36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~POV. Polska~

Budząc się po raz kolejny w tej ciemnej próżni, czułam niepokój od samego początku. Bardziej przerażający był fakt, że przez długi czas nic się nie działo.
Byłam całkowicie sama.
Postanowiłam w końcu się uspokoić i pozwolić swoim mięśniom się rozluźnić, bo w końcu nic mi tu nie groziło, prawda?

Wtem usłyszałam czyjś powolny krok. Mogłam łatwo stwierdzić, że chodzenie tej osobie sprawia trudność, gdyż towarzyszyło temu wszystkiemu szuranie butów o podłoże.
Nie starałam się rozglądać, ale mimo to przede mną z ciemności wyłoniła się znajoma mi postać.

— Polen? — powiedział, podnosząc znużony wzrok na mnie. Uspokoiłam się bardziej, widząc go. Jednak nie mogło to trwać długo.

Chłopak nagle upadł. Podbiegłam do niego, chcąc mu pomóc, ale wtedy zniknął.

— Jeszcze jeden krok — coś uderzyło mnie bardzo mocno w plecy, sprawiając, że straciłam równowagę, przygniatając mnie do ziemi. Jakaś siła odwróciła mnie przodem do siebie, bym mogła spojrzeć w twarz jemu. Widniał na niej nienawistny grymas. — Nic do ciebie nie dociera. Tego nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Ty i ten twój naród. Jeden z nielicznych, który potrafił stroić sobie żarty z pętlą na szyi — parsknął. Odsunął swój but, którym przez cały ten czas mnie podduszał i się cofnął. Zauważyłam jedynie jego przeraźliwy uśmiech, który wpełzł niczym jadowity wąż, by zaraz potem rozpłynąć się w powietrzu wraz ze swoim właścicielem.

Powoli zaczęłam się podnosić, wypatrując zagrożenia. Puls mi przyspieszył, obraz zaczął się rozmywać.

Pojawił się ponownie na horyzoncie Niemcy. Zdawało mi się, że już kiedyś widziałam go w takiej pozycji we śnie.
Stał z zamkniętymi oczami, jakby spał.

Zza jego pleców wyłonił się on. Obraz był już coraz bardziej niewyraźny, widziałam tylko jak podniósł rękę i gwałtownie ją opuścił.

Ciemność rozdarł przeraźliwy krzyk.

Zerwałam się na nogi.
Czułam mrowienie w gardle, co mogło mi zasugerować, że to ja krzyczałam. Mimo to odnosiłam wrażenie, że ten głos był... inny.

Serce po dłuższym czasie uspokoiło się, chociaż ja nadal nie byłam w stanie spojrzeć gdziekolwiek bez obawy, że on się pojawi.
Był nadal środek nocy.

I wtedy usłyszałam ponownie ten głos. Był zupełnie cichszy, przypominał jęk.
Zamroczyło mi przed oczami.

— Niemcy — szepnęłam do siebie, wstając i ruszając do wyjścia z pomieszczenia.

Nogi miałam jak z waty, lecz udało mi się dotrzeć do następnego pokoju.
Lekko zapukałam, po czym uchyliłam drzwi.

Zauważyłam przed sobą postać, siedzącą do mnie tyłem. Światło księżyca padało na nią przez okno, sprawiając że wydawała się jeszcze ciemniejsza i mroczniejsza na tle słabo widocznego pokoju. Był zgarbiony, obejmujący sam siebie, ze spuszczoną głową.
Fakt, że coś było bardzo nie tak był aż nadto widoczny.

Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony. W końcu westchnął.

— Wróć do łóżka. Porozmawiamy rano — powiedział cicho zachrypniętym głosem, od którego dostałam dreszczy.
Posłusznie zamknęłam drzwi i wróciłam do swojego pokoju.
Minęło bardzo dużo czasu, zanim poukładałam myśli i mogłam ponowić próbę zaśnięcia.

Obudziłam się z niepokojem.
Dalej czułam, że coś jest nie na miejscu. Oprócz tego, że przez resztę nocy nic mi się nie śniło, to jeszcze stwierdziłam, że spałam dłużej niż zwykle.

Spojrzałam na zegar.
Dziesiąta.
Zmarszczyłam brwi. W domu panowała zupełna cisza.

Podniosłam się i przebrałam w ubrania, później zaliczyłam toaletę. W całym mieszkaniu wyczuwalna była pustka.

Postanowiłam przyrządzić śniadanie.
Zaczęłam przynosić produkty do stołu, za każdym razem zerkając z małą nadzieją w stronę pokoju Niemiec, że za chwilę z niego wyjdzie.

Usiadłam na stołku i przyglądałam się owocom mojej pracy. Zauważyłam, że zapomniałam przynieść kubki na herbatę, więc wstałam i ruszyłam do szafki, by je przynieść.
Stojąc tyłem do mieszkania usłyszałam skrzypnięcie drzwi i kroki.
Wyjęłam naczynia i odwróciłam się, zmierzając w kierunku stołu.
Jednak zatrzymałam się gwałtownie i w ogromnym zaskoczeniu upuściłam trzymane w ręku kubki.

Niemcy miał spuszczony wzrok. Skrzywił się wcześniej na dźwięk tłoczonej porcelany, jednak teraz stał z kamienną twarzą.
Ręce miał lekko rozłożone w pokojowym geście.
Teraz wcześniejsza sytuacja zaczęła nabierać sensu.

Znowu się przemienił. W środku nocy, ponownie. I nie wrócił po tak długim czasie do pierwotnego stanu.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro