The Case 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Natalie wróciła we wściekłym nastroju do motelu razem z Reven. Bracia Winchester wybyli. Mieli wrócić dopiero rano.

-Może... obejrzymy jakiś serial?- Brązowowłosa próbowała jakoś zagadać. Jakkolwiek poprawić sobie i przyjaciółce nastrój. Jasnowłosa jedynie rzuciła się padem na lewo na łóżko. Nie miała zamiaru wstawać.

-Jak mógł nam uciec?! To tylko Wampir! Ughhh.- Schowała twarz w poduszkę.

-Następnym razem robimy coś innego na babski wieczór- zdjęła z siebie kurtkę- chłopacy pewnie gdzieś piją.

-Tak, pewnie tak. Też bym się czegoś napiła.- Przewróciła się na plecy.

-Coś z procentami czy herbata?

-A mogę to i to?- Podniosła głowę, patrząc z lekkim uśmiechem.

-Coś wymyślę- zaśmiała się i poszła do kuchni. Po kilku chwilach przyniosła dwa kubki. Jeden z gorącą czekoladą, którą położyła dla siebie na stoliku. Drugi kubek podała przyjaciółce. Nat go odebrała i wzięła łyka.

-Wow, co... co to jest?- I kolejny łyk.

-Herbata z mięta i cytryną z dodatkiem wódki.- Usiadła obok przyjaciółki.

-Wow. Boska! Mówiłam, że Cię uwielbiam?

-Nie pierwszy i nie ostatni raz.- Razem popijały swoje napoje w ciszy i spokoju. Czyli coś czego nie ma, gdy bracia Winchester są w pobliżu. Jednak po ich życiu i znajomości ze starszymi braćmi można było łatwo wydedukować, iż długo to nie będzie trwać. Dwaj bliscy mężczyźni dla dwóch przyjaciółek weszli z impetem do pokoju motelowego. Od progu było słychać śmiech zarówno starszego jak i młodszego. Blondyn przechodząc przez drzwi prawie się przewrócił. W sumie to zrobił. Wylądował głową na udach Nat, która prawie oblała go parzącą herbatą zmieszaną z procentami. Była zaskoczona, jednakże nie przeszkadzała jej przyjemna bliskość mężczyzny. Mimo iż był pijany.

Drugi osobnik płci męskiej zgiął się w pół, łapiąc za brzuch i próbując złapać powietrze. Opanowanie śmiechu nie należało do prostych, gdy było się jak brat- wstawionym. Dziewczyny spojrzały po sobie, następnie po chłopcach. Do pełnego składu brakowało tylko ich pierzastego przyjaciela, który znaczył dla nich równie tyle co oni dla siebie nawzajem. Pewnie balował po świecie, próbując znaleźć coś wskazującego na obecność Meg Masters albo innego demona, chcącego skrzywdzić Team Free Will 2.0. Wolał być pewny ich bezpieczeństwa niż tymczasowo się z nimi zabawiać.

Blondynka odłożyła z niechęcią kubek. Musiała przerwać rozkoszowanie się pysznym napojem, a zająć dwoma dorosłymi i jakże... Nie dojrzałymi osobnikami. Reven nie paliła się do tego. Siedziała w fotelu i popijając swoją ukochaną gorącą czekoladę z bita śmietana, Patrzyła na Sama. Wszyscy wiedzieli jak działają na nią jego włosy. Nie potrzebowała eliksiru miłości, aby się w nich zauroczyć. Kolejną kwestią było jednak kiedy wybranek pozwoli jej zrobić sobie warkoczyki.

Najmłodsza blondynka już miała zamiar podnieść cztery litery z fotela. Uniemożliwiło jej to przytrzymanie przez najstarszego. Na wpół leżąc z głową na jej kolanach, objął ją w biodrach ramionami i nie puszczał. Zdziwiła się takim obrotem spraw. Jednak w duchu jak i pod nosem uśmiechnęła. Zdecydowanie polubiła pijanego Deana.

-On... On się potknął... I...- Długowłosy nie dokończył, tylko ponownie wrócił do zapowietrzania się. Reven westchnęła rozbawiona jak i zdruzgotana zachowaniem bruneta. Wiadomo było, że w środku i tak się rozpływa nad jego czystym urokiem. Wahała się czy odłożyć kubek i zaprowadzić go do łóżka. Po namyśle stwierdziła, ze mimo wszystko woli zająć się napojem. Młodszy Winchester zawsze może zaczekać. Chyba, że się doszczętnie zapowietrzy.

-On mi nogę podłożył...- Dean jęknął w kolana Natalie. Ona zaś rozczuliła się nad tym i przeczesała jego włosy, słysząc dzięki temu cichy pomruk. Zrobiło jej się cieplutko na serduszku jak nigdy dotąd. Uśmiechnęła się. Reven widząc to chciała powiedzieć zgryźliwy komentarz. Odwróciła od nich wzrok, gdy wielkolud padł na ziemie niczym Ant Man, któremu w Civil War spider man obwiązał nogi liną. Tylko, że w tej sytuacji dziewczyny usłyszały śmiech braci. Pokręciły z dezaprobatą głową i spojrzały po sobie. Nie musiały używać słów, aby się dogadać. Od momentu spotkania w poprawczaku nadawały na tych samych falach.

Brunetka odłożyła kubek, a jej przyjaciółka z niechęcią i trudem odepchnęła od siebie Deana. Początkowo kurczowo się jej trzymał, nie chcąc puścić. Zrobił to dopiero, gdy spojrzał na Sama. Ponownie zawył wesołym rechotem.

Obie wstały. Przeciągnęły się, spoglądawszy na chłopców, którzy bezbronni leżeli na podłodze śmiejąc dosłownie do upadłego. Jedyne co mogło jeszcze bardziej upaść to ich duma. Miały na to mnóstwo planów. Jednak to nie był ten moment. Najmłodsza musiała oszczędzać siły na następne dni, które zdecydowanie będą ciężkie dla niej i Sama. Spytacie się pewnie czemu? Otóż czekają nas kolejne historie. Historie o rocznicach narodzenia Deana Winchestera oraz Reven Moran.

*

Dzień urodzin Deana nastąpił pierwszy. 24 styczeń. Szczególny dzień dla całego świata, który nie jednokrotnie ocalił blondyn.

Dzień wcześniej Natalie nastawiła sobie budzik, który włożyła tradycyjnie pod poduszkę. Ustawiony był jednak tylko na wibracjach, aby obudził ją a niżeli nikogo innego. Musiała się zmusić do wczesnego wstania. Gdy to zrobiła ubrała skromną spódniczkę wraz z krótkim rękawkiem. Wiedziała jak działa to na niektórych facetów. Na Deana również. Przyznała sobie racje, że dobrze iż nie wyrzuciła tego prezentu od Crowleya z okazji jej ostatnich urodzin. Dostała również strój króliczka, ale wolała nie pokazywać go na sobie przy publiczności.

Zabrała plecak i rzucając okiem na troje swoich przyjaciół, podeszła do drzwi. Sam śpiący najbliżej okna miał rozczochrane całe włosy. Usadowił się na tym łóżku, gdyż kazało mu tak przeczucie. Jakby jakiekolwiek zagrożenie weszło przez okno, byłby pierwszym, który mógłby zapobiec zniszczeniom. Ewentualnie oberwać jako pierwszy. Leżał bokiem. Przód twarzy skierowany miał w stronę sąsiedniego łóżka. Na którym leżała Reven. Wiadome było, że to skierowane było spowodowane, iż lubił, a pewnie wręcz kochał patrzeć na brązowowłosą, gdy ta spała. Ona jednak miała bądź co bądź wywalone jak śpi. Byle spać. Rozwalona na całym łóżku z kołdrą przepasaną przez pas leżała na plecach. Poduszka zajmowała jedynie część łóżka. Reszta ześlizgiwała się na podłogę. Po lewej znajdował się już pusty materac, z którego wstała Natalie. Pościeliła je na szybko, aby przyjaciele nie musieli robić tego za nią. Jej wzrok spoczął na ostatniej osobie i łóżku, które zajmowała. Dean Winchester leżał na brzuchu. Przytulał przez sen poduszkę, co nadawało mu wyjątkowego uroku. Oczywiście blondynka nie mogła się powstrzymać przed zrobieniem zdjęcia. Uśmiechnęła się, wiedząc że jedyną osobą, której pokaże to będzie Reven. Nie z własnej woli. Przyjaciółka często pożyczała jej telefon. Nie przeszkadzało jej to. Ona robiła to samo z jej. Chowając małe urządzenie do kieszeni, wyszła cicho, zamykając za sobą drzwi. Miała nadzieję, że ten dzień będzie wyjątkowy. Zwłaszcza dla jej lubego.

Kilka godzin później przyjaciele zaczęli obawiać się nagłego zniknięcia Natalie. Sam był nieco zaniepokojony. Dean dostawał szalu, gdyż nie odbierała telefonu. Strasznie się o nią martwił i nie mógł tego opanować. Natomiast Reven siedziała i spokojnie przeglądała najnowsze memy na kwejku. Zrezygnowała z przekonywania blondyna, iż to przecież Nat. Poradzi sobie gdziekolwiek jest. No i uważała, że to urocze jak się o nią martwił.

-Gdzie ona do cholery jest?!- Krzyknął blondyn, przechadzając się po pokoju.- Jeśli ktoś ją porwał? Ten wampir co go nie złapałyście?

-Lepiej nie wspominaj o nim przy Nat- rzekła Reven, wpatrzona w ekran telefonu. Była pewna, że gdyby coś się działo, zawiadomiłaby ją. A jakby nie miała takiej możliwości to zawsze miała po swojej stronie króla piekieł jak i ulubionego pierzastego.

-Nie zostawiła żadnego znaku... Wiadomości... Niczego! Zabiję tę kobietę- warknął pod nosem. Sam się skrzywił. Reven puściła to mimo uszu. Przez następne minuty, blondyn narzekał, przeklinał, wyzywał pół świata od sukinsynów. Reszta zaczynała go olewać i zajęli się sobą, siadając blisko. Pewnie gdyby nawet Crowley w stroju dzika wpadł do pokoju, nie zwróciłby na niego szczególnej uwagi jeśli nie byłby Natalie. Ewentualnie Castielem. Sam objął Reven. Rozmawiali cicho. O niezbyt znaczących rzeczach. Ignorowali Winchestera, opowiadając sobie różne historie. Co jakiś czas też zbliżając do siebie usta. W tak intymnym momencie ku radości Deana do pokoju wpadła Natalie. Spojrzała na całującą się parę. Nie trwało to długo, gdyż słysząc krzyczącego Deana jeszcze bardziej, oderwali się od siebie.

Blondyn podszedł do Nat, uścisnął ją mocno podnosząc tym samym w górę. Dziewczyna była nie mało zaskoczona reakcją. Rzadko się z takimi emocjami spotykała. Nawet Reven nie była rozdygotana tak jak Dean teraz, gdy blondynka opowiedziała jej o zawartym pakcie z królem piekieł.

Puścił ją, odstawiając na ciemną wykładzinę. Od razu zaczęły się pytania. A dziewczyna wiodąca filmem, który ostatnio widziała, pocałowała go, aby się uspokoił. Od dnia jej urodzin, nie zrobili tego ponownie. Wtedy to była chwila. Nagły impuls. Tym razem przemyślana zagrywka przez Nat. Mężczyzna odwzajemnił, kładąc dłonie na jej talii. Pogłębił, odreagowując swoje nerwy. Nie pozostała mu dłużna i się nie odsunęła. Do czasu, gdy ten chciał więcej. Darzyła go dużą sympatią. Zauroczeniem. Może nawet i miłością, ale dla niej było to apogeum sytuacji. Odsunęła się, uśmiechając.

-Uf, już myślałam, że będę musiała skoczyć po popcorn na pornosa na żywo- głos Reven rozszedł się po pomieszczeniu. Dean uśmiechnął się w ten sposób, który zawsze rozczulał Nat.

-Aż mi się przypomniało Casaerotica- Odrzekł Sammy.

-Gabriel?

Kiwnął głową jako potwierdzenie.

-E tam. Jeszcze nic nie wiecie o akcjach Gabriela.

-Uwięził nas w programach telewizyjnych- młodszy mężczyzna obejmował Reven w talii, trzymając blisko siebie. Było to urocze jak i intymne, jednak nie napastliwe i gorące jak wcześniejszy pocałunek ich przyjaciół.

-To i tak nic. Zobaczycie co się stanie w Prima Aprilis. A to już nie długo- westchnęła cicho. W duszy jednak się uśmiechała, ale nie mogła pokazać tego na zewnątrz. Uwielbiała żarty Gabriela. A później obraz jak Natalie się na nim wyżywa za nie oboje. Teraz w pakiecie byli Winchesterowie i anioł. Wiedziała, że będzie dużo zabawy.

W czasie dalszej pogaduszki gołąbeczków, jak często zwała ich Nat, Dean położył dłoń na jej ramieniu. Zacisnął lekko palce, dając do zrozumienia, że nie da jej nigdzie odejść. Nie bez niego.

-Gdzie ty byłaś?- Spojrzał jej w oczy. Dostrzegła w nich iskierkę. Niespodziewanym pocałunkiem wiedziała, że rozpali w nim żądze na coś więcej. Zdawała sobie sprawę z tego, jaki jest przystojny. I jak bardzo ją pociąga. Ale swoje brudne myśli trzymała tylko dla siebie. No może jednak opowiadała o nich Reven, gdy ostatnio pojechały na polowanie na nieszczęsnego wampira, który nawiedza ją już od dawnych czasów.

-A tu i ówdzie...- odparła niewinnie, wzbudzając w Deanie złość. Zmarszczył brwi wiedziony wtedy myślą o jej bezpieczeństwie, a nie o własnych pobudkach.

-Mieliśmy być ze sobą szczerzy.

Westchnęła. Miał racje. Jednak nie przyzna mu tego. Wydęła nieco wargę, udając że przegrała. Miała jednak opracowany cały plan.

-A więc?

-Może lepiej ci pokaże?- Przybliżyła się, mówiąc mu to na ucho. Na jego ustach ponownie pojawił się uśmiech. Nie czekając dłużej, złapała go za dłoń i krzyknęła do reszty:

-Zwijamy się, gołąbeczki. Mamy robotę!

-Tak?- Sam puścił brązowowłosą, wstając z nią w tym samym czasie.

-Aha- kiwnęła raz głową i czekając aż dwoje zabierze potrzebne rzeczy, nie puszczała Deana. Nie był z tego powodu zasmucony. Miał nadzieje, ze później dokończą swoją chwilę.

Po wyjściu z pokoju i podejściu do Impali, Natalie wypuściła dłoń mężczyzny ze swojej. Tradycyjnie usiadł on za kierownica. Czekała na ruch Sama, który dopiero siadając z tyłu, pozwolił tym samym zająć Nat miejsce z przodu. Usiadł tam ze względu na Reven. Niezłe poświęcenie.

Blondynka nie podała konkretnego adresu. Tylko kierowała gdzie Impala ma ich zawieźć. Trwało to około godziny z hakiem, ale po zaparkowaniu pod barem mlecznym wiedziała, że będzie warto. Czekał tam na nich pierzasty przyjaciel, z którym Nat wcześniej rozmawiała przywołując go za pomocą krótkiej i chwytliwej rymowanki. Wymyślała zawsze na poczekaniu nową. Czego Castiel nigdy nie rozumiał, ale wolał się w to nie zagłębiać.

-Cassie! Co tu robisz?- Reven przybiła z nim żółwika. Wcześniej musiała poświęcić znaczną chwilę na wytłumaczeniu fenomenu i nauczeniu przyjaciela jak z tego korzystać. Była prawie pewna, że w tej chwili pół nieba znała to epickie powitanie.

-Natalie poprosiła mnie o pomoc w pewnej...- blondynka posłała mu srogie spojrzenie- sprawie...- dokończył, patrząc na nią z lekkim przerażeniem. Nie mógł się wydać. Inaczej by spotkał się ze złą wersją dziewczyny.- Tak, właśnie tak. Sprawie.

-A co to za sprawa?- Zapytał Dean, stając przy Nat i spoglądając zdafkowanie na Castiela. Wyczuł podstęp.

-Em... To jest... Bardzo ważna sprawa.

-Castiel ma na myśli, że wpadliśmy na trop pewnego potwora- dopowiedziała stojąca przy Deanie. Uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc o super ekstra planie, który dzięki z pomocą kilku osób wykonała.

-Oho, jaki?- Zatarł ręce.- Wilkołak? Dżin? Tulpa? Zmiennokształtny?

-Idziemy na polowanie. Do lasu.

-Wendigo?

Pokręciła głową. Reven, Sam i Dean zadawali pytania, próbując zgadnąć rodzaj stworzenia. Wiedziała, że i tak im się to nie uda. Kazała im wziąć torby, maczety, topory, wszystko co mieli z białej broni. Zero pistoletów, strzelb itp. Zignorowała ich pytania. Podeszła do lasu, który zaczynał się od końca parkingu. Puściła oczko Castielowi, co nie uszło uwadze Deana. Zmarszczył brwi, spoglądając na anioła. Ten zignorował jego natarczywe spojrzenie i ruszył za Nat. Blondyn wziął szybko bron i ruszył za nimi, patrząc, póki miał okazję, na nogi blondynki. Podobała mu się spódniczka, którą założyła ale nie był przekonany, czy to dobry pomysł aby zakładać taką do lasu. Na polowanie. Na końcu ociągała się para gołąbeczków.

-Niepokoi mnie zachowanie Natalie.- Sam objął Reven w talii.

-Jeszcze jakiś czas, a uwierz, że będzie to na porządku dziennym.

-Tak jak to?- Uśmiechnął się i pocałował lekko w usta Reven. Kochał to robić. Wciąż i wciąż. Nie mógł przerwać i dziękował za to, że ona mu na to pozwalała. Kochała wplatać dłonie w jego włosy. Takie miękkie.

Nie trwali jednak długo. Przeszkadzała im myśl o kolejnej przygodzie oraz Nat wykrzykująca różne znane zdania typu: "Niech los wam sprzyja." To nie mogło zakończyć się dobrze.

Szli przez głównie liściasty las, albowiem zdarzało się, że natknęli się na rosnący świerk czy jodłę. Świerze powietrze wraz z zimnawym wiatrem owiało całą piątkę. Szli przed siebie, nie wiedząc co ich czeka. A przynajmniej część.

Sam zaczął obawiać się co siedzi w głowie Nat i co takiego wymyśliła ona z aniołem. Obejmował Reven w pasie, trzymając blisko siebie w razie konieczności. Nie uważała tego za konieczne, albowiem miłe. I przyjemne. Więc nie narzekała. Najmłodsza z najstarszym szła wesoło przed siebie, nadając tępa grupie.

Po pół godzinnym marszu Dean nie wytrzymał. Zatrzymał się, zmuszając tym samym innych do zrobienia tego samego.

-Czy ktoś mi powie gdzie my do cholery idziemy?- Widać było jego rozdrażnienie.

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła!- Odparła wesoło Nat, ruszając w dalszą podróż.

-Byłem w piekle wiele razy, ciekawość mi nie zaszkodzi.- Ekipa ponownie ruszyła.

-Ze mną większość rzeczy ci zaszkodzi.

Nie odpowiedział. Szli dalej zmagając się z krzakami. Przystanęli w pewnym momencie, zauważywszy cień miedzy drzewami. Nat uśmiechnęła się pod nosem, Castiel nie reagował,za to Reven poszła na pierwszy ogień. Za nią Dean i Sam. Jednak gdy tam dotarli, nic nie zastali. Rozejrzeli się.

-Zmyło się- rzekła brązowowłosa.

Blondyn jednak nie poddawał się w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Znalazł lepką substancję znajdującą się na kamieniu. Pokręcił nosem, zanurzając w tym palec. Powąchał i przy akompaniamencie dźwięków obrzydzenia brata, polizał.

-Wiśniowe...

-Jak to wisniowe?

Dean zlizał wszystko z palca i spojrzał na to, co znajdowało sie na kamieniu.

-Czy to jest...

Blondynka uśmiechnela sie. Z pomocą Castiela wyjaśniła co tu robią, na co polują i dlaczego Dean zjadł niezydentyfikowaną substancję. Reven była pod wrażeniem. Po minie Sama było widać, że chciał stąd jak najszybciej uciec. Za to jego brat był bardzo podniecony i krzyknął:

-Polujemy na ciasteczkowego potwora!

Tak więc gang Team Free Will 2.0 wyruszył na polowanie. Szli śladami lukru, okruchów, cukierków i innych słodkich rzeczy, które Dean natychmiast pochłaniał.

Raz sie zdarzyło, że posmakował białej substancji na korze drzewa z myślą, że to lukier. Dopiero Castiel go uświadomił, iż to ptasia kupa. Śmiechu było co nie miara. Aż stało się poważnie.

Gang stanął twarzą w twarz z Ciasteczkowym Potworem. Gdy Reven chciała się tym zająć, Dean powstrzymał ja.

-Ja sie nim zajmę- rzekł niskim głosem, który ujął Nat juz na samym początku poznania. Tak wiec zaczęła sie walka. Z ust padały przekleństwa Deana, głównie: sonofabitch. A z rąk potwora- ciasteczka. Dziewczyny zbierały niektóre i jadły, przyglądając się starciu. Natomiast Sam się śmiał, a Castiel usiadł na kamieniu i przyglądał się swojemu przyjacielu. Około pół godziny zajęło starszemu bratu bitwa z jakże przeuroczym potworem. Po skończonej bitwie, wydał z siebie radosny okrzyk:

-Masz za swoje, funflu!

Wszyscy sie zaśmiali. Dean otarł twarz, brudząc się ciastem. Po czym zajął sie zbieraniem wszystkim smakoci. Był szczęśliwy, że dostał taki prezent na urodziny, który był połączeniem wszystkiego co kocha. Brata, przyjaciół, placka i polowań. Z usmiechem i pełną buzią dziękował im za wypad. Pocałował również w policzek Natalie, na co się uśmiechnęła. Wiedziała, że było to warte wszystkich wysiłków jej i Castiela. Tego jednak mężczyzna nie pocałował.

*

Koniec stycznia. Mróz. Piździawa na dworze. Śnieg. Jedyne co uszczęśliwiało Reven w tym dniu to kubek gorącej czekolady, koc i kubek. Alternatywą było granie w pokera z mafią, która nienawidzi jej i Nat po tym, gdy ograła ich, a blondynka spuściła łomot. Uśmiechnęła sie lekko na wspomnienie i wzięła kolejny łyk.

Niestety miłe uczucie szybko ją opuściło. Zmarszczyła brwi i się rozejrzała. Nie słyszała żadnych kłótni, sprzeczek. Dotychczas się to nie zdarzało, chyba że wszyscy spali. Tak wiec zaniepokoiła ją ta zaistniała sytuacja. Odłożyła kubek.

-Dobra, powiecie mi ci sie dzieje?- Spojrzała na gang. Sammy czytał ksiazke, Natalie pisała coś na telefonie, a Dean słuchał muzyki na słuchawkach. Wszyscy spojrzeli na nią.

-Nie wiem o co ci chodzi- rzekła przyjaciółka, nawet nie odrywając wzroku od telefonu. Prowadziła bardzo ważną konwerscję z innymi aniołami.

-Jesteście za cicho- stwierdziła fakt. Jednak odpowiedziała jej cisza. Westchnęła, dopiła napój i wstała, zostawiając kubek.- Idę do sklepu. Ktoś coś chce?

-Pla...- Zaczął Dean, jednak brazowowlosa mu przerwała.

-Fakt. Dean- placek, Sam- Sałatka, a Nat lody- wszyscy troję kiwnęli głowami- gites.

-Tylko nasze autko jest zepsute- powiedziała blondynka- a Dean swojego skarba nie da.

-Jak ty mnie znasz- potwierdził jej przypuszczenia.

-No dobra. Przejdę się- zabrała plecak, portfel, telefon i wyszła. Wtedy wszyscy sie zerwali. Natalie skończyła pisać z Castielem, ktory był kluczowy do ich zadania. No i nie chcieli aby przeszkadzał im w dekorowaniu całego motelu w różne ozdoby. Dean zajął sie jedzeniem oraz muzyką. Idealnie sobie z tym poradził. W głównym holu rozbrzmiewała muzyka AcDc, aby lepiej wszystkim sie pracowało. Sammy witał przyjaciół. Zarówno anioły jak i demony, archanioły i wszystkie inne stworzenia, z którymi przyjaźniła się ich brazowowłosa przyjaciółka. Pojawił się nawet Garth, ich przyjaciel wilkołak- lowca. Czy Charlie. Nie widzieli się od pamiętnej akcji w urodziny Natalie. Oczywiście nie mogło zabraknąć Gabriela. Ten zajął się rozporzadzeniem słodyczy. Trochę się sprzeczał o to z Deanem, więc Nat musiała interweniować.

-Gabryś!- Podeszła do nich z uśmiechem.

-Cukiereczku! Jak fajnie cię widziec, słodka- bez przedłużania przytulił ją mocno, stojąc u boku Deana. Blondyn był zaskoczony ale i zniesmaczony. Chciał odepchnąć archanioła od blondynki ale powstrzymała go Charlie, kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Ajajaj. Za dużo słodyczy- zaśmiała się jasnowłosa.

-Wczesniej było za malo, dlatego się zjawiłem- pocałował dziewczynę w policzek i sie odsunął. Dean odchrzaknął.- No co, matole?

Zaśmiała się cicho, a chłopak wywrócił oczami.

-Łapy precz- warknął, na co Trickster parsnkął śmiechem.

-Urocze. Wygląda, jakby miał mnie zaraz zabić.- Objął Nat ramieniem i przyciągnął do swojego boku.- Zazdrosny?

Blondyn ponownie wywrócił oczami.

-Oj, no już, ruchy. Impreza a nie sprzeczki- uderzyła lekko przyjaciela w ramie. Tak naprawdę był kimś więcej niż przyjacielem. To on przyczynił się do spotkania Reven i Natalie, a później opiekował się nimi i przygarnął ich pod swój dach. Był zastępczym ojcem. Dobrym wujkiem Gabrysiem, który zawsze wysłuchał, poklepał i dał cukierka na pocieszenie.

-No już już. A kiedy jubilatka przyjdzie?- Przeciągnął sie.

-Jeszcze dużo czasu. Castiel się tym zajmuje- poprawiła mu rozstrzepane wlosy, na co Deanowi prawie żyłka wyskoczyła.

-Castiel?- zagwizdał z uśmiechem- myślicie, że da sobie radę?

-Oczywiście. Przecież to Castiel.

*

-Cassie, wiem że... Zstąpiłeś z nieba, aby pomóc mi w zakupach, ale naprawdę nie jest to konieczne.- Reven szła z koszykiem w ręce u boku pierzastego. Zjawił się chwilę po tym, gdy wkroczyła do supermarketu. Wystraszył przez to ochroniarza.

-Dean mówi, że powinienem więcej czasu spędzać wśród ludzi, aby was zrozumieć.- Nie zatrzymywał się, a jego plaszcz powiewał kekko.

-Niech bedzie. Idź znajdz...- Spojrzała na listę zakupów w dłoni- drożdże.

-Co to?

Brązowowłosa westchnęła. Castiel z pewnością jej nie pomógł, ale nie miała serca kazać mu sobie iść. Oboje więc ruszyli na poszukiwania drożdży.

*

-Crowley... Crowley, po co wziąłeś kruki?- westchnęła patrząc na swojego przyjaciela z krukiem na przedramieniu.

-Jak to po co? To nie są zwyczajne kruki!- Drugi usiadł mu na barku.- Kojarzysz z mitologii nordyckiej Hugina i Munina?

-Te... kruki? Jeny, Crowley- Machnęłna niego ręką. Zajęła się ponownie Gabrielem, który dyskutował z Deanem na temat jakiego smaku ma być tort.

-Cicho bądzcie, ja zalatwiłam tort, dziękuję, do widzenia.- Minęła ich i skierowała się w stronę Charlie i Gartha. Oboje zajęli się wielką piniatą w kształcie jednorożca. To akurat był pomysł Nat. Jednorożce życiem.

Skontrolowała też stan kija, uderzając nim w tyłek Sama. Zaśmiała się, gdy ten zaczął refleksję na temat tego, że tylko Reven może uderzać go w tyłek. Sam chyba wykazywał skłonności BDSM.

Odłozyła kij i każdemu założyła czapeczkę i dała piszczałkę. Przy suficie wisiał wielki napis: NAJLEPSZEGO REVEN.

Była pewna, że wszystko pójdzie po jej myśli. Minęła się niestety trochę z celem.

*

-Castiel, weź te śmietankowo- czekoladowe- westchnęła cicho. Anioł od dobrych 20 minut wybierał smak lodów dla Natalie. Nie chciał przypadkiem aby Nat się na nich zawiodla. No i rzecz jasna kupował dla gangu czas.

-Muszą być najlepsze- grzebał w zamrażarkach, przeszukując wszystkie rodzaje lodów.

-Nat zje każde. Weź te i idziemy do kasy- przystanęła z nogi na nogę.

Castiel ignorował jej słowa. Przeszukiwał dalej, jakby zależało od tego jego życie. Może nawet tak było? Lody rzecz święta tak jak dla Deana placek. Czekała więc cierpliwie do momentu aż czarnowłosy się wyprostował.

-Potrzebny nam wiekszy koszyk.

*

Blondynka wyszła z motelu. Musiała chwilę odetchnąć. Za dużo ludzi. Oparła się o ścianę i wyjęła z kieszeni paczkę papierosów. Od niedawna zaczęła palić. Dużo stresu spowodowane kłótniami, Masters czy nawet nie złapanym wampirem podsunęła jej na myśl, że mogłaby spróbować. Rozejrzała się. Gdyby zauważył ją ktokolwiek, byłaby martwa szybciej niż zdążyłaby powiedzieć: funfel. Zapaliła i zaciągnęła się. Wypuściła dym, spoglądawszy na nadjeżdżające auto. Zmarszczyła brwi i oparła podeszwę o ścianę, dalej się o nią opierając plecami.

Wysiadła z niego znajoma postać. Rzuciła peta na ziemię i przydeptała go butem, gasząc tym samym.

Nie miała przy sobie broni. Ani nie była odpowiednia ubrana na żadną bójkę. Jednak podeszła do mężczyzny. Mężczyzny, który żywił się ludzką krwią i nie udało jej się nigdy wcześniej z Reven złapać.

*

Wypakowała wszystkie zakupy z Castielem na kase po około dwoch godzinach chodzenia z aniołem po sklepie. Pomógł jej, a później cierpliwie czekał przy taśmie sklepowej. Zerknął na charakterystyczne półki ze słodyczami, które zawsze znajdują się przy kasach.

-Śmiało, Amigo. Weź coś sobie.- Reven wyjęła portwel i sprawdziła, czy ma wszystko, co powinna mieć. Gotówka, monety, pieniądze we frankach, jej karta kredytowa, Crowleya, Gabriela, prezerwatywa... Spojrzała na wierzch portfela. Westchnęła, zdając sobie sprawę, że wzięła tak naprawdę portfel Natalie. Wzruszyła ramionami i wyjęła kartę należącą do króla piekła. Zerknęła na Castiela.

-Cassie, co ty... robisz?- Spojrzała na przyjaciela, trzymającego dwa opakowania.

-Nie wiem, które wybrać. Zwykłe czy owocowe?- Spojrzała mu przez ramie i powstrzymała śmiech.

-Odłóż te prezerwatywy.

Spojrzał na nią w niezrozumieniu.

-To są...

-Tak, Cassie.

-Czemu owocowe? Po co... po co owocowe? Czemu ludzie chcą się kochać w owocowych powstrzymaczy przed ciążą?

Dziewczyna się cicho zaśmiała. Wyjęła z jego dłoni oba opakowania i odłożyła na miejsce.

-Aby... kurde, nie wiem. Musisz zapytać się później Deana.

-No... no dobrze? To może mu kupimy?

-Hm, w sumie nie głupi pomysl. Bierz.

*

Natalie uderzyła o auto stwora. Miał dużo lat i tak samo duże doświadczenie z łowcami, którzy usilnie próbowali przez długi czas go zabić. Wciaz próbują.

Podszedł do blondynki i szarpnął ją do góry. Plunęła na niego krwią. Wampir otarł twarz, warcząc pod nosem. Ukazał zęby. Nie, nie chciał jej zabić. Chciał ją przemienić. Aby cierpiała. Była tym, kogo zawsze nienawidzila i zabijała. Wgryzł się jej w szyję, a ta krzycząc próbowała się wyrwać. Zacisnęła oczy i zęby. Ulga nadeszła niedługo później, po tym gdy odsunął się od niej, a dziewczyna osunęła się na asfalt po masce auta. Zamigotały jej mroczki przed oczami. Chwilę później ujrzała przy sobie opadnięte ciało typa i wypalone oczy. Spojrzała w górę, napotykając wzrok znajomego archanioła.

-Michael?

*

Spakowali zakupy. Anioł bez problemu wziął wszystkie ciężkie torby. Przeszedł wraz z przyjaciółką przez bramki. Te o zgrozo zapiszczały. Zainteresował się przez to nimi ochroniarz.

-Castiel, zabrałeś coś?

-Tylko zakupy.

-Co masz w kieszeni?- Zapytał podstarzały mężczyzna z napisem na plecach: chrona.

-Zakupy oczywiście. Nie zmieściły się do koszyka.

Reven westchnęła.

-Nie położyłeś ich na kasy, prawda?

-Nie. Czy to problem?- Spojrzał na nią niewinnym wzrokiem. Zdecydowanie nawet najmniejsze zakupy z aniołem mogą okazać się pełne  atrakcji.

*

Archanioł pomógł jej wstać i usadowił na masce auta martwego wampira. Pierwsze co zrobiła dziewczyna to poprawiła tak włosy, aby zakrywały ugryzienie. Uspokoiła też oddech i wszystko inne.

-Co... co tu robisz, Michael?- Spojrzała na niego, podpierając się dłońmi przy swoich bokach. Mężczyzna stanął miedzy jej nogami, dotykając auta kolanami. Nie znał chyba terminu jak przestrzeń osobista, ale Nat stwierdziła, że wytłumaczy mu to kiedy indziej.

-Przyszedlem was odwiedzić. Dostałem zaproszenie. Od ciebie. Nie pamiętasz?- Przeszukał kieszenie i wyjął zaproszenie w jednorożce na urodziny Reven. Uśmiechnął się.

-Nie sądziłam, że się jeszcze zjawisz.- Uścisnęła go.

-Zrobiłem to chyba w najlepszym momencie.- Było mu niezręcznie ale odwzajemnił przytulasa.

-Tak. Ale poradziłabym sobie sama.- Pokiwała głową i oparła brodę o jego bark, rozglądając się czy przypadkiem Reven i Cass nie idą. Czysto.

-Nie. Nie poradziłabyś sobie.- Ogarnął jej włosy za ucho, a ta wywróciła rozbawiona oczami. Archaniol zmarszczył brwi patrząc na jej szyję. Chciał coś powiedzieć, jednak został odepchnięty na bok przez Winchestera.

-Co ty z nim tu robisz?!- Krzyknął patrząc oskarżycielsko na Nat. Nie byli oficjalnie razem, ale Dean się prawdę mówiąc tak zachowywał. Był również zdenerwowany widokiem Nat i archaniołów. Najpierw Gabriela, a następnie Michaela.

-Deanie, spokojnie- rzekł drugi mężczyzna, stając obok.- Tylko rozmawiamy. I...- położył dłoń na szyji Nat ale Winchester odepchnął go z dużą siłą, nim ten zdążył coś zrobić. Zrobił również krok w stronę archanioła, ale Nat złapała go mocno za ramię i nie dała podejść bliżej.

-Dean, kurna, uspokój się. Michael to mój przyjaciel.

-Chyba za dużo sobie wyobraża- warknął pod nosem.

-Em... za dużo wyobrażam? Natalie, zrobiłem coś złego?- Spojrzał na nią wzrokiem zapytania. Ta pokręciła głową, dalej trzymając Deana.

-Michael zabil wampira. pomogl mi.

-Uratowal.

Zaśmiała się cicho, a Dean nie rozluźnił się ani trochę. Spojrzała w dół na martwe ciało potwora. Michael widząc to, zniknął zwłoki, mówiąc, że się nim zajmie.

-To... co z imprezą?- Podrapał się po karku niepewny czy nie jest drażniący. Kompletnie nie był dobry w relacjach ludzkich. A nie chciał również psuć urodzin Reven. Jako brat Gabriela często go odwiedzał. Tym samym młode łowczynie, zyskując ich szacunek do siebie. Sztywność nie przeszkadzała przyjaciółkom, aby z nim pogadać czy nawet uczyć się od niego różnych rzeczy, gdy Gabriel musiał ratować pierzaste tyłki.

-Idziemy!- Blondynka zeskoczyła z maski i położyła dłoń na szyi. Skrzywiła się lekko co, zauważył archanioł. Otworzył buzię, ale nim zdążył coś powiedzieć, dziewczyna złapała go i Deana za dłonie po czym pociągnęła do motelu. Kazała Gabrielowi zająć się bratem. Chwilę pomarudził, że nie może się bawić tylko musi pilnować rodzeństwa, ale Michael zapytawszy go o smak cukierków, uśmiechnął się szeroko.

*

Po kolejnej godzinie wytłumaczania ochroni, a później policji, że castiel nie zrobił tego specjalnie, wypuścili ich.

-Żałuję, że nie wzięłam odznaki. Byłoby prościej- westchnęła, idąc przy boku anioła, trzymającego wszystkie zakupy. Mówiąc krótko był nimi zawalony. Pokiwał głową na jej słowa.

-Co sie stało z tym wampirem? Natalie pisała, że go nie złapałyście i była bardzo zła.- Spojrzał na nią znad placka, który niósł.

-Uciekł.- Wzięła łyka zimnej coli-nie dziwię się, że jest zła.

-Czemu? Zrobił jej coś?

-Bardziej nam.- Szła omijając szczeliny w chodniku- Eric, ma tak ten wampir na imię, jest naszym horrorem od małego. Kiedyś skrzywdził mnie i Nat na polowaniu. Od tego czasu chce się zemścić.- Castiel pokiwał głową.

-Złapiecie go.

Przyznała mu rację. Zmienili temat. Kilkanaście minut później podeszli pod motel. Zanim skierowali się do wejścia, Cass zagadał Reven, pisząc tym samym do Nat z zapytaniem czy mogą wejsc. Otrzymal wiadomosc twierdzaca. Dziewczyna zauważyła na parkingu znajome auto. Zmarszczyła brwi ale anioł pociągnął ją za sobą. Wkroczyli do głównego holu.

Zaledwie sekundę mieli ciszy, gdy wszyscy wyskoczyli z czapeczkami i piszczałkami. Reven aż podskoczyła, a Castiel się uśmiechnął. Dean zaczął śpiewać urodzinowe "sto lat" i reszta się dołączyła. Nawet Michael, który nie wiedział w tym sensu. Nadszedł czas na przytulasy, życzenia i prezenty, który każdy składał Reven. Nat stojąc z boku widziała, jak Sam szepnął coś brązowowłosej na ucho. Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na dwójkę. Chyba będzie musiała tym dwojgu pożyczyć prezerwatywy. Bezwzrotnie.

Michael podszedł do Reven i wręczył jej róże i kartkę z życzeniami. Było mu trochę niezręcznie, bo nie miał pojęcia co jej dać. Ale dziewczyna bardzo ucieszyła się z gestu. Przytuliła go.

-Dziękuję, Michael.- Uśmiechnęła się. Poklepał ją po plecach, również z wesołą mimiką. Czuł się dobrze, że powoli zaczyna łapać ludzkie emocje.

Natalie siedziała z boku i malowała sobie szyję. Skrzywiła się lekko, gdy jej wzrok napotkał jasne światło przy suficie.

Starała się tym nie przejmować, zwłaszcza gdy wjechał gigantyczny, czekoladowy tort na środek holu.

Autorem był Gabriel. Spojrzał na swoje dzieło z wielką dumą. Jednak to, co znajdowało się w środku było na pewno nie jego dziełem. Ale przyjaciółki.

Gdy Reven kroiła pierwszy kawałek z nieschodzącym uśmiechem, z tortu wyskoczył... Facet. Najzwyklejszy facet. No może nie aż tak zwykły, bo był ubrany w strażacki strój.

-Aaaaaa! Striptizer!- Zaśmiała się Charlie, widząc zmieszana minę Reven, gdy mężczyzna zaczął wykonywać swoje kocie ruchy. Blondynka także się zaśmiała i zaczęła klaskać w rytm muzyki. Reszta ekipy urodzinowej dołączyła do niej. Jednak jubilatka uciekła szybko zawstydzona i opieprzyła przyjaciółkę.

-Powiedz proszę, że będą striptizerki.- Podszedł do nich starszy Winchester.

-O, tak!- Dołączyła się Charlie. Oboje zaczęli wymieniać spostrzeżenia o gwiazdach porno. Blondynka nie zwróciła na nich szczególnej uwagi. Reven podeszła do Sama. Zaciągnął ją gdzieś na bok, a dziewczyna zaniepokojona, wzięła wafelki i ruszyła w ich stronę. Idąc w ich kierunku drogę zastąpił jej Michael. Rozejrzał się i zbliżył do niej odgarniając jej włosy.

-Jeju, Michael. Wszystko dobrze- westchnęła, patrząc w kierunku miziającej się na boku pary.

Oczy archanioła lekko zabłysły, a pod dłonią pojawiło się lekkie światło. Ciało Nat wstrząsnął przyjemny dreszcz i po chwili światło lamp jej nie przeszkadzało. Michael zabrał dłoń.

-Lepiej?

Kiwnęła raz głową.

-Dobrze. Uważaj na siebie bardziej. Nie zawsze ktoś będzie w razie czego przy tobie- szepnął, zdając sobie sprawę, że Dean uważnie ich obserwuje.

-Będzie. Zawsze ktoś jest.- Uśmiechnęła się lekko- nie mów tylko Reven. Niech się dzisiaj nie martwi.- Chłopak przytaknął.

Długowłosy pocałował ponownie dziewczynę. Wplotła dłoń w jego włosy, odchodząc z nim trochę dalej od tłumu ludzi. Była szczęśliwa tym całym obrotem spraw. Uśmiechnęła się lekko przez pocałunek, co mężczyzna wyczuł i nieco pogłębił.

-Dzisiaj jesteś wyjątkowo czuły, wiesz?- Odsunęła się troche, czochrając go po miękkich włosach.

-To twój dzień. Muszę być.- Uśmiechnął się niewinnie. Reven kiwnęła głową. Przytuliła go. Trochę zabawnie to wyglądało, bo Sam- istny wieżowiec, obejmował i wtulał w siebie małego kruczka.

-Super impreza, mimo że za nimi nie przepadam.- Oparła policzek o jego klatkę.- Dzięki wam wszystkim.

-Cieszę się, że jesteś zadowolona.- Pocałował ją w głowę.- Ale muszę ci coś powiedzieć.

-Proszę, nie mów, że to ty podbierasz mi jeansy.

Sammy sie zaśmiał i pokręcił głową.

-Dobra. Stawiam na Deana.- Reven się uśmiechnęła.

-W tym rzecz, że...- trochę sie zawahał, ale stwierdził, że jak nie teraz to już nie będzie mieć lepszej okazji- Kocham cię, Reven.

Dziewczynę zamurowało. Nie odsunęła się ani nie ruszyła w ogóle o milimetr. Stała wtulona w niego. Mężczyzna zaniepokoił się nieco, ale jego uwagę odwrócił dźwięk chrupania. Spojrzał w lewo. A za nim Reven.

-Jak uroczo- rzekła Nat z wafelkami w buzi. Stała z boku i patrzy na nich z uśmiechem.

-Długo tak stoisz?- Zapytała brązowowłosa, odsuwając się nieco od chłopaka.

-Od początku. Nie widzieliście mnie bo opanowałam sztukę maskowania. I powolnych ruchów. Nie widzicie mnie, ale ja was tak.- Sięgnęła po wafelek i bardzo ale to bardzo powolnym ruchem włożyła go do buzi i tak samo jadła. Oprócz szczęki reszty ciałem nie ruszała.

Sam pokręcił rozbawiony głową.

-Wracamy na imprezę? - Zapytał, objąwszy dziewczynę ramieniem.

-Idę po więcej wafelkow- rzekła ich przyjaciółka, ruszając się w końcu z miejsca i mijając ich, idąc prosto do bufetu.

-Ajajajaj.- Przyjaciółka blondi pokręciła głową. Złapała Sama za rękę i wrócili razem na imprezę. Następny dzień nie obył się bez kaca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro