The Case 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Natalie weszła do dużego pomieszczenia z klatką. Lubiła spędzać czas w piekle. Mogła porozmawiać z demonami, jej przyjacielem- Crowleyem czy nawet odwiedzić Los Diabeles i przechadzać się po piekielnej plaży wraz ze swoim ogarem. Schodziła jednak do Hadesu zwykle aby odpocząć od spraw, Winchesterów i problemów pierwszego świata. Tutaj mogła również pomyśleć w spokoju.

Przekroczyła próg z przyjaciółką. Tak jak ostatnio. Brązowowłosa towarzyszyła jej tylko dla bezpieczeństwa. Bała się, że archanioł zrobi coś blondynce, gdy jej nie będzie. W razie czego może interweniować.

-Tylko bez szaleństw- szepnęła, zatrzymując jeszcze na chwilę dziewczynę.

-Spoko, mam prezerwatywy- wywróciła oczami- to diabeł. Mam jeszcze resztki rozumu.- Poprawiła ciemną bluzę na ramionach.

-Przystojny diabeł. I jak to mówiłaś: Nie sądziłam, że szatan będzie tak gorący- zaśmiała się cicho. Dziewczyna po raz kolejny wywróciła oczami.- Tylko pamiętaj, że Dean czeka w motelu.

-Wiem wiem. A ty wiedz, że tak naprawdę nie jestem z nim.- Włożyła dłonie do kieszeni i westchnęła cicho. Reven zmarszczyła lekko brwi. Zauważyła już dawno, że na dziewczynę działają mężczyźni z twardym charakterem. Dean. Widziała, że i Lucyfer. Może i nie w sposób miłosny, ale fizyczny. Przynajmniej do czasu. Tak jak w romansach, którymi była zauroczona. Ten na pewno nie będzie typowy.

-Jest ci z tego powodu smutno czy...- Zmarszczyła brwi, nie wiedząc co jej przyjaciółka myśli. Zawsze nadawały na tych samych falach, ale teraz jakby pstryknięciem palca się to zmieniło.

-Idę. Chcę mieć to za sobą.- Zwróciła się w kierunku klatki i tam również podeszła. Reven została przy drzwiach, odprowadzając ją wzrokiem. Wiedziała, że skłamała. Ale jaki komu temu miała powód?

Blondynka dotknęła krat. Zawahała się chwilę. Rzadko jej się zdarzało być niepewną. Przerażało i fascynowało ją to zarazem. Otworzywszy klatkę, weszła do środka. Kraty z głuchym dźwiękiem zatrzasnęły się za nią. Skrzywiła się, gdy rozniosło się to po całym pomieszczeniu. A wstrzymała oddech, gdy poczuła przy sobie zapach męskich perfum. Nie jak Deana. Te były mocniejsze.

-Witam ponownie w moich skromnych progach.- Usłyszała przy lewym uchu niski głos, który sprawił, że jej ciało przeszedł dreszcz. Zaśmiał się, cofając jedynie krok. Dziewczyna przełknęła cicho ślinę i odwróciła się do niego przodem. Stanęła z diabłem twarzą w twarz. Po raz kolejny.- Dotrzymujesz umowy? Tak jak Crowley, pakty przede wszystkim.

-Nie wróciłam tu dla ciebie- prychnęła, nie chcąc dawać mu satysfakcji.- Przyszłam bo...

-Hm, niech zgadnę- pogładził się dłonią po zaroście- nie złapałyście sekty i chcecie pomocy?

-Informacji. Szczegółowych- Spojrzała mu w oczy z pewnością siebie, która znowu wróciła. Jednak tak szybko jak się pojawiła, ponownie zniknęła, gdy mężczyzna opuścił dłoń i powoli do niej podszedł.

-Nie jesteś zadowolona z moich usług?

Dziewczyna stała. Nie chciała a nawet nie miała zamiaru okazać słabości. Strachu. Była prawie pewna ze nic jej nie zrobi. Prawie.

-Potrzebuje więcej informacji.

-Nie odpowiedziałaś na pytanie- odparł tonem, który przyprawił ją o ciarki. Nie wiedziała jedynie czy to ze strachu czy zachwycenia. On jakby nie zdawał sobie z tego sprawy.

-Nie. Nie jestem z tego dobitnie zadowolona- rzekła, jakby rozmawiała ze zwyczajna osoba a nie Lucyferem.

Stal blisko niej. Jedynie na wyciągnięcie reki. Gdyby blondynka to zrobiła, dotknęłaby jego klatki ozdobionej w jasna kurtkę.

Archanioł patrzył jej w oczy. Jakby wywołując ją na pojedynek. Nie pozostała mu dłużna i nie odwróciła wzroku. Tak robią ofiary. A ona nią nie jest. Stojąc przy Natalie czul dziwne uczucie. Chwile brakowało mu myśli, aby to określić. Dawno tego nie czul. Im bliżej stal tym bardziej czul przepływająca przez niego moc. Chociażby odrobinę. Poczuł się potężny, patrząc na nią z góry. Z wyższością i imitacja mocy, która niestety nie dawała mu dużych możliwości z taka ilością. Obmyślał ze im dłużej będzie z nią przebywać tym więcej mocy wróci do niego. Zastanawiał się tylko czemu tak się działo. Czemu człowiek, prawdopodobnie nieświadomie, pokonuje silna, boża sile klatki, w której został on sam uwięziony. Fascynowało go to. Fascynowała go dziewczyna, bo to zdecydowanie nie było normalne.

-Tak wiec Postaram się zrobić co w mojej mocy abyś była.- Uśmiechnął się kącikiem ust. Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku, chociaż był przekonany ze czuła strach od momentu gdy pierwszy raz tu weszła. Nie chciała dać po sobie tego poznać. A przynajmniej się starała aby tak nie było.

Kiwnęła raz głową. I zaczęli rozmowę o interesach.

*

-Mamy sprawę.- Powiedział od razu na progu Dean. Sam wkroczył za nim, a jego puchate włosy zwróciły natychmiast uwagę Reven.

-Jaka?- Zapytała Natalie, nie odrywając wzroku znad książki o sektach satanistycznych.

-Podobno dziwne uczucie chodzi wciąż za jedna laską z miasta- zerknął na nią, badając jej reakcje- ładna laska.

Chciał uzyskać efekt zazdrości. Nie doczekał się nawet minimalnego odcienia tego uczucia, co go wręcz zdziwiło patrząc na charakter blondynki i to, jaka jest czasami zazdrosna. Czasami nawet o przyjaciółkę, która rozmawia z Samem a nie z nią, wymieniając słabe suchary.

-Duch za nią chodzi?- Reven wstała z drewnianego krzesła, stojącego przy dużym, również brązowym stole.

-Możliwe.- Potwierdził jej słowa Sam, kiwając raz głową.- Nawet niedaleko jest restauracja, w której pracuje.

-Wiec jedziemy.- Zabrała plecak z bronią i termos z gorąca czekolada.

-Jedzcie beze mnie- machnęła dłonią, przekładając kartkę książki- zajęta jestem.

-Oj no chodź. Odpocznij od tych książek.

Westchnęła. Zastanowiła się chwilę, po czym zamknęła książkę. Wstała, zabrała rzeczy i mijając chłopców jak i przyjaciółkę, wyszła z motelu. Troje spojrzeli po sobie. Chłopcy nie rozumieli zachowania dziewczyny. Ale Reven starała się je zrozumieć. Wiedziała, że będzie musiała z nią poważnie porozmawiać.

Po wejściu do Impali i jechaniu w względnej ciszy, Dean zaparkował pod restauracja. Wszyscy wyszli i przekroczyli próg skromnej ale przytulnej restauracji. Zajęli stolik dla czterech osób. Z czym Nat zajęła od razu miejsce przy Samie. Długowłosy spojrzał na brata i dziewczynę, jednak i oni tego nie zrozumieli.

Każdy zamówił to co zwykle. A po przyjęciu zamówienia przez brązowowłosa kelnerkę, Dean podołał się aby do niej zagadać odnośnie ducha. Wstał i podszedł do dziewczyny.

-Co tam, Nat?- Zaczął Sammy, uśmiechając się jak najbardziej przyjaźnie jak tylko mógł. Reven rozczuliła się widząc go niewinnego i uroczego jak szczeniaczek.

-Nic ciekawego.- Wyjęła z plecaka starą książkę i otworzyła ją na stronie, na której ostatnio skończyła czytać. Nie odpowiedziała nic więcej. Wpatrywała się w słowa, dając do zrozumienia, ze nie ma ochoty na rozmowę.

-To był najgorszy tekst na podryw, jaki w życiu słyszałam.- Powiedziała kelnerka, podając każdemu z nich zamówienie. Dean wywrócił oczami stojąc obok.

-Taki okropny to nie był!

-Typie- postawiła soki na stolik- nawet przeziębienie, okres wraz z rozwolnieniem było lepsze niż twój nędzny tekst.

Reven i Sam się zaśmiali. Chyba rzadko jego brat słyszał takie rzeczy. Nat dalej wpatrywała się w książkę, sięgając po frytkę. Jadła, czytając i nie zwracając uwagi na resztę otoczenia.

-Sophie, tak?- Spojrzał na dziewczynę ubraną w czerwony fartuch jako symbol restauracji, w której pracowała. Przytaknęła, jednym ruchem głowy.- Słyszeliśmy, że ostatnio czułaś dziwne rzeczy. Jak śledzenie, jakby Ktoś siedział ci na ogonie. Niepokój.

-Myślę, że to po prostu ten okres- machnęła ręką. Dean zasiadł do stołu i wziął się za swojego burger, wypełnionego cholesterolem. Zatracił się w jego jedzeniu, chcąc zapomnieć o nieudanym tekście.

-A.... Czułaś może jakiś... Chłód? Albo dziwne rzeczy, dziejące się w okół ciebie?

Chwile pomyślała. Po czym pokręciła głową. Reven nie spuszczała z niej wzroku, analizując wszystko co potrafiła. Przez ostatnie kilka dni bała się, że straciła swoje zdolności nie umiejąc odczytać dokładnie zamiarów przyjaciółki. Zmieniła zdanie, gdy przejrzała na wylot kelnerkę, która podeszła już do innego stolika, przyjmując zamówienie starszego małżeństwa.

-Ona kłamie.

*

Nat zeszła do piekła. Mijając z dala Crowleya, co rzadko się jej zdarzało, weszła do obszernej sali. Tym razem bez asekuracji, ale z książką trzymaną pod pachą.

Bez słowa weszła do środka klatki. Jakby to był chleb powszedni, a nie kolejne spotkanie z szatanem.

-Widzę, że chyba się dogadaliśmy, skoro tak często tu przychodzisz.- Uśmiechnął się tym samym sposobem, co miał w zwyczaju, gdy wiedział, że miał rację. Że posiada nad nią przewagę. Ale ona niekoniecznie o tym wiedziała.

-Interesy.- Wyjęła spod pachy lekturę i otworzyła na zaznaczonej stronie. Archanioł w ciele mężczyzny podszedł. Gdy ona szukała odpowiedniego fragmentu tekstu, stanął za nią. Poczuł zapach jej szamponu do włosów. Zaciągnął się lekko, czując miły aromat cytrusów.

-Znalazłaś to, blondi?- Spojrzał jej przez ramię. Czuł nie tylko pachnącą woń, ale i moc. Moc, która przepływała przez niego, gdy stał tak blisko. Chciał znaleźć się bliżej. Ale nie mógł przesadzać. Zdążył już zauważyć spięte mięśnie dziewczyny, a nie chciał jej odstraszać. O nie. Chciał zatrzymać. Jak najdłużej przy sobie.

-Tutaj piszą o sekcie trwającej już kilka tysięcy lat. Kilka razy niby umarła, zamordowano wszystkich podejrzanych zamieszanych w to. Ale zawsze powracała.- Zanalizowała krótki fragment książki, czując się nie pewna, będąc tak bliska archanioła.

-Tak. Często tak bywa z sektami.- Spoglądał w książkę, nie skupiając się na słowach. Poświęcał całą uwagę energii, kotłującej się w nim. Chciał ją wypuścić. Ale nie teraz.- Mogłoby być możliwe, że pracowała z naszą poprzednią- rzekł spokojnie.

-Co o niej wiesz?- Zamknęła książkę, stojąc wciąż w tym samym miejscu.

-Niewiele- odrzekł zgodnie z prawdą. Nie chciał stracić sympatii Nat, którą czuł od pierwszego spotkania.- O dziwo powstała tak naprawdę niedawno. Myślę, że demony będą wiedzieć o niej więcej, niż skromny diabeł.

Kiwnęła raz głową, trzymając książkę z twardą okładką w dłoniach. Lucyfer przymknął oczy, starając się opanować wzmożoną chęć do wydostania się stąd. Mógłby spróbować, ale nie był pewny, że da z tym co ma, radę.

-Teraz jesteś zadowolona?- Cofnął się z niechęcią krok. Odwróciła się do niego przodem, spoglądając w oczy.

-Niezbyt, ale i tak dzięki.- Minęła go. Podeszła do drzwi i wyszła szybko, starannie zamykając za sobą wszystko, co się udało.

Upadły odprowadził ją wzrokiem, po czym wyszła z pomieszczenia. Uśmiechnął się do siebie. Już niedługo.

*

Sophie wracała z pracy. Zabawa z duchami jednak nie była najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, gdy wykorzystała do tego filmik na YouTube. To był jej błąd, albowiem brakowało jej adrenaliny. Poprawiła plecak na plecach. Przyspieszyła kroku.

Szła jedną z większych ulic. Brak ludzi i samochodów niepokoił dziewczynę. Chciała jak najszybciej zjawić się z powrotem w domu. Uniemożliwiło jej to szarpnięcie za lewe ramie. Stanęła twarzą w twarz z upiorną kobietą. Czarne, mokre włosy opadały jej na twarz. Była niewiele niższa od Sophie. Ale o wiele bardziej przerażająca.

-Stop!- Krzyknęła, co dało jej chwile na ucieczkę. Zerwała się i biegła przed siebie jak najdłużej mogła. Do momentu wpadnięcia na gang.

-Sophie? Sophie, co się dzieje?- Sam złapał ją za ramiona. Brunetka była przerażona. Jej oddech przyspieszył i rozglądała się w poszukiwaniu ducha, który ją nawiedzał.

-Ona... Ona jest tuż za mną! Zaraz się zjawi.- Przełknęła ślinę, starając się być chociaż trochę opanowana. 

-Kto się zjawi?- Nat spojrzała na nią.

-Daruma. Daruma san.

Gang spojrzał po sobie. A następnie na brunetkę z zapytaniem o szczegóły.

-Duch. To taka gra i- rozejrzała się zdenerwowana-i poluje na mnie. Chce mnie zabić.

Dean zmarszczył brwi.

-Wezwałaś ducha? Czy ty wiesz jak ryzy...

-Ej. Moje życie jest nudne. Chciałam je jakoś rozerwać, więc mnie nie oceniaj.- Skrzyżowała ręce na piersi. Blondynka uśmiechnęła się. Polubiła Sophie. Myślała, że mogłaby się z nią zakumplować.

-Kiedy ona się zjawi?- Zapytała Nat.

-Nie mam pojęcia. Do północy ma mnie zabić albo...

-Albo co?- Wtrącił się Dean.

-Daj jej dokończyć- blodni warknęła, na co Dean od razu umilkł. Zaskoczył go ton dziewczyny. Zmieszał się i zastanowił chwilę czy może coś zrobił? Albo dziewczyna ma okres.

-Więc... Muszę spojrzeć jej prosto w oczy i krzyknąć: Uwalniam cię! Kurna, co to orka jest?

-Uwolnić orkę- blondynka się zaśmiała.

-Dokładnie!

-Jak ją w ogóle wezwałaś?- Spojrzała na dziewczynę, Reven.

-Obejrzałam o tym filmik na you tube. Trzeba wejść do wanny, zgasić wszystkie światła i myć głowę. Cały czas podczas mycia głowy mówić: Daruma San upadła.

-Upadła?

-Bo niby jak była człowiekiem to wyjebała się wychodząc z wanny i przypierdoliła głową w kran.

-To nie dziwie się, że straszy. Tez bym była wkurzona, jakbym tak zginęła.

-Chociaż i tak lepsze niż zabicie przez moich jeżuitów.

-Czego?- Dean zmarszczył brwi, na co ona machnęła ręką. O nie, świat nie był jeszcze gotów na poznanie jeżuitów.

-Więc co robimy?

-Sophie, musisz sama się temu podołać. Tylko ty możesz ją odesłać- rzekł Sam, patrząc na brunetkę. Ta przeleciała wzrokiem po wszystkich.

-Kurwa.

Mimo niechęci Sophie stanęła twarzą w twarz z Darumą San. Najlepszy obrazek był przy tym, gdy ekipa się śmiała, jak Sophie biegła za Darumą. Duch wiedział, że chce ją odesłać. Dlatego zapierdalała niczym Wiesiek kombajnem po wino. A brunetka biegła za nią, wyzywając od biednej prostytutki, zaniżającej poziom inteligencji w świecie osoby płci żeńskiej, męskich genitali czy mało rozumnych, praktycznie niewidzialnych odcisków człowieka.

Aż w kożcu tego dokonała. Z mała pomocą blondynki, z którą na końcu przybiła piątkę, rzekła w oczy Darumy, że ją uwalnia. Dodając na końcu słowo: orko.

Mogły spokojnie pójść świętować. Reven i Sam zrobili sobie wolne. Sophie i Nat wyszły do baru, przy czym blondynka kazała zostać Deanowi w domu. A przynajmniej nie iść z nimi. Tak więc Winchester siedział i myślał o ich relacji. A ona powiedziała swojej nowej przyjaciółce trochę za dużo o Lucyferze.

*

Po zgładzeniu kolejnej sekty wraz z pomocą znajomego anioła Castiela, ponownie odwiedziła Lucyfera. Pragnęła się dowiedzieć o kryjówkach jednych z ostatniej. Ostatnich jak i pierwszych.

-Co będę z tego mieć?- Pogładził się dłonią po zaroście.

-A co chcesz?- Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. Nie była gotowa na jakieś zadania.

-Chciałbym abyś.. . Hm. Trudne pytanie do tak ładnej blondynki... Daj mi długopis. Jeśli przy sobie masz, blondi.- Podszedł. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Wiedział, że go ma, więc czekał.

-No dobrze...- Wyjęła przedmiot z kieszeni i podała mu to. Ich dłonie się zetkneły, a Lucyfera przeszedł dreszcz. Starał się nie uśmiechać. Z poważna miną złapał ją pewnie za przedramię. Przyciągnął do siebie. Stykali się prawie butami jak i klatkami. Dziewczynie serce zabiło szybciej. Patrzyła na niego z lekko bardziej otwartymi oczami niż zwykle. Wystraszyła się i nie zapanowała nad tym doszczętnie.

Archanioł zachwycił się mocą, która przez niego przepływała. Była potężna. Mógłby rozwalić z łatwością mury klatki. Ale nie był przekonany do tego momentu.

Opanował moc i trzymając dłoń dalej na jej przedniej części ramienia, napisał coś na nim. Po chwili oddał długopis, a blondynka przyjęła go z wahaniem. Chwilę patrzyła na niego, po czym spuściła wzrok na napisy.

-Adresy. Wszystkich ostatnich i póki co nieśmiertelnych ludzi odpowiedzialnych za sekty.- Włożył dłoń do kieszeni. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się i kiwnęła raz głową.

-Dzięki.- Opuściła rękę wzdłuż ciała. Zawtórał jej, kiwając głową. Zwróciła się w stronę drzwi. Mężczyzna czekał, aż wyjdzie. Uśmiechnął się do siebie dumny. Zaczęła mu powoli ufać. A on powoli odkrywał znaczenie jej duszy dla niego. Ustalił plan z jakim będzie działał.

Tak więc czekał na kolejne spotkanie z blondynką.

A gdy się doczekał, nie mógł oprzeć się uśmiechaniu.

-Jak poszło?- Zapytał, opierając się o kraty.  

-Ujdzie.- Stanęła przed klatką, starając się nie okazywać zbędnego entuzjazmu. Lucyfer spoglądał na nią. Czuł moc, która jedynie lekko przez niego przepływa. Nie mógł jej zatrzymać. Czekał, aż wejdzie do klatki.

-Nie wejdziesz?- Zapytał niby obojętnie.

-Nie mam chyba powodów. Przyszłam powiedzieć tylko, że się udało.- Wzruszyła ramionami. Włosy opadły jej na twarz, więc zgarnęła je za ucho. Diabeł bacznie obserwował jej ruchy. Czując jego wzrok na sobie, dziewczyna się zmieszała. Co bardzo rzadko jej się zdarzało. Jedynie przy nim.

-Nalegam.- Patrzył z poker facem. Podniosła na niego niepewnie wzrok. Miał coś w sobie, co go do niego ciągnęło. Wiedziała, że jeśli diabeł nalega, nie będzie to dobrym pomysłem, aby się go posłuchać.

-Czego chcesz?- Zebrała się w sobie, nie spuszczając wzroku. Nie mógł pozwolić aby odeszła. Musiał sprawić, aby znalazła się jak najbliżej niego.

-Ciebie.- Jego pociągający głos rozszedł się po pomieszczeniu. Jasnowłosa spojrzała na niego z niezrozumieniem.

-N-nie rozumiem.- Zmarszczyła lekko brwi. Ten odepchnął się od krat i stanął tak, aby być najbliżej niej. Mimo, że dzielił ich metal.

-Chcę, abyś tu weszła.- Posłał jej uśmiech, godny szatana, który kusi. Bardzo dobrze kusił.

Blondynka się zawahała. Wiedziała, że źle to wróży.

-Ale po co?

-Bo wiem, że nie jesteś tchórzem. Nie boisz się tu wejść. Jesteś jedyną osobą, która mnie odwiedziła. Jestem ciekaw, czy znowu to zrobisz.

-Chyba bardzo chcesz, abym pokazała, że to prawda.

-A może nie? Nie wiem. Zobaczmy.- Uśmiechnął się w jej stronę. Blondynka nie była osobą, którw by odpuściła. Po chwili znalazła się w środku. A on wiedział, że jest już zwycięski.

W jednym momencie znalazł się przy niej i przybił do krat. Natalie wciągnęła powietrze. Dzieliła bowiem Lucyfera i kraty, o które opierała się plecami. Archanioł stał blisko niej. Serce nie zwolniło tępa, gdy musnął kciukiem jej policzek. Zadrżała, spoglądając mu w oczy.

Lucyfer rozkoszował się mocą, którą dzięki niej posiadał. Po raz kolejny pogładził jej policzek, widząc jej strach. Napawał się nim. Podobało mu się to. Ale dosyć tego dobrego. Położył jedną dłoń na jej szyi, drugą zatrzymał na policzku.

Przełknęła ślinę. Wiedziała, że znalazła się w tarapatach. Kolejnych. Reven wybaczyła jej pakty z Królem piekła. Upijanie się. Ale to? To mogło być problemem. Patrząc zestresowana i czując jego dłoń na szyi wiedziała, że może ją zabić. Skuliła się w sobie, widząc jak tęczówki przybierają czerwony kolor. Zachwyciło ją to. Ale i onieśmieliło. Lubiła się bać, ale miała ku temu mało szans. Bo kto jest w stanie wystraszyć słynna Natalie Jeffey? Widać jedynie sam diabeł.

Światło zabłysło w pomieszczeniu. Musiała przymrużyć oczy. Biło to od archanioła. Za nim pojawił się cień ze skrzydeł. A chwilę później wejście do klatki wyparowało.

Jedyne o czym pomyślała Natalie to: Reven mnie zabije.

A Lucyfer zastanowił się  chwilę, co ma zrobić z blondynką. Dała mu moc. Przy niej czuł się jeszcze silniejszy. Uśmiechnął się do niej. Światło zgasło. A cienie skrzydeł zniknęły. Wyszedł z klatki, wypychając Nat pierw przed siebie. Potknęła się. Jednakże archanioł trzymał mocno za ramie, nie dając odejść dalej od niego niż krok.

Przełknęła ślinę. Podniosła wzrok, bojąc się chociażby wykonać ruch. Uśmiechał się. Nie mogło to znaczyć nic dobrego. Nie u niego.

*

-Natalie znowu gdzieś spieprzyła?- Dean wbił do pokoju hotelowego. Szukał jej w barze, bibliotece, wszędzie gdzie mu przyszło do głowy.

-Nie spieprzyła, tylko wyszła.- Wzruszyła ramionami Raven.

-Kiedy? Tydzień temu?

-Bez przesady. Tylko dwa dni...- Sama się zastanowiła, gdzie moze być dziewczyna.

-Dwa dni! Dwa dni bez znaku zycia!- Blondyn się zdenerwował. Dużo znaczyła dla niego dziewczyn, więc nie chciał, aby coś jej się stało.

-Pewnie jest u Crowley'a.

-Zadzwoń do niego.- Usiadł w fotelu naburmuszony. Reven westchnęła i tak zrobiła. Po kilku minutach rozłączyła się, marszcząc brwi.

-Co?

-Crowley nie widział od jakiegoś czasu Nat.

-Zajebiscie- burknął. Sam wszedł do pokoju z zakupami. Zapytał się przy tym, co się stalo, że nie byli weseli.

-Nat nie ma.- Reven zadzwoniła do niej. Zmartwiła się, gdy od razu włączyła się poczta głosowa.

-Pewnie niedługo wróci. Jak zawsze- odłożył reklamówke na stol.- Prawda, słońce? Pełen spokój.

Dziewczyna ponownie westchnęła cicho. Nie chciała mówić Deanowi, że sama się martwi. Ale chyba nie było innego wyboru.

-Nie wiem. Nie odbiera ode mnie telefonu.- Chłopcy spojrzeli na nią z lekkim zaskoczeniem.- Poczta głosowa się włączyła.

-Pewnie się jej telefon wyładował.

-Nie wiem. Możliwe.- Wzruszyła ramionami.

-Dobra. Jak w ciągu 24h nie przyjdzie, wzywam Castiela.- Dean wstał i wyjął piwo z reklamówki.

-Dobry plan. Tymczasowo nie przejmujmy się na zapas.

*

Siedziała w jakimś pomieszczeniu. Obok niej znajdował się rozwalony telefon. Spalony, zgnieciony i pobity jednocześnie. Napieła mięśnie, szarpiac rękoma. Poczuła chłodny metal na nadgarstkach. Na jej ustach pojawiło się przekleństwo, ale nie wyleciało z nich. Chusta w buzi, związana z tyłu głowy, wygłuszała wszystkie słowa, które chciała wykrzyczeć. Siedziała oparta o zimna ścianę. Podłoga nie była inna.

Została uwięziona w pomieszczeniu z ogarem. Walczyła z demonami sama w jednym domu. Dzieliła łóżko z najgorszym człowiekiem w świecie, jej byłym. Zniosła wszystko. I się nie bała. Ale dźwięk echa butów uderzających o podłogę zmroził jej krew w żyłach. Oddech przyspieszył, a źrenice się rozszerzyły. Szarpneła na nowo rękoma, czując lekki ból i obcieranie skóry. Włosy opadły jej na twarz, a ona nie miała jak ich odgarnąć.

Podniosła powoli głowę na archanioła. Stał nad nią. Przyglądał się. Musiała nieźle wykorzystać szyję, aby patrzeć mu w oczy.

Ukucnął. Nie spuszczał z niej tęczówek. Moc przeszywała go coraz mocniej, a on chciał więcej. Myślał, ile dzięki niej może osiągnąć.

Ale również napawał się jej strachem. Strachem do niego. Tyle słyszał o blondynce. Od Reven. Demonów. Crowleya. Kącik ust podniósł mu się. Odgarnął jej włosy.

Dziewczyna odwróciła wzrok, czując narastającą panikę. Oddychała głęboko, starając się zapanować mad strachem. Blondyn położył dłoń na jej lewym policzku. Nie patrzyła na niego, co mu się nie spodobało. Zwrócił jej twarz w swoją stronę i patrzył w oczy. Niemo kazał jej nie odwracać spojrzenia. A Natalie zamiast się uspokajać, zastanawiała się, co chce jej zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro