18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Pov. Polska

Przekraczając próg domu oznajmiłam o swoim przybyciu. Od razu usłyszałam odpowiedź i to w dwóch językach.

Szybko odnalazłam obu chłopaków. Węgry leżał na kanapie i popijając kompot oglądał telewizję. Niemcy natomiast pracował przy stole, co nie było dla mnie ogromnym zdziwieniem.

Wypuściłam cicho powietrze i zebrałam się na odwagę. Gdy komuś coś obiecuję, to zawsze obietnicy dotrzymuję.
Pewnym krokiem podeszłam do stolika i usiadłam naprzeciwko niego, co sprawiało że byliśmy bardzo blisko siebie.
I tak jak przed chwilą byłam wypełniona odwagą, tak teraz ona całkowicie uleciała.
„No i co ty sobie wyobrażałaś, kretynko?" pomyślałam, patrząc z lekkim przerażeniem na Niemca, który przybrał pytający wyraz twarzy.
Odłożył papiery na bok i przyglądał mi się w oczekiwaniu aż cokolwiek powiem.

— W-więc... dlaczego... t-ty... — próbowałam skleić jakiekolwiek zdanie, co mi nie wychodziło. — Twój ojciec — wydusiłam w końcu, mając nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi. Powiedziałam to wystarczająco głośno by usłyszał, ale wystarczająco cicho, by nie mógł tego przyswoić Węgier.

Niemcy na moje słowa widocznie się zmieszał. Lekko posmutniał, co było ciężko dostrzec. Odwrócił wzrok i zaczął się nerwowo drapać po szyi.
Najwyraźniej nie chciał, aby o tym ktokolwiek wiedział czy rozmawiał.

— Ich habe ihn geliebt*... — wymamrotał w swoim języku, z czego nie zrozumiałam ani jednego słowa, o czym chyba doskonale wiedział. Tak to już jest, kiedy nienawidzi się kogoś do takiego stopnia, że nie chce się pamiętać ani jednego wypowiedzianego przez tą osobę słowa.

Spojrzał wreszcie na mnie zmartwionym wzrokiem.
— Nie rozmawiajmy o nim, dobrze? — spytał błagająco. Musiałam zrobić chyba przestraszoną minę, gdyż od razu dodał. — Spokojnie, nic się nie dzieje. Po prostu jeszcze nie jest na to czas. Kiedy indziej o tym porozmawiamy — ton głosu miał bardzo uspokajający. Aby wesprzeć swoje słowa uśmiechnął się delikatnie.
Na ułamek sekundy pomyślałam, że może jednak się myliłam co do niego, ale szybko tą myśl odpędziłam.

Niemiec chwilę się zastanawiał patrząc na mnie.

— Jesteś może głodna? Ungarn niedawno zrobił obiad. Czekaliśmy z nim na ciebie — spytał, wstając od stołu.

— Z chęcią. A co takiego przyrządził? — rozmarzyłam się, myśląc o pierogach.

— Chyba coś z papryką. Mówił na to jakoś... l... lie... t... lietsch... — chwycił się za głowę. Prawie parsknęłam śmiechem, ale udało mi się powstrzymać. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć nazwę potrawy. — Scheiße. Ungarn!

— Stało się coś? — chłopak wparował do pokoju z prędkością światła. Pierwszy raz widziałam u niego tak szybką reakcję. Jego mina pokazywała wyraźne przejęcie się.

— Jak się nazywa to danie, co zrobiłeś na obiad? — Węgry chwilę stał zdezorientowany, jednak zaraz potem wybuchł śmiechem.

— Masz na myśli leczo? — upewnił się, wycierając z oka łzę.

— O właśnie! Lietscho! — powiedział z typowym niemieckim akcentem, dumny z siebie Niemcy. Widocznie postanowił zignorować roześmianego paprykarza.

— Oczywiście, że zjem. Mam tylko nadzieję, że nie dodałeś tam za dużo swojej ostrej papryczki — spojrzałam podejrzliwym wzrokiem na braciszka. Ten już zdążył się opanować. Podniósł brodę do góry i założył ręce na piersiach.

— Ja zawsze daję idealne proporcje — mruknął, udając urażonego.

— Dlatego ostatnim razem pomyliłeś przecier pomidorowy z przecierem ze swojej papryczki — uśmiechnęłam się na myśl o tamtym wydarzeniu. Węgierskie papryczki są tak bardzo ostre, że do całkiem sporego garnka potrawy nawet pół łyżeczki tej przyprawy może być za dużą ilością.
Tamtego dnia Węgier wrzucił do średniego rondelka bigosu cały słoik.

Chłopak prychnął, lecz odwzajemnił uśmiech.
Później kazał mi i Niemcom usiąść, a on zaczął przynosić jedzenie dla naszej trójki.

Potrawa była bardzo dobra, szybko ustawiliśmy się w kolejce po dokładkę, dzięki czemu udało nam się wszystko zjeść do końca.
Sprawiło to ogromną radość jej autorowi, który dokładnie lustrował, jak któreś z nas nabierało jedzenia.

Po skończonym posiłku rozeszliśmy się do swoich zajęć. Reszta dnia zleciała jak z górki.

Wieczorem usiedliśmy na kanapie przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Był to oczywiście horror, bo na wymyślenie innego gatunku nie było stać czerwono-biało-zielonego. Leżałam więc wtulona w jego ramię, chowając się za nim w co straszniejszej scenie.

Nasza dwójka zdążyła się już umyć w przerwie reklamowej, w przeciwieństwie do pracoholika.
Czekał aż nastąpi kolejna.

Siedział po drugiej stronie Węgra. Spoglądałam na niego co jakiś czas, stwierdzając w końcu, iż film nie robi na nim wrażenia.
Miał ciągle tą samą poważną minę.

W pewnym momencie paprykarz zaczął przeciągle ziewać.
Poczułam, jak moje oparcie zaczyna się podnosić.

— Ja już idę spać. Zaraz tu zasnę. Wolę jednak spać w swoim łóżku, a nie na niewygodnej kanapie — oznajmił, znikając w odmętach zacienionego domu.
Próbowałam mu posłać błagający wzrok, ale nawet się na mnie nie spojrzał.

Z lekką obawą popatrzyłam na Niemca. On też prawie zasypiał. Czy tylko ja się bałam?

Nagle chłopak otwarł szeroko oczy i poderwał się ze swojego siedzenia.
Pobiegł do łazienki i się w niej zamknął na klucz.

A temu co odbija?

~Pov. Niemcy

Szlag by to trafił.
Dlaczego znowu musiało się to stać i to do tego w takim momencie?

Na szczęście mogłem się bezpiecznie zamknąć, tak by nikt mnie nie widział.

Musiałem wytrzymać ból, który mnie zaczynał przeszywać. Z ledwością powstrzymywałem krzyk.

Lekko otwarłem oczy, zaciśnięte wcześniej z powodu cierpienia.
Ktoś zaczął bowiem pukać. I do tego, o zgrozo, wiedziałem kto to jest.

— N-Niemcy? Wszystko w p-porządku? —mówiła cichutko. Co teraz?

— J-ja... jest dobrze. Pójdź już spać — próbowałem zachować normalny głos, bez większego powodzenia.

— N-na pewno? Mówisz jakoś... inaczej — verdammt.

— Na pewno. Idź już — rzekłem, karcąc się za swój chamski ton. Odetchnąłem, gdy usłyszałem oddalające się kroki.

Będę musiał jej o tym powiedzieć, nie dam rady tego ukrywać.

~•~•~•~•~
*Ich habe ihn geliebt - kochałem go

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro