierw jest pięknie i złoto, a potem i tak to wszystko trafia szlag i gnije. Tak samo wygląda życie.

- Dasz mi spisać testament chociaż? No wiesz zanim pójdziemy głębiej do lasu i tam będzie czekała na mnie łopata, a ty jak w tych wszystkich filmach pseudo gangsterskich wyciągniesz broń albo jakieś tępe narzędzie- UDAŁO SIĘ! Cud chłopak się zaśmiał i mruknął coś w stylu, że jestem nienormalna. Czułam, że wszystko wraca do normy.

Wysiadłam z samochodu i naciągnęłam rękawy golfa na dłonie. Przeceniłam trochę swoje możliwości grzewcze. Odwróciłam się w stronę samochodu i zastałam Marcusa grzebiącego w bagażniku. Po dłuższej chwili rzucił mi niebieską kurtkę, przez chwilę biłam się z myślami patrząc na kolor.

- No już zakładaj, będziesz wolniej kopać jak będzie ci zimno- puścił mi oczko. Przewróciłam oczami i narzuciłam na siebie kolorową kurtkę. Warknęłam coś pod nosem w stylu '' w każdym filmie romantycznym chłopak jest dżentelmenem i daje dziewczynie część swojej garderoby. Mogłeś być bardziej oryginalny''. Brązowooki posłał mi rozbawione spojrzenie- czyli jednak oglądasz komedie romantyczne- zamknął samochód i pojawił się obok. Powoli ruszyliśmy w las.

- A w życiu- odpowiedziałam- za mało jest tam krwi i przemocy, a za dużo płaczu po facetach z którymi pod koniec i tak będą. Mało kreatywne, jeżeli mam być szczera- WCALE ALE TO WCALE nie oglądam Titanica albo Dirty Dancing przynajmniej dwa razy w tygodniu. Ale Marcus nie musi o tym wiedzieć- jeżeli mam zginąć to za mało o tobie wiem- rzuciłam po chwili.

- Wiesz już, że jestem seryjnym mordercą, w dodatku bardzo przystojnym- poruszył sugestywnie brwiami- nikt ci nie zabrania pytać Lucy- uśmiechnął się do mnie- co cię tak naszło?

- No wiesz- kopnęłam biednego liścia- ty wiesz o mnie więcej, nawet śmiem twierdzić, że za dużo. No na przykład: mam psychicznego brata, nie radę sobie z życiem, mam zajebiste poczucie humoru, słyszałeś jak śpiewam przez co to ja cię powinnam zabić- zmrużyłam oczy- i teraz właśnie jest ten moment, że nie jestem kreatywna żeby wymyśleć jakieś ambitne pytania. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to czy masz zwierzę- strzeliłam sobie w głowie piątkę debilizmu i hańby.

- Dobrze gotuję- zastanowił się chwilę- co ja gadam jestem w tym świetny, w dodatku nie wiem czy wiesz, ale też jestem skromny- uśmiechnął się pod nosem.

- Inteligencją też nie grzeszysz?- teraz to ja puściłam mu oczko. Cieszyłam się, że mogę być sobą w jego towarzystwie i nie zastanawiać się nad tym co mówię, bo i tak wiedziałam, że się nie obrazi.

- Bardzo zabawne- mruknął i rzucił we mnie szyszką.

- Ej!- rozmasowałam miejsce w które dostałam- za co to?- chciałam się schylić po szyszkę aby mu oddać, jednak szybciej znalazłam się w powietrzu. Marcus przerzucił mnie przez ramię- co ty do cholery robisz?!- krzyknęłam zdziwiona.

- Kolejny nieodłączny punkt każdej komedii romantycznej- żałuję, że nie mógł zobaczyć mojej miny. Nie wiem czy bardziej było mi niedobrze i krew spływała mi do mózgu, czy po prostu byłam czerwona ze złości. To ani trochę nie przypominało żadnego filmu romantycznego, tam laski nie wyglądały jak pomidor co ma się zrzygać.

- Odstaw mnie na ziemię ale to już- warknęłam. Poprawił mnie tylko na swoim ramieniu i nic sobie z tego nie zrobił. Kolejna rzecz, przez którą czułam się niekomfortowo był fakt, że mój tyłek znajdował się blisko twarzy bruneta. Westchnęłam tylko, zdając się na jego łaskę.

Po około 10 minutach, może to było tylko 5 minut- nie mam pojęcia, w tej pozycji każda minuta dłużyła się niemiłosiernie. Bolały mnie żebra, które musiały się obijać o kościste ramię Marcusa. Byłam ciekawa czy coś ćwiczy, czy tak się wyrobił pracując w warsztacie, nosząc ciężkie rzeczy. No, ale wracając odstawił mnie na ziemię. Powiem szczerze, że miałam ochotę walnąć najgorszym sarkazmem jaki tylko przychodził mi do głowy, ale od razu mnie zatkało. Przede mną była mała polana ze strumykiem. Nie czekając na Marcusa poszłam przed siebie. Totalnie zauroczona widokiem. Stanęłam po chwili nie wiedząc na czym skupić wzrok. Uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Westchnęłam cicho, jeżeli zawsze mam jakąś kąśliwą uwagę tak teraz nie mam pojęcia co powiedzieć. Po dłuższej chwili otworzyłam oczy.

- Dobra to się nadaje do jakiegoś romansu- mruknęłam do chłopaka który ni stąd ni z owąd pojawił się obok mnie.

-Wiedziałem, że ci się spodoba- uśmiechnął się - cholera zapomniałem łopaty- prychnęłam pod nosem.

- Skąd znasz to miejsce?- spojrzałam się na niego, po jego minie widziałam, że czekał na to pytanie, bo delikatnie się zmieszał.

- Przyjeżdżałem tutaj z rodzicami kiedyś- odwrócił wzrok- jeszcze jak mieli czas na cokolwiek innego niż praca- zaśmiał się ale to był śmiech pełen goryczy- dlatego otworzyłem warsztat centralnie koło domu. Mam nadzieję, że chociaż tak postaram się trzymać rodzinę w kupie, co jest żałosne.

Przygryzłam wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony miał rację. Nawet nie wiem jakbyśmy się starali naprawić zepsutą rzecz, ona nigdy nie będzie przypominała tej nowej która tak nam się spodobała. Już zawsze będą na niej ślady użytkowania a dodatkowa warstwa taśmy będzie ją tylko oszpecać. Jednak wiem, że nie mogę mu tego powiedzieć. Skusiłam się na małe kłamstwo. które fundowali 12-letniej Lucy kiedy zmarli jej rodzice. Jednak trochę je podrasowałam, wiedząc, że niedobrze dobrane słowa mogą ranić i to bardzo.

- Nie- brawo idiotko, grunt do dobrze zacząć- nic co robimy nie jest w stu procentach żałosne ani bez sensu- myślałam, że pójdzie gorzej. Zdobyłam się na odwagę żeby spojrzeć mu w oczy. Patrzył przed siebie ze złością. Już drugi raz widzę go w takim stanie dzisiaj i wcale mi to nie odpowiada.

Sięgnęłam po jego dłoń- nie sądziłam, że zrobię to kiedykolwiek z całkiem sprawnym i trzeźwym umysłem. No ale Marcus tak bardzo mi pomógł, więc czuję się zobowiązana do tego samego.

- Gdybyśmy spędzali więcej czasu to może- westchnął- a tak to widzę jak każdy staje się bardziej odległy i bardziej obcy.

W tym momencie go przytuliłam. Być może dla swojej korzyści- żeby nie widział łzy spływającej po policzku. Gdy poczułam, że też mnie obejmuje kładąc głowę na mojej odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę czuć się bezradna, ale niestety tutaj nic nie zmienię. Jest mi głupio, że w pewien sposób zazdrościłam Marcusowi rodziny. Jednak nie wszystko złoto co się świeci- mam nadzieję, że wam też babcia wam to mówiła w dzieciństwie.

Przerażała mnie jeszcze jedna rzecz, widziałam, że oboje zaczynamy sobie bardziej ufać- a to jest czasami niebezpieczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro