33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podjęłam powolną próbę podniesienia się do pozycji siedzącej.
Udało mi się, jednak na moment musiałam przymknąć oczy z nieprzyjemnego powodu.

Gdy ból trochę zelżał, podniosłam wzrok na stojący przede mną stoliczek i czym prędzej chwyciłam pudełko z tabletkami przeciwbólowymi, wrzucając dwie pigułki do ust. Popiłam je herbatą, mając nadzieję, że w jakimś stopniu mi pomogą.

Chwilę później zarejestrowałam kroki, podążające w moim kierunku. Niemcy jednakże nie dotarł od razu, bo zatrzymał się w pół kroku, pewnie z zaskoczeniem stwierdzając, że już nie śpię.
Podejmując się dalszemu przemieszczaniu, jego kroki były wolniejsze i bardziej ostrożne.
Cicho westchnęłam.

Chłopak nic nie mówiąc poszedł do kuchni. Tam nastawił czajnik z wodą i dopiero wtedy wrócił do stoliczka.

— Guten Abend Polen — powiedział cicho, uciekając wzrokiem gdzieś indziej. Był bardzo zmieszany.

— Cześć... — wychrypiałam w odpowiedzi. Zapadła między nami niezręczna cisza, którą przerwała zagotowana woda.

Niemiec ponownie poszedł do kuchni, by po paru minutach wrócić z kubkiem świeżej, gorącej herbaty.

— Proszę, pomyślałem, że będziesz chciała się napić czegoś cieplejszego — podał mi delikatnie naczynie.

— Niemcy, powiedz mi... — zaczęłam, ale przerwał mi ruchem dłoni. Na jego twarzy pojawił się zdecydowany i zatroskany wyraz.

— Wybacz że ci przerwę, za chwilę ci wszystko powiem, tylko najpierw ty odpowiedz mi na parę pytań. Jest to bardzo ważne — lekko skinęłam głową. — Czy czujesz jakby coś było nie tak? Masz mroczki, zawroty głowy?

— Nie, tylko bardzo mnie boli głowa. I mam dreszcze

— Połóż się z powrotem. Wzięłaś tabletki? — ponownie potwierdziłam ruchem głowy. — Powinny zadziałać też przeciwgorączkowo

— Jak długo byłam nieprzytomna? Co się stało?

— Około dwóch godzin. Leżałaś w rowie z wodą. Całe szczęście, że się nie utopiłaś. Uderzyłaś się dość mocno w głowę — zmrużyłam oczy, chcąc odtworzyć wspomnienia z tego, co się wydarzyło. Niestety, nadal miałam pustkę.

~POV. Niemcy~
Wcześniej

Obudź się.


Niemcy, obudź się

Oszołomiony wstałem, nie wiedząc co się dzieje.
Na dworze szalała wichura, co chwilę niebo rozdzierały błyskawice.

Coś mnie tknęło, sprawiając, że mimowolnie wstałem z fotela. Czułem u siebie zaniepokojenie. Tak jakby coś się miało, bądź właśnie się działo złego. Nie wiedziałem jednak, co to mogło być, więc zignorowałem to i skierowałem się do swojego pokoju.

Jednakże nie dotarłem do niego. Jakaś siła przejęła nade mną kontrolę, pchając mnie w stronę drzwi wyjściowych.
Założyła mi buty i wrzuciła płaszcz, prowadząc mnie w stronę lasu. Tam mnie już opuściła.
Zmarszczyłem brwi, patrząc na las, stojąc jak idiota w środku ulewy.

Odwrót do domu nie wchodził w grę, ale nawet nie przyszedł mi do głowy. Tutaj doznałem zaniepokojenia ze zdwojoną siłą.

— O co chodzi? — mruknąłem sam do siebie, nie wiedząc co robić.

Las.

Biegnij.

BIEGNIJ!

Głos rozbrzmiewał mi w uszach głośnym echem, dodając moim nogom skrzydeł.
Z miejsca ruszyłem jak najprędzej, nie wiedząc czego mam szukać.
Jednak nogi jakby same mnie prowadziły.

I wtedy wszystko zdarzyło się szybko.
Największy piorun, jakiego tej nocy widziałem zaznaczył swą obecnością niebo, w akompaniamencie niebezpiecznego grzmotnięcia. Przystanąłem, by za chwilę ponowić bieg w innym kierunku.

Nie wiem ile to trwało. Pięć minut? Dwadzieścia? A może pół godziny?
Wtedy straciłem poczucie czasu, ale w końcu dotarłem do tego miejsca.

Doznałem uczucia, że to jest to miejsce. Zamarłem, gdy rozglądając się, zauważyłem w dole rowu nieruchomy kształt.
Gdzieś obok usłyszałem tętent kopyt jelenia, który zniknął w głębi lasu.

Jeszcze jeden piorun rozdarł niebo, ukazując postać leżącą twarzą nieco ponad powierzchnią rwącej rzeki.

Czym prędzej zsunąłem się i pochwyciłem dziewczynę, za chwilę przyglądając się jej przy brzegu. Oddychała, ale była nieprzytomna. Błoto i ciemności nie pozwalały mi sprawdzić, czy doznała jakiś zranień, co nie pozostawiało mi wyboru.

Podniosłem ją ostrożnie i ruszyłem z nią w kierunku mojego domu.
Z ulgą przekroczyłem próg drzwi.

Położyłem ją na kanapie i pobiegłem do łazienki. Nalałem do wiadra ciepłej wody i wrzuciłem do niego czystą ścierkę. Potem ruszyłem do swojego pokoju i przetrząsnąłem szafę.
Znalazłem w niej całkiem nowy dres, którego ani razu nie miałem ubranego. Dostałem go kiedyś na urodziny, ale nie zamierzałem w nim chodzić.

Wróciłem do przedpokoju i przemyłem dziewczynę na tyle, na ile mogłem.
Stwierdziłem, że oprócz rany na czole, nie odniosła niczego poważniejszego.
Tyle dobrze, że krew miała ujście i nie utworzył się duży guz, gdyż mogło to doprowadzić do niezbyt dobrych konsekwencji. Teraz jedynym problemem mogło być zakażenie.

Gdy opatrzyłem ranę musiałem się wziąć za przebranie Polski.

— Musisz to zrobić. Inaczej się wyziębi — przekonywałem się, gdy zacząłem ściągać z niej koszulkę. Cichym jęknięciem zareagowałem na ilość blizn na jej ciele, a także na tą nową, która niespodziewanie pojawiła się przed paroma dniami.

Szybko założyłem na nią ciepłą bluzę i zabrałem się za spodnie. Przez fakt, że były obcisłe i do tego mokre, nie było to najłatwiejsze zadanie, jednak ostatecznie mi się udało.
Wciągnąłem szybko suchy dres i wziąłem jej ubrania do pralki.
Wróciłem z kocami, którymi ją przykryłem i przygotowałem herbatę oraz tabletki, w razie jej przebudzenia.

Mogłem tylko siedzieć i czekać, aż się obudzi.

Nie opowiedziałem jej całej historii.
Bynajmniej nie wspomniałem o tym czymś, co mnie zmusiło do pójścia do tego lasu.
Widziałem jej zakłopotanie, gdy wspomniałem o przebieraniu, co było całkowicie zrozumiałe.

— Przepraszam — powiedziałem na samym końcu, napotykając jej zaskoczone spojrzenie.

— Dlaczego mnie przepraszasz? — spytała, marszcząc brwi.

— Miałem się trzymać od ciebie z daleka, a tymczasem zamiast zabrać cię do twojego domu, przytargałem cię tutaj — spuściłem wzrok.

— Nie miałeś pewności, czy kogokolwiek zastaniesz, poza tym twój dom był najbliżej. Do tego lepiej się stało, bo wydaje się, że... nie dokończyliśmy czegoś ważnego — ostatnie słowa wypowiedziała z małym wahaniem. — Skoro już zaczęliśmy razem z tym walczyć, musimy to doprowadzić do końca

— Jak mamy to zrobić, skoro... ja samym sobą nie ułatwiam ci w niczym? Jak we mnie jest ten potwór którego chcesz powstrzymać? Nie chcę być kolejnym powodem twojego strachu — poczułem napływającą rozpacz i rezygnację.

— Najwyraźniej nadszedł czas najwyższy, aby to zmienić — uśmiechnęła się blado. Zacząłem się domyślać, o co jej chodziło.

— Polen... jesteś tego pewna?

— Tak. To znaczy, chyba tak. Tak myślę — zacisnęła szczękę, walcząc ze sobą. Czułem, że toczy się w jej głowie poważna dyskusja strachu i zdrowego rozsądku. Nie mogłem jej zawieść.

— Wiem, że kiedy dojdzie co do czego, będziesz żałować swojej decyzji — podniosła na mnie wzrok, który wprost wskazywał, że wyczytałem jej to z myśli. — Proszę cię tylko abyś pamiętała, że moją ostatnią rzeczą jest zrobienie ci krzywdy. Jestem w tym wszystkim z tobą i nie zamierzam cię zostawiać

Dziewczyna z pewną ulgą skinęła głową. Uśmiechnąłem się lekko.

— Gdy poczujesz się trochę lepiej, pokażę ci gdzie jest łazienka. Nad ranem zadzwonię do twojego brata- — przerwałem, zaczynając się zastanawiać, co dalej? — Wolisz wrócić do swojego domu?

— Mogę tutaj zostać, o ile to nie będzie problem — odparła po chwili namysłu.

— W takim wypadku Ungarn będzie musiał ci spakować rzeczy. Narazie odpoczywaj, jest środek nocy

— A ty zamierzasz dalej pracować? — spytała ironicznie.

— Chyba nie zamierzam ryzykować i też pójdę spać — poinformowałem żartobliwie. Niedługo potem spojrzałem na nią z powagą.

— Coś się stało?

— Konfrontacja ze swoim koszmarem jest najgorszą rzeczą, jakiej ktokolwiek by się podjął. Twój ojciec byłby dumny z twojej odwagi — zauważyłem zaskoczenie na jej twarzy. Po chwili ciszy wstałem i ruszyłem do swojego pokoju.

— Niemcy? — zatrzymałem się. — Dziękuję

— Ja tobie również dziękuję. Za to, że dałaś mi szansę. Gute nacht

— Dobranoc...

Przekraczając próg pokoju, zaczęły do mnie docierać fakty sprzed paru chwil. Zrobiło mi się cieplej, poczułem radość.
Zaczęła mnie akceptować. Wszystko zaczęło się układać.

Zasypiając nie potrafiłem powstrzymać ogromnego uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro