48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byli już od dłuższego czasu w domu.
Polska wypakowywała swoje rzeczy z torby w głębokim zamyśleniu. Robiła to dopiero teraz, gdyż wcześniej nie miała najmniejszej motywacji ku temu.
Nagle, gdy trochę mocniej pociągnęła za jedno z ubrań, z torby wyskoczyła książka. Spojrzała na nią i już chciała ją podnieść, gdy zmarszczyła brwi i się jej przyjrzała. Traf chciał, żeby się otwarła, a w oczy dziewczyny rzuciło się jedno zdanie, wypowiedziane przez bohatera.

— „Dobrze widzi się tylko sercem... najważniejsze jest niewidoczne dla oczu" — powtórzyła na głos. Usiadła na podłodze i tak jakby w momencie zaczęły docierać do niej rzeczy, słowa, które wcześniej uparcie ignorowała.

„Nie tylko ty miałaś źle"

„Może jest zazdrosny?"

„Trzymaj się z dala od mojego syna"

„A więc stracił nie jedną, a dwie bliskie mu osoby"

W lekkim skołowaniu zamrugała kilka razy oczami. Wyjrzała za okno. Powoli się ściemniało.
Już wiedziała co powinna zrobić. Jak powinna to zakończyć.

Wstała z podłogi i wyszła z pokoju. Ruszyła do kuchni, gdzie zaparzyła sobie ziołową herbatę. Węgier nigdzie nie widziała, co mogło być lekkim zaskoczeniem, lecz ona w aktualnej sytuacji się tym nie przejmowała.

Póki napój stygł, zaliczyła wieczorną toaletę. Potem wróciła, wypiła herbatę i poszła z powrotem do pokoju.
Troszkę sprzątnęła bałagan, jaki zostawiła i położyła się w łóżku, gasząc światła.
Wzięła głęboki wdech. „Czas to zrobić" pomyślała. Zamknęła oczy, rozluźniła się i oczekiwała na nadejście snu.

Znowu znajdowała się w tej próżni. Nie podejmowała prób rozglądania się, gdyż wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu. Mimo iż czuła strach, zacisnęła pięści.

— Gdzie jesteś?! Pokaż się! — krzyknęła głośno, cudem panując nad nierównym oddechem. Przez dłuższy czas ogarniała ją zupełna cisza, a jej słowa niosły się echem. Gdy już myślała, że to przywołanie nie przyniesie żadnego skutku, dosłyszała jakiś ruch. A potem krok. I następny. I następny i następny, aż z ciemności wyłonił się on. Przystanął kilka metrów przed nią, z wymalowaną na twarzy tą samą pogardą co zawsze. Zmrużył oczy, jakby wyczekując na to, co ona mu powie.

Dziewczynie jednak momentalnie odjęło mowę i z szeroko otwartymi oczami się na niego patrzyła. Na ten widok mężczyzna poruszył nieco głowę w bok, a usta wykrzywiły się w przerażającym uśmiechu, ukazującym jego ostre zębiska.

— Coś się stało? Zmieniłaś może zdanie co do mojej wcześniejszej propozycji...? — po jego minie dało się wyraźnie wywnioskować, że dosłownie karmił się przerażeniem Polski. Gdy ona zdała sobie z tego sprawę, spuściła głowę, nie chcąc na niego patrzeć.

— Nigdy — odparła stanowczo. Ten natomiast mruknął na to pogardliwie, a uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.

— W takim razie czego chcesz? Czyżbyś już się pogodziła ze swoim losem? Potulnie będziesz przyjmować na siebie wszystko? — jego głos był coraz bardziej przerażający. Z każdym pytaniem stawiał następne kroki, będąc coraz bliżej niej. W tym właśnie momencie coś u niej przeskoczyło. Użyła całej siły swojej woli, gwałtownie się wyprostowując.

— NIGDY!!! Już raz powiedziałam, że nigdy się nie dam złamać, obiecałam to już niejednemu i ty nie będziesz wyjątkiem!!! Nie pozwolę, byś rządził moim życiem, bo ono nie należy do ciebie! — mężczyzna lekko się zaskoczył jej słowami, ale dalej wydawał się niewzruszony.

— Przestań krzycze- —nie dane było mu skoczyć.

— NIE PRZERYWAJ MI!!! — Rzesza mimowolnie zrobił krok do tyłu — JA zamierzam wieść spokojne życie. DO MNIE należy MOJA przyszłość! — zaczęła stawiać kroki w przód. Mężczyzna otwarł nieco szerzej oczy i z zupełnie zagubionym wyrazem twarzy zaczął się cofać.

— Co ty... — próbował wydusić, ale widząc, że ona nie ustępuje, wydawał się coraz bardziej niepokoić — Stój! Nie zbliżaj się do mnie! — krzyknął w końcu, ale ta ani śniła się zatrzymać. Gdy dziewczyna była już bardzo blisko, po prostu zamknął mocno oczy.

Był spięty. Bardzo spięty. Czuł coś, czego nie czuł od bardzo dawna. Powoli otwarł powieki. Trzymając sztywno ręce w górze, patrzył nawet z lekkim przerażeniem na Słowiankę. Ta natomiast trzymała go w mocnym uścisku. Oddychał nierówno, zupełnie zatkany.

— Nie zapomnę. I nigdy nie zamierzam zapomnieć. Jednakże... godzę się z tym co było. Bo to się wydarzyło i nie wróci. Nie boję się ciebie. Już nie. Bo aby powstało zło, potrzebne jest inne zło. Wyrządziłeś piekło innym, bo sam takie przeżyłeś. A jednak koniec końców jesteś człowiekiem. Kimś, kto miał rodzinę i pragnął o nią walczyć, tylko się w tym wszystkim gdzieś zagubił — mówiła opanowanym głosem. Niewiele minęło, kiedy poczuła, jak dwie silne ręce objęły ją i tym samym odwzajemniły przytulenie. Pochylił się i zaczął trząść, co mogło się wydawać niepokojące. Polska zamilkła, czekając aż ten się uspokoi i coś powie.

— P-Polen... — usłyszała jego cichy głos, wyraźnie miększy niż zwykł być. — Jak... dlaczego...? Przecież... — nie był w stanie skleić żadnego zdania. Ona odsunęła się od niego i stojąc wyprostowana spoglądała mężczyznę. Wyglądał jak zupełne nieszczęście, w porównaniu do tego, jaki był jeszcze chwilę temu. Nawet zauważyła samotną łzę spływającą po jego policzku. A może jej się tylko wydawało?

— Nie wiem. Nie ma to i tak większego znaczenia. Po prostu zdążyłam poukładać sobie wszystko w głowie — stwierdziła. Potem wzięła głęboki wdech. Możliwe, że była to jej jedyna szansa, biorąc pod uwagę jego stan. Z pewnością był o wiele bardziej uległy i współpracujący. Nie sądziła, by na następny raz nie próbował znowu jej coś zrobić. — Twój syn ma kłopoty. Podobno tylko ty mu możesz pomóc — przeszła od razu do konkretów. Rzesza słysząc o kim zacznie się kręcić rozmowa, przybrał lekko przejęty wyraz. Spojrzał jej w oczy i nieco zmrużył powieki.

— To nie ode mnie zależy. Poniekąd to była twoja wina — wrócił jego wcześniejszy ton głosu. Polska przewróciła oczami.

— Niby dlaczego?

— Twoja obecność pogorszyła jego stan. Żył w wiecznym poczuciu winy, a widząc jak ty reagujesz na niego, czuł się jeszcze gorzej — stwierdził, zakładając ręce na piersi. „O to mu chodziło, gdy kazał mi się do niego nie zbliżać?"

— I to się przyczyniło do tego... czegoś?

— Owszem. Jeśli chcecie, by się to skończyło, Deutschland musi zrobić dokładnie to, co ty

— Czyli...?

— Wiesz, powiedziałem mu kiedyś pewne słowa. Chciałem go przestrzec właśnie przed tym, jednak wydaje się, że o nich zapomniał — odparł nieco tajemniczo. Wyprostował się i spuścił ręce, za chwilę łapiąc jedną z nich za daszek jego czapki. — Polen — skinął głową z pewnym wyrazem uznania. — Twa niezłomność przybiera wręcz legendarną formę — stwierdził całkowicie poważnie. Potem rozpłynął się w powietrzu, a dziewczyna zaczęła się wybudzać.

Otwarła oczy z nieco przyspieszonym oddechem. Patrzyła w sufit analizując to, co przed chwilą jej się przyśniło. Zmarszczyła brwi.
„Niemcy ma pozostawić przeszłość i zacząć żyć przyszłością" pomyślała, łapiąc się za głowę z uśmiechem pełnym ulgi.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro